Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2015, 23:18   #24
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dhalia Crowl/Eddie Crispo

Muzyka

Upał cofał się z każdym kwadransem, metodycznie oddając pola chłodowi nocy. Słońce rozlało się na widnokręgu ostatnim efektownym półkolem szkarłatu i znikało za spłaszczonym masywem gór.
Mikrus czekał na poboczu na powrót Teksanki nerwowo wybijając rytm na kierownicy. Mała mu nie ułatwiała wypytując co chwila po co ten postój. Zresztą, Crispo nie mógł pohamować niepokoju. Dhalia nie wydawała się osobą wystarczająco kompetentną by robić za zwiad, jeśli nie na rauszu to konsekwentnie na kacu... Ale trzeba było jej przyznać punkty za ciche podejście. Warkot silnika na pewno przykułby uwagę strażników. Koń, nawet tak zwichrowany jak ta pieprzona pstrokata szkapa, nie robił hałasu. Bąki puszczał owszem z hukiem, ale nawet Indianiec nie usłyszałby ich z takiej odległości.
Zwiad trwał ledwie parę minut. Dhalia dostrzegła ruch przez budynkiem i pojedynczą postać skupioną na własnym szlugu. Dhalii za to nie dostrzegł nikt, jej na wierzchu. Oszacowała ryzyko, wszystkie za i przeciw konfrontacji z zagadkową ruderą. Eddie nie chciał tankować, musiał nie odczuwać więc noża na gardle. Może miał zapas oktanów na pace pickupa?
Postanowione. Ruszyli dalej nie robiąc przystanku.
Eddie musiał zwolnić i odpalić w pickupie mocne żarówki bo pustynny grunt, daleki od gładkiego przewidywalnego asfaltu, napawał obawami. Dhalia z każdym krokiem Pana Czachy także traciła rezon. W tych dupiastych ciemnościach koń mógł złamać nogę, a tego by przecież nie przeżyła. Układała już sobie w głowie treść przemowy jaki to był jednak nieprzemyślany ruch i że muszą się zatrzymać na noc kiedy...
Hope wydała z siebie dziki okrzyk.
- Dooooooom.
Budynek wyłonił się z ciemności naraz, bez uprzedzenia, wstrzymując niemal serca wszystkim podróżnnikom. Przez cały czas otaczała ich przepastna czarna czeluść aż... podjechali pod sam cholerny ganek! Gdyby Mikrus jechał szybciej wyhamowałby pewnie w salonie.
Nim Dhalia zdołała zwlec się z siodła a Eddie opuśić kabinę kierowcy mała Hope zniknęła już w uśpionym mrocznym gmachu.

Aiden Portner

Noc upłynęła chaotycznie, na serii bezkształtnych majaków poprzetykanych uderzeniami bólu. Ledwie zamknął oczy a już trzeba było je otwierać, co zrobić. Pośpiech był odczuwalny w każdym ruchu Moniki, w każdym jej zdawkowym słowie. Chyba się bała. I z dwojga złego wolała manifestować gniew niż strach, taka rozmyślna taktyka. W ciszy zebrała manatki i wynosiła je z rudery, błyskawicznie jednak wróciła po Aidena.

Od razu rozpoznał zaparkowanego na zewnątrz Challengera. Wysłużony ale niezawodny kawał wzmacnianej blachy na czterech opasłych oponach, pupilek Moniki, jej oczko w głowie. Ile razy jechał w nim w charakterze pasażera? Wdychał lepki swąd tapicerki, waletował na tylnej kanapie, popijał tu z nią samogon czy kręcił zajadle gałkami radia by złapać audycję Orbitala. Dużo wspomnień. Także tych innych. Prywatnych. Splecionych dłoni. Ciepłej skóry.
- Chrzań to - odezwał się w końcu podczas monotonnej podróży - Jedź ze mną.
- Poważnie? - oderwała wzrok od pustej drogi i patrzyła mu prosto w oczy nie zwalniając ani odrobinę. - I co będziemy robić? Polować na pustynne króliki żeby nie zdechnąć z głodu?
Pokręciła głową.
- Mieliśmy wszystko. Reputację. Robotę. Gamble. Przyjaciół...
- Mówisz? - spytał powoli. - Pewnie masz rację. Pewnie mieliśmy. Przynajmniej tak długo jak należeliśmy do niego. Prawda?
Milczała.
- Robota zawsze się znajdzie. Nawet jeśli nie tak dobrze ustawiona. Nawet jeśli nie tak dobrze płatna. A reputację… pierdolić reputację. Nie musimy robić tego dla niego.
Długo nie odpowiadała. Na tyle długo, że mógł stracić nadzieję na jakikolwiek komentarz.
- Może – w końcu odparła cicho. - Zobaczymy.

To był długi dzień. Nie rozmawiali wiele, nie było o czym. Monica zarzynała silnik challengera przecinając wypalone słońcem pustkowie a Aiden osuwał się raz za razem w mniej lub bardziej pożądane drzemki. Nadal czuł się gównianie, jak ledwo połatany manekin ustawiony na słowo honoru aby robić dobrą minę do złej gry i jeszcze przez jakiś czas się nie rozlecieć.
- Wreszcie – Monica odetchnęła z ulgą. - Piekło.

Podjechała pod front konglomeratu niewysokich zdezelowanych budynków.
- Nie daj po sobie znać, że brodzisz jedną nogą w grobie, dobrze? Wchodzimy, strugamy twardzieli, szukamy mojego kumpla. Proste.
Poniekąd. Monika miała słabość do nieskomplikowanych planów. Inna sprawa, że ich finałem było zazwyczaj spektakularne kabum.
Wyszli z wozu. Obok stały jeszcze dwa zaparkowane samochody i cztery motocykle. Kilka metrów dalej pyszniła się biała, przepędzlowana wapnem, parterowa stacja benzynowa albo coś co kiedyś nią było. Monika wskazała gestem wejściowe, obite ołowianymi nitami drzwi.
- Dasz radę sam?
Skinął, choć miał do tego spore wątpliwości. Wiedział jednak, że w ich świecie słabość ukazuje się często tylko jeden raz. Stanowi doskonałą zachętę do zaczepki.
Nad schodami zamrugał czerwonawy neon zdradzając genezę osławionej nazwy przydrożnej oazy.
Litera „O” przegrzała się albo ktoś wyłączył ją specjalnie.

Zaskrzypiały drzwi, Aiden i Monica stanęli w progu. Kilka par oczu czujnie obróciło się w ich stronę. Barman przetarł szmatą wymizerniały kontuar. Cisza pierzchła, wrócił szelest rozmów i stukot szklanek. Z głośników popłynął męski baryton zdeformowany wschodnim akcentem.
- Pamiętajcie bracia i siostry... Takowo w ciemną noc, porządni ludzie śpią. Nieporządni usypiają raz, na wieki wieków...
Popłynęły pierwsze dźwięki muzyki.
- Tu Stiepan, słuchacie Orbitala, prosto z serca, prosto ze stacji kosmicznej, pośród miriady gwiazd... Słuchacie. Albo i nie... Może tylko gadam do siebie żeby nie zwariować. Jest dziewiętnasta trzydzieści siedem. Nocna audycja Stiepana. Dla Stiepana... Wypijmy za to. Wypijmy... Zdrawie.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-08-2015 o 10:37.
liliel jest offline