Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2015, 14:54   #22
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Życie powoli wtłaczało się na powrót w jego zgęstniałe żyły. Poznawał to po bólu, który z każdą mijającą godziną był coraz trudniejszy do zniesienia. Organizm nawiązywał poddaną wcześniej walkę. Obtłuczone żebra ponownie zaczęły kłuć. Zgniecione palce pulsowały tępo. Najgorsze jednak było to co ponownie nadejść musiało. Pragnienie. Łeb mu pękał od niego i od wcześniejszego przegrzania. A to sprawiało, że ból znajdywał ujście w narastającym w Aidenie wkurwie. Bo co za idiota zabiera pod swój dach obcego i nie rozbrowiszy go, ani nie spętawszy, nie pojawia się przez następnych kilka godzin???
Oczywiście przeszło mu przez myśl, że pustynia pochłonęła jego wybawcę. I choć gdy pierwszy raz przyszło mu to do głowy był środek dnia, teraz gdy przez okna wpadały promienie chylącego się ku zachodowi słońca nie liczył już na inne rozwiązanie. Pozwalał oczom raz jeszcze zaczerpnąć krótkiej drzemki i planował z nastaniem zmroku, próbę stanięcią na własnych nogach.
Aż… ktoś się w końcu pojawił. I niespecjalnie nim zainteresowany, zajął stertą szpargałów. Drobna postura… dziewczęca…?
Poruszył się cicho na posłaniu. Odnalazł dłonią obdrapaną kolbę rewolweru. Przesunął pod pełniące rolę podgłówka, szmaty. Za nic w świecie nie planował wystrzelić tej jednej kuli, która była w komorze. Prawie za nic. O tym jednak postać nie musiała wiedzieć…
Po chwili stęknął głośno opuszczając na podłogę lewą nogę, jakby ta spadła mu podczas snu, po czym jęknął z bólu którego nawet udawać nie musiał.

Postać odwróciła się jak na komendę, mignęły zarysy zbliżającej się do posłania sylwetki. Przykucnęła zanurzając szczupłą dłoń w misce z wodą, wycisnęła szmatę i przyłożyła do czoła Aidena. Przyjemny chłód nieco go oprzytomnił. Uchylił powieki akurat w chwili by dostrzec wyłaniająca się z mroku twarz. Znajomą skupioną twarz. Krótkie, niesymetrycznie przycięte włosy i połyskujące kolczyki.
- To Ty… - wydobył z siebie całkowicie zaskoczonym chrapliwym głosem. Sam nie wiedział, czy zapytał czy stwierdził. Westchnął od uczucia zimnej wilgoci na twarzy gdy pokutujące w jego pamięci widy utraty świadomości nagle zaczęły nabierać klarowniejszych barw. Monica. Ale z niego debil. Podniósł na nią wzrok. - Ile czasu…
- Dwa dni -
odpowiedziała zaciskając wymownie usta. Znał ten grymas, gniewała się. - Poskładałam cię tyle o ile. Prowizorka. Potrzebny lekarz, mogłeś mieć krwotok wewnętrzny czy coś.
Kiwnął głową. A raczej powiekami.
- Seth wie?
- Może się domyślać -
ściągnęła wargi jeszcze mocniej. - Zapodałam jakąś ściemę, mieli mu przekazać. Nie przejmuj się. Zawiozę cię do znajomego felczera i wrócę, może się nie zorientuje.
- Wie - skwitował sucho i przymknął oczy oddychając teraz jakoś mimo ulgi ciężej - Nie powinnaś była…
- Pewnie, że nie - zabrała się za sprawdzanie jego opatrunków, bez nadmiernej delikatności. - Jesteś kretynem i trzeba cię było tam zostawić. Kretynem... Po cholerę się mu stawiałeś? A powód... ten to już mnie rozbroił dosłownie... Gratuluję roztropności.
Nie odpowiedział. W milczeniu czekał aż chemiczka skończy. Co zdawało się tym bardziej umniejszać jej delikatność. Nie miał jej tego za złe. Nie tego akurat.
- Monica… - odezwał się gdy wstała - dzięki.
- Wal się Portner - znał ją, wiedział, że była zła. Ale wiedział też, że jej wkrótce przejdzie. Ochłonie. Zazwyczaj tak było. - Śpij. Jak wzejdzie słońce jedziemy dalej.
Nie sprzeciwiał się. Nie miał siły w obecnym stanie poddawać analizie w głowie, czy w rozmowie sytuacji w jakiej się znaleźli. Nie z tym napierdalającym go bólem łba.
Zaspokoiwszy pragnienie wodą z miski, legł na posłaniu i zasnął.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline