La Fontaine MIESZKANIE CARROLYN DE EUGE
Bertrand nacisnął na klamkę, by sprawdzić, czy drzwi są otwarte. Przy okazji przyjrzał się zamkom w drzwiach. Z czystej ciekawości, czy by sobie z nimi poradził. Posiadał bowiem niejakie umiejętności w tej dziedzinie. Nic wielkiego, ale proste zamki były w jego zasięgu. Co prawda nieco się obawiał reakcji towarzyszy, ale wychodził z założenia, że cel uświęca środki, a ta mdląca woń była co najmniej niepokojąca.
Ottone odruchowo poprawił mankiety garnituru. To działało na niego uspokajająco, a spokój był mu teraz zdecydowanie potrzebny, może niepotrzebnie się martwił, ale niezdrowa woń źle mu się kojarzyła. - Zostaw te klamkę - szepnął do Bertranda, jakby obawiał się, że ktoś w środku mieszkania mógłby ich usłyszeć. - Jeśli coś tam się stało, miejmy konfrontację już za sobą.
Po naciśnięciu klamki drzwi ... otworzyły się. Ze środka uderzył w nich odór kojarzący się z zepsutym mięsem i krwią oraz poczuli brzęczenie much. Okno było otwarte na całą szerokość.
Ciągnąca się wyraźnie z tyłu Sophie westchnęła ciężko. Poruszała się powoli, lekko utykając na lewą nogę. Mimo to starała się zachować pokój ducha i optymizm, jednak otwarcie drzwi definitywnie pozbawiło kobietę dotychczasowego opanowania. Pobladła jak ściana i wyciągnąwszy z torebki husteczkę, przyłożyła ją z niesmakiem do twarzy. Odetchnęłą głęboko, wciągając w nozdrza zapach miętowo-kamforowego olejku którym jedwabny prostokąt został niegdyś spryskany. Dusząco-mdlący smród zelżał odrobinę, lecz odgłosu owadów nie dało się tak łatwo pozbyć. - Że też nikt do tej pory nie zwrócił na to uwagi - wydusiła z siebie, dociskając materiał do nosa - Czy któryś z panów ma przy sobie broń?
Ottone zerknął z nadzieją na Pruniera, szukając w kieszeniach czegoś, czym może przesłonić nozdrza. Nie mogąc znaleźć niczego, po prostu rozsupłał krawat, wcisnął go byle jak za pazuchę i uniósł krawędź koszuli, przykrywając drogi oddechowe. Westchnął ciężko i wyjął z wewnętrznej kieszeni kieszonkową Biblię, okutą na rogach płatami żelaza. Niewiadomym było, czy jako opokę i tarczę duchową, czy zamiennik kastetu.
Po wejściu ujrzeli krzesło a na nim przywiązane ciało kobiety. Na pokrwawionej twarzy siedziały muchy. Podobnie czarne owady łaziły po paskudnej, głębokiej ranie na gardle - zapewne przyczynie śmierci, po okrwawionych dłoniach, po zakrwawionym ubraniu i plamach krwi na podłodze. Okno, szeroko otwarte, powodowało, że smród nie był aż tak mocny ale i tak widok był przerażający.
Po chwili wahania cała trójka weszła do środka.
Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 23-10-2015 o 14:20.
Powód: Nagłówek.
|