Bolesław skrzywił się, zasługując na swój przydomek.
- Ojcze. Rok dziewięćset sześćdziesiąty szósty sprawił, że wyznaję tego Boga co ty, wielebny, jednak boli mnie, że jako pomazańca bożego wyznaczasz mnie do bronienia swojego dobrego imienia. Nocą spałem w grodzie, nie myśląc wiele o sprawie - skąd miałem wiedzieć, że śmierć jednego z poddanych okaże się zarzewiem buntu? I na dodatek odkryłem, że nie znajduję się w moim królestwie tylko w mistycznej krainie Disneya! O poranku pognałem tu osobiście, bo mi posłańcy tylko bzdury przekazywali. Staram się doszukać sensu i wydać sprawiedliwy osąd. Wszyscy oddają głosy losowo, bez pomyślunku, więc staram się logicznie coś uzasadnić. Ale - to chwilowo nieważne. Niech wypowie się jeszcze Samuraj Jack, wielki przeciwnik jakiegoś Aku i Al Bundy, co słyszałem, że na śmierdzącym dymem koniu jeździ. |