A biedny Malborn zwijał się z bólu. Uderzenia kłodą się nie spodziewał. Przyszło nagle i wycisnęło oddech z piersi. W klatce piersiowej pojawiły się iskry bólu, które momentalnie przeszły w pożar cierpienia. Oczy Dunedaina zaszły mgłą.
- Na Eru... - wyszeptał podnosząc się z trudem na nogi. Kątem oka dojrzał linę, która niczym podstępny wąż zsuwała się w dół przepaści.
- Hilly... nie! - wyrwało się z piersi Dunedaina. Chciał rzucić się w kierunku liny, ale nogi odmówiły posłuszeństwa i mężczyzna z powrotem osunął się ziemię.
- Nie czas na leniuchowanie Malbornie - zganił się strażnik.
- Hilly jest w potrzebie. Musimy czymś zająć trolla i odciągnąć jego uwagę. Czas nam bieży. Myśl!
To mówiąc zwrócił się do krasnoludów.
- Panowie khazadowie. Czy nie uważacie, że ta kłoda może się nam do czegoś przydać? Nie jestem biegły w arkanach sztuki wojennej. Ale gdyby użyć jej niczym taran do zmiecenia banitów? W pięciu chłopa damy radę. Co myślicie? Chociaż najchętniej zrzuciłbym ją na łeb temu Trollowi, niech go Ciemność pochłonie...