Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2015, 21:37   #8
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wstyd było powiedzieć, ale… gdyby nie towarzystwo nieelfów, wynudziłaby się przez ten tydzień spędzony w Rivendell niemiłosiernie. I nie bez znaczenia w tej nudzie był Lindir. Elf nie wiedzieć czemu nabrał chyba jakichś podejrzeń co do hobbitki, bo ilekroć miała ochotę zejść gdzieś z wyznaczonych dla gości Domu Elronda ścieżek i zajrzeć, a to do sali narad, a to do podziemi, wyrastał nie wiedzieć kiedy i skąd przeszywając ją swoim bezlitosnym spojrzeniem. Pozostawało jej więc odwiedzanie tych, którym Dom Elronda zdawał się ciekawszym, a którzy sami ze swej natury byli ciekawsi od elfów. A to oznaczało w pierwszej kolejności naprzykrzanie się Malbornowi w jego pracach naukowych. Strażnik Północy był jednak poza tym, że niezwykle cierpliwy to i niesamowicie oczytany. O wszystkim co robił umiał dużo powiedzieć. I tak jak momentami słuchała go z zapartym tchem, gdy prawił o wielkich królestwach Rabarbaru, Kardamonu i Artedainu (pamięci do nazw nigdy nie miała), ich królach i zwyczajach owych czasów, tak tak samo bywało, że jego wywód o jakiejś bitwie przerywało w końcu chrapnięcie, któremu towarzyszyła opadająca właśnie na blat biurka głowa hobbitki. W ramach rekompensaty równie chętnie pomagała w wielkiej bibliotece Domu Elronda kursując i znosząc potrzebne, (lub niepotrzebne) księgi dla Dużego Człowieka.
W następnej kolejności na pastwę hobbitki padł krasnolud Thyri. Mistrz Thyri, jak wszyscy o tu nim mówili. W tym jednak przypadku użycie słowa “pastwa” było mocno na wyrost. Pierwszym mistrzostwem jakie Hilly by mu przyznała było mistrzostwo milczenia. Kilka razy go zagadywała na takie czy inne tematy, sporadycznie tylko uzyskując więcej niż kilkusłowne odpowiedzi. W końcu gotowa była pomyśleć, że mistrz Thyri jest jakiegoś rodzaju krasnoludzkim odludkiem. Tak była aż do chwili gdy doszło do pierwszej wymiany zdań pomiędzy mistrzem, a elfką Gondril, która zapowiedziała im, że będzie towarzyszyć w nadchodzącej wyprawie. Hobbitka z niedowierzaniem mrugała oczami, gdy mistrz w ciągu paru chwil wyrzucił z siebie po stokroć więcej słów niż podczas całego ich pobytu w Ukrytej Dolinie. I to w jakim temacie? Jakichś dziadach wonnych co to je trzeba kreślić, żeby rzekę poznać… Mimo iż oboje dyskutowali we wspólnym języku, hobbitka nie zrozumiała właściwie ani słowa.
To co za to w mistrzu Thyrim bardzo polubiła to była jego fajka. Bo trzeba wiedzieć, że ona sama również od fajki nie stroniła. Miała swoją fajkę, a jakże. Nie tak okazałą i zdecydowanie nie mniej niż jej poprzednia kamizelkę przechodzoną, ale własną. (Gdy pierwszy raz wyciągnęła ją na tarasie i zaczęła ją rozpalać, myślała, że jak zawsze wyrastający jak spod ziemi Lindir, na ten widok dostanie zawału serca). Tak czy siak ilekroć widziała, że Thyri wyciąga fajkę, z chęcią się dosiadała i bez słowa pogrążała z nim w kłębach dymu.
I tak, tydzień zleciał. Potem wyruszyli.

Przygoda utknęła… na moście. Choć trzeba było przyznać, że Thyri i Gondril, oglądając most, dotykając go i kończąc za siebie nawzajem niedopowiedziane myśli, wyglądali… uroczo. Aż mrugnęła do Malborna i spojrzeniem pokazała mu parę inżynierów dopieszczających właśnie most swoją pełną czułości uwagą. Dopiero po chwili złapała się na tym, czy aby gafy tym nie strzeliła, bo albo miała takie wrażenie, albo z ich całego grona Malbornowi najmilszym towarzystwo elfki było…

Kłodę dostrzegli z Malbornem gdy inżynierowie byli pochłonięci oceną mostu. Oboje ze Strażnikiem w zakresie mostów wiedzę mieli podobną, przez co Hilly postanowiła zwrócić uwagę krasnoluda na tajemniczy obiekt pływający. Zwróciła. Nie bez trudu jednak. Krasnolud kłodą zainteresował się tak bardzo, że już nawet nie słyszał gdy hobbitka proponowała, żeby ją na linie opuścić do kłody i ona ją podwiąże… Potem podjęła próbę nieobrażenia się na krasnoluda. Udaną. Choć tylko za sprawą trudności jakie przysporzyło mu wyłowienie kłody. A raczej pomalowanych w żywą jasną zieleń desek.

- Te deski noszą ślady walki - myślała na głos pochylona nad znaleziskiem dłubiąc w nim palcami i chyba trochę jakby z satysfakcją ignorując mistrza Thyriego - Dwie strzały je uszkodziły - tu palce zawiodły ją w jedną ze szczelin gdzie znajdował się ciasno wpasowany, utknięty, niemal niewidoczny grot strzały. Podobne groty już widziała... - To dzieło Dużych Ludzi. Druga strzała zarysowała zewnętrzą część wozu. A te wzięcia są od toporu. I na moje oko drewno jeszcze nie nasiąkło wodą. Potyczka musi więc niedawno miała miejsce. Może nawet dziś?
Wstała znad desek spoglądając na towarzyszy z wyrazem twarzy mówiącym “Ha! I co Wy na to?”.
- Idziemy w górę rzeki?


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 31-08-2015 o 23:05.
Marrrt jest offline