Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2015, 09:20   #291
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
COLLINS, FOX, VILL

Vill oszalała. Zaczęła wrzeszczeć, krzyczeć, wymyślać i ubliżać Żniwiarzowi.

Potwór odwrócił się. Powoli. Jak w tandetnym horrorze i ruszył z powrotem. Porto w stronę krzyczącej dziewczyny.

Vill poczuła lekka obawę, widząc zbliżające się monstrum. Jego maskę, która jeszcze kilkadziesiąt sekund temu była twarzą młodej dziewczyny. A teraz zupełnie nie przypominała ludzkiego oblicza.

Ostrze sierpa ociekało krwią. Widziała jak posoka spływa po lśniącej stali w dół, na ziemię.

I wtedy, z brutalnym okrucieństwem, na Vill spadło olśnienie. Zrozumienie czegoś, co zapewne do tej pory było przypuszczeniem nieśmiało kiełkującym w jej zdradzieckim sercu.

Umrze. Zostanie zabita brutalnie i szybko. Ekkosz nie miał zamiaru dotrzymać obietnicy. Miał jedynie zamiar zwodzić ją, oszukiwać i na końcu pozbawić życia, jak innych.

A może to nie Ekkosz, ale Ortis? Jej własna żądza krwi, rozbudzona po kłótni przed spalonym domem.

Vill miała przeczucie, że za chwilę ostrze sierpa wbije się jej w bebechy, rozpruje ją jak rybę i skaże na powolne konanie we własnych jelitach.

Śmierć kroczyła powoli. Nie musiała się śpieszyć.

Collins pojawił się z boku, wybiegł z ciemności i zadał cios siekierą. Z boku, prosto w głowę.

Już wiedział, jak radzić sobie z tą konkretną potwornością.

Ostrze siekiery przecięło maskę, zagłębiło się w kości skroniowej i bestia upadła na ziemię. Przez chwilę ciało pokryła kłębiąca się ciemność, a kiedy ustąpiła na ziemi nie leżał już Żniwiarz, lecz Ortis z rozrąbaną czaszką, z polową twarzy wyraźnie widoczną, a drugą wciśniętą po upadku w zdeptaną, miękką ziemię.

Vill dygotała. Collins też.

Zafascynowała tym, co działo się przed nią Fox w ostatniej chwili usłyszała zagrożenie. Kiedy coś trzasnęło za jej plecami poderwała się do biegu i popędziła przed siebie, opuszczając sad. To uratowało jej życie, bo na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą była spadła „drzewna” poczwara, która próbowała dopaść ich w drodze do domu modlitw Ekkosza.
Stali teraz we trójkę: Vill, Fox i Collins, oświetleni płomieniami płonącego w rezydencji pokoju.

I tylko od Vill zależało, czy uwierzy swoim podszeptom, czy jednak zawierzy Ekkoszowi.
 
Armiel jest offline