Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2015, 15:53   #98
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nastolatki tak mają, zmieniają zdanie. Joel wyblakł nagle, stracił na atrakcyjności jak średni film, który ogląda się po raz drugi i zna już zakończenie. Tym bardziej, że na innym kanale leci kinowa superprodukcja. Śniada, długowłosa i idealnie wyrzeźbiona superprodukcja...
- Nieważne - posłała Joelowi znudzone spojrzenie, machnęła ręką i podbiegła pod sklep z narzędziami zatrzymując się przed Wolfhowlem.
- Maddison - wyciągnęła rękę w jego stronę. W końcu nie znała nawet jego imienia, może wypada tym razem zacząć jak należy.
Ale Indianin tylko spojrzał na nią takim dziwnym, mrocznym wzrokiem. Nie odpowiedział. Jego twarz pozostała niewzruszona. Oczy też. Nie wyciągnął ręki toteż Maddie schowała ją za siebie nie kryjąc zawodu.
- Potrzebuję pomocy - powiedziała spuszczając wzrok. Jej głos zadrżał, normalnie zachciało jej się ryczeć ale zacisnęła zęby obiecując sobie w duchu, że nikomu nie da tej satysfakcji. - Dlaczego mnie ignorujesz? Moja rodzina ginie, masz to w dupie, tak?
Uśmiechnął się paskudnie i kiwnął głową potwierdzając.
Zatkało ją. Dosłownie opadła jej szczęka. Skurwiel nawet nie starał się łgać jej w oczy. Ma ją gdzieś. Ją i jej rodzinę. Ich życie. Ich śmierć. Śmierć dziadka Maddie i jej brata. Jej tragedie latają mu koło czerwonej dupy.
Zacisnęła usta w gniewną kreskę.
- Pomożesz mi - zawyrokowała wyciągając przed siebie ostrzegawczy palec. - Pomożesz. Wiesz dlaczego? Bo ja potrzebuję czyjejś pomocy, jestem zdesperowana i padło kurwa na ciebie Panie Sześciopak. A jeśli się nie zgodzisz to zatruję ci życie. Potrafię być prawdziwym wrzodem na dupie, zapytaj mojego ojca jeśli nie dowierzasz. I całą swoją skumulowaną energię będę od dziś poświęcać na rzucanie ci kłód pod nogi.
Prychnął tylko w odpowiedzi robiąc rozbawioną minę.
- Niby czemu miałbym ci pomóc, squaw? - Zapytał ironicznie, a jego ciemne oczy stały się jeszcze mniej przyjazne, jeszcze bardziej złośliwe.
- Bo wy szanujecie przodków i zawierzacie w ich osądy - sięgnęła po swoje "magiczne" pióro i wetknęła mu je w dłoń. - Dali mi je. Duchy twoich przodków. To... taki ochronny amulet. A skoro oni chcą nas chronić to może wy też powinniście?
Spojrzał na pióro i z jego oczu odpłynęła cała arogancja.
- Załatwię tylko swoje sprawy i porozmawiamy. - powiedział.
- Dobra - zgodziła się bez dalszych pytań. - Rób co musisz a ja tu po prostu poczekam.
Usiadła z boku, na schodkach przed wejściem, tak by nie tarasować przejścia ale i mieć oko na drzwi. Posłała Sześciopakowi ostatnie poważne spojrzenie i zapaliła papierosa. Miała dość zabaw w ciuciubabkę, dość traktowania jej jak dziecko, dość wrogości każdego napotkanego redneka w tej zasranej okolicy. Musi wreszcie trafić na kogoś porządnego kto zechce im pomóc. Bo przyzwoitych ludzi jest na świecie więcej niż tych skundlonych, na prawdę w to wierzyła.

Wrócił po pół godzinie niosąc ciężki plecak. Maddie zaczęła się zastanawiać czy zgromadził tam przedmioty, które będą miały pomóc im w walce z inuaki. Jakieś szamańskie magiczne szpargały? Pióropusz? Rytualną fajkę? Farbki do ciała?
Nie zapytała jednak. Bała się przerwać tą rozjemczą ciszę. Kazał na siebie czekać i czekała. A kiedy ruszył przed siebie bez słowa podążyła za nim. Musiała komuś zaufać, padło na niego. Ojciec będzie z niej dumny, że sprowadziła wreszcie jakąś miarodajną pomoc.

O wilku mowa, jak to się mówi, ojciec akurat do niej dzwonił. Maddison odebrała i rzuciła tylko zdawkowe:
- Jest ok, niedługo będę.
I się rozłączyła. Przyspieszyła aby zrównać krok z Sześciopakiem.
- To dokąd teraz?
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 29-09-2015 o 16:02.
liliel jest offline