Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2015, 13:35   #25
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację


- O kurwa… Myślałem, że już po was… Wyglądało, że was zmiotło. - rzekł zdziwiony jeden z Runnerów który pomagał im doprowadzić się do porządku. Mgła, a właściwie wzburzony wybuchem pył i gruz już w sporej mierze opadły. Gdy się przetarło szyby furgonu dało si dostrzec coś ze świata zewnętrznego. Poza tym furgon od środka i od zewnątrz łącznie ze swoją żywą zawartością pokrywał siwy osad zupełnie jak po opryskach. Widzieli też swoje dzieło - zamiast wcześniejszego widoku pustej ulicy zdecydowanie bliżej znajdowało zawalisko widoczne w tych miejscach, w których kurz trochę opadł.

- Mówiłem, że jedna kostka wystarczy. - mruknął Jednooki patrząc na lekarkę - Nieźle ci poszło dziecino. Nadajesz się na sapera.
Wszyscy ranni jednak nadal krwawili. Widziała jak wypływająca krew robi na ubraniach błotnistą mieszankę w połączeniu z tym pyłem.

- Hej Toby?! Toby żyjesz? Hej, obudź się! Wstawaj! Nie zasypiaj! - Hank też doszedł do siebie i potrząsał tym chłopakiem który zdawał się być podejrzanie niemrawy i bezwładny.

Igle zachciało się płakać. Wszystko ją bolało, była potwornie zmęczona, brudna i najchętniej zwinęłaby się w kłębek na zasyfionej podłodze... tyle że nie mogła tego zrobić. Skończyła jedno zadanie, drugie już wisiało nad rudym karkiem, tym razem o wiele gorsze. Przecież młody ucierpiał przez nią.
-Dajcie go na tył, szybko. - wychrypiała, a krew z rozbitych warg dostała się do ust, metalicznym smakiem podrażniając żołądek.

Dwóch mężczyzn sapiąc i klnąc pod nosem ułożyło nieruchome ciało tuż przed lekarką. Ona w tym czasie szarpała się ze sprzączką paska. Jedną parą rąk da rad opatrywać jedną osobę naraz, pomocy zaś potrzebowała cała trójka łącznie z nią…ale wszystko po kolei. Jeszcze wytrzyma, wstrząs krwotoczny następował po utracie powyżej jednej czwartej ilości krwi krążącej normalnie w ciele. Czas przepływał dziewczynie dosłownie między palcami, ciągle jednak miała go jeszcze trochę. Obwiązała paskiem brzuch na wysokości rany, zagryzła wargi i mocnym szarpnięciem ścisnęła go. Pociemniało jej przed oczami, ból przygiął tułów do ziemi i gdyby nie wystawiona przed siebie ręka wyrżnęłaby zębami o brudne deski, krew jednak przestała ciurkać. Dysząc ciężko zabrała się za Toby’ego. Nie musiała go dotykać żeby wiedzieć jak bardzo jest źle. Klatka piersiowa nie poruszała się, rany już nie krwawiły. Liczyła się każda sekunda. Zadziałał odruch, wpojone i zakodowane w mięśniach odruchy. Mózg wydał tylko prostą komendę, reszta potoczyła się automatycznie. Odchylić rannemu głowę dzięki czemu udrażniało się jego drogi oddechowe, rozpocząć serie trzydziestu uciśnięć klatki piersiowej. Zakończyć zatkaniem nosa i wtłoczeniem w jego płuca porcji powietrza za pomocą dwóch solidnych wydechów… i jeszcze raz. I znowu. I po raz kolejny, aż do skutku. Dopiero przywróciwszy pacjentowi podstawowe funkcje życiowe lekarka zabrała się za paskudnie poszarpaną brzucha. Fruwający w powietrzu brud nie ułatwiał jej pracy, nie narzekała jednak ani nie poddawała się. Chcąc skupić myśli na czymś innym niż wyrzuty sumienia, zaczęła gadać. Jak zawsze kiedy się denerwowała.
- Nieźle oberwał, stracił też dużo krwi. Ustabilizuje go, ale czy odzyska przytomność przekonamy się dopiero za kilka godzin. Jak wiadomo krwotoki działają na organizm bardzo destrukcyjne, uniemożliwiając jego prawidłową prace. Możemy wyodrębnić kilka ich rodzajów, podzielić na żylne, tętnicze i miąższowe. W przypadku krwawienia z żył, krew wypływa ciągłym, ciemnoczerwonym strumieniem . Jeśli zraniona żyła łączy się z raną powłok szerokim kanałem to krwawienie może być długotrwałe i obfite z uwagi na współistniejące krwawienie z powłok. W przypadku urazu małych naczyń żylnych zazwyczaj dochodzi do samoistnego zatrzymania krwawienia czemu sprzyja zapadanie się ścian żyły, krzepnięcie krwi i zamknięcie skrzepami kanału rany. W przypadku uszkodzenia tętnic krew wypływa z rany falami. Krew tętnicza zawiera tlen, który nadaje jej barwę jasnoczerwoną. Krwawienie miąższowe powstaje w wyniku uszkodzenia większej liczby naczyń włosowatych, zdarcia i oddzielenia się skóry, uszkodzenia mięśni lub zranienia narządów miąższowych. W krwawieniach miąższowych krew spływa z całej uszkodzonej powierzchni…

-Co ty nie powiesz. - usłyszała gdzieś po lewo głos Jednookiego, jak zawsze zadumany nad sprawami umykającymi większości śmiertelników.

Wzruszyła ramionami, nie przerywając ani pracy, ani słowotoku. Im więcej mówiła, tym spokojniejsze sprawiała wrażenie. Uwalane szkarłatem i szarością dłonie przestały drżeć, oddech oraz tętno wróciły do normy. Skrzywiła też lewy kącik ust w imitacji uśmiechu, co przy zalanej krwią i pobrudzonej siwym pyłem twarzy z resztkami mózgu mutanta na policzkach…wyglądało co najmniej niepokojąco.
- Ogólnie da się je sklasyfikować jako: niepostępujący, gdy uruchomione mechanizmy kompensacyjne są wydolne i zapewniają minimalny przepływ krwi przez narządy obwodowe; Postępujący, gdy wydolność mechanizmów kompensacyjnych ulega zmniejszeniu lub jest niewystarczająca dla przeciwdziałania utrzymującej się przyczynie wstrząsu, co doprowadza do postępującego niedokrwienia narządów obwodowych; nieodwracalny, gdy niewydolność mechanizmów kompensacyjnych powoduje niedokrwienie, niedotlenienie i martwicę komórek prowadzącą do niewydolności narządów. Na początku organizm radzi sobie ze wstrząsem dzięki tak zwanej centralizacji krążenia. Polega ona na ograniczeniu zaopatrzenia w krew mniej ważnych dla przeżycia części ciała takich jak: skóra, mięśnie kończyn, jelita i zapewnienia go dla życiowo ważnych narządów: mózgu, serca i płuc. Co ważne, usunięcie przyczyny wstrząsu w dwóch pierwszych etapach umożliwia przywrócenie prawidłowej funkcji układu krążenia.

- Mhm… niedokrwienie mówisz - saper na bank nie słuchał dokładnie tego co nawijała, ale wyłapywał pojedyncze zwroty dając lekarce poczucie, że nie mówi do ściany. W przeciwieństwie do niego reszta Runnerów strategicznie oddaliła się na bezpieczną odległość, woląc ponownie stawić czoła czającym się w Ruinach mutantom, niż potokowi obcobrzmiącej terminologii.

-Tak, dokładnie! - Savage ucieszyła się wyraźnie i podjęła podrzucony właśnie wątek – Niedokrwienie to lokalne zaburzenie ukrwienia będące skutkiem ograniczenia lub całkowitego zatrzymania dopływu krwi do tkanki lub narządu. Następstwem tego stanu jest niedostateczna podaż tlenu i składników odżywczych. W efekcie dochodzi do hipoksji… czyli niedotlenienia, niedożywienia, a ostatecznie do martwicy tkanek dotkniętych procesem niedokrwiennym. Przyczynami niedokrwienia jest działanie nerwów naczynioruchowych, zmiany anatomiczne zwężające lub zatykające światło tętnic: zakrzepica, zator, ucisk oraz wstrząs prowadzący do ogólnego niedokrwienia. Następstwem niedokrwienia może być zanik narządu, zmiany zwyrodnieniowe, stłuszczenie, włóknienie oraz martwica. W przypadku mózgu to bilet na pociąg pospieszny na tamten świat, albo w bardziej optymistycznej wersji - do ośrodka opieki społecznej, hospicjum. Mózg jest najwrażliwszym na niedotlenienie i niedokrwienie narządem naszego organizmu. Pozbawiony tlenu i substancji energetycznych ulega nieodwracalnym uszkodzeniom już po 4 minutach. Prawidłowe ukrwienie mózgu nie zawsze oznacza, że organ ten otrzymuje odpowiednią ilość tlenu. Objawy niedotlenienia mózgu mogą wystąpić nagle jako zawroty lub bóle głowy, zaburzenia widzenia, omdlenia i utrata przytomności. Problemy z koncentracją, pamięcią, kojarzeniem faktów - swego rodzaju "ociężałość umysłowa", uporczywa senność, nawet zaburzenia psychiatryczne mogą być objawem długo utrzymującej się hipoksji. W stanach chorobowych przebiegających ze zmniejszeniem prężności tlenu we krwi lub ze spadkiem zdolności krwi do transportu tlenu... niedokrwistości właśnie. Zmiany niestety są nieodwracalne, dlatego trzeba uważać i profilaktycznie nie przeciążać dodatkowo organizmu, by dać mu szansę na regenerację i nie zmuszać do tłoczenia krwi w obszary o mniejszym priorytecie, takich jak kończyny przykładowo.

Saper kiwał flegmatycznie głową, wolną ręką sięgając do kieszeni kurtki. Wyciągnął z niej niewielkie pudełeczko, a z niego wykałaczkę.
-Ciekniesz dziecino. - zauważył, wsadzając drewienko w żeby ruchem tak powolnym jakby zajmował się rozbrajaniem przedwojennej miny.

-Spokojnie, mam czas. - odpowiedziała prostując ostrożnie plecy. Założyła Toby’emu ostatnie opatrunki i przeniosła się do przytomnego towarzysza. Czerwona, plama na jej brzuchu mimo zaciśniętego paska ciągle rosła, ale nie było się co dziwić. Tymczasowe rozwiązanie miało spowolnić problem, nie go rozwiązać. – Zajmę się tobą, potem połatam siebie. Młody potrzebuje odpoczynku, trzeba go przewieźć do kliniki. Jeżeli ma przeżyć nie może tu zostać. - mruknęła wyraźnie zmęczona, pomagając mu ściągnąć z grzbietu wierzchnie okrycie. Wyburzenie kamienicy stanowiło zadanie dodatkowe. Celem dwójki saperów na dzień dzisiejszy ciągle pozostawał bank…tylko co spieprzy się tym razem?
Alice nie miała siły zgadywać.



Bank of America. Oddział w Detroit. Tak przynajmniej pisało nad wejściem przez które przeszli. Opatrzeni przez rudą lekarkę i wzmocnieni przez zawartość jej torby będącej dla przeciętnego mieszkańca strefy tak tajemniczą, że prawie magiczną, jakoś zdołali przeżyć, utrzymać się na nogach, a nawet zrobić to po co tu przybyli. Furgonetka została na zewnątrz. Tak samo jak jeden z samochodów i większość ich eskorty pod komendą Hanka. Tylko drugi pojazd pojechał do jednego z najlepszych punktów z serwowaną pomocą medyczną w okolicy: kliniki Brzytewki. Ona sama jednak miała robotę razem z Jednookim. Jak się dowiedziała właśnie od niego zleconą bezpośrednio przez Guido – znaczy ważną. Tak ważną, że z powrotem przyjechała nie jedna a trzy bryki. Już z daleka rozpoznała furę Taylora. Czyli było naprawdę poważnie, Hank też to czuł widać. Od razu zbladł i przełknął nerwowo ślinę, kierując prędko dopiero co zaczętego fajka. Oblizał wargi i wycierał intensywnie w dłonie w spodnie. Bał się…i miał czego.

Taylor wysiadł z pojazdu trzaskając wściekle drzwiami. Na przywitanie Hanka prawie nie zareagował, od razu podchodząc do Alice i Jednookiego. Zlustrował ich od góry na dół zatrzymując spojrzenie na świeżych opatrunkach. Patrzył przenikliwym, srogim wzrokiem i na oko Savage był wkurzony tym co widzi. Sprawiał wrażenie jakby potwierdziło się coś, co dopiero przypuszczał.

- I wtedy wycofaliśmy się i udało nam się zawalić przejście ale Toby oberwał i… - Hank chyba starał się mówić konkretnie o ich ostatniej misji, ale łysy zastępca Guido brutalnie mu przerwał.

- Ty wszawy gnoju! - jego pięść wystrzeliła do przodu, z impetem zanurzając się w żołądku młodszego szarżą Runnera aż go zgięło w połowie.
- Jedyny kurwa prawdziwy saper… - wydyszał z wściekłością trafiając go z drugiej strony w bok głowy która u przygiętego gangera stanowiła w tej chwili dość łatwy, prawie nieruchomy cel.
- I jedyny kurwa prawdziwy lekarz… - teraz pięść zaatakowała z góry na dół prosto w odsłonięte, hankowe plecy. Siła ciosu była tak wielka, że uderzony upadł i by nie stracić równowagi musiał przyklęknąć na kolano.
- A ty chujku dajesz im nożami po bebechach ciąć?! - wrzasnął trafiając podeszwą buciora prosto w twarz Hank’a i posyłając go w końcu na ziemię.
- I to kurwa Brzytewkę, jak ona startuje jutro w Meczu Otwarcia! - sapnął na koniec, gdy na moment spojrzał na kobietę z tej dwójki speców i znów odwrócił wzrok na powalonego podwładnego posyłając mu na pożegnanie kopniaka w żebra.

-Taylor…nic nam nie jest. Możemy wykonać powierzone zadanie zarówno dzisiaj, jak i jutro. - dziewczyna próbowała patrzeć łysolowi prosto w oczy, co stanowiło wyjątkowo ciężkie zadanie jako że facet cały czas pozostawał w ruchu, ogarniając wzrokiem cały teren – Zobaczysz, wezmę kąpiel i parę tabletek. Usunę też fragmenty obcej tkanki mózgowej z włosów i będę jak nowa. – z zadowoleniem odnotowała, że w miarę jak mówiła przestawał sapać przez zaciśnięte zęby.

Potem już poszło dość sprawnie, jak zawsze gdy Taylor przejmował dowodzenie w terenie. Podwładni Hanka pomogli mu się pozbierać i zostali na zewnątrz jako ochrona. Do zawalonego na ulicy budynku wcale nie było tak daleko, lecz nadal nie znajdowali się u siebie, tylko w Ruinach. Gdy problem zniknął mu z zasięgu wzroku, Taylor nieco się uspokoił. Zabrał ze sobą z ludzi z którymi przyjechał i odtąd jakiś dryblas trzymał się w pobliżu sapera z wyraźnym przykazaniem łysego szefa, że ma go kurwa zabrać nawet diabłu spod ogona jeśli trzeba. To samo przykazanie dostał wysoki blondas względem lekarki. Obaj byli poważni i przejęci swoją rolą, bliskością Taylora i tym co się stało z Hankiem. Pozostali pod wodzą łysego poszli szpalerem w trzewia banku by po jakimś czasie wrócić na zewnątrz, że “jest ok”. Para speców mogła ruszyć do środka. Drogę pod skarbiec przebyli w milczeniu. Dopiero pod pancernymi wrotami Jednooki przerwał cisze.
- Chujowo wyszło. - mruknął do Alice – Nie sądziłem, że tam sie tak spierdoli. - wskazał głową gdzieś na kierunek z którego przyszli ale zgadywała, że chodzi mu o ta akcje z wysadzaniem tamtego domu.
- Hank miał to zrobić. Sam ze swoja ekipą. Zawalić przejście, ale zobaczył moja brykę to przyleciał po pomoc…i tak czekałem na ciebie, no to sobie pomysłem „co mi tam”. Fajnie tak blok wysadzić, no nie? No ale widzisz, czasem się już tak pierdoli na tej jebanej wojnie. - zakończył niezbyt wesoło, wsadzając między zęby kolejna wykałaczkę. Jednooki był raczej małomówny. Przynajmniej jak gadał z obcymi, czy nawet z większością Runnerów. Jak na Runnera to nawet nie za dużo przeklinał, lecz chyba po ostatniej akcji też miał niesmak.

- No ale to Hank. my mieliśmy swoja robotę. - rzekł wskazując wyjętą na moment z ust wykałaczką na oświetlone latarkami trzewia banku i wielkie, ogromne wręcz, koło w ścianie. Drzwi do skarbca. Wiedział od razu, ze to musi być to. Duże na tyle, że wielkolud może i dałby radę sięgnąć do górnego brzegu, choć pewnie i tak musiałby podskoczyć choć trochę. Ona nawet nie miała co marzyć o takim wyczynie.

- Pancerna stal. Kulo i kwasoodporna… o temperaturze i standardowych wybuchach nie wspominając. Zobacz, tu w ramach próby użyłem granatu. Oczywiście nic nie dało ale doświadczenie empiryczne musi być. – nawijał kuśtykając w stronę celu. Zatrzymawszy się wskazał na poszatkowane i osmolone miejsce w drzwiach. Savage Była obyła się już z wybuchami na tyle, aby rozpoznać ślad po wybuchu granatu, a nawet domniemywać, że był to standardowy, odłamkowy granat bojowy. Sądząc po ułożeniu rysów i dziur po odłamkach musiał wybuchnąć tuż przy powierzchni drzwi. Mimo to tylko trochę zdrapał im lakier czy emalię. W epicentrum wybuchu odłamki nie przebiły się dalej niż z pół centymetra.

- Palnik acetylenowo-tlenowy? – lekarka podążała o krok za nauczycielem, uważnie przyglądając się wszystkiemu po kolei. Bez Taylora za plecami mogła pozwolić sobie na przyciśniecie ręki do zranionego brzucha. Zdawała sobie sprawę, że to tylko wrażenie, ale serio jakby mniej dzięki temu bolało.

- Są oczywiście palniki. Palnikiem dałoby się przebić, zwłaszcza jakby zacząć od zawiasów. - rzekł wskazując na osmolone i nadtopione fragmenty. Tu ślady zniszczeń były znacznie silniejsze, choć powstałe w inny sposób wyglądały całkiem inaczej. Część rygla została nadtopiona i zastygła na powrót zimna stal ściekała w dół od niego niczym stopiony, stalowy wosk. - No ale jak widzisz to trwa. Trzeba mieć masę palników i butli. Nadaje się na plan rezerwowy ale niezbyt na główny. - rzekł wskazując gdzieś na podłogę na której faktycznie mogła dostrzec charakterystyczne butle.
- No i jest niezawodny, szybki i dość tani termit. Nadawałby się świetnie. Przepaliłby sie w końcu przez wszystko, no ale lubi grawitację i ściekać na dół…a robota jest jak widzisz zdecydowanie bardziej w pionie niż poziomie. Jakbyśmy znaleźli właz z podłodze czy coś takiego no to świetnie no ale jak tak… - wskazał markotnie na praktycznie pionową ścianę ze stali jaką stanowiła płyta wrót do sejfu.
- No ale dzięki paru łebskim facetom którzy już od dawna nie żyją mamy ładunki kumulacyjne. No a przynajmniej tak to cacuszko nazwałem. - sięgnął do skrzynki, wyjmując paczkę wielkości piłki lekarskiej. Podrzucił ją lekko w dłoniach i podał lekarce.

Właściwie wziąwszy bombę do rąk musiała stwierdzić, że jest zdecydowanie cięższa. Chyba cięższa od całego jej plecaka z medycznymi przyborami, do tego przez brak wygodnego uchwytu cholernie nieporęczna.
- Spora zabawka, sam ją zrobiłeś? – zadała nurtujące ją pytanie.

- Mhm. Udało mi się zmajstrować te cacuszko, ale oczywiście wedle moich obliczeń jest za słabe żeby przebić się przez tak grubą warstwę pancernej stali. - uśmiechnął się jowialnie jakby mówił dokładnie co innego. - Ale czas na empiryczne doświadczenie. Przygotuj co trzeba, już wiesz jak. - dostrzegła w skrzyni drut, detonator i nadajnik radiowy, a sama puszka miała zamontowane magnesy. Choć jak jej kiedyś wspominał wcześniej, nawet w połączeniu ze stalą nie to takie niezawodne rozwiązanie.
- Myślę, że nie da to maleństwo rady. Więc od razu zastanów się jak tą konserwę otworzyć. - uśmiechnął się saper siadając wreszcie na jakiejś skrzynce i przyglądając się jak jego uczennica przygotowuje ładunek.

Tym razem skupienie przychodziło o wiele prościej, jako że powietrza nie rozrywał huk karabinowych salw, zaś obecność Taylora i jego ludzi gwarantowała komfort spokoju psychicznego bez konieczności nerwowego oglądania się przez ramię w oczekiwaniu na atak ukrytego przeciwnika. Niebo a ziemia w porównaniu do poprzedniej fuchy.
- Uwierz mi, myślę o tym od dobrych kilku miesięcy. - dziewczyna westchnęła przecierając oczy wierzchem dłoni. Przez masę pyłu i najróżniejszych substancji z jakimi zetknęła się przez ostatnią godzinę wciąż pozostawały zaczerwienione. Piekły też niemiłosiernie, zmuszając ją do intensywniejszego niż zazwyczaj mrugania. Zamilkła na kilka uderzeń serca, wyraźnie zbierając do kupy hasające szaleńczo w rudej głowie myśli. Jednooki pojmował więcej od przeciętnego, wychowanego po wojnie człowieka. Pamiętał i kojarzył fakty stanowiące dla reszty czystą abstrakcję co ułatwiało ustalenia i dyskusje wszelkiej maści, niwelując konieczność wykładania łopatologii albo rysowania co bardziej skomplikowanych elementów celem przybliżenia ich idei w sposób najprostszy. Podjęła więc szybko temat nie przerywając przy tym pracy - To z czym przyjdzie nam się mierzyć diametralnie odbiega nie tylko od aktualnych, lecz nawet przedwojennych standardów bezpieczeństwa. Za priorytet stawiano tu zapewnienie ochrony zawartości schronu wraz z jego personelem, czasem tajemnic czy projektów o kluczowej wartości dla bezpieczeństwa bądź obronności państwa. Nie mówimy o piwnicy pokręconego bogacza z paranoją odnośnie końca świata, ale o prawdziwym kompleksie wojskowy. Miejsca takie budowano celem odizolowania i zabezpieczenia danego terenu przed czynnikami zewnętrznymi dużo bardziej destrukcyjnymi niż ludzie z ciężkim sprzętem. Promieniowanie jonizujące, ekstremalne temperatury, długotrwałe wystawienie na wysoce szkodliwe warunki atmosferyczne i skażenie zdolne pozbawić życia w mgnieniu oka - starano się myśleć o wszystkim. Specjalne przypadki wymagają specjalnego nakładu środków, prawda? Zawiasy montuje się od środka, od zewnątrz zostawia idealnie płaską powierzchnię hermetycznie szczelną na łączeniach. Same drzwi nie dość że ciężkie i absurdalnie grube, mają zamki hydrauliczne i osobne zasilanie na wypadek awarii głównej sieci energetycznej. Na wyjścia ewakuacyjne bym się nie napalała, bo nawet jeśli istnieją są równie dobrze obwarowane… ale to tylko system. Każdy system ma swoje słabe i mocne strony. Często jest nim rodzaj ukrytej furtki. Panelu sterowania umieszczonego poza kompleksem na wypadek gdyby wszyscy rezydenci wyszli z domu. Dzięki niemu weryfikuje się tożsamość i poziom uprawnień danej osoby i wedle tego otrzymuje bądź nie dostęp do wnętrza. Może to być kod liczbowy, sekwencja kilkunastu cyfr. Skaner siatkówki oka, linii papilarnych albo kodu DNA… ale bez wiedzy na temat jego dokładnej lokalizacji to szukanie igły w stogu siana. Może gdyby udało się porozmawiać z kimś, kto tam mieszka… - parsknęła nawet nie siląc się żeby dokończyć absurdalną myśl. Żadna ze stron nie będzie raczej głosować za pokojowym rozwiązaniem sprawy. Miejscowi nie pozwolą wynieść swoich rzeczy bez sprzeciwu, na ich dobrowolną współpracę również nie liczyła. Jednak proponowanie porwania i tortur nie wchodziło w grę. Ludzi nie traktuje się w ten sposób.

- Tak, można z kimś porozmawiać na temat otwarcia. - nieoczekiwanie zgodził się saper kiwając flegmatycznie głową. – Bo widzisz jak my to otworzymy po naszemu to tego się już potem tak elegancko nie zamknie. - rozłożył dłonie w przepraszającym geście. Miał rację - dziurę robiło się całkiem szybko, a zalepić ją potem to już niekoniecznie szło tak łatwo.

- Skoro mamy wolniejszą chwilę chcę cię o coś zapytać, poradzić się. - zaczęła ostrożnie dobierając słowa. Przerwała pracę i spojrzała na sapera znad plątaniny kabli - Jak w najszybszy, najbezpieczniejszy sposób usunąć dużą ilość gruzu? Spore kawałki zbrojonych murów, masa mniejszych odłamków. Powiedzmy coś parokrotnie większego niż to, co zawaliło w Cheb na autobus. Jak mój szpital. Okoliczny teren jest otwarty i dość… tak się zastanawiam czy najprościej czegoś takiego nie wysadzić. Haczyk tkwi w tym, by nie uszkodzić piwnicy pod zawaliskiem.

- No cóż. Tak czysto hipotetycznie to niewiele rzeczy na tym świecie jest szybsze od wybuchów. - uśmiechnął się pozwalając sobie na drobny, saperski dowcip, chwalący ich specjalizację. –Ale detalicznie nie wiem jak to wygląda. Z grubsza zależy od tego jaki jest teren. Wiesz, twardość gleby, gruzu, ile metrów i takie tam czy jest luźne czy zbite, czy da się wejść do środka czy nie… wiele zmiennych. Można myśleć na dwa podstawowe sposoby. Trzeba umieścić ładunek tak głęboko kupy gruzu jak się da, silny ładunek. Wówczas siła eksplozji wytworzy strefę wolniejszą od gruzu, część się znowu osypie i powstanie lej. W razie potrzeby powtórzyć. - uśmiechnął się znowu najwyraźniej nic by nie miał przeciwko wysadzaniu czegoś po kolejnym wysadzaniu.
- Można też zrobić na odwrót. Nie przebijać się w górę tylko w dół. Zakłada się wówczas ładunek kierunkowy. Wybuch wybija gruz na dół. Jeśli gdzieś na dole jest pusta przestrzeń to pewnie tam. Takie odetkanie korka. Gorzej jak nie ma wolnej przestrzeni bo wówczas gruz nie ma gdzie uciec więc zostaje wąska studnia która z czasem nie rzadko obsypuje się, zmienia w lej aż w końcu zostaje niewielki dół tylko. Więc trzeba by mieć precyzyjny namiar na to co jest pod spodem by się tak wstrzelić. No i jeszcze kwestia tego, że po takim przebiciu gruz zwala się na to co jest pod spodem. Jak tam są większe pomieszczenia i przestrzeni to raczej nie powinno być tragedii. Tylko to co będzie tuż pod korkiem oberwie tym korkiem, ale to najszybszy sposób i pod względem zużytych materiałów najtańszy. - chyba na serio zaciekawił się tym zagadnieniem. Lubił takie saperskie łamigłówki choć jak zawsze powtarzał było takie łamigłówki właśnie, a na ulicy czy wojnie potrzebny był konkret i wówczas wcale nie musiało być jak w takich umysłowych zabawach.

- Trzecią opcją jest szukanie dziury w całym. Jeśli to jakaś budowla to powinna mieć schody czy korytarze. Nimi najczęściej da się dojść najdalej do jakiegoś momentu nawet jak jest zawał. Jak jest miejscowy to nawet nie jest trudne przebić się nawet niewielkim ładunkiem. Kwestia wytrzymałości terenu. Zawały są najczęściej w najsłabszych miejscach konstrukcji więc z wszelkimi wybuchami trzeba uważać, żeby sobie wszystkiego nie zwalić na łeb. Można spróbować. Jak się nie uda to coś z tego co mówiłem wcześniej można spróbować. - dodał machając nieco swoją wykałaczką ale chyba w końcu się “spaliła” bo wyrzucił ją i sięgnął po następną. – No ale takie tam dyrdymały, robota jest. Zakładaj ten ładunek i spadamy stąd. Trzeba sprawdzić jak ta niunia znosi takie hardcorowe pieszczoty. - rzekł wskazując na drzwi wykałaczką i podnosząc się ociężale ze skrzynki.

- A gdybym dała ci plan tego miejsca i dostarczyła potrzebne informacje? - spytała cofając się o dwa kroki i krytycznie przyglądając się bombie. Zmrużyła oczy, przekrzywiła kark i prychnęła niezadowolona, ponownie zabierając się do walki z przewodami. Odpięła je i podłączyła raz jeszcze, tym razem poprawnie - Schematy piwnic, przybliżoną wielkość zawalonego budynku, specyfikację terenu?

- No cóż. To by na pewno pomogło. Z mapą podziemi można pochodzić na powierzchni i poplanować co nieco. Na przykład jakby podziemne budowle wystawały poza obrys gruzowiska nie ma sensu grzebać się z nim, tylko od razu tam zapukać. Z drugiej strony to tylko mapa, nie wiadomo jak to wygląda pod ziemią. Może być zawalone czy zatopione. Pod ziemią zawsze jest woda. Dlatego metro miało wszędzie pompy kiedyś i służby do walki w nadmiarem wody…w kopalniach to samo. Pod ziemią zawsze jest jakaś woda. W końcu spływa w dół no nie? A poza tym mapa to mapa. Jakbyś wzięła mapę tego sektora to ten budynek co żeśmy go niedawno wysadzili nadal stały, a ulica była przejezdna, no nie? - starszy facet skrzywił się nieco gdy to mówił. Nadal dominował w nim spokój i flegmatyzm. Podawał jej opcje i mówił o różnych wariantach, lecz jak zwykle nie chciał deklarować w ciemno. Wiedziała, że lubił mapy, szkice i jak miał do nich dostęp przy robocie zawsze był bardziej zadowolony, gdyż zazwyczaj ich brakowało i trzeba było sprawę wyceniać na oko nierzadko pod obstrzałem.

Przynajmniej jej nie wyśmiał. Jeszcze...ale co się dziwić? Dostał raptem garść informacji, bez zagłębiania się w kłopotliwe szczegóły. Alice uniosła kciuk do góry dając znak, że wszystko przygotowała, teraz już tak jak być powinno. Już miała odejść w ciszy i pozwolić saperowi na dalsze zabiegi, lecz naraz stanęła w miejscu i obróciła się bezpośrednio w jego stronę.
- Po meczu podrzucę ci wszystko co pamiętam. Pewnie pytanie o papier milimetrowy jest bezcelowe i naiwne…

- Mhm… - mruknął saper również chowając się za jakiś załom. – Fire in the hole! - wrzasnął a echo bankowych lochów poniosło jego głos dalej. Nieliczni Runnerzy z ekipy Taylora którzy jeszcze zwlekali z odejściem, czmychnęli w trzewia budynku. Tylko dryblas i blondas wciąż trzymali się blisko pary speców. Gdzieś w pobliżu zauważyli schowanego za rogiem Taylor’a. Potem wszystko zeszło na drugi plan. Z dopiero co opuszczonej przez ludzi strefy dobiegł ogłuszający huk eksplozji. Sekundę później dotarła do nich fala odłamków i chmura kurzu. Znów rozległy się pokasływania tu i tam.
Zostało czekać. Przez ten czas towarzyszący im Runnerzy zdążyli zapalić fajkę czy dwie bowiem Jednooki się nie spieszył jak zwykle, a widać nie uśmiechało mu się włazić w tą chmurę.
W końcu dał znak, że można wejść do środka. Większość pyłu już opadła choć nadal w pomieszczeniu było dość mglisto. Nie było jednak przewiewu jaki panował na otwartych przestrzeniach więc opar opadał smętnie powoli. Poruszali się więc ostrożnie, po omacku stawiając kolejne kroki. Obliczenia sapera okazały się słuszne. Wybuch był potężny i mimo, że była to typowy przeciwpancerny ładunek obliczony na przebijanie się przez pancerze nie dal rady sforsować opancerzonych drzwi. Wypalona i trochę nadtopiona dziura okazała się na tyle duża, że człowiek na czworakach pewnie dałby radę spokojnie przez nią przejść. Dalej jednak zwężała się stopniowo i wciąż ciepłe w dotyku, poszarpane krawędzie tego nietypowego leja stopniowo zbliżały się do siebie. Wybuch przebił się gdzieś na półtora metra czy nawet trochę więcej. Mimo to żadnego prześwitu po drugiej stronie nie widzieli. W przekroju ujrzeli kolejne warstwy drzwi i ich mechanizmów, ukryte za pancernymi warstwami, jednak jako całość drzwi stały nadal.

- No to sprawa właściwie załatwiona. Damy radę jeśli będzie trzeba. - Jednooki oglądał i macał wybitą i wypaloną dziurę z wyraźnym zadowoleniem. Taylor który zaglądał mu przez ramię ewidentnie spojrzał jeszcze raz w głąb leja który był lejem a nie dziurą, po czym przeniósł pytające spojrzenia najpierw na sapera, potem na jego uczennicę najwyraźniej czekając na jakieś wyjaśnienia.

Wyłapawszy sugestywną minę nauczyciela, Alice domyśliła się komu przypadnie w udziale wyłożenie wszelkich wyjaśnień. Nie miała nic przeciwko temu, poczuła się doceniona i traktowana jak równy członek grupy, a przecież wiedzą odstawała od mentora w stopniu w jakim Chris odstawał od niej. -Tak, poszło dobrze - zgodziła się z przedmówcą, wciąż na dobrą sprawę nie mogąc wyjść z podziwu dla mocy ładunku. Powinien przebić się najdalej na metr pancernej stali, jednak poczynił spore zniszczenia na głębokości prawie dwukrotnie większej. Został czymś wzmocniony - czym konkretnie nie wiedziała, ale to akurat dało się w swoim czasie nadrobić. Przeniosła wzrok na kapitana i zaczęła tłumaczyć:
- Zobacz Taylor - wskazała radośnie ręką na imponujący metalowy lej - Udało się poważnie naruszyć konstrukcję drzwi, wgryźć się w nią na półtora metra jednym małym ładunkiem. Jeżeli zastosujemy większy tym samym zwiększymy jego pole rażenia...czyli przebijemy się na wylot, tylko po co? W tej chwili naszym zadaniem nie było przedostać się przez tą przeszkodę, lecz sprawdzić czy poradzimy sobie z właściwym problemem, tym na wyspie. W fazie testów nie trzeba korzystać z pełnej dawki środków, to czyste marnotrawstwo. Aktualnie ciężko wyprodukować podobny syntetyk, oszczędność jest więc kluczowa...to jak ze sprawdzaniem broni. Kupujesz nowy karabin i żeby sprawdzić jego sprawność wystrzelisz jeden mag, może dwa. Do tego nie potrzeba całej skrzyni amunicji...bo po co? Jeżeli jest wolny od wad wykryjesz to po kilku strzałach. Mam rację? - ostatnie pytanie skierowała do żującego wykałaczkę flegmatyka i dalej nawijała już do niego - Chyba że wysadzamy to dzisiaj. Wtedy połowa pracy za nami. Na próbę obejścia zabezpieczeń od strony software raczej nie mamy szansy, nie wygląda na to żeby jakakolwiek elektryka w okolicy działała, szczególnie po takim wybuchu. Najszybciej skończymy podkładając drugą bombę. Pogłębi to otrzymane już uszkodzenia. Pozostałe opcje to tak jak mówiłeś: palniki, termit. Z tym że ten ostatni lubi grawitację. - zakończyła powtarzając usłyszane kwadrans wcześniej słowa.

- Ja tam może głupi jestem, ale jak dla mnie żeby przejść to musi być dziura. A nie ma. - łysy facet wskazał na wciąż dymiący lej który może i imponujący, jednak faktycznie nie przebił się na druga stronę drzwi. - Guido kazał sprawdzić czy mamy coś co wyjebie dziurę by wejść do środka. Jak dla mnie na razie nie mamy. I tak mu powiem jak wrócimy. Chyba, że coś z tym chujostwem zrobicie jeszcze. - Tylor zdawał się nie dość, że nie mieć poczucia humoru odkąd tu przyjechał i w ogóle to teraz jeszcze chyba się naburmuszył nie mogąc za bardzo pojąć czemu brak dziury jest sukcesem jak miała być dziura, a nie ma. Machnął więc obojętnie ręką i odszedł zabierając swoich ludzi najwyraźniej zostawiając resztę roboty specom.

- No mniej więcej tak jak mówisz. - odezwał się Jednooki przenosząc wzrok z pleców odchodzącego gangera na lekarkę o w tej chwili popielatych włosach. - Mam jeszcze jeden ładunek. Można je połączyć w jeden, ale wówczas nie wiadomo jak okolica zniesie takie naprężenia. Wiesz, głupio by było odkorkować przejście jakby się cały przedsionek zawalił, no nie? Ciężko zgadnąć jak to tam na tej Wyspie wygląda, nie byłem tam. Mówili, że rzucali granat i nic no ale granat to pikuś przy tej dziecince. - wskazał na kolejną trzymaną półkulę z zamocowanymi do niej magnesami. Wyglądała tak samo ciężko i nieporęcznie jak poprzednia. - Drugi ładunek powinien się przebić. Tak przynajmniej wynika z moich wyliczeń, ale jest szansa przebić się od razu jednym ładunkiem. - uśmiechnął się tajemniczo pokazując trzymany pojemnik wypełniony pozornie nieciekawą masą. Najwyraźniej miał radochę z kolejnej zagadki jakiej jej zadał. Sprawiał takie samo wrażenie jak przy tej zawalonej kamienicy gdy uważał pozornie niewykonalne zadanie za takie do zrobienia.

Alice zmrużyła oczy, przyglądając się rozmówcy z żywym zaciekawieniem. Raz jeszcze spojrzała na uszkodzone wrota, masę walającego się dookoła gruzu i znów skupiła się na puszce.
- Chodzi o miejsce zamieszczenia? - podzieliła się pierwszym pomysłem - Jeżeli pierwszy ładunek znalazłby się w drzwiach, a nie na nich siła kinetyczna wybuchu skumulowałaby się, od razu rozsadzając je od środka. Wybuch nastąpiłby w mniejszej przestrzeni, mniej energii poszłoby bezcelowo w eter. Gdyby udało zdobyć się nitrocelulozę zrobienie niewielkiego otworu nawet w pancernej blasze poszłoby dość gładko i bezproblemowo.

- Ale to nadal są dwa wybuchy. Czyli dwie operacje podejścia, założenia ładunków, odwrotu, wysadzenia i znów powrotu…a jeszcze trzeba czekać aż się ustanie wszystko jak widzisz. Teraz jest właściwie spokój, ale jak będzie tak jak w kamienicy? Wyobrażasz sobie powrót i zakładanie ładunków w takich okolicznościach? Nieee... w sytuacji bojowej nie ma co ryzykować i się rozdrabniać. Trzeba załatwić sprawę od ręki tak prędko jak się da. Drugiej okazji może nie być. - saper zdawał się być sceptycznie nastawiony do takiej koncepcji i najwyraźniej wierzył, ze sprawę da się załatwić za jednym razem tym ładunkiem który właśnie jej podał i w tym pomieszczeniu jakim byli.

-Nie musimy przechodzić konkretnie przez drzwi, prawda? - posłała mu połowiczny uśmiech, jako że druga jej część ust została rozbita i dopiero co przestała krwawić.

- Mamy przebić się na drugą stronę. To nam zlecił Guido. - mżczyzna nie przestawał się równie krzywo uśmiechać, lekko jednak kiwając głową.

-Drzwi to nie tylko to co widzimy, ale i konstrukcja wewnątrz ściany. Najmocniejsza jest od frontu - myślała na głos, sięgając w międzyczasie do kieszeni po paczkę papierosów. - Dlatego nie patrzmy na front, lecz na pozostałe ściany pudełka i tam szukajmy słabszych elementów. Jeśli furtka jest zaminowana wycina się przejście w płocie. Byłeś już tutaj. - ostatnie zdanie dorzuciła wymownie. Jednooki uwielbiam stosować wszelkie przewagi, ale i zmuszał do myślenia. Uwielbiała to.

- Byłem. To ja kazałem zamknąć te drzwi. Właściwie można by je chyba jeszcze otworzyć jeśli nic nie pieprznęło od tego wybuchu, nie o to przecież chodzi w tym doświadczeniu. Twoje rozumowanie jest poprawne, jednak w tamtym Schronie nikt z nas nie był i nie znamy innego wejścia. Choć jestem pewny, że jest. Musi nam roboczo wystarczyć to co wiemy w tej chwili. Ten ładunek i te pomieszczenie - to jest wystarczające aby dostać się do środka. - przedmiotu podsumował całą sytuację. Zdawał się przykładać wielką wagę do odpowiedzi swojej uczennicy. Nie popędzał jej tylko żuł z tym swoim flegmatyzmem tą wykałaczkę i czekał co zaproponuje.

-Dół albo góra - mruknęła zatykając fajka za ucho - Możemy wyrwać dziurę pod albo nad drzwiami. Tam konstrukcja powinna być słabsza

- Mhm… a jeśli góra jest za wysoko a na dole nie ma miejsca? - saper drążył saperskie zagadnienie dalej. Kiwnął głową w stronę pancernych drzwi. Na dole prawie wtapiały się w podłogę bo jakaś powierzchnia płaska do łażenia musiała być. Zaś na górze to chyba trzeba by taszczyć ze sobą drabinę by zamontować cokolwiek ponad nimi.

Dziewczyna kiwała głową w rytm słyszanej wypowiedzi i burknęła pod nosem coś co brzmiało jak “mellon”. Parsknęła przy tym, poważniejąc zaraz potem.
- Wtedy pozostaje powierzchnia boczna. - dodała już wyraźnie i zrozumiale- Trzeba podłoży ładunek na ścianie.

Saper uśmiechnął się delikatnie i kiwnął głową.
- Żelbet nawet najwytrzymalszy jest słabszy od pancstali. Podłóż ładunek pod ścianę. Niedaleko drzwi to po drugiej stronie też raczej będzie pusta przestrzeń. - odparł wskazując na miejsca o których mówił.

Igła wstała i zatknąwszy niepodpalonego fajka w zęby, zabrała się do pracy.
-Nie obrazisz się, jeżeli nie wrócę z tobą do magazynu? Jeżeli nie wezmę kąpieli w trybie pilnym zadrapie się na śmierć - stęknęła podnosząc ciężką, wybuchową paczkę. Jednooki skinął głową na znak, że nie ma nic przeciwko, co ją ucieszyło. W pierwotnym planie zaraz po wizycie w banku miała jechać do Mario celem wydrukowania paru zdjęć i mapy. Teraz koniecznie musiała wrócić do siebie – kolejny podpunkt wskoczył złośliwie pomiędzy główne punkty harmonogramu… czasu jednak wciąż miała tyle samo. Wchodząc do banku widziała chylące się ku zachodowi słońce, a wieczór stał pod znakiem zebrania kadrowego na które Alice stuprocentowo się spóźni.
Dobrze chociaż, że miała ten cholerny samochód.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 19-09-2015 o 13:41.
Zombianna jest offline