Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2015, 21:59   #56
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
DETROIT LATO 2010 noc 3


Noc nadchodziła. Słońce powoli zachodziło nad horyzontem, a oni… zrobili wszystko co było w ich mocy, by się do tego momentu przygotować. Nie udało się zrobić wszystkiego. Wykucie komunikacyjnych dziur w ścianach było zbyt czasochłonne, podobnie jak rozsypanie bezpośrednio wokół budynku blach, puszek i innych takich rupieci, które miałyby posłużyć jako dźwiękowe ostrzeżenie. Nie dość że brakło na to czasu, to jeszcze brakło materiałów.
Karl próbował… porozkładał tyle ile się dało, ale efekty tego okazały się mizerne. Za mało wszystkiego…
Podobnie jak na rozciąganie linek i innych pułapek rodem z filmów Rambo. Których zresztą nikt nie potrafił zrobić… i nikt nie chciał. Łatwo bowiem było potem wpaść we własne sidła. Po ciemku zwłaszcza.
Tak samo jak pomysł ze stworzeniem dwóch stref walki i życiowej. Za mało czasu by coś takiego zorganizować i przede wszystkim za mało ludzi. Latarki nie były problemem, w domu każdy miał kilka, lampy UV… te się już nie trafiały tak często. Oni ich nie mieli, tak jak reflektorów i lamp do zamocowania. Zresztą… silne lampy wymagają dużo prądu.
A już kompletnie szalonym pomysłem według większości mieszkańców były koktajle Mołotowa. Użycie takiej broni w kamienicy groziło pożarem, a skoro i tak maskowali swoją obecność, to nie bardzo wypadało nimi rzucać na zewnątrz.
Były plany żeby zmienić kamienicę, ale plany te musiały poczekać na później. Brakło siły roboczej, brakło organizacji, brakło umiejętności… brakło czasu.
Zaś zorganizowanie drogi ucieczki… też było problematyczne. Owszem udało się taką drogę przygotować wykorzystując drogi przeciwpożarowe, ale jej użycie wiązało się z ryzykiem.
I… uciekać z budynku można i by było, ale dokąd? Przecież w mieście było pewnie więcej stworów, niż ta grupka potencjalnie oblegająca kamienicę. Przecież więzieniem nie stałby się ich budynek… więzieniem było całe Detroit.
Udało się natomiast opróżnić dolne mieszkania, udało zabezpieczyć okna i schody przeciwpożarowe. Udało się przygotować pojazdy ucieczkowe. Udało się wreszcie postawić drewnianą barykadę na schodach. Solidną nawet, więc powinna wytrzymać pierwsze uderzenie potworów.
Inne plany dobre i ambitne musiały poczekać na lepsze dni. Musiały poczekać na kolejną wyprawę łupieżczą do miasta. A przedtem… przeżyć tę noc.


Mieszkańcy kamienicy podzielili się, wbrew radom Charliego woląc przebywać w swoich domach i swoim towarzystwie. Nikt nie chciał sztucznego podziału na trójki. Charlie Belanger został sam, podobnie jak Alistair Dowson. Karl Hobbs odpoczywał w towarzystwie milczącej i rozbitej psychicznie Pam. Sara Harper pilnowała swojej Katie czatując w domu. Także i małżeństwa, zarówno Wiereznikow jak i Hoover trzymali się razem. Siła rodziny. Zaskakujący był fakt, że u Tary skupiła się trójka osób. J.C. Snakes, Lilly Hopkins i Gregory’ego Lardetsky zostali razem.
Tara Lantana widząc zbliżającą się sforę


bestii które kiedyś były ludźmi, postanowiła walczyć. Nie ona jedna… także Wade, Wolfgang, Aiko i … Rose Bernstein która stwierdziła, że nie będzie ukrywać po raz drugi.
Sfora nadchodziła. Nie miało znaczenia zaciemnienie, nie miała znaczenia cisza. Tym bardziej że została przerwana hukiem broni palnej dobiegającej gdzieś z budynku.

Ciemność i cisza. Alistair siedział i czekał. Czuł się niemal jak w grobie. Był już stary i mógł się zastanawiać czy tak właśnie ma wyglądać jego życie? Siedzenie w ciemności i samotności w oczekiwaniu na to czy śmierć przyjdzie do niego tej, czy też kolejnej nocy? Czy to w ogóle jest życie, czy też namiastka ponurej egzystencji?
Alistair przeżył wiele lat, jego ciało było stare i zmęczone. A on sam przygotowywał się na swój ostatni dzień. Czy jednak chciałby żeby tak wyglądał? Pogrążony w mroku i strachu?
Te myśli przerwał huk broni palnej, głośny… kilka strzałów. Alistair odruchowo podszedł do okna, przez nie widział zbliżającą się sforę.

Strzały. Ich huk wyrwał Karla ze snu, a widok jaki zastał przed sobą omal nie doprowadził go do zawału. Pam… z wielkim nożem i szalonym uśmiechem, oraz obłędem w oczach. Niemal wyjęta z żywcem z horroru o psychopatach.
-Nachodzą.- szepnęła cicho.-Są już blisko. Idą po nas. Ciekawe jak się zmieniły. Dzieci które rosną, które się adaptują. Najdoskonalsze stworzenia.
Ruszyła do okna mówiąc.-Boisz się? Powinieneś. Nie wiadomo jaką niespodziankę kryją dziś w sobie. Jaką będą kryć jutro. Idealne żywe maszyny do zabijania. One nie spoczną… nigdy.
Zaczęła się śmiać głośno. -Ale wiesz co? Myślę, że zaskoczą też ich twórców, gdy ci przybędą obejrzeć wyniki eksperymentu. Tak to jest… nie ma straszniejszej broni… niż biologiczna. Bo tej nigdy nie da się kontrolować. Oni idą.. bądź gotów i zostaw jedną kulę, dla siebie.

Tara zaś była gotowa. Była gotowa zabijać, a patrzyła przez okno na swe ofiary. Humanoidalną sforę wilków. Bestie nie próbowały maskować swej obecności, ufne w przewagę liczebną lub pchane głodem. Działały na tyle sprytnie, że próbowały osaczyć cały budynek odcinając wszelkie drogi ucieczki.
-Ruszamy na nasz posterunek…- stwierdził Wolfgang zamykając okno i tarasując podręcznym stolikiem.-Nic tu po nas.
Nie zauważył, podobnie jak Tara, że parę ze stworów po dotarciu do ściany budynku zaczęło się po niej wspinać niczym człowiek-pająk.
Na korytarzu przy barykadzie Lantana dostrzegła Aiko, a ta wzruszyła ramionami dodając.- Wybacz… ale nie dogadałam się z przystojniakiem Lilly. Ten Gregory powiedział, że ktoś musi pilnować twego tyłeczka, więc skoro ja się zjawiłam, to on chciał pójść po ciebie. Lilly zaczęła protestować i mieszać, że ona… potem JC. Koniec końców, pilnuję twego tyłka dla świętego spokoju przystojniaka twojej krewniaczki i twojej kumpeli.

Większość stworów ruszyła przewidywaną trasą, przez okna i drzwi wdarły się do budynku. Zajęło im to pół godziny, ale sforsowali drzwi do kolejnych mieszkań, a część od razu udała się do barykady odcinających je od pierwszego piętra. Obrońcy mieli po raz pierwszy okazję skonfrontować się z wrogiem. Huknęły strzelby… ich ładowaniem zajmowała się Rose, która miała chyba nerwy ze stali, bo nawet weteranowi wojennemu Wade’owi nieco trzęsły się ręce.
Nie wiedzieli, że nie wszystkie stwory potrzebowały schodów. Pięć z nich wykorzystywała swe szpony do wspinaczki po budynku. Jeden z nich dotarł do Sary…
Ta czuwając od strony drzwi wejściowej dostrzegła zagrożenie słysząc odgłos rozbijanego okna w kuchni. Coś wdarło się do mieszkania, a drzwi które zatarasowała… okazały się pułapką. Coś wdarło się przez okno do kuchni. A ona nie mogła liczyć na pomoc, bo ta utknie na zamkniętych drzwiach wejściowych. Zimny pot spłynął po plecach Sary Harper.
A kolejne stwory kierowały się między innymi do mieszkań Alistaira, Karla i Charliego...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline