Eddie Crispo
- Skaranie boskie z tym dzieckiem... - twarz starszego jegomościa nie złagodniała w konfrontacji z lufą spaślaka. Uniósł jednak ręce, z ociąganiem, na wysokość ramion.
- Kim pan jest? Złodziejem? Tutaj nie ma nic wartościowego, proszę się rozejrzeć.
Aiden Portner
Piwo w puszkach to był rarytas, nawet jak na knajpę przy względnie uczęszczanej autostradzie. Wydał sporo wydzielonych mu przez Monikę gambli - parę fajeki i nabojów do 38-ki - ale jeszcze zostało dość śmieci by sobie zaszaleć.
Inna sprawa, że gorzkawa spieniona ambrozja zdołała lekko zmiękczyć mu nogi. Ale było warto. Po raz pierwszy od tamtego felernego incydentu w ruinach Aiden zdołał się rozluźnić. Zapomniał nawet o swoim opłakanym stanie czy też narzucił nań płachtę ignorancji.
Siedział samotnie w rogu sali łypiąc na pozostałych i oceniając z wierzchu ich nastawienie i możliwości. Gangerzy wydawali się pochłonięci własnym towarzystwem, najpewniej Piekło stało się przystankiem podczas dłuższej podróży. Dwóch kolesi w sfatygowanych kraciastych koszulach mogło być każdym, od preriowych redneków, którzy wypuścili się kawałek za swój grajdołek po wtapiających się w tło zawodowych zabójców. Jeden z nich wyszedł na zewnątrz, drugi kończył mielić parujący jeszcze posiłek. Oprócz barmana i laluni był jeszcze kaznodzieja, zajęty swoim napitkiem jegomość pod koloratką.
- Wyglądasz na wygłodzonego - na przeciwko Aidena
usiadła kobieta z kontuaru.
Miała jasne, schludnie ułożone włosy i czarną sukienkę, która z bliska straciła nieco ze swej elegancji zdradzając pod dekoltem drobne dziurki po molach i zmechacenia. Mimo to na tle reszty ferajny kobieta prezentowała się jak milion gambli a sposób w jaki mówiła wycisnął z jej ust przyjemną dwuznaczność. - Ciężki dzień, hm?
Kobieta wsunęła do ust papierosa i najwyraźniej czekała na gest kurtuazji ze strony Aidena.
- Jestem Selma.