Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2015, 13:30   #6
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
___Bluszcz jechał z opuszczoną głową u boku innych towarzyszy. Jego towarzyszka psot i psikusów stała się kupą martwego mięcha, a humoru nie poprawiała wizja przekazania tych wieści jej siostrze. W zasadzie mały żwawy wietrzniak jako ostatni przyłączył się do grupy poszukiwaczy przygód. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Nie zmieniało to faktu, że mały Dawca Imion w swej żywiołowej naturze, gubił kilkukrotnie osobę do której miał się zgłosić przez co musiał wędrować dalej samotnie. Aż nie zakupił psa.

___Tak… Pies był idealnym wyborem. Przewoził bagaże, brał udział we wspólnych knowaniach i świetnie nadawał się do kradzieży wystawionych na ladach towarów. Zwłaszcza suszonego mięsa i worków z owocami. Idealny kamrat… W zasadzie była to suka. O groźnej nazwie Sraczka. No bo który z wojaków przezwycięży taką przypadłość?
Aż w końcu spotkał swego powietrznego wierzchowca. Gdzieś na targu. Szkolony na myśliwskiego sokół nie nawykł do noszenia uprzęży, lecz kilka dni przepychanek w powietrzu i ręki wietrzniackiego tresera wystarczyło by ptak tolerował wyłącznie Bluszcza. No i Sraczkę.

___Teraz jednak wędrowali smutnie, sokół na kołku doczepionym do siodła jednego z gadzich towarzyszy, a pies z Powietrznym Zwiadowcą na grzbiecie. Całą paczkę, dwóch fechmistrzów, krasnoluda Grima, i śmiesznie poważnego elfa, Bluszcz dogonił niemal pół roku przed pechowym zdarzeniem.

___Nie żeby miał jakąś złą reputacje, o nie. Odwiedził Urdaka w jego nowym kwietnikowym zajęciu, choć nie zmalała jego chęć do bitki. Ścigał się w spluwaniu z Hrugiem ( co oczywiście przegrał ale śmiesznie było patrzeć z dachu na osoby, którym nie wiadomo skąd kapnęła ślina na głowę), a także przypadkiem zakłócił romans Savro.

___List dostarczony od Charboyyi nadal leżał zakopany i nieco poblakły w jukach wietrzniaka. O tak, na pamiątkę. Było w nim wyraźnym, i zbyt surowym jak na gust wietrzniacki, pismem oznajmiane, że jego skromna i mała osoba potrzebna jest jako pomoc znajomej kuzynki dalszej siostrzenicy babki, której cioteczny stryjek mieszkał w wiosce, do której dostarczyli list. Według pisma miał znaleźć i dołączyć do pewnej grupy osób, która miała w składzie kochankę tej znajomej kuzynki dalszej siostrzenicy babki, której stryj mieszkał tam, gdzie zanieśli listy.

___Samą grupę zastał w jednej z karczm. W zatęchłym, zaśmierdziałym i zatłoczonym mieście, do którego mały wietrzniak nigdy się nie mógł przyzwyczaić. Nie to, że do tego konkretnego. Nie nie. To była wada każdego wietrzniaka, który wychował się pośród lasów i ogólnie rzecz biorąc natury. Ich nosy najczęściej przestawały sprawnie funkcjonować. Tylko ktoś kto tak jak Bluszcz parał się powietrznym zwiadowstwem potrafił przełamać ten nadmiar informacji i wybrać to co mu było potrzebne. A przynajmniej w większości przypadków.

Tak samo było i wtedy gdy spotkał całą zgraję. W zasadzie rozpoczęło się niewinnie od spóźnionego zamówienia kolacji…

-Przecież Ci mówię że to już za długo! - przy stoliku siedziało dwóch T'skrangów w towarzystwie kufli i małego krasnoluda, który łypał na prawo i lewo czy jego znajomi nie zwracają zbyt dużej uwagi. Zapewne niejeden raz już coś podobnego miało miejsce
- Ależ nie! Nie widzisz ty kupo zeschniętych łusek i rybiego łajna, że tamci zamawiali przed nami i też jeszcze czekają?!- odpowiedział mu niebieskoskóry gestykulując w bliżej nieokreślonym kierunku
-Masz tyle racji co gracji w walce – odparł jego rozmówca. Najwyraźniej każda kłótnia prowadziła prędzej czy później do sporu o umiejętności
Bluszcz zachęcony dobrym i śmiesznym widowiskiem podleciał do sufitu i usiadł na jednej z belek podtrzymujących dach. Tak blisko kłócących jak tylko się dało. Dla próby wykorzystał, że krasnolud akurat nie patrzył na gadzich wojowników i napluł na jego głowę.
- Zgłupieliście do reszty! – fuknął krasnolud zdzieliwszy najbliższego T'skranga w potylice -Oj przyjdzie Yandii to was poustawia – wydawało się, iż kłótnia zamieni się dość szybko w rękoczyny jednak ku rozżaleniu wietrzniaka, do niczego takiego nie doszło.
Skrzydlaty mężczyzna posiedział jeszcze trochę i poobserwował tą zgraję. Gdy zaczęli się zbierać, a ktoś napomknął imię Lauriel, wreszcie w jego nadpobudliwej głowie zaświeciła lampka.
„Trubadurka Lauriel! To do niej miałem przecież się udać i wyjaśnić!”
Ruszył więc za piątką, bo był tam jeszcze poza elfką o której wspomniał krasnolud inny elf. W zasadzie elf o imieniu Kitan wydał się Bluszczowi bardzo poważny i nudny. Jak się okazało nieco później, nie był takim sztywniakiem za jakiego uchodził.
Niestety, zupełnie zapomniał gdzie zacumował swą Sraczkę i jeszcze kilka lat temu miałby duży problem. Gdyby więc nie jego umiejętności tropienia na niuch, gdyby nie to że potrafił oprzeć się natłokowi zapachów to nie odnalazł by listu ani pieczęci od Charboyyi i nie zaniósłby tego do Pijanego Smoka… I nie poznałby Lauriel, która przedstawiła go oficjalnie reszcie „załogi”.



___Teraz jednak mieli spory problem. Lauriel musiała się dowiedzieć o swej wybrance. Zamyślony wietrzniak prawie spadł z siodła gdy Sraczka zatrzymała się na jednej z końskich pęcin. Od jakiegoś czasu podróżowali w taki sposób, pod koniem jednego z towarzyszy, ale tylko gdy jechali stępem. Było to zabawne, a Sraczka tak się przyzwyczaiła, że stało się to jej nawykiem. Zatrzymali się by przypiąć konie. Oczywiście wietrzniak ani myślał ponownie gubić swe pociechy więc zarówno sokół jak i Sraczka zmierzali z resztą grupy ku karczmie.
___Tam jednak, na podwórzu napatoczył się żebrak. Bluszcz nie zwrócił nań zbytniej uwagi i ominął go po prostu dalej jadąc przygaszony na swym wierzchowcu. W ostatniej chwili zorientował się, że do budynków zwierząt nie wpuszczają więc zsiadł z kudłatego stworzenia i przywiązał go do jakiegoś dziwnego słupa.
-Czekaj – wydał polecenie i zagwizdał tak jak go uczył treser odprawiając sokoła by mógł zapolować. Chciał już wejść do karczmy, ale się zawahał. Niech kto inny, większy, opowie najpierw co się stało...
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 07-10-2015 o 16:50.
Smirrnov jest offline