Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2015, 21:53   #30
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdyby nie ściana, do której przytulała się Tina, dziewczyna runęłaby na ziemię jak sparaliżowana. Na wszystkie jajka Hildy! Dlaczego tu tak gorąco i duszno i ciasno! Drżąc od nadmiernej dawki adrenaliny w swoich żyłach, skupiała się na równomiernym oddychaniu i myśleniu o czymś pozytywnym. Jak na złość do głowy przychodziły jej same ponure myśli. „Znajdą nas… uwolnią Hildę… zabiorą mi całą amunicję a później zabiją… albo zostawią… rozjadą jak ojca… utopią w bagnie…”
Do cholery, musi się wziąć w garść. Po oddalonych odgłosach, wywnioskowała, że na razie jest bezpieczna. Teraz nadszedł jej ruch. Tylko właściwie co ma robić? I co się dzieje z Whitney? Czy jest bezpieczna?
- Na twoim miejscu poszukałabym jakiejś drogi ucieczki - Hilda wychyliła łebek spod klapy plecaka. Kilka zwichrowanych, rudych piórek, podwinęło się w loczek na głowie kokoszki. Czy to była tylko wyobraźnia Tiny, czy ptak był nad wyraz skupiony i jakby gotowy… na „coś”.
Rangerka nie odpowiedziała, spojrzała w kierunku szpary, przez którą teoretycznie mogłaby się przecisnąć tylko gdzie by ją to zaprowadziło?
- No co się czaisz? - kura otrzepała łebek i zamrugała do kobiety - Przynajmniej wyjrzyj, do stu piorunów, i sprawdź sytuację!
Dziewczyna posłusznie ruszyła do wyrwy w ścianie, dokładnie uważając by niczego nie potrącić ani o nic nie zawadzić. Wprawdzie obawiała się nagłej zmiany jaka nastąpiła w zwierzęcej towarzyszce ale postanowiła nie dyskutować do czasu, aż nie będzie to bezpieczne.
Dopełzłszy do dziury, wyjrzała przez nią, nie wychylając się, jeno rozglądając czy w pobliżu nikogo nie ma. A gdy teren wydawał się w miarę czysty, wsadziła głowę i niczym piesek preriowy zaczęła skanować otoczenie.

Na zewnątrz było juz prawie ciemno, choć chyba i tak jaśniej niż wewnątrz budynku. Gdy kucnęła, a w końcu położyła się przy szparze, aż wreszcie wyjrzała ostrożnie przez nią, zobaczyła kilka rzeczy. Po pierwsze furgonetkę. Była najbliżej, była największa i była nieruchoma. No i cicha. Najwyraźniej zgaszono w niej silnik ale nie reflektory, które wciąż oświetlały wnętrze magazynu. Nie była dalej niz kilkanascie metrów od niej. Potem zauważyła faceta. Stał na rogu budynku, najwyraźniej filując na dłuższy bok, że gdyby uciekały przez jakąś dziurę w ścianie, czy te boczne wejścia, to je zauważy. Po sylwetce widziala, ze ma broń w łapie i pali peta, bo ten rozżarzał się co jakiś czas. To był chyba ten, co przez chwilę widziała go jak przeszedł właśnie w tym kierunku. Czy drugi róg też był tak obstawiony, to nie miała pojęcia, bo furgonetka i jej świetlne promienie przesłaniały jej pole widzenia.

Teren jednak i aura jej sprzyjały. Na zewnątrz była prawie noc i ciemno. Jak wiedziała, to sprzyjalo raczej ukrywającym się, niż szukajacym. Do tego bezpośrednie sąsiedztwo ściany magazynu było zawalone jakimiś śmieciami i gruzem, których mniej i bardziej regularne bryły widziała na tle jaśniejszego krajobrazu. Jakby się czołgać, to margines bezpieczeństwa był chyba całkiem spory. Choć czołganie się było bardzo wolne a nie wiedziała co się dzieje w środku. Można było się pokusić nawet o jakieś schylanie czy kucanie co było dużo szybsze ale i bardziej ryzykowne. Pozostawało pytanie gdzie miałaby się skradać i po co. No i po ciemku można było wpaść czy nadziać sie nawet na coś.*

Whitney w tym czasie modliła się do wszystkiego co święte, aby udało się jej uciec. Nie wytrzymała presji bycia schowaną pod śmieciami gdzie upchała ją siostra. Napięcie było zbyt duże jak dla biednego montera. Ona przywykła do statycznych rzeczy, a nie do ukrywania się i bawienia w podchody! starała się więc jak mogła lawirując między powalonymi paletami, usypami cegieł i innego świństwa, którego nawet nie chciało się opisywać słowami, ale wszystko co święte miało ją literacko mówiąc, w dupie. Potkneła się o jakieś wystające gówno i wyrżneła dodatkowo o metalową blachę dając tym samym oznajmienie całemu światu: tutaj jestem!
Serce przestało jej na chwilę bić z przejęcia i strachu. Gangerzy na chwilę umilkli i przestali wszystko rozpieprzać, ale zaraz ruszyli w kierunku źródła hałasu, czyli do biednej Whitney. No to koniec. Koniec jak amen w pacierzu. Idą po nią i ją rozwalą jak przed chwilą rozwalali te kupy śmieci! Co robić? Co robić? Chować się? Po co? wiedzą już, że tu jest.. Gdzie są szczury kiedy są potrzebne?! Rozejrzała się gorączkowo po okolicy szukając jakiegoś wyjścia, ewentualnie miała jeszcze świetlika na którym zacisneła mocno palce. Tak, to też było wyjście. Po gałach im światłem i w nogi.. Ale gdzie? Po co? Quo vadis?

No i chuj, jest w kropce. Świetnie, świetnie razy pięćset. Przetarła dłońmi spoconą twarz. Bogowie jak było jej gorąco. Dłonie latały jak w delirium, miała wrażenie, że od nadmiaru adrenaliny zaraz wybuchnie jak puszka gazowanego napoju. Tak, wiedziała co to i tak, raz widziała taką eksplozję.
Spanikowana wrociła za szafę, gdzie musiała wytrzymać kurze spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Dalej tu jesteś... - zagdakała otwierając dzioba i atakując nogawkę spodni dziewczyny - Jesteś gorsza od ka-ka-karalucha, zdechnij wreszcie! - piuknęła buńczuczno chowając się do środka plecaka, gdzie dziobała amunicję.
"Olał cie pies... głupia ruro." pomyślała zgryźliwie, szturchając butem plecak. A więc z Hildą wszystko po staremu. Jeden problem z głowy.
Mężczyźni byli nad wyraz cicho... może się oddalali? Może, zaraz sobie pójdą? Jak dobrze, że nie znaleźli Whitney, a może... nie, to tylko jej nerwy, siostrze na pewno nic nie jest. Nie myśl teraz Tina, weź się w garść. Wszystko jest okej. OKEJ DO CHUJA! JASNE??!! Przestań drżeć jak osika. Zamarła nasłuchując. Choć nie wierzyła w boga... bogów... inne tego typu opowieści, w duchu prosiła kogoś lub coś, o pomoc lub danie przynajmniej ostatniej szansy.

Przerażona nie na żarty i w swoim mniemaniu wystawiona na pożarcie wilkom, Whitney rzuciła się do rozpaczliwej ucieczki byle gdzie, byle jak, byle daleko! Dysząca, wystraszona, drżąca ze strachu. Nie chciała umierać! Po co im było to wszystko?! A mogły otworzyć ferme Hild w Detroit! Mogło być tak pięknie, a teraz mają! A przynajmniej zaraz ona będzie mieć. Co? Wpierdol! I to taki nie na żarty!
Po chwili jednak kluczenia między śmieciowiskiem uspokoiła się nieco i postanowiła podejść do sprawy nieco bardziej na luzie. Panika nie sprzyjała w końcu ukrywaniu się i nie robieniu hałasu. Postanowiła zatem udać się jakoś na drugi koniec magazynu. Uważnie unikając wszystkiego co mogło chcieć na złość narobić rabanu i zdradzić jej dokładniejsze położenie. A gdy tylko już była gdzie zamierzała.. To wczołgała się pod palety przywalone gruzem, syfem, metalem i innym dziadostwem. Było tu niemożliwie ciasno, brudno i niewygodnie, ale chociaż miała jakiś taki pogląd na sytuacje, znaczy zapewne tylko na stopy oprawców, i czuła się nieco bezpieczniej. Takiego syfu nie powinni zbyt szybko ruszyć.. A i ona dodatkowo wycofała się jeszcze nieco w głąb swojej kryjówki. Tak. To mógłbyć jej sposób na przeżycie. Albo to był koniec. Szkoda, że nie mogła dłużej pobawić się ze spycharką...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline