Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2007, 16:13   #47
Nevdring
 
Reputacja: 1 Nevdring ma wyłączoną reputację
Alice Forest i Phoebe Vanmare:

Zejście w dół okazało się trudniejsze, niż to z początku wyglądało. Ziemia była sypka, a krzaki ciągnięte kobiecymi rękami w większości w nich pozostawały. Jednak niepodobna było już się cofnąć – nawet stojąc w miejscu osuwałyście się powoli, zapadając po kostki i wzniecając tumany kurzu. Niefrasobliwe „ruszenie” Alice zaowocawło tym, iż dużo prędzej aniżeli Phoebe dotarła na miejsce – a raczej przekoziołkowała ostatnie kilka metrów, padając jak długa tuż obok wody. Szczęśliwie upadek nie okazał się groźny, choć nieliczne kamienie zdecydowanie uprzykrzyły lądowanie. Nie było tutaj żadnych muszelek, czy wodorostów, jedynie tuż przy zboczu widniało kilka dużych, choć zniekształconych przez waszą eskapadę śladów. Rozpoczynały się prawie idealnie pod skarpą, ażeby dojść na wysokość jakichś dwóch metrów – jak gdyby pohamowane nieprzebytą ścianą ziemi.
Po lewej stronie ciągnęły się kolejne skarpy, często przedzielane szerokimi, pełnymi wody zagłębieniami. Kierując spojrzenie w przeciwną stronę, można było już nieco wyraźniej dostrzec w oddali zielony skrawek lądu, a i owe wzniesienie piaszczyste zaczynało się kilkadziesiąt kroków dalej. Tam też poruszał się jakiś kształt humanoidalny, lecz ostre promienie słońca uniemożliwiały dokładne rozeznanie sylwetki.


Brenna Jingels i Roger John Carlston:

Roger:

Paręnaście kroków i dotarłeś na zalewaną spokojnymi falami plażę. Nie licząc owego przedmiotu ciemnego, było tu pusto. Drzewa bliżej wody były nieco mniejsze, węższe i dosyć łatwo uginały się pod wpływem nacisku. Wyglądem upodabniały się do zupełnie innej strefy klimatycznej – liście podłużne, soczyście zielone, kora nieco odchodząca od jednego pnia przypominała raczej pasmo wydartego mięsa, dyndającego swobodnie na wietrze.
Czarna rzecz, którą widziałeś skończywszy podchody, okazała się niczym innym jak prymitywną pochodnią. Długa na jakieś pół metra zdawała się całkowicie wypalona, składników również nie dało się rozeznać – prawie rozpadała się w dotyku.
Leżała przysypana tuż obok miejsca w którym mielizna (na ile można było stwierdzić będąca jakieś półtora metra pod wodą) ciągnęła się niemal w prostej linii do owej wyspy niewielkiej. Odległość trudno było zmiarkować – jak zwykle zresztą, gdy falujące morze wdziera się między punkt odniesienia i miejsce obserwacji.
Mając słońce po prawej stronie, dostrzegłeś w niewielkim oddaleniu dwie osoby. Jedna dopiero co zbiegała ze zbocza, druga zaś leżała na plaży, cała w piachu.

Brenna:

W czasie, gdy Roger udał się (tym razem w celach badawczych) na plażę, kroczyliście już po jego wcześniejszych śladach – w stronę dziwnych budynków. Mazgaj kolejny raz pokrzywdzony słowami istot nie pojmujących jego boleści, wlókł się noga za nogą, starając się nie zostać w tyle. Droga (nie polegająca na skradaniu się) zajęła jeszcze mniej czasu i po kilku chwilach osiągaliście już wyjałowione „podwórze”.
Urywany pisk - Joshua wypluwa nieartykułowane dźwięki i znika parę kroków przy ostatnich drzewach.
- Aaa, pomocy! – drze się z niewielkiego, wilgotnego dołu. – Wyciągnijcie mnie! Tu jest woda... topię się! – lamentuje spoglądając w górę i nie mogąc wygramolić się po śliskich, nieco ponad metrowych ścianach zagłębienia. W gruncie rzeczy słodka ciecz sięgała tylko odrobinę wyżej jego kostek, lecz spanikowany umysł niezdary dopiero po dłuższej chwili uświadomił to sobie. Miota się więc tragicznie do czasu, aż spostrzegł, iż owa dziura przechodzi w niski, wąski tunel nieznacznie zalany i odchodzący w stronę budynków. Opiera pulchne dłonie na udach i bezskutecznie stara się przeniknąć wzrokiem niepokojący mrok.
 
__________________
"...codziennie wszystko z niczego tworzyć i uczyć śpiewu gwiazdy poranne."

Ostatnio edytowane przez Nevdring : 12-04-2007 o 22:40.
Nevdring jest offline