Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2015, 20:04   #9
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
- Nie rozumiesz? Ona to zaplanowała! WYKAPOWAŁA! Musiała podać nasze koordynaty, kiedy obie wyszłyśmy z auta!

- Mówiłam ci żebyś nie zostawiała jebanego kurczaka samego!

- NIE POZWALAŁAŚ MI JEJ TRZYMAĆ KIEDY MIAŁAM POMAGAĆ CI W NAPRAWIE! Co miałam zrobić?! - ryknęła na siostrę po czym otworzyła bagażnik i zaczęła wertować ich manele. - Musimy spierdalać… nie mamy czasu… bierz co najcenniejsze - rozkazała siostrze, wysypując całą zawartość swojej kostki.

- Podałaś mi ją raz zamiast klucza! Ty chora wariatko! - odpowiedziała w takim samym tonie, ale zaraz jej uwagę zwróciło zachowanie siostry.
- To ja zabieram wszystkie swoje narzędzia, ciebie i tego głupiego kurczaka tu zostawiam. Powiedziałaś najcenniejsze w końcu - odparła z całkowitą powagą i wstała z ziemi, aby wygrzebać z tylnego siedzenie swój plecak pełen mechanicznego dobytku.
- Wrzuć tu jeszcze leki.. czy coś - zaproponowała chowając za pasek swój pistolet i zastanowiła się na chwilę w milczeniu - mówię to z wielkim bólem, ale jeśli… skoro porzucamy tutaj nasze rzeczy to zmniejszmy prawdopodobieństwo rozkradzenia.. no.. - zawahała się wyraźnie - upozorujemy, że porzuciłyśmy Baracka jakiś czas temu. Proponuję - odchrząkneła nerwowo - rozbić szyby, obić karoserie i przebić opony.. możemy też obdrapać na szybko wnętrze.. Ile mamy czasu?

Tina dokończyła pakowanie nabojów, które walały się luzem po bagażniku.
- Jakieś 3 może 5 minut… nie wiem, karabin musimy ponieść we dwie… - wyciągnęła rolkę szarej taśmy po czym oderwała spory kawałek. - Muszę skleić nogi Hildzie by nie uciekła mi z plecaka… - dziewczyna podeszła do tylnych drzwi i zanurkowała w wozie.
- NIE UCIEKNIESZ MI KWOKO! - wrzasnęła na kurę, która podrygiwała jej w ramionach, podczas gdy rangerka owijała jej łapki taśmą. - Gorzej, że nie mamy gdzie się na nich przyczaić… - otarła pot z czoła gdy zapakowała kuraka do plecaka i zapięła kalpę kostki. Natychmiast po tym, łebek z czujnymi ślepkami wychylił się niczym opierzony peryskop, który czujnie skanował otoczenie.
- Granaty, leki, lornetka, naboje, broń… eee co jeszcze… kompas… - wyliczała na palcach ale widać było, że nie może się skupić. Za dużo rzeczy a za mało czasu. - Nie stój tak, pakuj nas! Rozwalę auto… weź manierkę, oblej Baracka błotem… - wymineła rodzinnego mechanika po czym sprawnym ruchem przedziurawiła nożem tylną oponę.

Whitney zgodnie z poleceniem przepakowała do swojego plecaka taśmy klejące i tubkę kleju. Każdy bowiem wiedział, że to rzeczy niezbędne w życiu każdej kobiety! Nie było więcej czasu. Parę mniej ważnych rzeczy zostało wepchnięte skrupulatnie pod tapicerkę fotela kierowcy. Zarzuciła na siebie kurtkę i odciągnęła swój majdan na bok, aby wypełnić manierkę wody dodatkowymi garściami piachu. Szybkie wstrząśnięcie gęstą i obrzydliwą masą i chluśnięcie nią na samochód od strony ulicy. Nawet nieźle wyszło pozorowanie rozbryzgów od przejeżdżających aut! Byłaby z siebie dumna gdyby miała na to czas.
- To co? W pole?

W między czasie druga z bliżniaczek, rozpruła oponę od strony kierowcy i rozbiła dwie boczne szyby samochodowym kluczem. Zdyszana, dopadła bagażnika, narzuciła bluzę i kurtkę, lornetkę zawiesiła na szyi, nóż i broń schowała w kieszeni, do drugiej wsadziła kompas, po czym zarzuciła plecak z amunicją i kurakiem na plecy. Pacnęła się w pierś by sprawdzić czy leki są na swoim miejscu. Były. Ładowna? Jest.
- Łap za lufę karabinu i idziemy… za magazyn, gdzieś w gąszcz, kurwa nie wiem… nie mogą nas dojrzeć z ulicy… może nas miną… zawsze było tak gorąco? - spojrzała w kierunku nadjeżdżającego auta, był niepokojąco blisko. Albo teraz uciekną albo mogą od razu strzelić se w łeb.

Z bólem serca obserwowała destrukcję jaką przeprowadzała na samochodzie jej siostra, ale nie miały czasu na tkliwe wspomnienia z Barackiem w roli głównej i pożegnanie go jak na bohatera narodowego przystało. Mało tego! Zbezcześciły jego trupa, a teraz miały zamiar uciekać nie oglądając się za siebie. Zarzuciła swój plecak na ramie i chwyciła za lufę karabinu.
- Spierdalamy!

Tina ruszyła za Whitney. Dziewczęta szły równym, prawie żołnierskim krokiem w kierunku opuszczonego magazynu. Miały zamiar przejść przez niego i iść dalej. W krzaki, las, pola, góry… cokolwiek, co znajduje się za tą ruderą. Muszą się przyczaić i przygotować do walki. Powystrzelają te zapijaczone fajfusy jak kaczki. Gdy jeden po drugim, będą wyłazić zza budynku, one wtedy JEB! BUM! TRACH! Zaciukają każdego.
- Ej, piździelcu! Wiesz, że to wasz koniec? - Hilda postanowiła nie dawać za wygraną i poznęcać się trochę nad swoją nosicielką - Już po was, odbiją mnie i wtedy nikt, i nic, nie powstrzyma zagłady ludzkości. Cały świat będzie mój… NASZ! KoKoKoKo - parszywy śmieszek opierzonej grał na nerwach rangerce, lecz kobieta z całych sił skupiła się na przetrwaniu. Jeszcze przyjdzie czas, kiedy to szale się odwrócą i inaczej zaśpiewa ta zadufana w sobie kokoszka.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline