Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2015, 08:12   #425
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Taylor otworzyła drzwi i spojrzała na dziewczynkę:
- Witaj. Proszę wejdź. - Ręką wskazała jej wnętrze okazałego domu. - Zazwyczaj przy drzwiach stoi Henry. Nie wiem dlaczego dzisiaj go tutaj nie ma.
- Nie znam Henrego - odpowiedziała beztrosko dziewczynka o twarzy młodej Sharry i weszła do środka, rozglądając się ciekawie. - Jaki ogromny dom. Po co ci taki?
Zatrzymała się przed kalendarzem na ścianie. Wskazywał 11 września 2029 roku.
Blondynka stanęła obok niej także wpatrując się w kalendarz:
- Henry to nasz kamerdyner. - Powiedziała - Ten dom należy do naszej rodziny od trzystu lat. Jeden z moich przodków wybudował go gdy otrzymał tytuł szlachecki z rąk królowej Anny.
- To musi być przyjemne, wychować się w takim miejscu i wszystko mieć - dziewczynka odwróciła się do kobiety i wyciągnęła dłonie trzymające kwiat. - To dla ciebie. Powąchaj. To mój ulubiony. Małe gesty są najpiękniejsze.
Taylor wzięła kwiat z jej dłoni i z wyraźną przyjemnością zaciągnęła się jego aromatem:
- Posiadanie pieniędzy nie musi oznaczać szczęścia. - Powiedziała po chwili. - Czasami człowiek zatraca się w tym co posiada. Kochająca rodzina, przyjaciele, cel w życiu, to rzeczy o które naprawdę warto walczyć.
- Pokażesz mi swój cel? - dziewczynka zapytała z niewinnym uśmiechem. Piękny, słodki zapach kwiatu przepłynął przez nozdrza kobiety i zawirował w głowie...
Przedzierały się przez gęste, zielone zarośla. Idący na przedzie tubylczy przewodnik wycinał maczetą przejście, szybko i nieustępliwie. W pewnym momencie odwrócił się i wskazując coś przed sobą dłonią szybko coś tłumaczył w swoim języku.
- Podobno to już tylko kilka metrów w tamtą stronę, ale dalej z nami nie pójdzie. - Taylor i idąca obok Sharra usłyszały głos kobiety, która podążała za nimi. - Musimy tam dotrzeć same.
Kobieta wysunęła się na czoło pochodu i wyjęła z pochwy maczetę zawieszona u jej boku. Ruszyła naprzód kontynuując dzieło tubylca, który stał bez ruchu w miejscu gdzie się zatrzymał. Po kilkunastu metrach takiej wędrówki dotarły do skalnej przegrody. Wyglądała na naturalną, jednak po dokładnym przyjrzeniu się, na gładkiej płaszczyźnie można było dostrzec prymitywne rysunki.
- Myślisz, że to wejście do świątyni? - Zapytała Taylor stojącej obok kobiety.
- Tak twierdził przewodnik. Nie mam jednak pojęcia jak je otworzyć.

Nie było już dziewczynki-Sharry, była Sharra-nastolatka. Pierwsze zarysy kobiecości wyraźnie rysowały się pod ubraniem, twarz znaczyły pierwsze kreski malunków i tatuaży. Nikt oprócz Taylor zdawał się nie dostrzegać czarnowłosej, rozglądającej się ciekawie.
- Tajemnica? - szepnęła do ucha blondwłosej, kiedy stanęły przed skałą. Tanecznym krokiem podeszła do malunków i przesunęła po nich palcami. - Rozkosz poznawania i rozkosz bycia zagadką. Jednemu trudno bez drugiego. To już się wydarzyło, tajemnica została zgłębiona, pozostawiając po sobie pustkę? - ukucnęła i wzięła do ręki nieco ziemi, przesypując ją między swoimi palcami - Czy wydarzyć się może, przynieść wreszcie oczekiwany dreszcz spełnienia?
- Mary wierzyła, że w tej starej świątyni, w amazońskiej dżungli odnajdzie prawdziwe źródła mocy. - Odpowiedziała Taylor stając obok Sharry i jak ona dotykając ciemnych konturów widocznych na skale. - To była wspaniała wyprawa i wielka przygoda choć efekt nie przyniósł oczekiwanych rezultatów.
Ciekawość zabłysła w oczach czarnowłosej.
- Pokaż mi. Pokaż mi jak powinny wyglądać oczekiwane rezultaty - Sharra wstała i uśmiechnęła się, sunąc brudną od ziemi dłonią po ścianie. Coś zgrzytnęło i malunki zaczęły się odsuwać na bok, odsłaniając przejście wgłąb.
 
Eleanor jest offline