Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2015, 22:01   #55
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Uśmiechnęła się do niego, mimo sporych nerwów narastających wraz ze zbliżaniem się wieczoru. Zamiast wziąć po prostu magazynek, położyła swoje obie dłonie na jego dłoni, wyciągniętej w jej kierunku.
- Pamiętasz… co obiecałeś? - Sara właściwie to szepnęła - Jakby co… zaopiekujesz się Kait. Jakby co - Podkreśliła, wysilając się na kolejny, dosyć słaby uśmiech.
- Skoro ci na tym zależy...- stwierdził Wade i wzruszając ramionami dodał.- Zresztą… będę stał raczej na pierwszej linii.
- Obiecałeś? - Zdziwiła się wielce Harper - Obiecałeś, że jakbym ja… no obiecałeś. A teraz nagle nie bardzo? Zmieniłeś zdanie, czy od samego początku była to tylko czcza gadka?
- Nie sądzisz chyba, że dam ci walczyć na pierwszej linii,co? Będą musieli po mnie przejść, by cię dorwać.- uśmiechnął się ironicznie Wade i uniósł dłoń, by pogłaskać ją ojcowsko po gło… wstrzymał się nagle, niepewny jak Sara odbierze ten gest.- Jakbyś zginęła, to się nią zajmę. O ile będę żył, oczywiście. Ale nie zamierzam dać ci zginąć.
- No przecież wiadomo, że oboje nie mamy zamiaru się poddawać - Powiedziała Sara - To tylko taka opcja, “jakby co”. Dobrze wiesz, że jako matka, zrobię co trzeba, by w pierwszej kolejności moja córka przeżyła, a co za tym idzie, i ja się o siebie postaram… - Wzruszyła ramionami, w końcu odbierając magazynek - Rano się zobaczymy, będzie dobrze.
- Mamy planów… w cholerę. Więc coś może z tego wyjdzie.- potwierdził z ciepłym uśmiechem Wade.
- To jak co, do jutra... - Powiedziała Sara, jednak ociągała się z zamknięciem drzwi.
- Do wieczora raczej, choć…- zamyślił się Wade zerkając na Sarę i nie mając ochoty odchodzić.- … może i lepiej żebyś ty została z córką tej nocy. Jest nas wystarczająco dużo twardych facetów. Poradzimy sobie.

Sara udawała, że nie zauważa, iż Wade gapi się na jej dekolt… co w sumie minimalnie poprawiło jej humor.
- To ten… - Próbowała coś wykombinować, jakoś jeszcze na chwilę podtrzymać rozmowę - No możemy wieczorem jeszcze zamienić słówko lub dwa - Oparła się o framugę, zakładając rękę na rękę, jeszcze bardziej uwydatniając swe dwa kobiece walory…
- Możemy i teraz…- mruknął Wade i stropił się dodając.- Jeśli masz ochotę.
- No to… - Powiedziała Harper, wyczekująco.
- Masz czas… pogadać przy herbacie?- zapytał Wade cicho zerkając to na twarz Sary to niżej.
- U Ciebie, czy u mnie? - Odpowiedziała wyjątkowo szybko.
- Hmm..tego… jak wolisz.- odparł zaskoczony Wade.
- To może lepiej u mnie, Katie ma tu zabawki i tak dalej, to się nudzić nie będzie… to kiedy?
- Teraz mam czas.- stwierdził Wade zerkając na Sarę.- Co prawda mam też i bałagan w związku z przenosinami na wyższe piętro. Nie przeszkadza ci to?
- No nie, nie... - Uśmiechnęła się, przesuwając i zapraszając gestem dłoni do środka - No to wchodź!

Wade’a nie trzeba było długo namawiać. Od razu wszedł i najpierw ruszył do kuchni, ale zatrzymał się w pół kroku. Sara wszak była tu gospodarzem. Ta z kolei uśmiechnęła się na całą sytuację, po czym podreptała gdzie trzeba…
- To jakiej tej herbatki? - Spytała, zastygając w bezruchu przy otwartej(górnej) szafce kuchennej.




- Eeehmm… co?- wyraźnie zamyślony Wade zapytał dopiero po chwili gapienia się na Sarę.- A jakie… masz… herbatki?
- Zwykłą, miętową, owocową, porzeczkową, cytrynową… - Zaczęła wyliczać kobieta.
- Ja lubię… no tę… czarną?- zapytał niepewnie Wade słysząc tą wyliczankę.
Sięgnęła więc po co trzeba, zaparzyła wodę… wskazała mężczyźnie krzesło przy stole, na którym mógł usiąść.
- To o czym popaplamy? - Spytała.
- O tym… co będzie? Ten kryzys w końcu się skończy przecież.- rzekł z uśmiechem Wade. Obejmując dłońmi pusty kubek zastanawiał się co rzec dalej. Miał duże twarde i chropowate dłonie. Męskie… tak je można było określić. Kubek wydawał się nich taki malutki.- Co wtedy planujesz?
- Miejmy nadzieję, że się skończy… ale wtedy, i tak nie będzie już tak samo. Miasto w końcu ruina, ludzi niewiele… normalnie do roboty pewnie wrócić się nie będzie działo… - Zrobiła na chwilę smutną minę.
- Zamierzasz… wyjechać z Detroit?- oczy Wade nie mogły się od niej odlepić. Od obszarów poniżej pasa Sary.
- Tak szczerze, to nie wiem - Powiedziała… odwracając się do niego tyłem, i sięgając po coś do górnej szafki. Stanęła na palcach, żeby to zrobić, naprężyło się jej całe ciało…
- Ciastko? - Spytała z głupią minką, mając w dłoni paczkę jakiś drobnostek, pasujących być może do picia herbaty - A Ty, zostaniesz pewnie, odbudujesz co trzeba? - Sama przygryzła ciasteczko.
- Chętnie bym schrupał…- mruknął Wade wpatrzony w Sarę i ocknąwszy się z rozmyślań dodał ze śmiechem.- Zostanę, bo starych drzew się nie przesadza, ale do odbudowy to już nie będę miał sił.

Z początku zamrugała niewinnie oczkami, przygryzając wargę ze śmiechu. Oj zrozumiała najwyraźniej jego aluzję, zdecydowanie zrozumiała te trzy słowa, które wymknęły się mężczyźnie… położyła paczkę ciastek na stole.
- Częstuj się - Dodała wciąż z uśmieszkiem czającym się na ustach, zasiadając w końcu do stołu na wprost Wade’a.
- Na pewno nie będziesz sam, o to się nie martw… ale jak powiedziałam, sama nie wiem co zrobię. To jednak w tej chwili tylko marzenia… najpierw musi się ten syf skończyć.
- Marzenia to dobra rzecz… podczas wojny pomagają przeżyć bardziej niż kule w magazynku.- stwierdził Wade sięgając po ciasteczka i przygryzając jedno. - Więc jakie masz marzenia?
- Och… - Sara zrobiła dziwną minkę - Zdecydowanie za mało wypiłam wina, żeby rozmawiać o takich rzeczach! - Zaśmiała się - A co ja, stara baba może sobie zamarzyć? - Dodała szybko - Aby córka miała dobrze? Wyrosła na porządną dziewczynę...kobietę, znalazła porządnego faceta i miała poukładane życie, ot tyle…
- Jakie ty możesz mieć marzenia, że wymagają alkoholu by o nich gadać?- wyraźnie zszokowała Wade’a tymi słowami. Mężczyzna jednak w końcu wzruszył ramionami dodając.- Nie wiem jak to jest z córkami, ale znam swoje bratanice. Każda wykręciła jakiś numer matce i… żyją podług własnych zasad. Ale co mi do tego… są szczęśliwe. Tylko muszę wysłuchiwać narzekać brata i jego żony, co każde niemal Dziękczynienie.
- No słuchaj, nie miejsce i czas na zwierzenia… intymne - Uśmiechnęła się, puszczając oczko - Zostańmy przy oficjalnych wywodach… w sumie nie twierdzę, że od tak walnę tym wszystkim i opuszczę Det… nie rozmyślałam o tym jeszcze poważnie no. Może i zostaniemy, może da radę po tym chaosie dorwać poważniejszą funkcję na uniwersytecie? - Upiła herbaty, podciągając nogi na krześle pod brodę.
- Nie chciałem byś się mi zwierzała z intymnych szczegółów.- zapeszył się Wade czerwieniąc na pobrużdżonej zmarszczkami twarzy. Był wszak mężczyzną starej daty i pod pewnym względami mniej doświadczony od późniejszych pokoleń.- Jestem pewien, że rządowi jak i stanowym instytucjom będzie zależało na odbudowie Detroit po tym… kataklizmie.

