Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2015, 17:48   #102
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Marjolaine lubiła słodycze. Ciasta, szarlotki, cukrowe cudeńka przygotowywane dla niej przez najlepszych kucharzy i cukierników jakich zdołała zatrudnić w swej Le Manoir de Dame Chance.
Oczywiście by zakosztować tych smakołyków musiała unikać czujnego spojrzenia swej ochmistrzyni, Béatrice Paquet.
Nawet tutaj, w zamku narzeczonego, przynoszono jej smakołyki kiedy tylko sobie zażyczyła, a Béatrice pilnowała by owe smakołyki były dopasowane do gustu hrabianki.
Marjolaine nie narzekała może na ich jakość, ale była dumna że ma lepszego cukiernika.
Ochmistrzyni znała gust swej pani. Wiedziała jakie potrawy Marjolaine lubi, a jakich nie cierpi, jakie smakołyki może jeść bez umiaru, a od jakich tyje. Nie wiedziała nic na temat win. Bowiem hrabianka traktowała dotąd trunki jako przerywnik między kęsami i w sumie wszystko jedno było jej co pije. W dodatku piwniczka Le Manoir de Dame Chance wypełniona była lekkimi winami francuskimi i włoskimi.

Piwniczka Gilberta nie zawierała tych trunków. Oprócz fantazyjnych miodów pitnych sprowadzanych z dzikich rubieży europy, w piwnicach zamku d’Eon były ciężkie hiszpańskie wina i słodkie tokaje z okolic Siedmiogrodu. Były nawet takie dziwactwa jak przeźroczysta butelka czegoś co nazywano ukraińską siwuchą, a której moc była równie silna jak odrażający był jej zapach wykręcający noc Béatrice.
Ochmistrzyni chcąc nie chcąc musiała się poradzić w kwestii trunku dla panienki, tutejszej “nadzorczyni zamku”, Julie Rossignol. Był to upokorzenie dla Béatrice, która tutejszej ochmistrzyni o egzotycznej urodzie i diabelskim charakterku po prostu nie znosiła… ale nie miała wyboru. I tak już za często ta podlizująca się hrabiance “wywłoka od Gilberta” wtrącała się do spraw związanych z jej podopieczną.
Tak więc na stoliczek hrabianki trafiło wino zaproponowane przez Rossignol.


Słodkie jak miód, pachnące, podane w fantazyjnym kielichu i… mocne. Ale z tego zestresowana hrabianka nie zdawała sobie do końca sprawy. Bądź co bądź potrzebowała dodać sobie animuszu, jednym lub dwoma, lub trzeba kieliszkami. Zdecydowanie trzema. Wszak czekała ją trudna z rozmowa ze swym narzeczonym. Trudniejsza niż zwykle. A wino rozpływało się w ustach tak słodko i rozgrzewało żołądek...


Nie upiła się. Nie była głupiutką gąską i nie planowała się upić na umór. Po czterech lampkach wina powodujących że jej policzki się zaczerwieniły, a strach przed rozmową został stłumiony Marjolaine była gotowa by zmierzyć się z Gilbertem. Szła prosto, szła pewnym siebie krokiem… świat wydawał się jej radośniejszy, życie i przyszłość rysowały się w zdecydowanie jasnych barwach. Wszak to był jej lubieżnik, jej Maur… wiedziała jak ułagodzić jego gniew, jak skierować go na inne tory. Wystarczy odrobinę podwinąć suknię, ot tak… by pokazać kostkę, non? Może łydkę ewentualnie.
No i nie opierać się jego pocałunkom. Jakby kiedykolwiek się im opierała. Tak, z pewnością sobie poradzi. W końcu to jej narzeczony. Zdołała już poznać jego sekrety. Widziała jego klejnoty… ehmm… w obu znaczeniach tego słowa. Czym ją mógłby zaskoczyć? Marjolaine była w dobrym humorze gdy szła do gabinetu w którym obecnie przebywał jej narzeczony.

Otworzyła ostrożnie drzwi i weszła nie zauważona. Gilbert na szczęście był sam, zajęty przeglądaniem jakichś map rozłożonych na biurku. Pochylony nad nim stał plecami do drzwi i skradającej się hrabianki.
Z wypiętym w dodatku. Ten widok wywołał zaczerwienie lica i … myśli jakże nie pasującej do dobrze wychowanej hrabianki.
Rozgrzana winem krew przywołała różne chwile z jaj pamięci. Wspomnienia wydarzeń, gdy ów jej lubieżny narzeczony bezwstydnie obmacywał jej pupę… czasem nawet gołą. Oczywiście protestowała przeciw temu bezskutecznie i zwykle bez entuzjazmu. Wszak, choć nie powiedziałaby tego głośno, było to przyjemne. Teraz jednak miała okazję mu odpłacić za to, non?
Chwycić za jego pupę. Zacisnąć dłonie na jego twardych pośladkach. Poczuć po paluszkami tą siłę. Stanowczo za często to on sobie pozwalał ją obmacywać, czas by mu odpłacić pięknym za nadobne!
Normalnie takie myśli nie miały by prawa powstać jasnowłosej główce hrabianki, ale wino dodawało jej więcej śmiałości niż planowała. No i… rozgrzewało ciało tym bardziej, gdy wspomnienia przyłapania Gilberta tuż po kąpieli odżyły w jej pamięci.



Nareszcie! Nareszcie! Nareszcie!
Marjolaine trzymała w dłoniach długo wyczekiwaną kopertę. Królewska pieczęć. “Doręczyć do rąk własnych”. Te szczegóły świadczyły o wadze dokumentu. Bo też miała w dłoniach zaproszenie na bal.
Otwarła powoli z bijącym sercem. Nie była wszak podekscytowana od… cóż… od zaledwie paru godzin i wizyty w gabinecie Maura. Cóż, choć jej narzeczony skąpił jej klejnotów, to ekscytacji przy nim miała w zamiarze. Ale to nie miało teraz znaczenia.


Wpierw jej oczy przesunęły się po nagłówku listu, pieczęciach i podpisach. List niestety pochodził z królewskiej kancelarii i miał podpis jedynie królewskiego szambelana, ale cóż… Marjolaine nie była dość znana i ceniona przez władcę Francji by ten podpisał list dla niej. Musiała się zadowolić szambelańskim podpisem i kolejną królewską pieczęcią. Zabrała się więc do wczytywania w list smakując każde wypowiadane słowo. Uprzejme zaproszenie… tytuły… przewidziane atrakcje… para dzikich zwierząt sprowadzone wprost z Afryki, uosabiających królewski majestat?
Atrakcja nieco dziwna, ale ekscytująca zarazem. Tylko czemu zwierzęta, a nie sztuka teatralna, albo… występ akrobatów. A nie… występ akrobatów, sztuczne ognie zostały wymienione nieco niżej. Podobnie jak żywe szachy. Czemu więc owe zwierzęta miały być główną atrakcją balu?
Odpowiedź przyszła wraz z ostatnim akapitem zaproszenia. I wywołała zmieszanie na obliczu hrabianki.
-Och… ojej.- wyrwał się z jej ust. Bal królewski bowiem był balem maskowym, balem przebierańców. A tematem przewodnim balu miały być dzikie zwierzęta. Oprócz zaproszenia wstęp na bal wymagał odpowiedniego stroju. Z jednej strony… wczorajszy dzień okazał się stratą czasu, bo i tak trzeba będzie wybrać ponownie odpowiednie kreacje. Z drugiej… oczka Marjolaine zabłysły wesoło. Bo bale maskowe pozwalają na wykorzystanie nie tylko swej urody i dobrego gustu, ale i kreatywności. Bo przecież musi zadecydować za jakie zwierzę przebierze się ona sama, za jakie Maur… no i maman. Ach, tyle wszak było możliwości.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-10-2015 o 00:09. Powód: poprawki
abishai jest offline