Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2015, 21:28   #75
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Mohini zatrzymała się w połowie ruchu nie wiedząc co robić. Uciekać wgłąb jaskini? Starać się wybiec i spieprzyć na drugi koniec wyspy? Wydzierać się w niebo głosy? Kopnąć w łeb Arinfa, który chyba nie wiedział na jakim świecie się znajduje? Walczyć? To ostatnie, to chyba najdurniejsza myśl jaka jej przyszła od początku przebywania na wyspie.
Postanowiła jednak nie brać nóg za pas… jeszcze. Skoczywszy do wampira pochłoniętego w medytacji zaryzykowała i dała mężczyźnie z liścia… i dodała z pięści w nos. Należało się debilowi.

Takie zachowanie było ryzykowne i Mohini zdawała sobie z tego sprawę. Chyba zdawała sobie sprawę… W końcu tak brutalne wybudzenie z medytacji, to jak budzenie lunatyka idącego po krawędzi dachu. Panika jednak wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem.
Pierwszy cios spowodował, że głowa Arinfa poleciała na prawy bark. Drugi cios sprawił, że assamita przewrócił się na plecy i zastygł w iście komicznej pozie.

Pokiwała głową do swoich myśli. No cóż. Jest w jaskini z emocjonalnym trupem a od wejścia zaglądają nieproszeni goście. Można przyjąć, że musi liczyć na samą siebie, co w sumie nie było takim złym rozwiązaniem, bo odkąd umarła liczyła tylko na własną osobę. Uciekanie nie wchodziło w rachubę, jej rzeczy były ciężkie, w lesie było ciemno i prawdopodobnie z jej szczęściem trafiłaby znowu na gigarobala chcącego zrobić z niej spiżarkę. Postanowiła walczyć. Od razu wiedziała, że to jej najgłupsza decyzja w marnym nieżyciu. “Sharukh Khanie obyśmy spotkali się w następnym życiu…”
Wampirzyca skupiła się na celu lub celach, nie ważne, liczyło się to co właśnie widziała w swojej wyobraźni. Wspaniałą, tańczącą fata morganę 6 Mohiń i 6 Arinfów. Jak ma skonać to przynajmniej przy dobrym bollywoodzkim tańcu.

Jak na zawołanie tuż obok wampirzycy pojawiły się jej pląsające lustrzane odbicia i równie wesołe kopie assamity. Widok był doprawdy niesamowity. Przed wejściem do ich kryjówki dwanaście postaci wirowało w ciszy, jak na niemym filmie.
Wampirzyca ukryta przy wejściu do jaskini obserwowała czające się w mroku stwory.

Te zatrzymały się i przykucnięte, z głowami tuż przy ziemi również obserwowały. Mohini dostrzegła co najmniej tuzin pokracznych stworów.

Zaniechanie ataku zdziwiło Ravnoskę, która kuląc się przy wejściu liczyła dziwne istoty. Była pewna, że te pokraki rzucą się jak na żer a tu proszę, małe zdziwko. Zaintrygowana postanowiła zaryzykować i nakierowała jedną ze swych kopii do wywrócenia się w bardzo bliskiej odległości od najbliższego potworka, jeśli ten nie zareaguje Mohini numer 3 wstanie będzie tańczyć dalej.

Gdy jedna z kopi wywróciła się w pobliżu pokraki, ta cofnęła się półkroku i dalej obserwowała. To zdziwiło wampirzycę, ale plan miała gotowy. Iluzoryczny tancerz, podniósł się po kilku chwilach i dalej ruszył w tany.
Mohini zauważyła jednak coś innego, co ją bardzo zaniepokoiło. Gdy część stworów uważnie obserwowały taniec iluzorycznych kopii, kilka, a może kilkanaście innych wolno przesuwało się na flankach. Coraz bliżej i bliżej wejścia do jaskini.

Tancerka wycofała się raczkiem w głąb jaskini do ciała towarzysza. Uczepiwszy sie jego ramienia, niczym rzep psiego ogona, miętosiła jego rękaw kiwając się to w przód to w tył.
- Mamy przejebane, przejebane, bane, bane…. - mruczała przerażona, najgorsze jednak było to, że dobrowolnie zrezygnowała z możliwości ucieczki jak najdalej od tego cholernego miejsca.

"O chuj" pomyślał tylko kiedy świat zaczął walić się na jego oczach. Oczach...
Obudził się z cichym przekleństwem w ojczystym języku. Łeb to mu zaraz chyba pęknie. Rozczulanie się nad sobą przerwała mu obserwacja, że ktoś namiętnie gwałci mu ramie. A potem było tylko gorzej. Czy on widział siebie? I siebie? Oraz siebie? Co ten Bolek mu odjebał? Dopiero po chwili odnotował, że obok niego siedzi przerażona Mohini. Tak. Też był przerażony widząc siebie tańczącego jakieś dziwne tańce. o! A to co za śmieszne świecące paciorki.... O chuj. To nie były paciorki..
- Mohini.. Powiedź swojej matce, aby już sobie poszła, co? - wyszeptał do wampirzycy.

- Obudziłeś się ty tępa dzido… - syknęła do wampira nie odrywając jednak wzroku od wyjścia jaskini. - Zrób coś z tym…- była zbyt przerażona by cokolwiek robić.

- Ale to twoja rodzina - odparł cicho. mógł niby zaatakować te dziwne stworzenia, ale obawiał się, że w takim wypadku rzucą się na nich cała chmarką. Spojrzał na swoje szponiaste palce. No hej... Bez większego zastanowienia więc przesunął po jednym z nich językiem pozwalając, aby ostrze rozcieło tkankę i począł tak nanosić trującą krew na wszystkie pazury. Jak małpiatki podejdą bliżej to przejedzie im po pysku.

Oboje kainitów przygotowało się na atak. Assamita poczuł, jak krew buzuje mu w żyłach na samą myśl zbliżającego się boju. Mohini natomiast nadal była pełna strachu i wiary, że jej iluzoryczne popisy ochronią ich przed otwartą konfrontacją.
Tańczące postacie, kopie Mohini i Arinfa zebrały się w zwartą grupę broniąc wejścia do jaskini. W dużej mierze przesłoniło to widok i utrudniło przygotowanie się do obrony.
Gdy pierwszy stwór wpadł do środka, Arinf był lekko zaskoczony, ale nie nieprzygotowany. Chudy stwór rzucił się w jego kierunku, wyciągając przed siebie uzbrojone w długie pazury łapy. Po chwili za pierwszy stworem do środka wpadł następny i wpatrując się w Mohini ruszył na nią biegiem.

Mohini instynktownie wyciągnęła zza paska swój myśliwski, składany nóż. Kurwa i co ona ma teraz zrobić?
- Arinf to wszystko twoja wina! - ze zdenerwowania jej akcent nasilił się jeszcze bardziej przez co Assamita mógł usłyszeć jakieś piane kukuryku a nie angielskie słowa. Dlaczego tych przeklętych patrzaków było tak dużo? Jej umiejętności o wiele lepiej nadawały się na pojedynczy cel.

Assamita zerwał się na równe nogi i nie czekał na zaproszenie tylko ignorując pianie wampirzycy zamachnął się celując w paszcze stwora. Miał zamiar dorobić mu śliczny uśmiech. Jednocześnie wolną ręką gorączkowo szukał swojego pistoletu.

Ravnoska wyciągnęła nóż, ale o ułamek sekundy za późno. Chudy, pokraczny stwór był tuż przy niej. Skoczył ku niej i już sekundę później Mohini leżała na ziemi, a stwor siedział na jej piersi. Jego pazury wbiły się w ramiona, raniąc ją poważnie. Pokrak rozwarł paszczkę i zamierzał wgryź się w szyję wampirzycy. Na szczęście ta zdołała sparować ten cios.
W tym czasie Arinf błyskawicznym pchnięciem powalił na ziemię lecącego w jego kierunku potwora. Assamita zdołał zaobserwować zarówno kiepską sytuację jego towarzyszki, jaki i że do jaskini zbliżają się kolejne stwory. Było ich dużo. Zbyt dużo.

Skoro jeden ze stworów dostał wpierdol to zerknął w stronę Mohini.
- Ani drgnij! - zawołał do niej. Adrenalina sprawiła, że nie czuł zbyt wiele oprócz niezdrowego podniecenia walką i wystrzelił w stronę stwora z broni. Nawet nie zadrżał. Przypomniały mu się stare dobre czasy. Przeniósł wzrok ponownie na wyjście, ale wciąż celując tak na zaś w stwora, który maltretował Ravnoskę.

Jakby jeszcze kurwa mogła… wampirzyca zdała się na ślepy traf czyli na profesjonalizm ruska.

Strzał był szybki i precyzyjny. Stwór, który zamierzał zadusić wampirzycę upadł na nią bezwładnie. Mohini z obrzydzeniem zrzuciła kreaturę z siebie i stanęła obok Rosjanina.
Kainici spojrzeli na wejście do jaskini. Tuż za wyłomem czaiło się co najmniej kilka istot. Najwyraźniej czekały na moment dogodny do ataku. Stworzona przez Ravnoskę iluzja straciła swoją skuteczność. Stwory oswoiły się z nią i nie zwracały na nią uwagi.
Kainici mieli czas, ale bardzo mało możliwości.

Mohini nie mogła uwierzyć ile też Rusek miał szczęścia, bo przecież nie nazwałaby tego profesjonalizmem. Tak czy siak, odrzuciła martwe truchło stwora i wygrzebała się spod niego powolnie. Teraz to ją wkurwiły te patrzaki zasrane. Przeniosła spojrzenie na swoje iluzje. Nie boją się już ich, tak? To ona im pokaże! Wyciągnęła przed siebie dłoń jakby chcąc wspomóc się tak nieco w skupianiu swojej mocy. Wyraz jej twarzy był istnie komiczny. Wyglądała teraz bowiem jak zapłakana pięciolatka z miną najpodlejszej morderczyni.

Nagle iluzoryczne postacie stanęły w płomieniach. Zaczęły podskakiwać niczym żywe pochodnie. Widok był iście groteskowy i koszmarny. Zabójczy plan Mohini jednak sprawdził się w stu procentach. Stwory zapiszczały, jak małe kocięta i w popłochu uciekły w ciemność.
Niestety iluzja była na tyle wiarygodna, że w panikę wpadł też Arinf. Assamita spojrzała z przerażeniem na płonące postacie wśród których połowa była jego kopiami. Ten widok stanowił zbyt duże obciążenie psychiczne dla Rosjanina. Jego umysł eksplodował i wampir zapadł w letarg. Skulił się w kącie jaskini i kołysał się w tył i przód niczym autystyczne dziecko.

Co… i tylko tyle? Wystarczyło je podpalić, powiać trochę smrodem palonego mięcha i już? To ona się przygotowała na wybuchy i istną kawalkadę niczym narodowa kanonada z brytyjskich armat. A tu cała widownia spierdzieliła. Zszokowana zgarnęła włosy z twarzy. Żyła. ONA PRZEŻYŁA! TO CHUJSTWO CHCIAŁO JĄ ZEŻREĆ ALE TO ONA WYGRAŁA!
- Arinf! Pogoniłam je! Udało mi się! UDAŁO! - odwróciła się w stronę towarzysza i przez chwile uśmiech spełzł z jej lica. - Kurwa to była iluzja! Podnoś się! - podeszła do wampira ale nie mogła powstrzymać nagromadzonych emocji, kłębiących się w jej piersi już od jakiegoś czasu. Strach, szał, panika, nienawiść, duma, euforia… Ravnoska padła na kolana przy nieprzytomnym rusku i wybuchła niepohamowanym, paranoicznym śmiechem. “Ten debil posrał się ze strachu, o kuhuhuhurwaaaaa…”
Minęła chwila czasu nim z wampirzycy uleciały wszystkie emocje. Niczym pęknięty balonik, skurczyła się w sobie, zgarbiła i jakby opadła z sil witalnych. Zjadłaby coś… Rozejrzała się po jaskini. Od biedy wyssie obleczonego w skórę pokraka, który chciał ją zeżreć. Pytanie tylko czy nie zarazi się brzydowatością od tego bezwłosego pokurcza. Pociągnęła odruchowo nosem.

Obudził się, mimo że tak naprawdę wcale nie spał. Rozejrzał się gorączkowo po jaskini. Czy to na pewno była już rzeczywistość? Sam czuł się jakiś taki nierealny. Przesunął lewą dłonią po twarzy. Czuł się dalej jak w jakimś chorym śnie, ale wszystko wskazywało na to, że był już "na ziemi". Nigdzie nie widział scen znanych mu z wnętrza swojego umysłu, nie było też świadomości.
Przypomniał sobie jednak powód przez który popadł w swój paniczny letarg. Rozejrzał się znowu przerażony, ale nigdzie nie dostrzegł płomieni czy też dziwnych stworów. Może i one były tylko kreacją jego chorego umysłu?
- Chciałbym w końcu odpocząć - mruknął bardziej do siebie niż kogoś obok. Właśnie! Gdzie Mohini? Dostrzegł ją nieopodal zwłok wychudzonej pokraki. Więc jednak były prawdziwe. Westchnął z ulgą. Co się z nim działo? Wszystko ten pieprzony Stefan! Definitywnie musiał się teraz trochę przespać. Ale jak? Co jeśli małpiatki wrócą?
- Jeszcze raz dojebiesz tym ogniem, a spalę cię prawdziwym - czuł się w obowiązku pogrozić Ravnosce - albo chociaż pozwolę, aby zeżarły cię te pieprzone rogaliki.

Mohini wybuchła ponownie śmiechem.
- Zawinąłeś się jak niemowlę - odparła obserwując zezwłoka - Lepiej już się czujesz? - zapytała łagodnie z zainteresowaniem - Czy mi się wydaję czy mamy kolację? - pokazała palcem na trupka.
Wampirzyca podeszła na czworaka do Assamity, popatrzyła mu w oczy, po czym się do niego przytuliła.
- Miałeś szczęście, że trafiłeś, bo inaczej ten ogień nie byłby iluzją - roześmiała się wesoło.

Tak, zdecydowanie był jeszcze w swoim dziwnym śnie. No, kurwa mać, Bolek, to wcale nie było zabawne! Mimo dziwnych okoliczności twarz Arinfa nawet nie drgnęła.
- Tak,też się cieszę, że rogalik cię nie wpierdolił - odpowiedział po chwili milczenia.
- To co teraz? Konsumujemy pokrakę?

***

Dwójka wampirów po dość obfitym, choć nieco paskudnym posiłku, zabrała się do roboty. Nie wiadomo, czy pozbyli się patrzaków na dobre, czy może wrócą z posiłkami. Trzeba było się jakoś przygotować, tak więc uzbierali pokaźną kupę badyli, po czym naostrzyli ich końce tworząc prowizoryczne dzidy. Gdy Arinf powoli acz systematycznie i z niesamowitą precyzją oraz profesjonalizmem tworzył zasieki, istny płaszcz kolców u wejścia jaskini, Mohini zastawiła kilka kolejnych dzwoneczkowych pułapek, po czym wyzbierała kamienie, które od biedy będą służyć za pociski. Następnie we dwójkę „domknęli” wejście swojego schronienia, które teraz wyglądało jak wciśnięty w za małą norkę, zwinięty w kłębek, jeżyk.
Ukryci w środku kainici w końcu mogli odpocząć. Żaden z nich nie planował zasypiać. Jedynie trochę wyciągnąć, rozluźnić, odsapnąć… i czekać. Nie wiadomo na kogo czy na co. Nie mieli jeszcze planu, co chcą robić. Chcieli jedynie spokoju.
By zabić czas i odpędzić znużenie, niezrzeszeni poczęli plotkować… opowiadali sobie pierdoły z życia, kiedy byli jeszcze ludźmi, śpiewali narodowe pieśni i wykłócali się, która kuchnia była smaczniejsza. Popisywali się tańcami i pijackimi przyśpiewkami, gdy nie mogli dojść do zgody a było to bardzo często, okładali się po ryjcach niczym bojowe koguciki.
Mohini w pewnym momencie zmieniła zakrwawione ubranie, na co Arinf nie omieszkał biadolić nad skradzioną a teraz poszarpaną i brudną koszulką, którą miał jeszcze z czasów wojska.
Dziwna harmonia jaka wytworzyła się między dwoma wampirami, choć wielu mogła zadziwiać, tak na prawdę nie była niczym nadzwyczajnym. Związek między tymi dwojga opierał się na prostej zasadzie: ja sobie pogadam a później ty, ja ci dam w ryj później ty mi, moja racja jest mojsza niż twojsza ale w zasadzie to możesz sobie myśleć na odwrót. Dwa całkowicie odrębne byty, nie starały się dominować, nie starały się na siebie wpływać. Istniały ze sobą ale tak na prawdę obok siebie. Każdy w swoim świecie ale jednak nie samotnie…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 22-08-2015 o 23:12.
sunellica jest offline