- Jadłeś już co? - Wypaliła nagle, właściwie to podrywając się z krzesła - Mogę zrobić coś na szybko jakbyś miał z pół godziny, w końcu od lunchu minęło już sporo czasu…
- Eeee… jasne… chętnie… a herbata?- wybąkał mężczyzna nie potrafiąc oderwać wzroku od jej ciała. Sytuacja była więc dla niego kłopotliwa nieco.

- No tak, herbata! - Pacnęła się w czoło, po czym wzięła jego kubek, swój oczywiście też, i zalała gorącą wodą. Podając herbatę Wade’owi, pochyliła się przed nim, dając wgląd w swój dekolt… a nie miała na sobie stanika.
Mężczyznę zamurowało. Jak zwykle tak prowokujący widok sprawiał, że sztywniał… wszędzie. I nie mógł oderwać wzroku od wiszącej przed nim pokusy.

- Na co miałbyś ochotę? - Wypaliła niewinnie, zaczynając się krzątać po kuchni… od czasu do czasu wypinając w jego stronę, wyciągając jakąś żywność z dolnych szafek kuchni…
- Ja…- Wade’owi zaschło w gardle. Napił się herbaty zerkając co chwila na Sarę. Wreszcie rzekł starając się brzmieć wesoło.- Nie wiem co jest twoją specjalnością.

- Oj, oj - Naburmuszyła się teatralnie, zabierając za… obieranie ziemniaków. Usiadła na krześle, wiaderko na odpadki między nogami, pochylona nieco ku niemu…
- Ponoć kucharzyłeś? To jak, pomożesz? - Spytała, odgarniając nieudolnie brudną dłonią włosy z twarzy.
- Nie musisz aż tak bardzo się wysilać. Obierać ziemniaki mogę sam.- odparł Wade wstając i starając się podejść tak jakoś… bokiem. Zebrał ze sobą krzesło siadając obok Sary i zakładając nogę na nogę.
- Nie powiem nie - Wstała, i podała mężczyźnie nożyk - To ja zajmę się resztą… kochanie, chcesz coś zjeść?! - Nieco się wydarła.
- Czekoladę! - Odparła Katie.
- Nic z tego, zaraz będzie obiad! - Odparła.
- Ok… - Powiedziała córeczka z innego pokoju.

- Może być ryba? Co prawda z zamrażalnika… - Spytała go Sara, stojąc przed owym zamrażalnikiem, pochylona co się zowie w jego stronę.
- Może… być…- mężczyzna wytrzymał tyle ile mógł. Ale więcej już Wade nie był w stanie. Nie po tym co zrobili ostatnim razem. Jego dłoń bezczelnie spoczęła na pupie Sary delikatnie ją ugniatając. Chwila słabości. Szybko odsunął dłoń przeklinając po cichu swoje zachowanie.




Spojrzała na niego zaskoczona… ale uśmiechnęła się. Nie powiedziała nic, nie zrobiła nic, po prostu się tylko uśmiechnęła, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy.
- Rybka może być? - Powtórzyła.
- Tak tak… rybka może być.- mruknął Wade pochylając nisko głowę i skupiając się na obieraniu ziemniaków.

- Deser będzie później - Dodała nagle, pojawiając się prosto przed nim, niemalże pępkiem wprost ocierając się o jego głowę.
- Jaki deser?- spytał zdziwiony i bardzo cicho.
- A nic takiego… - Podniosła jedną nogę, kładąc stopę na jego kolano, a swoje bioderka przesuwając Wade’owi jeszcze bardziej pod nos, i niemal już nim dotykał jej spodni w strategicznym miejscu… I Wade… nie wytrzymał. Upadł nożyk i upadły ziemniaki. Dwie szorstkie dłonie pochwyciły drapieżnie za pośladki Sary. Mężczyzna przycisnął twarz do jej podbrzusza i przesunął wyżej całując jej odsłonięty brzuch. Był on wszak człowiekiem starej daty nienawykłym do takich flirtów i podchodzącym do sprawy bardzo bezpośrednio.
- Ależ… sąsiedzie! - Zaprotestowała Sara z chichotem, zadając lekkie pacnięcie w głowę mężczyzny.
Wade przez chwilę zamroczony sytuacją dosłownie zsunął dłońmi getry z pupy Sary wraz z bielizną i ustami zaczął muskać jej obnażone podbrzusze, dopiero za trzecim pacnięciem opamiętując się. I zawstydzony swym brakiem kontroli puścił Sarę Harper.

- Jak już mówiłam, deser później - Mruknęła, podciągając spodnie w górę, sama mając wypieki na twarzy - Tobie też tak gorąco? - Dodała, odstępując o krok od niego, po czym przeciągnęła dłońmi po swoim ciele, niby przypadkiem zahaczając kciukiem o rąbek swej koszulki, co spowodowało uniesienie go mocno w górę i odsłonięcie niemal całych obu piersi…
-Ma’am muszę cię ostrzec. Tam skąd pochodzę nie igra się z mężczyznami w ten sposób.- żartobliwie pogroził jej palcem Wade.- Tam skąd pochodzę… bierze się odpowiedzialność za swe czyny.
- Zapamiętam sobie - Szepnęła, pochylając się ku niemu z ognikami w oczach i… pocałowała go w nos - Wróćmy jednak do gotowania, ja też jestem głodna - Dodała wyjątkowo dwuznacznym tonem, z czarującym uśmiechem.

***

Wkrótce Sara ugotowała obiad. Ziemniaki i ryba, do tego… ogórki ze słoika. Zasiedli we trójkę do posiłku, Katie jedynie dziubała co chwilę zerkając na Wade’a, Sara jadła spokojnie…
- Bardzo pyszna ta ryba.- mruknął Wade próbując zagaić rozmowę.
- Dzięki - Uśmiechnęła się do niego na ten błahy komplement - A Ty co z reguły jadasz? - Spytała.
- Hmm… różne takie dania… kawalerskie.- wyjaśnił Wade wzruszając. - Jajecznicę i to co wrzucę na patelnię.
- Kiełbaskę? - Spytała Katie - Lubię kiełbaskę. Mamo, dostanę kiełbaskę??
- Eee… nie, nie ma, jutro rano na śniadanie - Odpowiedziała córce Sara.
- Maaaamoooo!
- Jutro rano na śniadanie - Choć z uśmiechem, Harper praaaawie cedziła już przez zęby. Katie zaś zrobiła krzywą minę i wróciła do dłubania w talerzu.
- Zjedz chociaż rybę - Powiedziała jej matka, po czym w końcu zwróciła się do Wade’a:
- A to niezdrowo raczej? No cóż, może ta cała sytuacja ma i pozytywne strony, zjesz co porządniej? - Uśmiechnęła się.
- Możliwe… zawsze warto szukać… pozytywów.- spojrzenie Wade omiotło jednakże nie talerze, a dekolt gospodyni.
- Nom, ja już zjadłam - Dziwne stwierdzenie kobiety było chyba skierowane do jej córki… do mężczyzny zaś puściła oczko.
- A pan, panie Kovalsky, ponoć gotował w wojsku, więc chyba aż tak kiepsko pan nie jada - Trąciła go nagle stopą pod stołem.
- Oczywiście… że nie. Ale wojskowe żarcie musi być sycące. Niekoniecznie zdrowe.- wyjaśnił Wade również kończąc posiłek.
- To co, kawkę może jeszcze? Czy już nie masz czasu? - Sara przygryzła na moment wargę.
- Kawka… może być... -mruknął Wade.- Z chęcią kawkę wypiję. I de.. delektować się będę kawką.
Omal mu się “deser” nie wymknął, które przy córce Sary było kłopotliwym słowo.

….

Posprzątano więc po obiedzie, Katie oglądała coś na DVD z paczką miśków w rączce, Sara z kolei zrobiła kawę… a przebywający z nią w kuchni Wade zdawał się coraz bardziej pożerać ją wzrokiem. Właściwie to robił tylko… mimo wszystko nie bardzo wiedział co zrobić w takiej sytuacji z taką kobietą jak Sara Harper. Przywykł wszak do innych mniej bezpośrednich i mniej zmysłowych.

- Wade, wszystko w porządku? - Spytała, mrużąc oczka. Kawka kawką, ostatnimi czasy działo się jednak tak wiele, i tak szybko, że czasami sama nie nadążała… za własnymi poczynaniami?
- Tak… tak… wszystko w porządku.- mruknął Wade przesuwając spojrzeniem po Sarze i lekko wzdychając.- Ja… nie jestem pewien czy… jestem odpowiedni na deser i w ogóle. To znaczy... mam ochotę, ale ty jesteś taka młodziutka i śliczna. To trochę szaleństwo?

Sara skryła swój uśmiech w kubku, z którego ponownie napiła się nieco kawy.
- Ono nas otacza dzisiaj z każdej strony, więc nie odbiegamy od normy? - Powiedziała - Jakoś nie widzę problemu w różnicy wieków… no ale jeśli Tobie to przeszkadza… - Zaczęła niewinnie bawić się kosmykiem włosów kręconym wokół palca.
-Nie. Nie. Tylko… zupełnie nie wiem jak do ciebie podejść. W dawnych czasach… potrzebna była kawa, potańcówka… dużo whisky i jakieś jezioro.- odparł ze śmiechem Wade i westchnął.- Dawniej wszystko działo się swoim powolnym ustalonym rytmem.
- Masz przy sobie może broń? - Wypaliła nagle, po czym dodała, chichocząc:
- Oprócz oczywiście tej w spodniach?
-Nie… Bo i po co? Nic nam nie grozi tutaj chyba.- odparł z uśmiechem Wade upijając kawy.- Czemu pytasz? Czy… może… wiesz… podnie… no… broń czy na ciebie… działa jak afrodyzjak. Pamiętam dziewczyny piszczące na widok plakatów Rambo, ale zawsze myślałem że to… widok bicepsów.
- Fajnego ciałka nie poskąpię… w końcu taki widok działa pobudzająco - Odpowiedziała cicho - Broń mnie nie podnieca - Dodała z uśmiechem - Ale ja w sumie o czym innym… czekaj chwilkę.

Myknęła na moment do sypialni i przyniosła pistolet z magazynkiem, póki co oczywiście osobno. Podała mężczyźnie, po czym mrugnęła do niego.
- Chodźmy na malutki wypad. Taki naprawdę malutki… - Obiema dłońmi przejechała wyuzdanie po swych biodrach.
- Gdzie chcesz iść?- zapytał Wade biorąc broń w swoje dłonie i wstając.
- Ledwie dwa kroczki stąd - Powiedziała, łapiąc go za dłoń i ciągnąc za sobą. Następnie zwróciła się do córki:
- Mamusia idzie na 5 minut z panem Kovalsky do mieszkania obok skarbie, za chwilkę wrócę, oglądaj grzecznie TV, zaraz będę…

Wade dał się prowadzić Sarze idąc za nią w milczeniu. Nie bardzo wiedział co planowała, niemniej nie protestował gdy wyszli na korytarz. Sara wzięła klucze i zamknęła swoje mieszkanie, a następnie skierowała ich do mieszkania Cartera. Otworzyła je kluczami które posiadała, po czym ustąpiła miejsca Wade’owi.
- Sprawdzisz, czy na pewno nikogo nie ma? - Powiedziała z czarującym uśmiechem.
- Na pew…- zaczął ale potem westchnął i zgodził się kiwnięciem głowy. Ruszył w głąb mieszkania by je przeszukać, powoli i ostrożnie zaglądał w każdy zakątek. Sara tuptała dzielnie tuż za nim, pokój po pokoju. Gdy zaś pomieszczenie było sprawdzone i bezpieczne… Sara na początku ściągnęła skarpetki, szelmowsko uśmiechając się do Wade’a. W następnym pokoju zrzuciła z siebie koszulkę, w kolejnym spodnie, w końcu została w samych majteczkach przed sypialnią Cartera.
- Chyba wszystko…- odwrócił się i zamarł zaskoczony na widok jaki mu zafundowała. Upuścił broń i spoglądał tylko na jej nagie krągłości sparaliżowany zachwytem… prawie… Najbardziej interesujący Sarę fragment jego ciała, był już obiecującą wypukłością w spodniach.

Sara zmysłowo zsunęła z siebie majteczki, które opadły u jej stóp. Wystawiła z nich jedną z nich, a drugą niedbale i figlarnie kopnęła ową bieliznę w jego kierunku. Uśmiechnęła się… drapieżnie, po czym przemknęła obok niego, ładując się na łóżko sąsiada. Tam, leżąc w wyzywającej pozie na plecach, kiwnęła na niego paluszkiem dłoni.
- Rozbierz się - Powiedziała.

Wade zrobił to szybko i nerwowo odsłaniając coraz więcej swego ciała. Wpatrywał się w nią wilczym wygłodzonym spojrzeniem. A jego ruchy robiły się pewne z każdym kawałkiem stroju jaki zrzucał. Wreszcie nagi w wlazł na łóżko i wsunął dłoń we włosy Sary lekko przyciągając jej głowę do siebie. Całował je usta mocno i namiętnie, tak samo jak pieścił jej pierś gwałtownymi ruchami dłoni. Wade coraz bardziej zaczął dominować w tej sytuacji.
- Mmmm… - Zamruczała, drżąc na całym ciele. Objęła go nogami w pasie, a gdy pieścił jej pierś, przycisnęła go mocniej do swego ciała obiema dłońmi.
Głośny jęk z ust Wade’a świadczył o tym, co sama poczuła. Połączyli się. Jego biodra poruszyły się energicznie dociskając ciało Sary do łóżka, które zaskrzypiało znajomo. A usta mężczyzny pieściły jej szyję. Tym razem Wade był bardziej dziki i namiętny… możliwe, że w końcu otrząśnie się z tej swojej nieśmiałości i będzie bardziej aktywnym zdobywcą jej ciała. Kiedyś… wkrótce...

….

Wade okazał się dość wytrwałym kochankiem i upartym, bo minęło pięć intensywnych minut, a nadal leżeli nadzy w łóżku. On sam zresztą tulił Sarę do siebie, pobudzając jej ciało pieszczotą palców między udami.
-Co zamierzasz robić w nocy?- zapytał przy tej okazji.

Sara… trzepnęła go dłonią po łapie.
- Daj mi pięć minut Ty… zwierzaku - Zachichotała, wtulając się bardziej w mężczyznę - Będę pilnowała mojej córki, sama trzęsąc portkami, a co? - Spytała.
- Wolałem wiedzieć gdzie będziesz, tak na wszelki wypadek. A poza tym…- Wade cmoknął ucho Sary i nie zamierzał przerywać dotykania jej wrażliwego obszaru ciała palcami.- Nie robię się młodszy, więc korzystam z okazji… Nie możesz mnie winić, prawda?
- Muszę najpierw siku… - Szturchnęła go łokciem - Już gotowy na drugą rundę? Wow, niewielu facetów tak potrafi.
- Miałem dłuuuugą przerwę.- zaśmiał się Wade i wzruszył ramionami.- I będę w nocy pewnie siedział na korytarzu.Nie wiem jak inni, ale nie jest w mojej naturze kryć się przed śmieciami, którzy chcą mnie zabić w nadziei że nie znajdą.
- Jak już mówiłam, “zobaczymy się jutro”. Nie muszę nic więcej dodawać prawda? Wiesz chyba dobrze, co się kryje pod tym prostym stwierdzeniem? - Potarła policzkiem o jego ramię - A teraz naprawdę muszę iść…

Jak powiedziała, tak zrobiła, i myknęła na chwilkę do łazienki. Zajęło jej to naprawdę tylko 2 minutki, pojawiła się zaś z… mokrym ręcznikiem. Zaskoczonemu Wade’owi zaczęła wycierać... “strategiczne miejsce” z uśmieszkiem pod nosem. Gdy zaś skończyła, zabrała się za pieszczoty jego męskości, by pobudzić do ponownego działania, choć to nie było aż takie konieczne. Za to miło było słuchać jego jęków, oznajmiających iż jest jemu naprawdę dobrze. Wkrótce usiadła dla odmiany na nim.
- Naprawdę długo już tu zabawiliśmy, powinnam wracać - Powiedziała, po czym zaczęła kołysać biodrami, po raz kolejny oddając się cielesnym przyjemnościom, jakie mógł jej zapewnić tylko mężczyzna.

A on mógł nie tylko odczuwać przyjemność jaką mu sprawiały jej tańczące bioderka, ale i rozkoszować widokami jej zmysłowo kołyszących się piersi w ich wspólnym rytmie, aż do wybuchowego końca. Co było prawdziwie wyczerpującym wydarzeniem dla Wade’a. W końcu miał swoje lata. Nie tylko on jednak był wymęczony, Sara opadła na niego, przytulając się nosem do jego karku. Leżeli tak przez chwilę, powoli uspokajając oddech…
- Wade… - Przerwała ciszę kobieta.
- Co?- odparł mężczyzna głaszcząc ją po włosach powolnymi ruchami spracowanej dłoni.
- Nie chcę psuć nastroju, ale naprawdę powinnam wrócić do mieszkania… - Spojrzała w jego twarz ze skromnym uśmieszkiem.
- Ja też już powinienem się zająć czymś innym niż ślinieniem się do twego tyłeczka.- zgodził się z nią Wade.

Nadchodził wieczór.





***

Zdobycznym toporkiem strażackim przebiła się przez ścianę do mieszkania Terrenca. Niewielka dziura, byle się z córką zmieściły. Wszystko oczywiście ładnie posprzątała, w jego mieszkaniu obadała łazienkę. W razie czego w niej się schronią, odgradzając przy okazji wszelkimi, możliwymi drzwiami zamykanymi na klucz od kierunku dziury, którą z obu stron w razie "W" miała zamiar zablokować szafkami....

Drzwi wejściowe własnego mieszkania zamknęła na wszystkie możliwe zamki, po czym solidnie zabarykadowała meblami, używając do tego nawet i kanapy, na której gwoli ścisłości miała zamiar spać. W przebłysku sprytu upchnęła również koc przy naprawdę niewielkiej szparze pod drzwiami. Wszelkie rolety, żaluzje, zasłony i tym podobne opuściła, po 3 razy sprawdzając każde okno... wieczorem i w nocy oczywiście jak najmniej światła, może i żadnego poza jakąś małą, osłoniętą świeczką?

Spakowała na wszelki wypadek plecak: trochę żywności, wody, kilka przydatnych pierdółek, jak choćby... nóż kuchenny, latarkę, kilka świeczek, nieco medykamentów i tym podobnych, mogących okazać się przydatnymi.

- A teraz będziemy cicho jak myszki, żadnej muzyki, żadnych gier, kompletnie nic, co robi dźwięk - Powiedziała córce, kładąc ją mimo nawet wczesnej pory wieczorowej do łóżka - Musimy tak, inaczej będzie źle, będzie bardzo, bardzo źle. Jak chcesz komórkę albo jakiegoś gameboya to pod kołdrą i jak mówiłam bez dźwięku - Ucałowała Katie w czoło - Jak coś od mamy chcesz, to cichutko, szeptem, będę słyszała... a to, żeby Ci się dobrze spało skarbie, to konieczne - Wsadziła małej zatyczki do uszu. Tak na wszelki wypadek, kto wie.

Sama położyła się na kanapie, robiącej za część barykady przed drzwiami wejściowymi. W końcu załadowała pistolet, kładąc go blisko siebie na stołku, razem z latarką.

Rozpoczęło się wyczekiwanie najgorszego... nie umiała zasnąć.

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline