Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2015, 03:53   #26
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 3

Cheb; dzielnica zachodnia; "Wesoły Łoś"; Dzień 1 - zmierzch




Gordon Walker i David Brennan



Zanim Gordon wrócił do poobijanego lokalu przy którym rozstał się ze swoim partnerem ten już zdążył się całkiem nieźle rozgościć. Gordon zastał go wyszorowanego i z nieporęcznymi betami pozostawionymi w pokoju. Ten okazał się być dwuosobowy z piętrowym łóżkiem gdzie oczywiście David już zajął te które mu bardziej odpowiadało. Gordon mógł usłyszeć to czego się David dowiedział tym lokalu zaś ten mógł się mu zrewanżować swoją relajcą z rozmowy z miejscową władzą. Obaj byli już całkiem nieźle głodni więc mogli albo skorzystać z własnych zapasów albo opylić trochę drobnicy w zamian za posiłek. Barman, który jak się okazało ma na imię Jack, najchętniej przyjmował amunicję lub żywność. Choć nie pogardziłby paliwem czy talonami na nie.

Lokal wraz z nadejściem zmroku stopniwo się zapełniał ludźmi i ich głosami. Najwięcej było ludzi którzy sprawiali wrażenie miejscowych. Prawie na pewno ci którzy wciąż byli ubrani jakby dopiero co wrócili z pogrzebu. W zdecydowanej większości nie mieli innej broni poza nożami które tu były tak samo powszechne jak gdzie indziej. Czasem komuś wystawała jakas kabura i to było raczej tyle. Atmosfera panowała raczej spokojna i knajpę wypełniał dość stonowany pomruk rozmów, szurania krzesłami czy stukania czymś o blaty. Nawet dwie "panienki" które przyszły z wieczora do lokalu siedział przy barze pogrążonw w cichej rozmowie ze sobą i czasem z barmanem raczej nie mając na razie amatorów na swoje wdzięki.

Od tej średniej zdecydowanie odbiegao dwóch facetów siedzących przy innym stoliku. Obaj zdecydowanie nie wyglądali na miejscowych a David widział jak weszli objuczeni plecakami i bronią. I choć nie przybyli razem to teraz siedzieli razem przy jednym stoliku.

Drugą rzucającą się w oczy odmianą była jakaś grupka wesoło i hałasliwie grająca w pokera. Misz masz wyglądu był ogromny od ponurego Indianina w stroju dżinsowo - indiańskim któremu albo nie szło w kartach albo był ponury z natury, po jakąś cycatą roześmianą blondzię w skórzanej kamizelce i jasnym podkoszulku po jakiegoś bruneta który własnie z wahaniem ale odpiął kaburę, powoli wyciągnął lśniący srebrem rewolwer po czym prawie nieskończenie wolno dorzucił go do puli co od razu zostało przywitane aplauzem reszty grupki.

Po przeciwnej stronie baru siedziała jakaś foczka. Młoda i nawet ładna ubrana w jakiś nijaki strój. Spodnie wyglądały na zwykłe dzinsy zaś za górę robiła zwykła flanela. Jednak przy biodrze wyraźnie odznaczała się kabura z bronią. Leniwie paliła papierosa sącząc coś ze swojej szklanki. Od czasu do czasu zagadała coś do barmana czy on do niej i wyglądało, że się znali choć poza nim ani ona nie interesowała się nikim ani nikt nią się nie interesował.



Nataniel "Lynx" Wood i Szuter



Szuter zdołał sobie zaklepać i pokój i kąpiel na wieczór. Jakiś facet co prawda zajmował izbę z balią przed nim ale poszczęściło mu się bo zamówił zimną kapiel co było tańsze i szybsze do przygotowania przez obsługę. Za to na nagrzanie takiej ilosci wody musiał trochę poczekać. Za to pokój okazał się niezbyt duży ale za to czysty i umeblowany dość oszcżędnie. Obie jedynki były w tym samym skrzydle naprzeciw siebie. Różniły się tym, że ta od strony ulicy ucierpiała jak wszystkie okna z tej strony i miała je zabite czym się dało. Te zaś od podwórza uchowało się jakimś cudem całe. Jak na razie było to pierwsze okno z szybami jakie widział w tym lokalu. Przez nie widział zaparkowaną na podwórzu jakaś furgonetkę która wyglądała na sprawną. A przynajmniej zawyżała średnia wraków w tej dziurze jakie widział do tej pory.

Zanim jego przygodny znajomy zdołał dotrzeć do lokalu on skończył właśnie się kąpać, przebrał się w suche rzeczy i mógł zostawić te brudne, mokre i ubłocone w pokoju. Od barmana widział, że za drobną opłatą może zostawić coś do prania. Rano przychodziła kobieta od prania to jakby nie padało to miałoby szansę wyschnąc na następny wieczór i miałby znowu czyste i suche rzeczy na zmianę. Choć przy Lynx'ie który dopiero co przyszedł i wciąż był uwalanym pomarańczowo - brązowymi plamami i smugami pyłu i błota i jeszcze wciąż dźwigał cały swój majdan na sobie to wyglądał na chwilę obecną wręcz elegancko. Tym bardziej mógl się więc czuć komfortowo. Zwłaszcza, że po drodze i na Pustkowiach okazja do goracej kąpieli nie zdarzała się na kazdym postoju ani nawet na co drugim. Można było się poczuć naprawde odświezonym i jak nowonarodzonym.

Obaj byli też już nieźle głodni. Cały dzień jakoś zszedł bez konkretnego posiłku to i dało się to teraz odczuć. Praca w błotnistej brei i spacery po mieście na swieżym powietrzu zdecydowanie wyotrzały apetyty. To ich zdecydowanie łączyło czy brudni czy nie żąłądki pracowały podobnie i domagały się uzupełnienia zapasów. Wood przybył później gdy już było prawie ciemno na zewnątrz. Udało mu się zaklepać ostatnią wolną "jedynkę". Ale na kąpiel musiał zdecydować jaką chcę. Zimną mógł wziąc jeszcze w miarę od ręki ale na ciepłą to trzeba by poczekać.

Obecnie albo ze względu na porę czy miejsce a może już miejscowi się trochę oswoili z ich obecnością bo wzbudzlai już wyraźnie mniej zainteresowanych spojrzeń niż gdy się tu pokazali za pierwszym razem. Wood mimo, że przyszedł jako jeden z ostatnich i nie było go cały sezon nadal miał jednak lepsze rozeznanie od swojego towarzysza kto jest kto nawet jeśli niektórych kojarzył tylko z widzenia czy w ogóle. Widział dwie "dziewczynki" przy barze. Zazwyczaj wieczorami przychodziła jedna czy dwie czasem więcej jesli cos się dzialo gotowe umilic czas strudzonym wedrowcom. Tej samotnej laski za barem nie znał, musiała być jakaś nowa choć widząc relację z Jackiem nie tak całkiem nowa. Tych rozmawiających ze sobą bruneta i czarnego przy innym stole też nie kojarzył. Wyglądali na przyjezdnych. Pokerowa grupka sprawiała wrażenie od klasycznego gangerostwa po jakichś hipisów w zależności kogo z nich wziąć pod lupę. Przy jednym ze stolików zauważył młodzieńca z gwiazdą zastepcy szeryfa w klapie. Erik. Facet prowadzący biuro i wszelkie formalności szeryfostwa. Siedział chyba ze swoimi znajomymi przy innym stoliku i zdawał się być pochłonięty rozmową z nimi. Po jakimś czasie do środka wszedł jakiś młody ale kuśtykający facet. Nie wiedział kto to ale rozpoznał go, że to ten co szeryf zabrał go wozem z cmentarza na stype w kościele. Choć ani wtedy ani teraz nie widział u nieg wpiętej gwiazdy a znając Daltona na pewno by nie przepuścił by jakis jego zastepca łaził samopas bez niej. Facet dokuśtykał sie do baru i machnął na powitanie do tej foczki we flaneli na co ona mu tak samo odmachnęła. Zagadał do Jack'a najwyraźniej zamawiając coś. Teraz go dopiero rozpoznał. To był ten facet z gazety. Ten o którm ten dziennikarz pisał dla "Żołnierza Wolności" opowiadając o walkach tutaj. Tyle, że na zdjęciach nie widać było by kulał.



Will z Vegas



Chłopak z Miasta Neonów zauważył, że jego krótka wypowiedź o zmarłym bardzo przypadła do gustu mieszkańcom i została bardzo ciepło przyjęta. Gdy mówił kiwali głowami na znak zgody a gdy wychodził wraz nimi z cmentarza pare osób podeszło mówiąc, że to było bardzo miłe, że to dobrze, ze mają takich dobrych sąsiadów no a ile osób uchyliłu mo kapelusza czy poklepało po ramieniu to szkoda było liczyć. No i jeszcze te kwiaty. Ten bukiet Marli też się chyba wszystkim podobał.

Podczas stypy w kościele miła atmosfera ciągnęła się dalej. Zdawało mu się, że miejscowi biroą jego i Marlę za parę. W końcu w zimie odeszli stad razem i przynajmniej Marla się od tamtego czasu w Cheb nie pojawiała. Ale to, że przybyła na pogrzeb pastora też było odbierane bardzo pozytywnie. Ona sama też się wśród ludzi używiła. W końcu pracowała tu jakiś czas a kobieta tej urody rzucała sie w oczy w sposób naturalny. Do tego jej miły sposób bycia i uśmiech również zjednywały jej sympatię. Teraz więc nagle okazało się, że też i ona i z nią całkiem sporo osób chętnie rozmawia po paru miesiącach nie widzenia się.

On sam tez mógł usłyszeć co nieco. Całkiem sporo osób pytało sie co z Chomikiem i Babą. Prócz niego ci dwaj byli chyba najbardziej rozpoznawalni w osadzie. No i oczywiscie pytali jak im sie tam zyje i wiedzie. Jakis młodzian prawie bez ogródek czy to pytał czy oferował się, że chętnie by się przeniósł do schrony a jest przecież młody, zdrowy i silny to na pewno sie przyda. Peter na oko Will'a jednak był chyba w jego wieku i posturze ale w przeciwieństwie do niego gadka niezbyt dobrze mu szła a na pewno nie reklama swoich możliwości. Niemniej akurat na zdrowego i zdolnego do pracy to wyglądał.

O chwilę rozmowy poprosiła go też Claire. Starsza pani chwilę wahała się najwyraźniej nie wiedząc od czego zacząć ale w końcu przedstawiła swoja sprawę. Prośbę właściwie. Chodziło o jej córkę April. Młoda dziewczyna w kwiecie wieku a ci bandyci z Detroit uczynili z niej kalekę na całe życie. Ale przecież Schroniarze mieli u siebie tego lekarza, Barney'a. Może mógłby coś poradzić? Will nie znał jej córki ale o jej tragicznym losie podczas zimowych zmagań słyszeli wszyscy w Cheb więc i wieść dotarła do Schroniarzy. Współczucie dla młodej, okaleczonej dziewczyny było powszechne w osadzie. Chłopak nie był pewny czy Barney mógłby zoperować takie kolano ale wiele mógł. Zwłaszcza w schronie z przywróconym zasilaniem.

Na rozmowach czas zszedł mu nie wiadomo kiedy. Ludzie stopniowo ubywało z kościoła jak z każdej stypy czy przyjęcia. W końcu też przyszła też kolei i na nich. Szeryf zaproponował im, że ich podrzuci i na jego wozie jechało się dużo szybciej i bardziej elegancko niż maszerowało przez ten pył i błoto. Po drodze mogli podsumować swoje wnioski. Pożywienia nie było w Cheb nadal. Spichlerz był ich głównym ośrodkiem z zapasami żywności. Teraz straty musieli nadrabiać rybacy i myśliwi ale okoliczne zasoby miały swój limit. Mimo, że spędzali na tym całe dnie a myśliwi co raz częściej zapuszczali się tak daleko, że nie byli w stanie wrócić na noc a mimo to nadal byli na pograniczu pernamentego głodu. Paliwa zaś nigdy w okolicy nie było za dużo dlatego tak niewiele pojazdów uchowało się w okolicy. Im bliżej Det tym o paliwo było łatwiej.

- Czyli zgłoszenie... - kiwnął nieco flegmatycznie głową szeryf wyjmując z kieszeni niewielki notes i ołówek. - Will z Vegas, Schroniarz... - mruknął zapisując to chyba w swoim notesie. - A jakieś personalia i rysopis poszukiwanego? Powód zatrzymania? - szeryf najwyraźniej na serio traktował swoje obowiązki i przyjął słowa Schroniarza jak najbardziej na serio.

Po rozmowie z szeryfem od jego biura do "Łosia" nie było tak daleko. A Marla uparła się odwiedzić jeszcze stare kąty i Jack'a którego nie było na pogrzebie. I tak było im po drodze powrotnej na północ do portu. Gdy weszli przez wejściowe drzwi widzieli zniszczenia jakich ten lokal doznał podczas zimowych walk. Najbardziej wyraźnie było to widać po oknach w których zamiast szyb widniały jakieś dykty, deski i kawałki blach przez co wyglądało to odpychająco i ponuro. W środku jednak ciepłe światło żywego ognia, najwyraźniej świeżo zmajstrowane meble no i gwar ludzi nadawało mu całkiem przyjemną atmosferę.

Marla ruszyła przywitać się z Jack'iem. Zaś ze znajomych Will dostrzegł Sanders'a, tą laskę którą w zimie po strzelaninie zapowiadającej późniejsze kłopoty skuł szeryf i kilka mniej lub bardziej znajomych twarzy. W ucho wpadała grupka hałaslwie grająca w karty choć jakoś w ogóle ich nie kojarzył.




Detroit; Dzielnica Schultz'ów; klub "Grzesznik"; Dzień 1 - zmierzch




Julia "Blue" Faust



- Uroczo się z paniami rozmawiało ale przepraszam bardzo, obowiązki wzywają. - rzekł niedługo po ich flitowych rozmowach Xavier po czym oddalił się znikając im w końcu w oczy z tłumie kupujących.

- A ty mała po ile jesteś? Jesteście obie w zestawie? Chcesz popracować na kolankach? Nie chcesz paru talonków na sukieneczkę? - zaczepiło ich jakichś dwóch czarnuchów wywołując ubaw na twarzach ich grupki i paru okolicznych. Wyszczerzyli się obaj do siebie nawzajem i nawet dwaj ich ochroniarze zdawali się być rozbawieni tym superdowcipem. Uśmiechy rozlały się też po niektórych sąsiadujących grupkach gdy czekali jak obie kobiety zareagują na zaczepkę. Wyczuwała jak Machdao się zjeżył najwyraźniej mając ochotę od ręki zrobić z tamtymi porządek. Było to jakieś rozwiązanie choć tu sprawa rozbijała się o szacun. Właściwie była prawie pewna, że tamci poza durnym wygłupem złosliwości nie mieli raczej zamiaru nic robić. Pewnie uznali ich z najsłabsze ogniwo w zebrancyh grupkach bo faktycznie sprawiały wrażenie dwóch psypsiółek w towarzystwie ochroniarza na przyjęciu dla dilerów i mafiozów. Jakby miały wielki transparent "ZEŻRYJ MNIE" nad sobą. Więc nie musiały się wdawać w dyskusję zwłąszcza, że aukcja pewnie miała się zaraz zacząć co pewnie odwróciło by uwagę od nich. Ale i zostałyby zapamiętane jako takie szare myszki bez własnego zdania do wyrolowania. Ale jakaś cięta riposta mogła skutecznie zniechęcić i tych dowcipniosiów i resztę a kto wie może nawet poszłaby o tym wydarzeniu historyjka w miasto.

Zdarzenie mimo wszystko było tylko incydentem bo nikt nie przybył tu w celu prawienia sobie komplementów czy złosliwości. Na scenie dał się widzieć ruch a kto go nie zauwałył musiał usłyszeć dźwięk dzwonka jakim Xavier dzwoniąc zwrócił na siebie uwagę. - Drodzy państwo! Dziękuję za przybycie! Ale nie jesteśmy tu się by się nawzajem sobą zachwycać tylko w interesach! A więęęccc... Czas na aukcję! - zapowiedział główną część programu tonem doświadczonego wodzireja. Miał czy talent czy umiejętności do robienia prawdziwego show bowiem cała uwaga wszystkich od razu skupiła się na nim. Sam odsunął się w róg sceny by zrobić miejsce dla tego świeżego towaru.

Najpierw jakiś facet wyszedł z jakims czworonożnym zwierzakiem na smyczy. Niezbyt dużym, wielkości przeciętnego psa. Wygladał też jak skrzyżowanie psa i jakiejś małpy czy kuny. Sprawiał wrażenie dość giętkiego i żwawego stworzenia choć chyba i tchórzliwego a przynajmniej wyglądał jakby cały czas próbował zwiać ze sceny przed tymi wszystkimi ludźmi.

- O to Ted! - krzyknął Xavier wskazując na dziwne stworzenie. Przez zebranych przebiegł cień rozbawionego śmiechu gdy podłapali nawiązanie do starego Schultz'a. Było widać zabawne tak się pośmiać ze starego Ted'a póki tego nie widzi i nie słyszy. - Ted jak państwo wiecie ma niesamowite mozliwości. Potrafi zwęszyć okazję i uśłyszeć co w trawie czy na mieście piszczy! - nawijał dalej Hand dalej pijąc po części do umiejęstności starego trzymania ręki na pulsie miasta. - Ted potrafi zwęszyć wszystko 100 razy bardziej niż najlepszy pies! Broń, narkotyki, zbiega? Wszystko co potrzebujecie! Znacie przecież jego niesamowite możliwości, już za niecałe dwadzieścia papierków ten niesamowity nos może być wasz! No proszę, tylko dwadzieścia literków i możecie dzięki Tedowi zwęszyć następne! Cena wywoławcza dwadzieścia papierów kto da więcej?! - aukcja zaczęła się całkiem szybko. Po chwili początkowego wahania jakby goście potrzebowali zachęty i pewności, że to już się zaczęło podniosły się pierwsze ręce. Ktoś dał 25 papierów kto inny 30 no i się zaczęło. Rywalizacja o dominację i zgarnięcie całej puli. Emocje zaczęły rosnąć gdy zebrani gangerzy, kupcy, handlarze i mafiozi przyzwyczajeni do tego by mieć coś czego nie mają inni zaczęli podnosić stawki by zgarnąć towar sprzed nosa innym.

- A teraz prawdziwe monstra! Prawdziwe cerbery piekieł! Żywe maszyny do pościgu i rozszarpywania ofiary! Ale nadają się świetnie do pilnowania waszej własności! Oto one, Hell Hounds! - wydarł się Hand odsuwając się znowu w róg a tym razem na scenę weszło aż czterech uzbrojonych w pałki i drągi facetów. Każdy z nich trzymał smycz do obroży prowadzonego stworzenia. Te zaś oba były mniej więcej jak psy czy wilki ale to była jakby tylko baza wejściowa dla tego projektu. Były olbrzymie bo w kłębie sięgały mężczyznom do brzucha. Sądząc z sylwetki i po tym jak z wyraźnym trudem dwaj dorośli meżczyźni trzymali je na wodzy musiały być bardzo masywne. Dookoła szyi miały jakiś kołnierz z kolców czy czegoś takiego co potegowało wrażenie masywności gdy stałydo kogoś na wporst. I były równie agresywne jak wyglądały. Warczały ściekając szczerząc kły i śliniąc się z posoką na deski podłogi. Nie trudno było sobie z tej perspektywy wyobrazić co musiała czuć ewentualna ofiara którą takie bydle dorwało gdzieś ale bez kagańca i powstrzymującej smyczy które miały na sobie. Zwłaszcza jeśli nie miałaby broni jak zebrani goscie w tej chwili. - Te wspaniałe okazy mogą być wasze! - zakrzyknął nagle Xavier znakomicie wyczuwajac moment gdy stwory wywołały na publiczności odpowiednie wrażenie ale jeszcze nie dały się oswoić z ich wyglądem i obecnością. - Jedyne 80 papierków i te wspaniałe zwierzęta mogą być wasze! Przy zakupie hurotwym jest nawet 25% zniżki jak na wiosennej wyprzedarzy! To tylko dwa okazy ale można stać się włascicielem calego stadka tych nieprzekupnych strażników! Więc 80 papierków i ci milusińscy są wasi! - wykrzyczał showman i prawie od razu podniosły sie ręce by podbić stawkę. Te żywe bojowe ogary piekieł zrobiły od razu na gościach piorunujące wrażenie.

- A teraz coś bardziej praktycznego na co dzień! Potrzebujesz ogrodnika? Sprzątacza? Pomocnika? Mam coś na takie okazje! Pracownik idealny, nigdy się nie skarży, niegdy nie jest zmęczony, nigdy was nie zdradzi, wykona bez wahania każde wasze polecenie łącznie z wbiegnięciem w ogień czy skakaniem po polu minowym! O to zawsze miłe i porządane Homary! - zapowiedział nastepną atrakcję. Na scenę dwóch facetów wprowadziło grupkę humanoidalnych osobników. Wydawali się być oszołomieni i zrezygnowani a każdy miał obrożę na szyi. Z bliska jednak już widać było po rysach twarzy ich nienaturalne pochodzenie. Julia słyszała o tego typu mutantach byli jedną z bardziej znanych odmian mutantów. O ile szło o proste, fizyczne czynności sprawiali wrażenia jakichś żywych automatów zdolnych wykonywać bez znużenia i wahania każdą zadaną czynność. Było to mniej więcej zgodne z tym co mówił Xavier. - Za jedyne 40 papierków macie państwo na własność osobistego tragarza czy służącego! - ogłosił cenę Hand a tym razem już wygladało bardziej na zwyczajowy handel. Zainteresowani goście zebrali sie wokół towaru i sprawdzali jego zęby, oglądali skórę, pytali o znalezione blizny czy znamiona i ogólnie wyglądało na standardowe oglądanie towaru.

- A teraazz! Niesamowita Max! Zróbcie proszę państwa miejsce dla tej niesamowitej artystki! Patrzcie i podziwiajcie! Dotykać można po wystepie. - gdy sprawa z homarami była uregulowana Xavier zapowiedział następną atrakcję. Skądeś popłynęła jakaś muzyka i sądząc po jakości Julia nie sądziła by było to coś więcej niż jakies wymontowane z samochodu radio czy starutki bombox. Ale jednak muza była. A wraz z nią, żwawym tanecznym krokiem wkroczyła na scenę czarnowłosa dziewczyna w świetnie dobranym kostimie który odpowiednio zakrywał to czy odkrywał tamto. Tylko obrożę miała tak samo jak poprzednie okazy choć zdawała sie jej komponować z resztą stroju a ona sama nie zwracać na nia uwagi. - Niesamowita Max jest profesjonalną tancerką! Potrafi uprzyjemnić występ w każdym lokalu lub dla prywatnych imprezach. Jeśli czują się państwo tak rozgrzani jak ja w tej chwili to możecie sobie wyobrazić co ta niesamowita dziewczyna potrafi robić po występie! - pojawienie się czarnowłosej dziewczyny o południowej urodzie która wywijała swoimi wdziękami przez publicznością o zdecydowanej przewadze brzydszej płci wręcz momentalnie i skokowo podniosło temperaturę na sali. Od razu rozległy się okrzyki aprobaty i zachęty, gwizdy, cmoknięcia a po skończonym pokazie mało kto nie skorzystał z okazji by z bliska nie "zbadać" towaru. Więc mimo, że cena wywoławcza zaczęła się od ekwiwalentu 150 litrów paliwa od razu skoczyła w górę i rosła błyskawicznie. Niesamowita Max naprawdę zrobiła niesamowite wrażenie.

- A terazz... Prawdziwy wojownik! Nieustraszony i niezwyciężony pogromca gladiatorskich czempionów! Zax Niszczyciel! - wydarł się Xavier który również zdawał się dawać ponieść gorączce zakupów. Zaś na scenę wprowadzono potężnie umięśnionego cyborga. Jedno ramię miał tak nasycone metalem, że nie było wiadomo czy pod spodem w ogóle jest jakieś żywe ciało. Zamiast ludzkich nóg miał jakieś metalowe kończyny przypominające łapy jakiegoś metalowego kurczaka czy cos takiego. Były dość długie przez co zdawał się strasznie wysoki choć tors miał mniej więcej naturalnych rozmiarów to jednak barki miał powyżej głów większości zebranych. - Ta wspaniała, półżywa maszyna totalnego zniszczenia pozwoli wam zniszczyć każdego wroga! Nie dba o własne bezpieczeńśtwo czy istnienie będzie was bronił do ostatniego tchu a nawet dłużej! Za niewielką opłatą dorzucony jest specjalny system zabezpieczeń pozwalający posłać go do piachu razem z waszymi wrogami lub bez. Za kolejnym dodatkiem dodajemy niewielki responder w postaci niewielkiego, nowoczesnego zegareczka który zagwarantuje wam całkowitą nietykalność ze strony Zax'a choćbyście go tłukli bejzbolem po twarzy! I nie ma organów mowy więc jest całkowicie dyskretny i co najważniejsze nie pyskuje bo po co komu pyskujący pracownik nieprawdaż? - rozesmiał się lekko Xavier a zawtórowała mu salwa smiechów i uśmiechów z sali. Publiczność była już raczej dobrze rozbawiona więc i zyczliwa swojemu showmenowi. - Sam Zax jest za jedyne 200 papierków. Za dodatkowe 100 można sobie zapewnić któryś ze wspomnianych dodatków do wyposażenia. - rzekł ze słodką minką handlarz składając i rozkładając ręce. Cena już budziła ostrożność i respekt ale i cyborg robił wrażenie. Więc i rozgrzana zakupami i przedstawieniem publiczność zaczęła przebijać stawki.

- No i gwóźdź dzisiejszego programu! Słodziutka Angel! - wykrzyknął Hand zapowiadając najwyraźniej ostatni podmiot do nabycia na dziejszej aukcji. W końcu ją zobaczyli. Jakis facet wyprowadził na smyczy kolejną dziewczynę. Ta dla odmiany była blondynką o jasnych, prostych włosach. W jasnej tonacji ubrania dobranego chyba dla kontrastu z kreakcją Max faktycznie wyglądała słodziutko i niewinnie. - Ta ślicznotka jest cicha, grzeczna i ułozona idealna do chwili relaksu w domowym lub klubowym zaciszu. Umie się zachować w towarzystwie więc jesli chcecie sprawić dobre wrażenie na partnerach w interesach lub wprawić w zadrość konkurencję to ta dziewczyna nadaje się do tego znakomicie! Zabawi, rozbawi i zbawi! Nieważne czy strudzonego wedrowca, czy poważnego biznesmena czy wybrednego klienta, ta dziewczyna poradzi sobie ze wszystkim! - wskazał oburącz na smukłą blondynkę. - No ale to oczywiście jest cenne ale nie aż tak wyjątkowe! A nasza Słodziutka Angel ma także inne, niepowtarzalne umiejętności! - wskazał ponownie na dziewczynę po czym dał jakiś znak. Zaczętow ygaszać światła a ponieważ nie było to Vegas gdzie sprawę załatwił by jeden, mały ruch psztyczkiem to dwóch fagasów musiało przykryć koksowniki wygaszając je. W efekcie zaczęło sie robic co raz ciemniej aż gdy skończyli bił tylko poblask dalszych pochodni w przy scenie panowało pogranicze półmroku i ciemności. Widać było tylko sylwetkę dziewczyny jako kasniejszą plamę a ubrany w ciemny garnitur Xavier który był cichy i nieruchomy własciwie całkowicie zlał się z tłem.

Dzięki temu dało się zauważyć jak jaśniejsza plama ubrania porusza się i znów się odezwał ten żałosnej jakości bombox. Choć tym razem muzyka była wolniejsza i bardziej stonowana. Angel najwyraźniej zaczęła tańczyć choć znacznie wolniej i oszczędniej sądząc po ruchach jasniejszej plamy jej kostiumu. Ta nagle zsunęła się w dół ladując na podłodze. Ludzka sylwetkę dało się zauważyć choć bez żadnych detali i to z trudem. Taniec chwilę już twał gdy dało się zauważyć coś jasniejszego. Na ciele kobiety. Wygladało jakby jej ciało zaczęło odbijać jakieś światło choć gdyby tak było powinno raczej tak byc od razu. Refleksy układały się we fraktalne, nieregulrarne wzory bladawą poświatą. Wędrowały po jej ciele co raz śmielej obejmując co raz większe jego fragmenty. Cała sylwetka poruszała się co raz żwawiej i smielej w rytm co raz szybszej muzyki. Nieśmiałość czy niewinność jakie dawało się zauważyć na początku gdzieś znikły a emanująca zmysłowymi ruchami i egzotyczną poświatą sylwetka rozbudzała zmysły i żądze publiczności.

- Wiem, ze to unikatowe zjawisko... Ale to prosze państwa nadal nie jest wszystko... Angel, zapoznaj się z państwem... A panstwa proszę o kulturalne zachowanie się... Uszkodzenie towaru jest równoznaczne z jego zakupieniem oraz karnymi odsetkami i rezygnajcą z cżłonkostwa w tym elitarnym towarzystwie... - rozległ się nagle prawie szept Xaviera o którym właściwie dało się zapomnieć. Zaś emanująca blaskiem kobieta ruszyła pomiędzy gości. Podchodziła do tej czy do tamtej grupki o ile dobrze widziała panna Faust brała niektórych za dłonie, kładła ręce na skroniach lub podchodziła od tyłu i dotykała karku i pleców. Reakcje ludzi były różne od jakiś sapnięc, lekkich okrzykła zaskoczenia, zdumionych "o kurwa..." ale jakoś chyba nikt się nie uskarżał i wszyscy byli zadowleni.

- Tak, proszę państwa! Ta unikatowa slicznotka moze być waszą własnością. - Xavier zdawał się być znawcą nastrojów tłumu bowiem publiczność zdawała sie być gotowa obecnie zapłacic każdą cenę za ten produkt który oferował. W tym czasie Anegl skierowała się do grupki z "Grzesznika". Z bliska Julia mogła stwierdzić, że sa chyba zblizonego wzrostu. A dziewczyna poza ciemnym pasem obroży na szyi była całkiem naga. Podeszła do Anny która stała najbliżej i wyglądało, że wolno przesunęła palcami po jej ramieniu. Zwróciła owal twarzy po której pełgały blade refleksy i stanęła za jej plecami. Poczuła delikatny dotyk jej dłoni na karku a dłoń przyniosła jakieś dziwne mrowienie które jednak było bardzo przyjemne. Sytuację wykorzystał Troy i sądząc po nagłym, zaskoczonym sapnięciu dziewczyny i odgłosie uderzenia nie powstrzymał swoich zapędów i przyzywczajeń i sprzedał jej solidnego klapsa na goły tyłek. Dziewczyna odwróciła się do niego nagle i jakby nie zamarła na chwilę.

- I jak mówiłem posłuszna i umie się zachować. Angel pozwól no tu do nas! - wtrącił się od razu głos Hand'a na co lśniąca migączącymi refleksami dziewczyna rączo pomknęła przez tłum z powrotem na scenę. - Ta umiejąca się zachować, unikatowa dziewczyna może być waszą własnością za jedyne, żałosne 300 papierków! - przedstawienie widac było skończone bowiem jasna plama z podłogi znów uniosła sie i przeistoczyła w ludzką sylwetkę a na chyba jakiś znak konferansjera znów ruszyli ci dwaj od koksowników zdejmują pokrywy i na sali znów zapanował półmrok. Na scenie znów stopniwo co raz wyraźniej widac było Xaviera w garniturze i blondynkę w jasnym ubraniu jakby nigdy sie nie ruszała ze sceny. W blasku świateł jej niecodzienna świetlna magia bladła aż stała się prawie nie widoczna. Znów wygladała jak ładna, smukła blondynka w obroży tak jak ją przyprowadzono na scenę.

Aukcja jednak nie czekała na zapalenie świateł i ledwo Xavier powiedział cenę od razu zaczęły sie przebitki. Anna patrzyła na kumpelę z niezadowoleniem i zawodem. - Nie no nie przebiję ich... Ale Xavier miał rację ona naprawdę jest warta każdej ceny... A tak chciałabym ją mieć... - popatrzyła jak dziecko któremu dano posmakować lizaka i zaraz wyrwano go z ręki. Chwilę o tym mówiła smętnie przysłuchując się licytacji w której stawki rosły w błyskawicznym tempie. Stać ją było na tą Max. Też byłaby cennym gamblem na wyposażeniu. No ale ta Angel to jednak mogła rozsławić Grzesznika i stać się znakiem firmowym. Zresztą na oko panny Faust to w Vegas też by zrobiła furorę.




Cheb; wschodnie rogatki; magazyn budowlany; Dzień 1 - zmierzch




Tina i Whitney Winchester



Whitney została sama w prawie w całkowitej ciemności. Zapadał juz zmierzch a wewnątrz magazyny było jeszcze ciemniej niż na zewnątrz. Odkąd siostra ją przykryła improwizując tą kryjówkę została sama pogrążona w stresującym napięciu. Chwilę jeszcze słyszała oddalające sie nerwowe gdakanie Hildy a potem już tylko ciemność i cisza.

Tina była w nieco lepszej sytuacji. Okazało się, że w szafie w jakiej się schowała jest dziura. Od strony ściany a nawet w ścianie. Niezbyt duża, pewnie dałaby radę wysunąć kawałek dłoni na zewnątrz choć wówczas pewnie nic by nie widziała przez nią a tak mogła puszczać żurawia przez tą prawieże naturalną szczelinę obserwacyjną. Choć zanim wzrok jej się do czegoś przydał najpierw usłyszala źródło kłopotów. Widziana wcześniej furgonetka zbliżała się ostrożnie aż w końcu zajechała przed magazyn wjeżdżając w jej pole widzenia. Zaparkowała naprzeciw drzwi do magazynu i stanęła tak z włączonymi swiatłami które rozświetlały mroki magazynu.

- Znajdźcie je! Te suki muszą gdzies tu być! - darł się jakiś koleś choć to nie była ta żałosna imitacja samca alfa który dowodził tą równie żałosną bandą więc pewnie jakiś jego pomagier. Drzwi trzasnęły i z furgonetki wysypały się kolejne Panewki. Z około pół tuzina jak naliczyła. Na szczęście mieli tylko jedna latarkę. Większość ruszyła z bronia w ręku do magazynu. Ale ten co się darł kazał komuś iść z drugiej strony a sam przespacerował zapalając peta prawie naprzeciw szeliny przez którą obserwowała go ranger po czym wyszedł jej z pola widzenia. Ale im bliżej ściany tym było ono węższe a on przeszedł nie dalej niż kilka kroków od niej. W polu widzenia została jej tylko ta pusta chyba furgonetka. Pewna nie była. Jakby ktoś leżał czy inaczej kitrał się w środku to byłby raczej niewidoczny z tego miejsca nawet dla niej. Nie pomagały też włączone światła które nieco oslepiały nawet gdy nie były skierowane bezposrednio na obserwatora i niezbyt pozwalały widzieć co jest za nimi.

Miała jednak i innych gości na karku. Zamknięta w szafie nie widziała ich ale słyszała calkiem wyraźnie. Wcale bowiem nie starali się być cicho. Pokrzykiwali cos do siebie od czasu do czasua przez magazyn niosło się echo uderzeń gdy w uderzali o coś, przewracali czy niszczyli cośtam. Serce podeszło jej do gardła gdy usłyszała jak drzwi do jej pomieszczenia trzasnęły z łoskotem w ścianę. Już byli w środku, prawie u niej! Od drzwi do szafy gdzie siedziała nie było dalej niz parę kroków. A jak przyjdzie do łba im zajrzeć? Facet musiał zajrzeć bo usłyszała jakieś szarpnięcie odsuwanej szuflady która wylądowała z hukiem na podłodze, odbiła się od niej i głucho uderzyła w drzwi jej szafy. Albo wygarnąć serią po szafkach? Zaraz potem doszło ja metaliczne uderzenie jakby ganger kopnął którąś z tych przewrócocnych szafek. Albo usłyszą tą gdakającą zagładę ludzkości która jak zwykle próbowała pokrzyżować plany swoich pogromczyń? Potem usłyszała trzask, drugi i trzeci gdy cholernik sprawdzał któreś z metalowych szafek. Albo jak zauważy jej plecak bo przecież musiał już być blisko...

Inne albo nie zdołało jej przyjśc do głowy bowiem bo zdawało się wicznej chwili usłyszała jak złorzecąc facet przewala chyba szafkę i jeszcze jedną i chyba usatysfakcjonowany tym dziełem zniszczenia w końcu odchodzi na koniec trzaskając znowu drzwiami które powoli skrzypiąc zaczęły się irytująco wolno zamykać póki nie znieruchomiały i nie zamilkły. Całe szczęście. Od uderzenia otwarły się jej drzwi od szafy a będąc w niewygodnej ciasnocie nie zdążyła ich złapać. Jakby ktoś z nich był teraz w środku no nie mógłby jej nie zauważyć. Ale nie było.

Miała farta. Nie znaleźli jej. Na razie. Ale jej kanciapa była przy samym wejściu więc teraz pewnie poszli dalej w głąb magazynu. W środku było już właściwie ciemno więc szanse były raczej po stronie ukrywających się niż szukających. No ale jednak jedną latarkę mieli a ta niwelowała ochronną warstwę ciemności. No i już wiedziała czemu sa tak głośno. Liczyli pewnie, że obie spanikują i zaczną uciekać. Wóczas byłyby dużo łatwiejsze do zauważenia. Jej sie udało ale wiedziała, że siostra nie ma tak silnych nerwów jak ona. Czy wytrzyma to nie miała pojęcia. A nawet jak wytrzyma nie było pewne, ze jej nie znajdą.

Przez otwarte drzwi szafy widziała, że szafki które przwróćił jeden z Panewek odsłoniły dziurę w ścianie. W tej co wychodziła na zewnątrz. Przy samej podłodze. Jakby nie brała plecaka chyba powinna dać radę się wyczołgać na zewnątrz. Wówczas nie musiałaby wracać do głównej części magazynu. Choc na zewnątrz to była ta ściana gdzie zatrzymała się ta ich furgonetka i wcześniej łaził ten co wrzeszczał. Co jest pod rugiej stronie dziury tego nie widziała z miejsca gdzie była obecnie.

Whitney po długiej chwili ciszy zaczęła dostrzegać coś jeszcze. Najpierw doszedł ją gdzieś odgłos silnika samochodowego. Diesel. Średni. Pasował do tej furgonetki co ją widziały wczesniej. Moment później widziała przez szczeliny nad sobą promienie świateł reflektorów. Już nieco rozrzedzone więc pewnie pojazd stał z kilkadziesiąt metrów od nich. A potem doszły ja odgłosy obławy. Szli po nią. Byli co raz bliżej i co raz głosniejsi. Zdawali się rozwalać wszystko na swojej drodze. Musieli ją znaleźć przecież jeśli wszystko tak rozwalali! A przecież im bliżej tym mieli większe szanse ją znaleźć! Słyszała już ich głosy. Głośne, groźne, śmiejace się. Obiecywali że nic im nie zrobią jeśli wyjdą. Rechotali przy tym złosliwie. Takie połączenie ich gróźb żadnej kobiecie nie kojarzyłoby się z bezpieczeńśtwem a już na pewno nie gdy miała z nimi na pieńku i była sama w opuszczonym magazynie na Pustkowiu. Na pewno by wzięli na niej odwet za te wszystkie wysadzenia, strzelania i zniszczone pojazdy. Nie wytrzymała i odrzuciła płachtę ruszając ku drugiej części magazynu. Kluczyła pomiędzy załomami i stertami gruzów by zejść im z widoku. Nie była w tym znikaniu tak dobra jak jej siostra ale jednak ciemność i gruz jej sprzyjał. Chyba jej nie zauważyli bo dalej szli swoim hałaśliwym szpalerem rozrzucając, kopiąc i przewalajac co popadnie. Ale w końcu szczęście ją opuściło. Zahaczyła nogą o coś wystającego, przewróciła się i jeszcze wpadła na jakąś blachę która metalicznie stęknęła. Musieli cos usłyszeć bowiem na moment znieruchomieli a potem zaczęli omiatać okolice w której leżała promieniem latarki. Słyszała też jak ruszyli już znacznie przyspieszając i darując sobie dalszą dewastację.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline