Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2015, 13:14   #101
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Marjolaine w trakcie tej opowieści odkryła w sobie możliwość popadania w nagłą głuchotę, kiedy Włoszka za bardzo zaczynała się skupiać na igraszkach ze swoim wielbicielem. Wątpiła, aby konkrety dotyczące ich miejsca i pozycji były naprawdę ważne, a już na pewno nie po nie przybyła do tej tawerny. Gdyby tak było, to wystarczyłoby zostać piętro niżej i poczekać na pierwszy lepszy aktorski występ.
Nie od razu też zarzuciła przyjaciółkę pytania i błaganiem o kontynuowanie historii. A bo to jeszcze się okaże, że ten jej podstarzały kochanek miał symbol tego węża na swym ciele? I zapewne ku jej szczęściu, byłby on na jego pośladku, o którym Giuditta opowiadałaby przez kolejną godzinę. Albo co gorsza, wężem pieszczotliwie nazywała zupełnie co innego..

I z tego powodu odrobinę się ociągała z reakcją, a gdy już się odezwała, to jej słowa pełne były obawy -A.. na czym to widziałaś tego węża? I skąd wiesz, że nie był symbolem alchemicznym?

- Na obrazie… był naprzeciw tej ściany, przy której… odświeżaliśmy naszą znajomość. Był to obraz mego Gastona i jego córeczki. A w tle tego obrazu była książka z takim właśnie motywem na okładce.
- wyjaśniła Piscacci cicho.- A jak się potem przyjrzałam malowidłu. Oboje mieli sygnety na palcach z tym właśnie symbolem. To nie mógł być przypadek…
Po czym rozejrzała się nerwowo jakby szukała czających się w kątach podsłuchujących ich szpiegów.


-I domyślam się... że nie miałaś okazji do zapytania o to swojego.. przyjaciela? Tak z czystej, kobiecej ciekawości? -Marjolaine ostrożnie i powoli dobierała każde słowo, nie chcąc przypadkiem wywołać w przyjaciółce kolejnego potoku bardzo plastycznych wspomnień.

-Och… najpierw musiałam mu pozwolić dokończyć dzieła,non?- westchnęła z uśmiechem Włoszka.- Nie wypadało wszak dopytywać o takie sprawy, gdy jego osobisty wężyk dokonywał…- tu sugestywnymi aluzjami opisała poczynania kochanka, łącząc to z chichotem wywołującym falowanie jej piersi i co gorsza… przywołując wspomnienia owej “straszliwej” nocy z Gilbertem. I wspomnień tych niezwykłych doznań, przed którymi broniła się z trudem.

-Musiałabym być bardzo subtelna, moja droga Marjolaine… więc po komodzie był łóżko. Drogi Gaston zachował dla mnie wiele swych sił, ale nie jest już młodzieniaszkiem… niestety.- dodała ze smutkiem Giuditta. - Niemniej gdy tuliłam jego głowę do mych piersi, a jego palce leniwie harcowały na mym łonie, dopytałam mimochodem o portret. I o ów dziwny motyw z wężem. Od razu zesztywniał, niestety nie w sposób jaki oczekiwałam. Ów wężyk jest symbolem jakiejś tajnej loży masońskiej… czy czegoś w tym rodzaju. Wzbraniał się przed powiedzeniem szczegółów, tym bardziej że musiał złożyć przysięgę milczenia pod groźbą śmierci za jej złamanie. Niemniej w próżności swej powiedział iż oprócz zwykłych szlachciców, należą do niej wpływowe osoby Francji, w tym kilka z bardzo bliskiego otoczenia króla… oraz, że należy do niej prawdziwy mag i mistrz sztuk tajemnych, który… potrafi przywołać z czeluści Piekieł duchy zmarłych. Że sam był świadkiem wypowiedzi Karola IV Szalonego ustami jakiegoś biedaka.

-Przywołać duchy zmarłych? -powtórzyła jasnowłosa ptaszyna, a brwi jej uniosły się w wyrazie powątpiewania. Brzmiało to zbyt absurdalnie, aby miało ją przerazić, chociaż zdołało przywołać drobny dreszczyk na jej skórze -To brzmi.. bardzo nieprawdopodobnie, Giuditto. Jesteś pewna, że nie próbował po prostu zrobić na Tobie wrażenia taką opowiastką? - jakkolwiek była dość sceptyczna wobec tej jednej części, to wieść o loży okazała się być całkiem interesującą -Ale istnienie takiego sekretnego zgromadzenia pasowałoby do tego Kręgu, którego resztki listu widziałam w gabinecie Etienne'a. Może on, tak samo jak Twój przyjaciel, także do niego należał, lecz zrobił.. coś, może złamał milczenie, i przez to tak tragicznie zginął? -zamilkła na moment, by zaraz dodać zduszonym szeptem -To niebezpieczna wiedza!

-Oui, oui… dlatego rozmawiamy tutaj.
- wyjaśniła cicho Giuditta przybliżając się do hrabianki.- Dlatego byłam ostrożna przy pytaniu Gastona, żeby się nie domyślił. I jedynie wspominałam w przerwach pomiędzy figlowaniem.
Po czym zamyśliła dodając.- Jestem pewna, że Gaston mówił prawdę, że widział to co mi opowiadał… aczkolwiek, to nie znaczy, że… rzeczywiście widział przywołanie ducha. W Wenecji widziałam kuglarzy wyciągających króliki z rękawów, połykaczy ognia, a nawet iluzjonistę który znikł ze sceny na moich oczach. Wiem jednak, że za tymi zaklęciami i magią stoją sztuczki i spryt samego kuglarza. Nie wiem czy rzeczywiście można przywołać zmarłych… to pytanie bardziej do księdza lub uniwersyteckiego teologa niż do mnie.

-To wszystko jest bardzo niepokojące, Giuditto. Czasem żałuję, że w ogóle przyjęłam zaproszenie na tamten bal. Wszystko byłoby teraz łatwiejsze..
-panieneczka westchnęła sobie ciężko. To nie był pierwszy raz, kiedy sobie właśnie tego życzyła. Spokoju nie zmąconego jakimiś intrygami i..jej osobistym barbarzyńcą. Bez tego pierwszego naprawdę byłaby szczęśliwsza, lecz bez niego..? Czy naprawdę chciałaby powrócić do nudnego życia z tymi nieszczęsnymi kawalerami podsyłanymi jej przez maman? Straszna myśl.
-Nie wiem już co myśleć. Etienne zawsze wydawał mi się być takim idealnym szlachcicem, pozbawionym chociażby jednej skazy, która mogłaby uczynić go ciekawym. A teraz nagle okazuje się, że nie tylko interesował się on moim majątkiem w Niort, ale także kupował od mojego narzeczonego te egzotyczne kobiety, a ciała kilku z nich niedawno wyłowiono z Sekwany. Ktoś im wyrwał serca, Giuditto! Serca! -pokręciła głową, nadal nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Już raz stała się bohaterką opowieści, wcale nie chciała być w kolejnej, szczególnie mającej tak tragiczne brzmienie -To musiało być związane z mrocznymi praktykami tego całego zgromadzenia! I my teraz o tym wszystkim wiemy!

Włoszka zbladła słysząc słowa hrabianki, po czym pchnęła na łóżko zaskoczoną Marjolaine zakrywając jej usta i sycząc.- Cicho głupiutka. Może i pod nami pełno jest wolnych duchów”, którzy w swych fantazjach posuwają się do wizji Francji bez króla i Kościoła, ale niech cię to nie zwiedzie. Zarówno kardynał, jak i król mają wśród nich swe uszy. A i inni wpływowi szlachcice też… I wierz mi. Nie dziwią mnie wcale trupy dziewek z wyciętymi sercami. Znudzony arystokrata potrafi wymyślić gorsze okropieństwa.
Odsunęła dłoń od ust przyjaciółki dodając cicho.- Jeśli to co mówisz jest prawdą i to co wspominał Gaston jest prawdą, to jeden nasz nieostrożny ruch… jedno słowo wypowiedziane w nieodpowiednim towarzystwie i to my spłyniemy Sekwaną wyrwanymi sercami.
Splotła ramiona razem i spytała poważnym tonem głosu.- Komu możesz zaufać Marjolaine?

Hrabianeczka usiadła szybko, zmierzwione włosy poprawiając i suknię wygładzając. Mina jej oraz lekko wydęte usteczka świadczyły o tym, że wcale nie była zadowolona z takiego bycia rzuconą na łóżko. Nie podobało jej się to w przypadku Maura, nie podobało też jak robiła to Włoszka! Miała już nawet na końcu języka odpowiednie wyrzuty do wypowiedzenia w tym temacie, lecz powaga przyjaciółki jakoś zdołała ją uspokoić. Non, raczej zaniepokoić.
-Tobie, oczywiście -burknęła takim tonem głosu, jak gdyby po tej „napaści” nie była już tego tak pewna -Maman, Beatrice i.. -urwała, nie do końca będąc przekonaną co do swojego ostatniego wyboru. Bo jak wiele tak naprawdę o nim wiedziała? Wszak osobiście poznała go dopiero niedawno, nie wiedziała jaka była jego rola w tej całej intrydze. Nic zatem dziwnego, że jej odpowiedź brzmiała bardziej jak pytanie -.. i Gilbertowi?

-Tym lepiej więc zachować wszystko w sekrecie.- rzekła cicho Giuditta przykładając palec do ust. Uśmiechnęła się dodając.- Mam wśród swoich starych wielbicieli, kilku wpływowych osobników na dworze. Ale im nie wystarczy moje słowo, czy nawet twoja Marjolaine. Będą oczekiwali dowodów. Tylko… że te �-trzeba będzie jakoś zdobyć. Chyba, że mamy jeszcze możliwość wycofania się z sytuacji i udawania, że to wszystko był jeden straszny sen?

-Ale.. może.. -zaczęła Marjolaine niepewnie, wcale nie podzielając tego spokoju przyjaciółki. W przeciwieństwie do niej, ptaszyna nie lubiła przygód, a i tych miała nadto dzięki Gilbertowi.
-Czy na pewno powinnyśmy się tym jeszcze bardziej interesować? Plotki i domysły to jedno, ale ten cały Krąg brzmi zbyt niebezpiecznie, abyśmy miały próbować dowiedzieć się o nim czegoś więcej. To nie jest jeden z tych śmiechu wartych dworskich spisków, a ja już dwa razy byłam zastraszana przez bandytów odkąd to się zaczęło. Dwa razy! -stanowczym ruchem zaplotła ręce na piersi, dodając -Muszkieterowie powinni się tym zająć, a nie arystokratki i operowe diwy.

-Ach… I właśnie w tym problem moja droga.
- westchnęła smętnie Giuditta splatając dłonie z rączkami hrabianki.- Już jest chyba za późno by o tym zapomnieć. Skoro ktoś już cię dwa razy napadł, to… zrobi to ponownie, chyba że go ktoś powstrzyma...chyba że my znajdziemy sposób, by ich powstrzymać.

Marjolaine zawierciła się niespokojnie na krześle. Wcale jej się to wszystko nie podobało. Na początku jeszcze było zabawnie i interesująco, te wszystkie zagadki przyprawiały znudzoną hrabiankę o przyjemny dreszczyk podekscytowania. Ale teraz zmienił się on w strach o własne bezpieczeństwo.

-Może powinnam już powiedzieć Gilbertowi o tym co wiem? Sam jest zamieszany w ten cały spisek, może niektóre z tych informacji o wężu uzna za przydatne.. - zaczęła ptaszyna niepewnie, ale szybko ta nieśmiała myśl spotkała się z ponurą rzeczywistością -Lecz z drugiej strony.. mógłby wtedy zrobić coś głupiego, tylko aby zadbać o swoje interesy. Już raz miał w planach nocne zakradnięcie się do posiadłości zmarłego markiza, aby się po niej rozejrzeć i odszukać jego tajemnice. Nie było łatwo odwieść go od tego szalonego pomysłu..

- Och… ale tobie się to udało. Owinęłaś sobie tego łobuza wokół swego paluszka? Zapewne swoimi udami, non?
- zachichotała Giuditta wracając do mniej przerażającego, przynajmniej dla Włoszki, tematu.- Nie jest to wszak mężczyzna, którego można zwieść czczymi obietnicami.
Panieneczka westchnęła sobie w duchu. Żadna rozmową z Giudittą nie była łatwa, prawda? Jak nie jej przypowiastki o kochankach, to węże i sekretne kręgi, to znowu jej zbyt duża wyobraźnia dotycząca wydarzeń w sypialni Maura.

-Na szczęście dla mnie, jest tak samo podatny na kobiece łzy i zmartwienia jak każdy inny szlachcic. Chociaż często spotkania z nim bardziej przypominają rozmowy w interesach niż narzeczeńskie amory. Gilbert nie obdarowuje mnie prezentami, nie życząc sobie za nie czegoś w zamian -przymarszczyła brwi -Nie jestem przyzwyczajona do tego, że muszę walczyć o błyskotki!

-Och… A czegóż to żąda w zamian za klejnoty?
- zaciekawiła się Włoszka, a jej usta wygięły się w lubieżnym uśmieszku. W hrabiance zaś rozpoczęła się walka, między ciekawością a obawą. Ciekawiło Marjolaine, jakież to nieprzyzwoite żądania usłyszała Giuditta od swych kochanków. Z drugiej jednak strony, bała się tego co może usłyszeć.

-Ma w swoim zamczysku galeryjkę z własnoręcznie namalowanymi bohomazami przedstawiającymi akty różnych jego.. modelek -sposób w jaki hrabianeczka wypowiedziała to ostatnie słowo nie pozwalało wątpić, jakim typem kobiet były te ujęte w ramy maurowych obrazów. Nie za bardzo potrafiła ukrywać swoją niechęć względem innych. Szczególnie, kiedy nawet się nie starała się być dyskretną -I teraz uparł się, żeby i mnie w taki sposób uwiecznić! Oczywiście, najpierw musiałby spalić wszystkie tamte maszkarony, a i mój akt powinien być odpowiednio subtelny i...
Wiedziała, że poruszała się po wyjątkowo grząskim terenie. Tym bardziej, że mógł się jeszcze gorszy od rozmowy o wężach, kręgu i uśmierconych kobietach w rzece. Aczkolwiek Włoszka niestety była dla Marjolaine jedyną osobą, która mogła ją wspomóc w tak delikatnej sprawie.. jeśli tylko trzymało się w ryzach jej bezwstydne wspominki -...czy któryś z Twoich wielbicieli upamiętnił Cię kiedyś na płótnie?

-Och… wiele razy.
- zaśmiała się wesoło Giuditta zakrywając usta dłonią.- Cóż, cztery razy, jeśli mam być dokładna. Za pierwszym razem się bardzo wstydziłam i przejmowałam efektem. Niepotrzebnie. Byłam wtedy... cztery lata młodsza od ciebie? - uśmiechnęła się dodając wesoło.- Jeden malunek zresztą zostawiłam dla siebie, by wspominać czasy gdy byłam śliczna i młoda.

-A to.. mooożeee...
-i znów zająknięcie się, zawiercenie się dziewczątka na łóżku i ucieczka spojrzeniem po pokoju, w którym przecież nie było niczego wartego oglądania oprócz niej i Włoszki.
Dopiero po chwili zebrała w sobie odwagę, aby się odezwać, czerwieniąc się przy tym jak dziewczątko pierwszy raz zamieniające słowo z płcią przeciwną i brzydką. A co dopiero mówić o innych aspektach relacji pomiędzy kobietami i mężczyznami -Moooże...mogłabyś mi coś doradzić? Dotąd miałam malowane tylko portrety, a przecież aa.. akt to coś więcej niż tylko delikatny uśmiech, uniesienie brwi i spoglądanie z wyższością, ne? Nie wiem jak.. jak..-zakryła dłonią oczy, już całkiem zażenowana swoją sytuacją -Nie chciałabym wyglądać jak jakaś wyuzdana harpia.

-Och.. Mon Dieu… Cóż on z tobą zrobił.
- zachichotała Włoszka przyglądając się hrabiance z zaciekawieniem. - Dobrze, że planujesz go rzucić jak ci się znudzi, bo...jeszcze trochę i… sama zrozumiesz co owe harpie widzą w tym wyuzdaniu.
Podparła podbródek dodając. - Twoją pozę pewnie ustali twój malarz, a wszystko zależy od tematu, tła… od twej nagiej postaci i sylwetki. Uwypukli pewnie atuty twej urody i ukryje niedostatki. Hmmm… któż to chwyci za pędzel, by cię namalować? Znam go może?

-Gilbert... -mruknęła Marjolaine, chociaż nie powinna być przecież tym zawstydzona. Może bardziej tym, że to dla niego miałaby pozować nago, a znając jego zwyczaje to nie poprzestałby tylko na niewinnym patrzeniu i malowaniu..
-Nie chwali się tym zbyt otwarcie, ale jest utalentowanym malarzem. Szkoda tylko, że specjalizuje się właśnie w.. aktach.. -mimo znowu niepewnie brzmiącego głosiku, hrabianeczka uśmiechnęła się wesoło do przyjaciółki -Nie spodziewałabyś się artystycznej duszy w takim barbarzyńcy, non?

-W zasadzie…. to w ogóle nie wiem co się po nim spodziewać, non? I ty chyba też nie.
- uśmiechnęła się lisio Giuditta, dodając figlarnym tonem.- To stąd więc u ciebie taki entuzjazm do pozowania. Chcesz widzieć zachwyt w jego oczach, chcesz wzbudzić pragnienie… czyż wtedy jego rumak nie porywa cię do gwałtownego galopu? Czyżbyś taką dziką jazdę polubiła najbardziej? Bo nie ma co udawać, że będzie trzymał dłonie przy sobie, a i… pozowanie przed nim będzie i twoją krew rozpalało, non?

Włoszka znów zachichotała głośno, a ta rubaszność wprawiająca jej piersi znów w niespokojne falowanie, nie miała związku z rozbawieniem, lecz kolejną już tego dnia falą wspomnień. Tych miała wiele, a ku przerażeniu Marjolaine, równie nie pierwszemu dzisiaj, nic nie potrafiło jej powstrzymać przed podzieleniem się nimi z przyjaciółką. Była niczym.. lawina, lub chmura burzowa. Kiedy się poruszyło z nią nieodpowiednie tematy, nie sposób już było zatrzymać tej katastrofy uniesień, rozkoszy, ciał i.. szczegółów. To one wypełniały uszy i myśli biednej hrabianeczki przez resztę spotkania z przyjaciółką. Nawet Gilbert ze swoimi lubieżnymi szeptami nie potrafił jej przygotować na opowiastki padające z ust Włoszki.





* * *



Jestem Twoją matką, Marjolaine! Nie godzi się, abyś mnie tak zostawiała! Nie obchodzi mnie jakie cuda potrafi uszyć ten krawiec, ale przecież mógł się okazać zwykłym złodziejem! Albo co gorsza – lubieżnikiem! Pomyślałaś o tym? Oczywiście, że nie! Po prostu sobie poszłaś! Jestem przekonana, że Lorette nie porzuciła nigdzie swojej matki, aby się z Tobą spotkać i.. i.. czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!


Okolona puklami jasnych włosów główka panieneczki, odruchowo kiwnęła się kilka razy w potwierdzeniu. A może to karoca podskakująca na wyboistej drodze wprawiła ją w takich ruch? Nawet jeśli tak było naprawdę, to jednak taka reakcja była wystarczającą dla Antoniny, próbującej ugasić swój gniew gwałtownymi machnięciami wachlarza. Na próżno. A powodem było „tylko” zostanie porzuconą przez własną latorośl na pastwę krawieckiego mistrza, więc strach byłoby nawet pomyśleć, jak wielką zapłonęłaby matczyną furią po dowiedzeniu się, że Marjolaine umknęła za spotkanie ze skandaliczną Giudittą w nie mniej skandalicznym „Uśmiechu Tytanii”. Spotkanie na ploteczki z Lorettą było o wiele bezpieczniejszym wytłumaczeniem.

Wierząc, że parka uszu hrabianki d'Niort słyszy każde wypowiadane przez nią słowo, maman z powrotem podjęła się swego utyskiwania na córkę, która zaś znów odpłynęła ku swym rozmyślaniom niewiele mającym wspólnego z Antoniną. I najchętniej też trzymającym się z daleka od tych wszystkich.. obrazów, jakie podsuwała jej do głowy Włoszka swoimi opowiastkami. Nie było to łatwe. A przecież też i inne jej myśli nie należały do najprzyjemniejszych.

Giuditta, oprócz podzielenia się z Marjolaine nadmiernymi szczegółami swego miłosnego życia, zdołała także zasiać w niej ziarenko niepewności. A może wznieciła iskierkę nadziei? Ciężko było stwierdzić, ciężko było jej się połapać w swoich własnych emocjach. Wprawdzie już wcześniej zastanawiała się nad powiedzeniem Maurowi o.. o.. o wszystkim co wiedziała w temacie Kręgu i węża, ale dopiero Włoszka uświadomiła jej powagę całej tej sytuacji. Całej intrygi gnijącej pod ślicznie wymalowanymi twarzami, miłymi uśmiechami i eleganckimi gestami.
To nie były sekrety, jakie powinny zaprzątać główkę młodej arystokratki. Romanse, bezwstydne próby wspięcia się na drabinie szlacheckiej hierarchii, misternie ukrywane niedoskonałości ciała i oznak starzenia. Może nie były to najbardziej ekscytujące tajemnice, ale przynajmniej były bezpieczne! Trywialności dnia codziennego, zamiast.. morderstw i knowań.

Z każdym przemijającym dniem ( lub nocy w przypadku Gilberta ) ciężej było jej się zdobyć na szczerość wobec niego. Zupełnie jak gdyby te sekrety, były jej własnymi, a to przecież nie ona była członkinią Kręgu, nie ona rozsyłała listy ze znakiem węża! Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu hrabianeczka miała obawy, że jej Satyr mógłby się poczuć urażony, że tyle wiedziała i nic mu nie powiedziała przez tak długi czas ich fałszywego narzeczeństwa. Tym bardziej, jeśli te informacje mogły mu pomóc w jego własnych interesach.. Jeśli będzie się złościł, krzyczał i przestanie ufać swojej partnerce?! Zaraz, czemu właściwie ją to tak martwiło? Przecież chciała się pozbyć tego barbarzyńcy, zakończyć to fałszywe narzeczeństwo.. prawda?

Potrząsnęła gwałtownie główką, zapewne w najmniej ku temu odpowiednim momencie, bowiem wywołała tym znów wybuchową reakcję u swej mateczki. Nie zdołało to jednak zakończyć jej pełnej wzburzenia litanii o nietaktowanych młodych szlachciankach i równie nieokrzesanych krawcach. Nie poruszyło to jednak Marjolaine, nadal nazbyt pochłoniętej swymi własnymi myślami i krajobrazem przesuwającym się za okienkiem karocy.

Ale może niesłusznie się obawiała. Maur, pomimo swej dzikiej natury, już zdołał kilka razy pokazać się jej od troskliwej strony. Może wcale nie będzie na nią zły, tylko zrozumie, przytuli ją mocno do siebie i nie pozwoli skrzywdzić jakimś bandytom. Przejmie na swe barki ciężar tych tajemnic, a jej zostanie tylko.. tylko martwienie się o niego, bo przecież na pewno raz jeszcze będzie próbował zrobić coś głupiego.
Ah! Miała ochotę wrzasnąć i uderzyć w coś piąstkami! Czy naprawdę nie istniało idealne rozwiązanie?! Kiedy to przestało jej zależeć tylko i wyłącznie na swym własnym dobru?!
 
Tyaestyra jest offline