Cała sytuacja z żebrakiem zaskoczyła Grimo i to chyba tylko dla tego że był w nietęgim humorze po śmierci przyjaciółki. Yandii bo tak było jej na imię była zarówno wesołą jak i zdecydowaną na wszystko poszukiwaczką przygód. Jeszcze do tej pory pamiętał jej śmiech gdy stała nad zapadniętą podłogą w jednej ze zrujnowanych wież na północny wschód od Kratas. Oczywiście w tej dziurze bez wyjścia, siedział Grimo i nie potrafił wyleźć. Wtedy jak ostatni dureń zapuścił się sam do ruin w nadziei znalezienia starych zapisków, ale podłoga jednej z wież była tak stara i zniszczona, że nie wytrzymała nawet tak nikłego ciężaru jaki reprezentował Grimo. Tak więc ten mały nawet jak na rozmiary swej rasy, krasnolud siedział chyba ze dwa dni zanim przypadkowi awanturnicy zjawili się w okolicy. Była to oczywiście Yandii i dwa T'skrangi, których imiona do tej pory plączą język Grimo. Ach jakże ona szydziła z małego krasnoluda tak stojąc nad jamą, aż nawet jaszczurom zrobiło się go żal, ale to ona go znalazła i ona też rzuciła mu linę. Od tamtego czasu Grimo przyłączył się do ich kompanii i często prześcigał się z Yandii w docinkach. Jej druga połowa Lauriel nie była tak ostra, ale jak wszystkie elfy traktowała krasnoludy z lekkim przymrużeniem oka. Grimo jednak lubił towarzystwo tych dziewczyn, podobnie jak tych machających mieczami i ogonami wariatów, a później i innych członków kompani, która próbowała swymi czynami zapisać się w annałach Barsawii.
- Ech - Odchrząknął krasnolud wyrwany z zamyślenia. Żebrak wisiał na jego ramieniu niczym kamień przywieszony do szyi skazańca - Puszczaj mnie dziadygo zanim sprawię że uschnie ci ręka.
To nie były czcze groźby bo Grimo był ksenomantą i potrafił takie rzeczy robić. Teraz jednak nie chciał nikomu robić krzywdy, a tylko żeby dano mu spokój. |