W KARCZMIE
Lewine obserwowała całe towarzystwo, następnie lekko znudzona burknęła.
-
Dobrze, sprawa załatwiona. Gdyby tylko źle cię potraktowali, albo próbowali oszukać daj mi znać. Dobierzemy im się do skóry.- po czym jednym haustem dopiła wino z kubka i odstawiła go na stół. Następnie tak jak weszła ponętnie kołysząc biodrami, tak wyszła nie mówiąc do widzenia, ani nie zaszczycając “Nieposkromionych” spojrzeniem.
- Ostatni Theranczyk...- Nui S’in dopiero teraz opuścił wysoko uniesione ramiona, wyraźnie rozczarowany-
to byłaby dobra sztuka… - wymamrotał do siebie, a jego nastrój powrócił do stanu przed incydentem z Fergarem. Powrócił do szczerej, melancholijnej zadumy. Usiadł z powrotem przy stole i utkwił wzrok w dnie swego kufla.
Keira patrzyła z nadzieją na swoich nowych towarzyszy. Po czym grzecznie ze splecionymi dłońmi dosiadła się do stołu. Bawiła się przez chwilę swoim kubkiem z winem. Nie podnosiła wzroku.
Keira w końcu postanowiła przerwać ciszę.
-
Kiedyś też byłam adeptką. Iluzjonistką dziesiątego kręgu.- uśmiechnęła się nieśmiało patrząc po kolei na siedzących przy stole-
Ale od tego czasu wiele się zmieniło. Pochłonęła mnie moja misja. Całe życie jej poświęciłam. Kiedy wydawało mi się, że odnalazłam bratnią duszę. Ten zatracił się jako głosiciel Raggoka i z podobnymi sobie kultystami mnie napadł. Jestem żałosna.- cicho pochlipując spuściła głowę.
- Nie ma co się tak karać, za to że się komuś zaufało - odpowiedział dziewczynie Grimo, który do tej pory tylko obserwował całą sytuację -
Jutro też jest dzień i nadzieja na lepszy los. Pójdziesz z nami pożegnać naszą przyjaciółkę?
Keira uśmiechnęła się do krasnoluda.
-
Co prawda nie znałam jej, ale z przyjemnością wezmę udział w tej uroczystości. Będę zaszczycona.
-
Ostatnie pożegnanie elfa, winno odbyć się nocą, pod gołym niebem. Uczestniczą w nim najbliżsi zmarłego - pouczył pozostałych Mieczowładny. -
Powinniśmy ją pożegnać teraz. Jej duch potrzebuje spokoju.
-
Skoro takie macie obyczaje, zgoda. Ale zrobimy to po naszemu, a nie na smutno. Gdyby Yandii tu była, pourywałaby by nam czerepy przy samych rzyciach za to, że zachowujemy się jak straceńcy. - ton Ss’arisa, który przed chwilą razem z Lauriel pojawił się z powrotem w karczmie wcale nie wskazywał by miał dobry humor, mimo poczynionej sugestii. Widać jednak było jak na dłoni że się stara wybrnąć z pułapki zwanej rozpaczą. Musieli być silni dla niej, podnieść głowy wysoko i iść do przodu. -
Dla niej musimy się uśmiechnąć, mimo przeciwności losu i łez cisnących się w oczy. Pożegnamy ją tak jak żyła, wesoło i z energią. - to nie była propozycja, t’skrang już podjął decyzję za wszystkich. Zacięty wyraz twarzy wyraźnie sugerował, że każdemu kto spróbuje ryczeć w trakcie, oberwie się po głowie.