Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2015, 10:32   #93
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Maddie czekała na tyłach pickupa na właściwy moment. Kiedy młody Twinoak opuścił sklep wędkarski i odpalił swój wóz dziewczyna wskoczyła bez ostrzeżenie na miejsce pasażera i zaraz przezornie schyliła się poniżej poziomu samochodowej szyby by nikt z zewnątrz jej nie dostrzegł. Indianin przewiercił ją zaskoczonym spojrzeniem ale ona rzuciła tylko lakoniczne.
- No jeeedź.
- Co ty? Z domu nawiewasz? Co jest?
- Nie chcę żeby twój ojciec mnie zobaczył. Odjedź kawałek to usiądę wygodniej i pogadamy.
Posłuchał prośby. Odjechał w stronę pobliskich lasów. Z tego co wiedziała, tam właśnie prowadziła droga do ich domu, też położonego na uboczu Plymouth.
- No dobra. Mów, o co ci chodzi, nim moja żona zrobi mi awanturę, że biorę młode autostopowiczki.
Włożył dłoń do kieszeni, drugą ręką prowadząc samochód. Myślałby kto, jaki przejęty młody mąż. Maddie darowała sobie komentarz, wrodzoną wredność wyjątkowo powstrzymała, może to przez strach a może spokorniała przez te wszystkie ostatnie makabryczne zdarzenia.
- Chcesz zapalić? Chociaż nie, chyba nie możesz, co? Nieletnia jesteś? To jak? Nawiałaś z domu?
Powtórzył pytanie. A raczej serię wyprutą jak z karabinu. Jak na Indianina był niezłym gadułą łamiąc tym samym stereotyp milczącego, wybazgranego farbą i wystrojonego w pióropusz szamana jaki tkwił gdzieś głęboko w głowie dziewczyny. Chyba podświadomie uważała, że oni wszyscy tacy są, upaleni pejotlem mistycy o infantylnych imionach jak Siedzący Byk czy Sunący Obłok. Najwyraźniej nie.
Sięgnęła po jednego papierosa i wsunęła sobie do ust bez większego przejęcia jego tyradą o niepełnoletniości.
- Posłuchaj, musisz mi pomóc. Wasi przodkowie w jakiś sposób nas wspierają. Dali nam te pióra, ale to chyba tymczasowa ochrona. Moja rodzina ginie. Dziadek, brat, mama... Ja nie mogę sobie pozwolić na więcej trupów. Błagam pomóż mi bo twój ojciec nas spławił.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz, wiesz. Naprawdę.
Zabrzmiał szczerze.
- Wiem, że z tym domem jest coś nie tak. Wszyscy to wiedzą. Ale nie wiem dlaczego. I nie wiem dlaczego łączysz to z moją rodziną.
Zwolnił. Spojrzał na nią odwracając głowę w tył.
- Chętnie ci pomogę. Dowiem się wszystkiego od ojca, jeśli coś wie. Tylko, no nie wiem, naprowadź mnie o co mam pytać. Bo ja nic nie rozumiem, panno Craven. Zupełnie nic.

- Opowiedzenie wszystkiego może trochę potrwać. Podjedźmy do mojego domu, zrobię kawę czy coś i wyłożę wszystko od początku do końca jak na spowiedzi. Zdradzę jak trafiliśmy do twojego ojca i Wolfhowla. Znasz Wolfhowlów? Jego młodszy syn też mógłby pomóc, mam wrażenie, że swoje wie. Jakbym zdobyła do niego numer to oboje z was zabrałabym do domu Hortona, wyjaśniła za jednym zamachem co i jak i może coś byśmy uradzili. W końcu co trzy głowy to nie jedna, prawda?

- My i Wolfhowlowie nie przepadamy za sobą. - Powiedział. - Zresztą oni chyba nawet nie używają telefonu. Tak sądzę.
Zwolnił.
- Słuchaj, mała. Nie bardzo chcę jechać z tobą do twojego domu. Wiesz, nie obraź się. Jesteś nieletnia. Nie chcę, by ludzie gadali. Możemy pojechać do mnie. Moja żona zrobi ci herbaty, pogadamy a potem odwiozę cię do miasta. Dobra?

Maddie podrapała się po czole. W zasadzie swoje już odwaliła. Miała dopilnować aby Harold Twinoak nie wrócił za szybko do sklepu ojca. Teraz jeszcze raz zadała sobie pytanie czy jest sens opowiadać mu całą ich skomplikowaną historię, czy Harold jej uwierzy a przede wszystkim czy będzie w stanie jakoś pomóc? Nie, nie będzie. On o niczym nie miał pojęcia, nie ogarniał tych nadprzyrodzonych spraw. Ze światem duchów i indiańskimi czarami miał pewnie tyle wspólnego co Maddie z wyborami miss szkoły.
- Rozumiem - pokiwała ze zrozumieniem głową. - Nie będę nalegać. Ale proszę podwieź mnie do domu Wolfhowlów. Zatrzymaj się kawałek wcześniej by nie zobaczyli wozu, dalej pójdę pieszo.
Plan był prosty. Skoro jeden Indianin nie był materiałem na pomocnika Cravenów to może będzie nim drugi? Poza tym Maddie nie miałaby nic przeciwko temu aby raz jeszcze rzucić okiem na ten uroczy śniady sześciopak.
Pamiętała gdzie znajduje się pokój najmłodszego Wolfhowla. Pozostało tylko zakraść się przez podwórze i wślizgnąć przez okno do jego pokoju.
- Jesteś pewna, co robisz? O tej porze oni na pewno spuścili te swoje wściekłe kundle.
- O tym nie pomyślałam - mina dziewczyny momentalnie zrzedła. Tak upadają wielkie plany. Szybko. - A może... podjechałby pan pod sam dom pod jakimś pretekstem? Prosto z pickupa łatwiej byłoby mi dostać się do środka.
- Już mówiłem, ze nie bardzo za sobą przepadamy. nie wpuszczą mnie za bramę. Na jedno wyjdzie.
Dziewczyna prychnęła zaplatając ramiona na piersi. Pozostało mieć nadzieję, że młody Wolfhowl skontaktuje się z nią sam. Chodź pewnie nie powinna się łudzić. Musiała wrócić do ojca.
- Nieważne. Dzięki za dobre chęci - pokiwała. - I wysadź mnie gdzieś w Plymouth.
 
liliel jest offline