Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2015, 19:20   #27
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Music

Dhalia Crowl/Eddie Crispo

Eddie skinął porozumiewawczo w kierunku Teksanki, pchnął wejściowe drzwi a te odpowiedziały mu ponurym przeciągłym jękiem. Po dwóch krokach przystanął i nasłuchiwał aby obrać choć właściwy kierunek pośród zalegających ciemności. Gdzieś, na końcu korytarza, padały kaskady zimnych syknięć i szeptów, z których wyłapał sens pojedynczych słów.
- ... sobie winna... oczekiwanie... Betel... powinności...

Crispo poczynił kilka kroków, podążał za cichym stanowczym barytonem, na ślepo, badając butem podłogę, nie tracąc jednak rezonu. Teraz nie mógł obrócić się na pięcie i zwiać, nie po tym jak spalił tyle benzyny i zaufał gówniarzowi. Ścisnął mocniej rękojeść obrzyna. Jest kurwa uzbrojony i niebezpieczny, na dodatek cichy jak ninja. Ktokolwiek tam nawija tym wypranym z emocji głosem niech zacznie już rozluźniać zwieracze bo zaraz się na jego, Eddiego Crispo, widok sfajda jak dziecko.

Doszedł do wylotu na duży, kiepsko umeblowany salon oświetlony pojedynczą naftową lampą. Na łóżku pod ścianą leżała blada nieprzytomna lub martwa kobieta, nakryta pod brodę sfatygowanym pledem. Nad nią pochylał się stary, ubrany na biało chudzielec.
Facet był zdecydowanie za czysty jak na pieprzony koniec świata, a jakby było mało biła od niego rzadko spotykana aura zdecydowania. Górował nad skurczoną, zapadniętą w sobie i zapłakaną Hope. Uniósł palec w kierunku drzwi i polecił rozkazująco.
- Natychmiast. Dość już problemów przysporzyłaś.

Dhalia Crowl

Dhalia cierpliwie czekała przed domem lustrując oba wejścia. Eddie wyłączył światła w pickupie ale oczy już przyzwyczaiły się do nocy, zresztą gwiazdy nad głową brylowały niezgorzej.
Dhalia ziewnęła, wymacała ręką piersiówkę ale ręka zamarła. Pan Czacha zatańczył nerwowo w miejscu i zarżał. Coś ewidentnie go spłoszyło, coś zaniepokoiło...

Gdzieś w oddali Dhalia Crowl usłyszała wycie. Odrażające powarkiwania i skamlenia.
Przez prerię coś biegło. Nie samo. Całe pieprzone stado. Pojedyncze sztuki były duże, wielkości człowieka. Ni to w biegu ni w podskokach gnały przed siebie dzikim skupiskiem. Kilkanaście?
Dhalia wstrzymała oddech. Wyglądało na to, że ich miną i pobiegną dalej. Albo... nie?

Szczęściarz wydał z siebie paniczne parsknięcie. Musiała ściągnąć cugle żeby nie stanął dęba.
Jeden z pędzących stworów zwolnił, został w tyle.
Dhalia widziała odcinającą się na tle nieba przygarbioną zdeformowaną sylwetkę i uniesiony ku górze łeb jakby... coś zwietrzył.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-08-2015 o 19:30.
liliel jest offline