Węzeł, który Thyri umotał wokół skalnego występu, wyglądał solidnie. Krasnolud nie zdecydował się tylko jeszcze co do jednego... z której strony skały zrzucić linę. Bezpieczniej, może na pozór jeno, było uciekać w las. Ale gdzieś przy zagrodzie pozostała w osamotnieniu Hilly. Serce zaś dyktowało mistrzowi budowniczemu, że towarzyszy nie zostawia się samych... nawet jeśli rozum trzeźwo podpowiadał, że niewielka i sprytna hobbitka z łatwością wywiedzie w pole Dużych Ludzi i jeszcze większego, za to niewątpliwie głupiego trolla.
Malborn chciał ciskać kłodą w bandytów albo w trolla, i w sumie co do tego ostatniego to Thyri podzielał pragnienia Strażnika. Tyle że lepiej znał możliwości swego ludu.
- Krzepkie są dzieci Durina, Malbornie - pokręcił głową na znak, że to się nie uda. - Ale nie aż tak...
W dole troll przymierzał się już do kolejnego pniaka, którym zapewne niebawem miał cisnąć. A za nim, w pewnym oddaleniu majaczyła zamknięta wrotami grota. Stamtąd troll wyniósł swój napitek. Możliwe, że tam mieszkał... albo tylko trzymał to, co uważał za cenne. Thyri przyłożył dłonie do ust i ryknął tubalnie.
- Bracia! Bracia! Do groty! Ryglujcie wrota! My trolla odciągniem! Chyżo! Chyżo!
Po czym stanął przy krawędzi skały, zamachał rękoma nad ozdobioną szyszakiem głową i wydarł się na trolla:
- Tutaj! Tutaj! Do nas chodź, szkarado! Tutaj!
A potem podniósł spod stóp skalny ułomek i rzucił w brzydki trollowy łeb, ani przez chwilę nie przestając popędzać krzykiem niewidzialnej, bo nieistniejącej armii ziomków, by się barykadowali w grocie.