Nie dowiedziała się niczego. Może oprócz tego, że Płowy umarł jak każdy inny człowiek. Na twarzy Olgi odmalowało się zniecierpliwienie, pozostałym emocjom nie pozwoliła dojść do głosu.
- Miał towarzystwo - nie uznała za stosowne podsumować tego w inny sposób. Umysły, których obecność wyczuwała wcześniej oddalały się, pozostawiły rycerza za sobą. Miał czegoś pilnować? Wypatrywać pościgu na odludziu? A może towarzyszy tych zmasakrowanych ludzi, o ile jacyś byli i mogli próbować ruszyć im z pomocą? Brednie. Skrzywiła się w nieudolnej parodii uśmiechu. Nóż zniknął z widoku, ponownie ukryty w zasięgu dłoni. Ciężar ostrza nie był żadną pociechą, skoro myśli ulatywały w kierunku aktualnych zdarzeń. Nie ludzie, raczej nie zwierzęta. Coś. Diabli wiedzą, co dokładnie. Inni? Kolejni Płowi?
- Może nie zawrócą. W każdym razie nie powinni słyszeć walki - chciałaby w to wierzyć, ale nie mieli żadnej gwarancji, że śmierć rycerza pozostanie niezauważona. Decyzje też nie podejmą się same. Idą dalej, wracają do grupy?
- Zawracamy sobie głowę schowaniem go? - wskazała w kierunku jaskini. Nie brała pod uwagę godnego pochówku, ale złożenie rycerza w środku przynajmniej nie ściągnie tu ptaków, te zaś widać z daleka. Nawet, jeżeli ich obecność w okolicy dało się przypisać wcześniejszym trupom. Łudziła się, że oględziny naprowadzą ich na jakiś ślad. |