Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2015, 19:44   #17
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Dziwny gość wyglądający jak milion gambli nazywał się Xavier. Imię niewiele Blue mówiło, tak samo jak twarz i jego wcześniejsze zachowanie. Skądś ją znał albo kojarzył. Zostawało pytanie skąd konkretnie. Jasne było że siedząc na kanapie nie zdobędzie żadnych informacji, nawet jeżeli przewałkuje właścicielkę lokalu starymi sprawdzonymi metodami wydobywania faktów. Okazja nawinęła się sama a tylko debil nie skorzystałby z niej, skoro sama pchała się w łapy i jeszcze jęczała o uwagę.
- Mutanci to ryzykowny biznes. Nigdy nie wiadomo czy nie przyczołga ci się do lokalu jakiś pojeb z Miami albo z Teksasu. Taki co obecność wszelkich nieludzi traktuje jako skazę na honorze swoim, swojej rodziny albo chuj tam wie czego jeszcze. Oni są dziwni ale od czegoś jest Leo - Julia zamyśliła się, spoglądając uważnie na burdelmamę i jej brata. Obdrapany szton znowu rozpoczął wędrówkę między kostkami prawej dłoni jak zawsze kiedy blondynka coś knuła - Coś takiego przyciągnęłoby klientów. Ludzie lubią nowości, perwersów też nie brakuje. Dla każdego coś miłego a jeżeli oprócz tych dziwnych zdolności ma w zestawie gładką buźkę to ma sens. Ale nie ma co się zastanawiać na sucho. Pojedziemy i zobaczymy na czym sprawa stoi i gdzie jest haczyk. Chętnie rzucę okiem na ten cud natury. Gorsza niż to drewno co je testował Egor nie będzie. Z którego tartaku ja wyciągnęłaś? Olewając niezadowoloną i pokrzywdzoną minę ona nie robiła nic poza leżeniem i byciem materacem. To jakby rżnąć kawał mięsa, gdzie tu zabawa? Chyba że chcesz ją oddać klientom do zakatowania, inaczej szkoda zachodu. - powiedziała swoje zdanie spokojnie i bez emocji jakby ustalali co zjeść na obiad - I brat. Pamiętaj o tej gazecie. Im szybciej tym lepiej. Wiem że dla ciebie to pryszcz, a bardzo mi tym pomożesz.

Egor kiwnął głową gdy wspomniała o gazecie a resztę skwitował nonszalanckim milczeniem. Najwyraźniej nawet obecność Julii nie była go w stanie nakłonić do zmiany zdania. Zwłaszcza jak siostra poparła prawie wykrzykując radośnie, że właśnie tak mu tłumaczyła.

- Skoro nie czujesz się na siłach weźmiemy ze sobą Troya albo Leo - Julia skrzywiła się wypowiadając pierwsze imię - Ktoś musi pilnować żeby dwóm bezbronnym kobietom nie stała się krzywda na targu ludzi. Jeszcze nas pomylą z towarem i co wtedy? Ktoś powinien tam być i stanąć w naszej obronie. Wezmę graty z góry i za niedługo zejdę - dodała do drugiej kobiety i nie spiesząc się wstała z kanapy. Kierując się ku schodom na piętro posłała ruskowi kwaśny uśmiech i zniknęła w wąskiej klatce schodowej.

Dojście do pokoju i zebranie sprzętu nie zabrało jej więcej niż dziesięć minut. Przebrała się w najlepsze ciuchy jakie miała, założyła barwy wojenne na twarz, za pasek zatknęła pistolet. Resztę drobnicy upchała po kieszeniach płaszcza i spodni. Spięła włosy przytrzymując kok dwoma drewnianymi szpilkami. Do torby wrzuciła kamizelkę i to co uznała że może się przydać i czym prędzej opuściła piętro.

Troya i Foxy usłyszała nim zdążyła postawić stopy w piwnicy. Zajęli jeden z pokoi tuż na początku korytarza. Nie przejmując się czymś takim jak pukanie bez ceregieli wparowała do środka. Darowała tylko sobie otwieranie czegokolwiek z kopa. Kultura do czegoś zobowiązywała.
- Robota jest. Zakładaj gacie i lecimy w miasto - poinformowała otoczenie od progu nim klamka od wewnętrznej strony pokoju zdążyła z hukiem uderzyć w ścianę. Ze złośliwą satysfakcją odnotowała że zabawiająca się na łóżku parka zamarła w bezruchu, wyraźnie niezadowolona z wtargnięcia. Oboje dyszeli ciężko a zaczerwienione twarze jednocześnie zwróciły się w stronę intruza. Machado należał do sporych mężczyzn, przy jego gabarytach leżąca pod nim dziewczyna wydawała się bardzo mała. Wrażenie było tym silniejsze że facet ściskał ją jedną ręka za gardło i dosłownie wgniatał w materac.

- Już...teraz? - sapnął wyraźnie zły że przerywa mu się i to w takiej chwili. Przyduszana dziwka próbowała coś powiedzieć ale tylko warknął na nią uciszając zanim zaczęła. Poluzował też chwyt na jej gardle. Anna obdarłby go żywcem ze skóry gdyby gdyby wykończył jedna z jej dziewczyn i to na początku nowego sezonu.

- Nie do chuja, za miesiąc - Julia przewróciła oczętami stawiając torbę z ekwipunkiem na podłodze - Teraz tylko wpadłam z przyjacielską wizytą bo się stęskniłam za wami. Co słychać, jak pogoda? Podobno nieźle padało w nocy, słyszeliście coś o tym?

- Blue… łapię że jesteś trzeźwa i wstałaś lewą nogą...ale weź się opanuj dobra? - Troy przekręcił się nieznacznie i uniósł na łokciach nie przejmując się tym że jeden z nich wbija się w ciało leżącej pod nim dziewczyny. Ta syknęła z bólu i chciała coś powiedzieć, ale znowu uciszyło ją wściekłe warknięcie i ostrzegawczy plaskacz do kompletu. Nienawidził kiedy ktoś mu przeszkadzał a że nie mógł odreagować na Blue musiał znaleźć inny cel. Foxy wyjątkowo wolno kojarzyła fakty skoro do tej pory się tego nie nauczyła. A przecież uciekinierzy z Vegas gościli w Grzeszniku już od dobrych kilku tygodni.

- Przeszkadzam ci? Nie mów że się peszysz - zadrwiła blondynka, opierając się barkiem o framugę. Przemoc jej nie ruszała o ile to nie ona była jej obiektem. Zamiast zareagować podjudziła swojego ochroniarza - Od kiedy to stałeś się taki miękką pałą robiony? Może mam ci jeszcze świece zapalić i puścić jazz z kompaktu?

- Daj mi pięć minut - rzekł i wrócił całą uwagą ku łóżku. Julia odwróciła głowę żeby zapalić w spokoju. Czekała słuchając coraz cięższego sapania, skrzypienia mebla i zduszonych, bolesnych jęków które z przyjemnością nie miały nic wspólnego. Po paru minutach mężczyzną zatrzęsło, prychnął przez zaciśnięte zęby i w pokoju zaległa cisza.

- Trzy za styl, pięć za technikę i siedem za wrażenia estetyczne. Praca nóg do poprawy - skomentowała rzucając kiepa na podłogę i przyduszając go butem.

Troy ubrał się szybko i wypchnął blondynkę z pokoju, wykopując przy okazji torbę na korytarz. Trzasnęły zamykane drzwi, odgradzając ich od szlochającej prostytutki. Blue zdążyła pomyśleć że do wieczora jej przejdzie i znów zacznie łasić się do tego sadysty kiedy nagle poszybowała w powietrze. Nim się zorientowała Machado chwycił ją za ramiona i przycisnął do ściany, wbijając kolano między uda przez co zawisła stopami kilka centymetrów nad posadzką.
- Tyle razy cię prosiłem. Masz się na kimś wyładować to znajdź sobie jakiegoś frajera. Skrój go, zajeb, chuj mnie obchodzi co z nim zrobisz. Nawet ci jakiegoś skombinuję tylko przestań mi dopierdalać w tańcu bo to nie fair - syknął jej prosto w twarz - Ogarnij się bo ja tego za ciebie nie zrobię. To już nie jest Vegas.

- A pierdolisz...- odpowiedziała markotnie. Dobra, może rzeczywiście ostatnio trochę przeginała...

- No właśnie już kurwa nie - opuścił ją na podłogę. Ciągle jednak stał tuż obok i przyciskał za ramię do ściany - Zgrywaj się przed resztą, ja cię za dobrze znam. Co ci powiedział ten ruski pojeb że tak się wściekłaś? Nie w tą dziurę wsadził czy co? - dokończył już z wrednym uśmiechem.

- Teraz dopiero dojebałeś do pieca - Julia roześmiała się ale radość nie trwała długo - W okolicy Anny kręci się dziany typ. Xavier, robią razem interesy. Jeździ Bentosem, łazi w garniaku i chyba mnie zna. Nie wiem skąd, ale takie miałam wrażenie jak mnie obczajał. Nie kojarzę go ani z twarzy ani z imienia. Może to przypadek a może coś więcej. Nie podoba mi się to. - podzieliła się wydarzeniami które Troy pominął pod swoją nieobecność.

- Nie mogłaś powiedzieć od razu? - pokręcił z nagana głową. Zrobił krok do tyłu, zabrał ręce i obejrzał ją dokładnie. Pokiwał głową widząc że spięła włosy, bez cackania się obszukał pospiesznie. Znowu kiwnął głową a Blue tylko westchnęła.

-Tak. Jest wszystko co potrzeba - wskazała na leżącą na środku korytarza torbę - Masz mnie za amatora?

- Nie, za dzieciaka którego trzeba pilnować żeby nie zrobił niczego głupiego - wyszczerzył się, zgarnął sprzęt z podłogi i klepnięciem w tyłek skierował blondynkę w kierunku schodów.





Anna dywagowała chwilę z Julią czy nie zabrać Leo. Ale ostatecznie zgodziła się na Troy’a najwyraźniej woląc by lokalowy personel został w lokalu. Pojechali więc jej samochodem we trójkę. Anna prowadziła całkiem spokojnie kompletnie nie przypominając jazdy “szaleńców z Detroit” co to mają ponoć za punkt honoru rozjechać każdego pieszego. Miasto żyło swoim życiem i rytmem. W porównaniu do Miasta Neonów było ciemne, brzydkie i ponure. W porównaniu do ojczystego miasta panny Faust te światła które widzieli w budynkach czy nawet czasem jako szyld czy reklamę nie umywały się nawet do nędznych przedmieść Vegas. Nie było się co dziwić w końcu jakiś nędzny generator czy przerobiony silnik tu czy tam nie miał szans się równać ze sprawną elektrownią atomową która napędzała życiodajną energię zdolną rozświetlić każdy dom i zaułek jaki było to możliwe.

Za to nie na darmo zwano to miejsce stolicą motoryzacji. Pojazdów było tu zdecydowanie więcej.Były wszędzie i w każdej postaci. Od fragmentów karoserii i drzwi którymi łatano budynki, po płyty z blach i masek robiące za chodnik, po miejsca gdzie wraków było na tyle dużo, że jechało się między nimi jak w wąwozie no ale najbardziej rzucały się w oczy te sprawne, jeżdżące, buchające spalinami i warczące silnikami z turbosprężarkami czy bez. Brali udział w zdarzeniu które miało się chyba szansę wydarzyć tylko tutaj: utknęli w korku. Normalnie w każdym innym miejscu chyba samochody może jakby zebrać na jedno miejsce to może i by im się ten korek udało sprokurował. Tu zaś nie był niczym niezwykłym co najdobitniej potwierdzała ich kierowca która zżymała się na korek tak samo jak w innych miejscach na deszcz czy pogodę. No ale w końcu dojechali pod wskazany adres.

- To tutaj. - rzekła siostra Egora zatrzymując swoją maszynę pod jakimś starym budynkiem który faktycznie sprawiał hotelowe wrażenie. Tyle, że było w zdecydowanej większości martwe, puste, zdewastowane i opustoszałe. Jednak nie do końca. Stało tu z tuzin czy nawet dwa samochodów. Prezentowały różnorakie zamiłowania i trendy od w miarę przedwojennych standardów w jakich lubowali się ludzie Schultz’a czy miłośnicy oryginałów po jakieś nabijane kolcami i kratami dziwolągi których na pewno nie uświadczyła przedwojenna motoryzacja.

Wysiedli z samochodu. Anna widząc pusty i ciemny budynek zdawała się czuć trochę niepewnie. Troy chyba również niezbyt przypadł do gustu bo wysiadł ostrożnie i czujnie lustrował budynek.
- Xavier mówił, że trzeba wejść przez główne drzwi. I w recepcji ktoś powinien nas pokierować. Mamy się na niego powołać. Aukcja ma być w piwnicy. - powiedziała zamykając w końcu drzwi od swojej maszyny. Faktycznie stali niedaleko czegoś co wyglądało na główne wejście. Czujne oko blondyny wyłapało jednak za drzwiami wejściowymi jakiś ruch i światełko jakby ktoś w głębi budynku palił papierosa.

- Ale pierdolnik - Blue podsumowała krótko miejsce spotkania. Było brudno, szaro i zniechęcająco. Tak jak w całym tym obrzydliwym mieście. Zero kultury, zero wyczucia smaku. Tylko blachy, bryki, syf, kiła i mogiła, ale czego się spodziewać po hołocie z Detroit? Daleko im było do porządnych przedsiębiorców z Vegas i tamtejszych standardów. I jeszcze budynek walił pułapką na dwie mile, ale może akurat to miało odstraszyć nieproszonych gości i poniekąd miało sens. Każdy dobry pokerzysta wiedział że pozory to podstawa a dobry blef miał wysoką wartość. Dlatego złapała Rosjankę pod ramię i na pozór beztrosko przyciągnęła ją do siebie po przyjacielsku.

- W środku ktoś jest, widzę żar od fajka - powiedziała cicho i z powagą z którą kontrastował uśmiech na jej twarzy - Obserwują nas, nie stójmy jak te kije w dupie tylko chodźmy. Troy ubezpieczasz ale nie zaczynamy pierwsi żadnej rozróby. Czekasz na sygnał. Mamy interes do załatwienia, no nie? To idźmy go załatwić - pociągnęła Annę w stronę wejścia cały czas przyglądając się uważnie okolicy zza ciemnych okularów.

Ruszyły obie przodem. Troy pół kroku za nimi bo zwłaszcza Anna i tak mu nie przeszkadzała w lustrowaniu terenu przed sobą. Po chwili ognik z fajka poleciał łukiem w dół i odbił się niedbale od podłogi ale z krótszej odległości widzieli już właściciela. I jego kolegów. z podwórza widzieli tego co rzucił fajka i jego kolegę. Gdy weszli w drzwi wejściowe widzieli jeszcze dwóch w niedbałych pozach za starym stolikiem i rozwaloną kanapą. Cała czwórka głów zwróciła się w ich strony. Ci dwaj mieli puste dłonie. Jeden ubrany był trochę bardziej starannie od jego towarzyszy. Ten obok niego miał kaburę z bronią przy biodrze. Na stoliku u tych pod ścianą poza petami gaszonymi w starej puszcze leżał shotgun i jakiś peem oraz rozłożone karty. Ci dwaj sprawiali wrażenie typowych cieci czy strażników którzy czują się całkiem pewnie na swoim stanowisku.

Poza lokatorami reszta holu z recepcją nie wyglądała zbyt zachęcająco. Właściwie wyglądała na permanentnie zapuszczoną i porzuconą a jej goście po prostu przyszli tu po coś czy za czymś. W każdym razie jednak nawet we czwórkę nie mogli zostawić tyle samochodów na zewnątrz a na razie jakoś innych ludzi nie było widać ani słychać.

- Państwo szukają tutaj czegoś? - spytał ten “elegancik” wymownie podnosząc brwi. Zaś pozostała dwójka przy ścianie prychnęła rozbawionymi uśmiechami. Choć zaprzestali gry i nadal patrzyli na nowych wyczekująco. Tylko ten przy tym co ich spytał nie uśmiechał się i wyglądał jakby trójka nowych zapowiadała kłopoty.

Uwagę Julii naturalnie przyciągnęły karty. Chętnie zagrałaby w pokera i wyciągnęła parę gambli od stróżujących patafianów, ale nie przyszła to dla tego typu rozrywki.
- Tak szukamy kogoś, kto wskaże nam drogę do piwnicy. Xavier tak zachwalał dzisiejszą aukcję że nie mogłyśmy jej przegapić - odpowiedziała temu najbardziej wygadanemu. Obcięła go powłóczystym spojrzeniem wydymając przy tym nieznacznie usta.

- Ah, przyjaciele Xaviera! - facet który najwyraźniej w tym gronie był od gadania rozpromienił się jakby Julia miała mu właśnie dać pliczek talonów na paliwo. Ci dwaj przy ścianie również najwyraźniej się uspokoili. Tylko ten wielki pozostał nadal przy ponurej minie. - Przyjaciele Xaviera są naszymi przyjaciółmi. - zapewnił ten gadacz dalej się uśmiechając. - oczywiście, że na aukcję w takim razie. Państwo wybaczą te środki ostrożności ale to aukcja na odpowiednim poziomie a nie dla szmaciarzy z ulicy. - wyszczerzył się szczerze jak rodowity oszust z Vegas by się nie powstydził.
- Proszę za mną. - rzekł do nich machając ręką i ruszając w głąb budynku. Ponurak zaś skoncentrował swoją uwagę na Troy’u najwyraźniej biorąc go główne źródło ewentualnych kłopotów. Ci dwaj przy ścianie nie ruszali się z miejsc obserwując nadal całą scenę.

Blue świerzbiły palce, ale nie sięgnęła do kieszeni po obdrapany krążek. Jeszcze ktoś z ochrony wziąłby to za próbę wyciągnięcia broni. Ich uwagę przyciągał Machado i o to chodziło.
- Dawaj, lecimy z tematem. Ale jak to nas sprzedadzą to ogolę cię na łyso - szepnęła do towarzyszącej jej kobiety w ramach dowcipu mającego ją podnieść na duchu. Pakowały się w pułapkę, brzydkie wrażenie stawało się coraz silniejsze. I nie chodziło tylko o paranoję.

Daleko nie zaszli. Niedaleko za recepcją była dalsza część holu a tam windy z czego jedna zamknięta, druga otwarta i straszyła ciemną czeluścią szybu no i schody w górę i na dół. Tam w dół się właśnie skierowali za tym gadaczem. Pochód zamykał ten ponurak. Na półpiętrze dostrzegła jakieś stare strzałki dla gości kierujące odpowiednio do przebieralni, pryszniców, salonów masażu, siłowni i basenu. Poczytać można było ale jeśli były w takim stanie jak recepcja to nie zapowiadało się zbyt ujmująco. W Vegas to przynajmniej jakaś szansa, była, że choć część z tego typu udogodnień by działała o ile budynek byłby pod opieka jakiejś rodziny czy innego biznesmena.

Zaczynało się robić całkiem ciemno a facecik wydobył z kieszeni latarkę oświetlając sobie i reszcie drogę. Ten ponurak za nimi też wyjął co widzieli po promieniu światła przemykającym im zza pleców. Jednak już przy klatce schodowej w piwnicy widać było łunę ciepłego światła bijącą z jakiegoś bocznego wejścia z kilkadziesiąt kroków od schodów. Facet skierował się w ich stronę a w miarę jak się zbliżali zaczynały też ich dochodzić odgłosy zebranych ludzi. Z ogólnego tonu rozmów słyszalnego co raz bardziej na słuch nie wyglądało podejrzanie. Przynajmniej nie jeśli faktycznie zbierali się tam na tą aukcję. Przynajmniej nie dochodziły ich żadne odgłosy walki czy strzelaniny a światło zdawało się płynąć z lamp czy pochodni bo przecież nie z oświetlenia elektrycznego.

Facet od gadania wszedł pierwszy, za nim obie kobiety, Troy i ten dryblas bez uśmiechu. W środku wyglądało na jakąś starą przebieralnie a przynajmniej głównym elementem wyposażenia były stare, metalowe szafki. Na pewno zaś współczesnym elementem dekoracyjno - użytkowym był koksownik ze starej beczki oraz kilka pochodni. No i kolejnych trzech typów którzy zwrócili znowu głowy z pytającym spojrzeniem na grupkę która weszła.

- Spokojnie oni są od Xaviera. Są zaproszeni. - rzekł facet zatrzymując się tylko na chwilę i przy wejściu. Ci trzej też sprawiali wrażenie jakichś standardowych zbirów od ochrony choć już byli innego sortu. Z takiego lepszego gatunkowo choć nadal nie sprawiali wrażenia elity. W przeciwieństwie do tych z góry jednak zdawali się uważnie lustrować nowych.

- No dobra. Ale to aukcja dla kulturalnych i miłujących pokój przedsiębiorców. Wybiorą sobie państwo szafkę i zostawią tam broń. Możecie zabrać klucz ze sobą oczywiście. Uprzedzam, że będziemy musieli przed wpuszczeniem państwa dalej was obszukać. - rzekł zaczesany gadko jeden z miejscowych ochroniarzy o jakimś latynoskim typie urody. Wskazał ręką na rząd szafek pod ścianą gdzie w zamkach faktycznie były klucze z opaskami by można było je przyczepić za nadgarstek czy gdzie indziej. Kiedyś ludzie potrafili zadbać o wygodę klientów. Widzieli, że część szafek jest otwarta na oścież i pusta, część jest zamknięta i ma kluczyki albo nie. Gdzieś zza pleców tych trzech dobiegał ich już zdecydowanie wyraźny odgłos ludzkiego zgromadzenia, czasem salwa jakiegoś śmiechu czy głośniejsza wypowiedź choć jeszcze nie dawało się rozróżnić słów.

- Zasady to zasady. Jesteśmy w końcu cywilizowanymi ludźmi. - jasnowłosa głowa kiwnęła chociaż jej właścicielka nie była z tego zadowolona. Dając dobry przykład że nie szuka dymu, wyciągnęła zza paska pistolet a z cholewy buta nóż. Oba przedmioty ułożyła na metalowej półce i kiwnęła Troyowi żeby zrobił to samo. Nad Anną nie miała władzy ale liczyła na jej zdrowy rozsądek.

Jej ochroniarz skrzywił się ale skoro dała osobisty przykład to postąpił tak samo. Anna również nie wyglądała na zadowoloną ale okazało się, że też ma w posiadaniu niewielki pistolecik który miała w torebce. Po chwili ich dobra zostały zamknięte w szafce a Julia stała się posiadaczem kluczyka na żółtawym plastiku. Trójka ochroniarzy ruszyła ku nim najwyraźniej naprawdę mając zamiar ich obszukać. Ten ich przewodnik czekał spokojnie przed nimi a ten wielki ponurak wciąż stał w przejściu przez które przybyli.

- Byle szybko - Blue rozłożyła ręce i posłała typowi zachęcający uśmiech. Była ciekawa czy przyczepią się do czegoś z tego co sobie zostawiła. Przecież podręczny szmelc nie dało się już policzyć jako broni. Zostało czekać i zdusić przemożną chęć wydrapania kaprawych oczu zbliżającego się do niej kolesia.

Przeszukanie poszło sprawnie choć widziała, że ci dwaj którym się trafiły dwie, młode kobiety byli wyraźnie bardziej zadowoleni od tego któremu przypadł patrzący na niego krzywo Troy. Ale poza wzajemnym udowadnianiem kto ma twardzielskie bardziej choć trochę spojrzenie nic się właściwie nie stało. Więc po chwili ci trzej najwyraźniej uznali nowych za odfajkowanych i machnęli na tego ich przewodnika. Ten już dalej poprowadził ich sam. Niezbyt daleko bo za zakrętem szatni w jednej ze ścian widniała wielka dziura w ścianie a za nią już widzieli tylko słyszany dotąd tłumek.

Za dziurą od razu znaleźli się w jakimś większym pomieszczeniu. Wyglądało jakby wyszli w jakimś starej hotelowej sali sportowej czy do widowisk bowiem od razu otoczyły ich ułożono schodkowo plastikowe ławki i krzesełka. Przynajmniej te które się ostały na tych plastikowych platformach. Całość była rozświetlona pochodniami więc było dość jasno. Choć tam gdzie ich nie było nadal były większe i mniejsze plamy piwnicznej ciemności. Dobiegał ich też przytłumiony ale nadal wyczuwalny zapach równie piwnicznej zgnilizny i stęchlizny świadczące na korzyść ezy, że ten budynek rzadko był użytkowany. Choć ten wilgotny zapach był przytłumiony przez spalany materiał zużyty do zrobienia pochodni i koksowników. Ale najważniejsi byli ludzie i oni najbardziej rzucali się w oczy.

- No dalej już chyba sobie poradzicie. Ja wracam na górę. Wychodzi się tak samo jak przyszliście.
- ich przewodnik najwyraźniej skończył robotę ale faktycznie wyglądało, że są na miejscu. Ludzie byli zgrupowani w małych kilkuosobowych grupkach podobnej do nich. Rozmawiali ze sobą, żartowali czasem, czasem spoglądali podejrzliwie czy uważnie na siebie nawzajem czy na nowo przybyłych ale nie odbiegało to sytuacji jakiej na tego typu imprezie należało się spodziewać. Julia nie zauważyła u innych widocznej broni więc chyba wszyscy przeszli przez procedurę taką jak oni. Jeśli ktoś miał coś skitrane to musiał mieć skitrane bardzo dobrze choć z drugiej stronie tłum jak tłum, nie dało się zauważyć i pooglądać wszystkich.

Tłum był różnobarwnie ubrany i reprezentował wszystkie chyba typy ludzkie i mody. Były jakieś eleganciki rodem jak od Schultz’a. Byli jacyś kolorowi w złotym lub sprawiające złote wrażenie biżuterią o manierach gangerów z Camino. Był nawet koleś w rażąco białym futrze o wyglądzie klasycznego alfonsa. Wszyscy zdawali się podekscytowani. Im bliżej sceny tym tłum gęstniał Wyglądało, że jest ich wszystkich ze dwa czy trzy tuziny. Liczebnie pewnie większość stanowiła świta handlarza bo w końcu ich też była trójka a kupująca jedna. Często owe centrum grupy dawało się wyraźnie odizolować na tle jego asysty, doradców i ochroniarzy. W każdym razie wyglądało stylowo pstrokato ale chyba jak na detroicki standard faktycznie biedota i standard nie miał tu wejścia.

Zauważyła też tego Xaviera. Podchodził od grupki do grupki rozmawiając i żartując chyba ze swoimi gośćmi zgodnie z klasyczna rolą gospodarza. Nie zaliczał każdej jaka się nawinęła ale w końcu albo ich zauważył albo może i tak miał zamiar ich przywitać bo skierował się prosto na nich.

- Oh, proszę, proszę kto skorzystał z mojego skromnego zaproszenia. Najpiękniejsza Rosjanka w Detroit! - rzekł wyciągając ręce by przywitać się z Anną. Ta dała się objąć i styknąć policzkami jak to kiedyś się robiło w dobrym towarzystwie. Przynajmniej tak to w kinach w Vegas wyglądało na filmach.

- Oh, Xavier, ty niepoprawny zalotniku! - siostra Egora odwzajemniła uprzejmość choć na oko Julii to takie traktowanie sprawiało jej przyjemność.

- I przyprowadziłaś ze sobą równie piękną koleżankę. - zwrócił sie równie szarmancko do dziewczyny z Vegas. Uniósł ramiona by najwyraźniej przywitać się z nią w podobny sposób. - A kim, że jest ta tajemnicza piękność? - spytał patrząc blondynce prosto w twarz i nieco mrużąc oczy. Julii wydawało się to naturalne. Ale też było niezłym trikiem do utrzymania pożądanego wyrazu twarzy. Jak było tym razem to w tym momencie nie była pewna.

Nie odwracając wzroku od jego oczu Julia zrobiła pół kroku do przodu. Wystawiła przed siebie prawą nogę i automatycznie całą połowę ciała przez co nie stała już do lalusia frontem. Zmiana pozycji nie wyglądała groźnie szczególnie że objęła Annę w pasie lewym ramieniem.
- Już nie taka tajemnicza. Widzieliśmy się dzisiaj rano. Jestem Blue. - rzekła z identycznym uśmiechem pozwalając na odstawienie powitalnego rytuału - Da się tu napić czegoś porządnego? Polecisz mi coś?

- Xavier. Xavier Hand. - przywitał się z nią tak samo jak z Rosjanką. Troy’a zignorował albo przez wzgląd na to, że to facet albo może wziął go po prostu za ochroniarza czyli żywy element dekoracji w zestawie do ludzi biznesu i sukcesu.

- Oczywiście można umoczyć usta w tym czy owym. - rzekł wskazując zapraszającym gestem na jakieś dwa stoły z zastawionymi butelkami, wazami u szklankami. Z bliska okazało się, ze to dosłownie typowo grzecznościowy poczęstunek do zwilżenia ust. - Ale przecież nie przybyliśmy tutaj na imprezkę tylko w interesach prawda? - pytanie było raczej retoryczne.

- Aukcja zaraz się zacznie. Dziewczyna o jakiej mówiłem nazywa się Angel. Będzie na samym końcu jako gwóźdź programu. Ale oczywiście da się kupić nie tylko ją. Dostępne są również inne dziewczyny. Choć już nie aż tak egzotyczne no ale i nie w tej cenie. Albo mężczyźni. Choć ci już raczej do walk. Tak samo jak bestie. Wszystko jest okazja do obejrzenia, pomacania i kupienia po niesamowicie niskiej cenie. Choć tych bestii nie radziłbym dotykać. Ale jak widzicie moje drogie urocze damy konkurencji jest trochę no ale jak mawiam, niech wygra najbogatszy. - patrzył na przemian to na Forlow to na Faust kompletnie ignorując ich ochroniarza. Na dziewczynie z Vegas sprawiał wrażenie dobrego kupca i organizatora który chce podkręcić napięcie i chcice wśród klientów choć wychodziło mu to świetnie.

Tak bardzo że Julia zrobiła krótki rachunek i wzruszyła radośnie ramionami. Za to co przy sobie miała raczej nie kupi nikogo, ale wizja posiadania własnego niewolnika kusiła. W porównaniu do Troya mogłaby mu wyciąć jęzor i oszczędzić sobie słuchania zbędnego pierdzenia za uchem.
- Już pozbywasz nas swojego uroczego towarzystwa? - zrobiła wybitnie zawiedzioną minę.

- Pozbywam? Moje dwie najładniejsze klientki? Ależ moja droga Blue to byłby ogromny nietakt z mojej strony. - Xavier sparodiował zatroskana i urażoną minę co mu wyszło na tyle zabawnie, że Anna prychnęła śmiechem a Troy prawie prychnął z irytacji. Widać niezbyt mu podpasował styl tego elegancika w gajerze który zdawał się być ulepiony z kompletnie innej gliny niż on.

- To dobrze, bo z tego co mówisz ktoś mógłby nas chcieć ukraść - też się uśmiechnęła. Typek był zabawny i miał w sobie coś co przyciągało uwagę. I nie chodziło tylko o gajer i brykę.

- Wówczas na pewno bym był pierwszym klientem by odkupić i zatrzymać przy sobie takie dwie ślicznotki. - Xavier najwyraźniej był obyty z językowymi potyczkami i rozmowa sprawiała mu przyjemność tocząc się swobodnym, niewymuszonym tonem.

- I co byś z nami zrobił? Zamknął w złotej klatce ? - drążyła dalej, przypatrując mu się z uwagę - Jesteśmy drogie w utrzymaniu, szybko poszedłbyś z torbami. byłaby szkoda, dobrze ci w tym garniturze. Grzech go zamieniać na strój mniej stylowy.

- Ależ moja droga Blue, jeśli bym was kupił to dalsze koszty utrzymania byłyby minimalne. Po to się właśnie kupuje takie cuda nieprawdaż? - uśmiechnął się nonszalancko patrząc na nią.

- Wszystko opiera się o intencję. Zależy czy nabytek traktujesz jako chwilową zabawę czy inwestycję na przyszłość - puściła mu oko i wyciągnęła szyję oglądając dokładnie zgromadzony tłum.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline