Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2015, 14:43   #6
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Thyri dotąd podróżował tylko wśród braci, kuzynów lub innych krasnoludów, w których grupie tylko czasem gościł jego druh Edmund, dzielny kupiec z Miasta na Długim Jeziorze, odznaczający się od khazadów nie tylko wzrostem... Teraz zaś po raz kolejny w krótkim czasie znalazł się jedynym z plemienia Durinowego pośród towarzyszy wędrówki – raz jadąc do Rivendell, i teraz drugi, ku nieznanej przygodzie. To doświadczenie było nowe i musiał je sobie przetrawić. Trawił razem ze słodkościami i niekoniecznie nadającymi się na dłuższą podróż, ale za to pysznymi potrawami, którymi obficie obciążył swego kuca. Wyszedł z założenia, że i tak zaraz wszystko zje, niebawem dzielny konik będzie dźwigał tylko suchy prowiant i jego chudnącą osobę - a nie ma co zaciskać pasa na zaś.

Zapasami dzielił się chętnie i hojnie, wziął na siebie przygotowywanie biwaków i rozpalanie ognia, ale choć uśmiechał się często i aż nadto wyraźnie rad był z podróży, to odzywał się rzadko, czy to w drodze, czy na popasie. Na postojach popykiwał z fajki rzeźbionej w liście dębu, rozmowom przysłuchiwał się z boku, nie biorąc w nich udziału, chyba że ktoś bezpośrednio go zagadnął. Ożywiał się w momentach, gdy Gondril zaczynała opowiadać o Ostatnim Moście albo o elfim rzemiośle. Wtedy, dla odmiany, ledwie dawał komukolwiek dojść do głosu, emocjonował się gorąco i momentami przesadnie, gestykulował zamaszyście i dawał upust niepowstrzymanemu gadulstwu osoby oddanej całkowicie jednemu fachowi. Czasem tylko przepraszał elfią rzemieślniczkę za swoją nachalność i podpytywał, czy nie nudzi jej aby...

Na widok mostu wyrwał z kopyta, a w jego szarych oczach pojawiło się coś na kształt obłędu, a jednocześnie nadzwyczajnej koncentracji. Kuca uwiązał do brzózki, a sam chodził z Gondril po moście i brzegach, z rękami splecionymi na plecach i zadumanym „hm, hm, hm” nieschodzącym z ust. Co jakiś czas wymieniał z elfką fachowe uwagi. Wychylał się niebezpiecznie i daleko poza krawędź, żeby obejrzeć przęsła. Położył się nawet na płask na moście, twierdząc, że wtedy można wyczuć, jak budowla pracuje pod naporem wody.

Tak był oddany oględzinom, że zareagował dopiero za trzecim razem, gdy Hilly huknęła mu tuż przy uchu, że coś się uczepiło filaru. Wychylił się znowu, zapatrzył w spienioną wodę i oznajmił:
- Hm, hm, hm...
Po czym kolebiącym krokiem zszedł na brzeg. Rzekł krótko, że konar ten, czy co tam nie utkwiło, trzeba odczepić, bo będzie chwytał kolejne przedmioty niesione nurtem, stając się zaczątkiem tamy.
- A jak ta w końcu puści, to woda może zabrać i most – oznajmił zmartwiony i usiadł, ściągając ciężkie, krasnoludzkie buciory, kaftan i wierzchnie fragmenty przyodziewy. - Ja pójdę. Ale izbice winniście dobudować, panienko Gondril, by filary chronić przed krą i wszystkim, co z rzeką spływa.

Przewiązał się wpół liną, której koniec wręczył Malbornowi, i wszedł do rzeki, kłam zadając plotkom, że krasnoludy są jak koty – wody boją się i unikają, jak mogą.Nie była to przyjemna kąpiółka, ale Thyri zaznał takiej nie raz i nie dwa, nie pierwszyzną mu były przeprawy przez górskie rzeki. Momentalnie przejęło go chłodem, w połowie drogi zaczął szczękać zębami, ale zacisnął je mocno i parł do przodu.

Z początku miał zamiar odczepić konar i puścić go dalej z nurtem, ale z bliska dostrzegł, że drewno ręką rzemieślnika zostało obrobione. Złapał je oburącz i ku Malbornowi krzyknął, by linę pociągnął.

Już na brzegu złożył znalezisko na drobnych kamykach za linią wody i otrzepał się jak pies. Zsiniał mu czubek nosa, krótkopalczaste dłonie i bose stopy. Mruknął coś pod nosem o ognisku i ziołowym likierku, uderzył się parę razy rękami po bokach i zatarł dłonie dla ciepła. Pochylił się nad kawałem drewna.
- Wozu krawędź? - ocenił, i pochylił się nieco niżej. Sinym palcem ozdobionym złotym pierścieniem z ametystem wskazał towarzyszom jaśniejsze ślady na drewnie. - To nie od kamieni ani nie od nurtu. To od miecza albo od topora.


 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 30-08-2015 o 14:46.
Asenat jest offline