Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2015, 21:05   #54
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Kilka minut i kilka migających cieni później pojawił się Wade wraz z Wolfgangiem. Pisarz nieco kulał, ale poza tym trzymał się prosto i trzymał w dłoni dwa rewolwery. Jeden ciężki kolt i drugi zdobyczny, które Wade żartobliwie nazywał pestkownicami.
-Cześć ruda ślicznotko- rzekł na powitanie Wolfgang.-Co tam wypatrzyłaś?

-Zamówiłam pizzę i czekam na dostawcę - wyszczerzyła się bezczelnie i zaraz przekazała gospodarzowi domu śrutówkę żeby nie musieć już jej trzymać jak parodia żołnierza -Jak noga?

-Przeżyję… na szczęście wyglądało bardziej poważnie niż w rzeczywistości. Ale dzięki temu mam dużą motywację by obsmarować wojsko w następnej mojej powieści… albo pamiętniku.- uśmiechnął się krzywo Wolfgang.-To ustalono, kto czyni honory i w jaki sposób?
-Ja to zrobię.- rzekł Wade.-Jeden trup więcej na sumieniu, jeden mniej… żadna różnica.

Tara pokiwała głową i poczuła ulgę. Zabicie człowieka...ich sytuacja nie należała do kolorowych, ale coś takiego wciąż pozostawało zbrodnią. Do tego przecież wszyscy znali Phill’a.
-Opcja z poduszką, czy robimy to jeszcze inaczej? I przede wszystkim co z ciałem? - mówiła cicho, co parę słów zerknąć wgłąb korytarza by tym razem nie dać się nikomu zaskoczyć - Przez okno z nim? Będzie najkrócej i najmniej noszenia. Jeśli do świtu tam pozostanie, któreś z nas wyjdzie na zewnątrz i schowa zwłoki gdzieś dalej...żeby tak na widoku nie leżały.

-Jeśli przeżyję… a on tam zostanie. To mam łopatę… pochowa się biedaka. Tyle możemy dla niego zrobić.- rzekł Wade i ruszył pierwszy dodając po chwili.-I nikomu ani słowa. Udajemy, że to nigdy się nie wydarzyło.
-Dobra, dobra…- westchnął Wolfgang.-A jutro butelka wódki na troje. Należy się biedakowi stypa.

-Zaproponowałabym że upiekę ciasto...ale nie umiem piec - Tara mruknęła, przenosząc wzrok z Wade’a na pisarza. Trzech zbrodniarzy...jeśli po śmierci istniało Piekło właśnie fundowali sobie do niego bilet i to w opcji all inclusive -Więc może lepiej już chodźmy.




Szybko dotarli do mieszkania obu murzynów. Mieszkania położonego blisko klitki JC. Wade otworzył drzwi i weszli do zagraconego przedpokoju z… fuck… serio? Nie wiadomo było, który ma tak kiepski gust, ale cała ściana przedpokoju była wyłożona zdjęciami Phila i Jamesa, tulących się, całujących się, na plaży i w plenerach różnych miast Europy.
- Komuś jeszcze ten widok psuje mordercze zamiary?- zapytał Wolfgang, a Wade gestem dłoni kazał podążyć za sobą dodając.-Obstawiam że to Trenton miał tak kiepski gust.
- Czy geje nie powinni być przypadkiem dobrze ubrani i mieć wyczucie smaku? To mieszkanie to koszmar estetyczny.- stwierdził Wolfgang, a Wade dodał.-I mówi to facet, którego mieszkanie przypomina bibliotekę podczas remanentu.

- Są ludzie i ludzie. To tak jakby stwierdzić że wszyscy noszący okulary lubią czytać - burknęła gryzipiórkowi i wskazała brodą by ruszali dalej.

-Mimo wszystko… to… jest okropieństwo… brakuje tylko różowych kucyponków…- mruczał ni to do siebie ni to do reszty Wolfgang. Możliwe że to był jego sposób na radzenie sobie ze stresem, lub wyrzutami sumienia. Dotarli do… cóż... różowej sypialni z lustrami na suficie. Jednak w tym pokoju był dwugłos. Z jednej strony męska toaletka, z drugiej solidne biurko z laptopem. Phil i James mieli różne podejścia do wystroju wnętrz, ale któryś z nich najwyraźniej dominował zdaniem na pozostałym. Niemniej to różowiaste wnętrze psuł widok śpiącego Hopes. Murzyn był solidnie zbudowany i… teraz wydawał się puchnąć od masy mięśniowej. Jakby przypominał profesjonalnego zapaśnika. Tara nie pamiętała by był aż tak napakowany i musiała się zgodzić z Bruenerem gdy ten rzekł w panice.- Co do cholery się z nim dzieje? Wygląda jak Übersoldier. Brakuje tylko cholernym nazistów ze strzykawkami dookoła niego.

Tara wyciągnęła broń i poczuła się naraz bardzo, ale to bardzo niepewnie. Rewolwer przy olbrzymie zdawał się śmieszny...i raczej mało skuteczny. Uniosła palec do ust nakazując ciszę, ręką z gnatem machnęła w stronę łóżka.
-Wade?- spytała bezdźwięcznie, patrząc na dozorcę.

-Większy rewolwer.- rzekł Wade dając swą śrutówkę w ręce Wolfganga i biorąc poduszkę z podłogi. Pisarz podał mu swą spluwę i staruszek zaczął podchodzić do mężczyzny, położył poduszkę na twarzy śpiącego i… Tara dostrzegła, że dłonie Phila drgnęły i ręce murzyna poruszyły się w górę.

Zadziałał odruch. Nim zdążyła krzyknąć imię starca już ciągnęła za spust celując stworowi w łeb, a ciężki kawał metalu zatrząsł się razem z całym jej ciałem. Już nie potrzebowali konspiracji, improwizowanych tłumików i ciszy. Każdy kto zobaczy ciało Murzyna będzie musiał przyznać im rację. Nie mieli innego wyjścia, zrobili to dla bezpieczeństwa wszystkich w bloku. Tak trzeba było...ktoś musiał. To już nie był ich Phill, tylko kolejny potwór. Sumienie zamilkło, zagłuszone nagłym skokiem adrenaliny, strachu i złości.
Zdychaj…. zgiń. Po prostu umrzyj”- wałkowała w głowie wciąż to samo, bojąc się nawet pomyśleć co stanie się jeśli jej strzał tylko rozsierdzi leżącego na łóżku olbrzyma.

Drżąca od emocji dłoń drżała utrudniając celowanie. Chciała trafić w głowę, a trafiła raz w tułów, a raz jej kula przemknęła pomiędzy Philem, a Wade’m powodując że starzec odruchowo rzucił się na podłogę chcąc uniknąć kolejnych postrzału.
-Co ty wyprawiasz?! Odbiło ci?!- syknął Wade, a Hopes powoli się podnosił z kulą tkwiącą w lewym płucu zapewne, bo charczał krwią. Jego spojrzenie było… mętne. Jakby jeszcze śnił.
A Wolfgang zareagował na ten widok podobnie jak Tara, tyle że miał spluwę wymagającą mniejszej celności i stabilniejszy chwyt. No i Wade poza zasięgiem. Huk śrutówki i w miejscu twarzy Phila była krwawa miazga. A jego ciało bezwładnie opadło na poduszki.

Opamiętanie przyszło do rudej razem z serią przyspieszonych oddechów. Okryta podkoszulką pierś unosiła się i opadała w szybkim tempie, a ona stała jak słup soli z wciąż wycelowaną przed siebie bronią.
Strzeliła do człowie… czy to był jeszcze człowiek? Może istniała szansa, cień szansy by przywrócić mu poprzednią formę i rozum. A gdyby tak…
-Jakby… jakby ktoś pytał to my...my…- zdołała wydusić z siebie choć jej głos był wysoki i na granicy paniki - To była obrona...samoobrona przecież...widzieliście. On się...zmieniał się. J-jego ręka. Kiedy Wade podszedł do ł-łóżka on podniósł rękę. Tą wielką, napakowaną rękę która przecież jeszcze rano tak nie wyglądała. Dlate-tego...strzeliłam. Bo on...jakby on… panie Wade. Nic panu nie jest?

-Mogłaś mnie ostrzec… cholera… omal nie dostałem zawału.- Wade dotykał się okolic serca. Spojrzał na Tarę.-Czepiałaś się, że Sarze odbija z pistoletem, a sama zachowałaś się nie lepiej… Do licha… obie jesteście amatorki.
-Chyba już wszyscy słyszeli strzały.- wtrącił Wolfgang starając się opanować drżenie rąk.-Czy on… czy on…
-Raczej ciężko jest przeżyć, bez twarzy.- odparł cynicznie Wade.-Drzwi zamknięte na klucz, więc nikt nie wlezie, ale pewnie ktoś… JC pewnie słyszała.

Wspomnienie Harper otrzeźwiło Lantaną na tyle, że przestała się trząść jak galareta. Sapnęła, przeniosła wzrok z trupa na dozorcę i wykrzywiła twarz w czymś pośrednim między wściekłością a sarkazmem.
- Niech mi pan przypomni żebym następnym razem kiedy znajdzie się pan w niebezpieczeństwie obróciła się dupą do problemu i poszła grozić bronią jakiejś małolacie - warknęła zdecydowanie niezbyt przyjaźnie - Nie wiemy czym są te stwory, jak działają. To w jaki sposób zachodzi przemiana też jest niewiadomą. Wiemy jedno: są śmiertelnie groźne. Miałam czekać aż złapie któreś z nas i skręci kark? Zamiast jednego trupa byłyby dwa, albo i cztery...nieważne. Stało się. Niech pan pójdzie porozmawiać z Jenny i wybada ile słyszała. Wolf, zostaniesz ze mną? Sprawdzimy czy...czy jest definitywnie martwy. Meksi palili wszystkie zwłoki, nie zdążyłam spytać po co. Może tylko z obawy przed epidemią bakterii gnilnych...a może było w tym coś więcej.

-My tu teraz zwłok nie spalimy.- stwierdził Bruener podchodząc do okna i otwierając je.-Trzymajmy się planu i je wyrzućmy.
-Mogłaś mnie ostrzec… mogłaś mnie też trafić przez przypadek.- odparł Wade i rzekł zgadzając się z Wolfgangiem.-Trupek za okno. Jeśli będzie okazja je spalić jutro, to je spalimy.

-Chwilę - Tara machnęła ręką nie chcąc się kłócić. I tak miała dość wrażeń jak na pięć minut. Wróciła się do przedpokoju aby zamknąć drzwi od mieszkania na klucz. Jeśli mieli się pojawić gapie lepiej aby zrobili to gdy już zwłoki znajdą się za oknem.

-Waży tonę… chyba…- jęknął Wolfgang ciągnąc zwłoki Hopesa do okna. Rana na jego nodze musiała się otworzyć, bo jeansy ciemniały. A Tara… nie mogła nie zauważyć jak hojnie został Phil obdarzony przez naturę, chyba że… i to mu urosło wraz z mięśniami.

-Ciesz się że nie czekaliśmy dłużej. Pewnie urósłby do dwóch ton - mruknęła do pisarza i schyliła się żeby pomóc mu przetaszczyć problem do miejsca docelowego. - Niech pan zobaczy czy na ulicy jest czysto

Nikogo nie wi… cholera- jęknął Wolfgang zerkając przez okno.-Nadchodzą… koło dwudziestu. Niczym stado wilków.

-Potwory czy ludzie?- spytała i zaraz parsknęła wbrew powadze sytuacji. teraz oba gatunki zaliczały się do potworów.

-Nie zachowują się jak ludzie… znaczy… ludzie nie chodzą półksiężycem.- stwierdził Wolfgang, który nie załapał dowcipu.

- Trzeba ostrzec pozostałych...tylko cicho. Może przejdą obok i dadzą nam spokój- Tara kucnęła przy trupie nie spuszczając z niego wzroku.

- Nie wyglądają na takich co przechodzą obok.- zerknął przez okno Bruener. -Zdecydowane idą do nas.

-Pozbądźmy się Philla i chodźmy na dół. Nie ma czasu na gadanie i rozmyślanie -wyburczała, poganiając rękę Wolfganga. Jeden problem na raz. -Jeśli przeżyjemy tą noc trzeba będzie się napić, ja stawiam.
Pamiętała co obiecała Młodej, jej facetowi i dj'ce, ale schowanie się pod koc było ostatnim na co mogła sobie pozwolić. Nieważne jak głęboko by się nie zakopała, jeżeli wróg przedrze się przez barykadę dorwie wszystkich. Widziała dwa rozwiązania: albo schować się i próbować przeczekać, albo wziąć los we własne dłonie próbując coś zdziałać przy obronie.
Wybrała to drugie.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline