Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2015, 13:01   #6
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację

ABIGAIL


Powiedzenie że karma to wredna suka i zawsze wraca do człowieka nigdy nie miało dla Abigail tyle sensu co w tej chwili. Po pierwszych minutach poświęconych na bezsensowne miotanie, strach i niezrozumienie, powoli zaczęła brać się w garść. Szarpaniną i krzykiem niewiele zdziała, tym bardziej nie dowie się gdzie jest, kto zafundował jej tą pieprzoną amnezję i w jakim celu. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Ilekroć próbowała się skupić na połączeniu ze sobą strzępków wspomnień dostawała ostrego ataku migreny, przyprawiającego o kolejne zawroty głowy i nudności. Bolało ją wszystko, zaczynając od oczu na mięśniach i skórze kończąc. Wszystko. Nigdy nie przypuszczała że nawet pozbawione połączeń nerwowych cebulki włosów mogą dawać o sobie znać w tak nieprzyjemny sposób. Dokładając do tego smród padliny, torsje i szczerzącego szyderczo klawiaturę zębów, siedzącego tuż obok trupa, dostawało się pełen obraz totalnej beznadziei.
- Sz-szlag - wyszczękała zębami podnosząc lewe przedramię na wysokość oczu i dorzuciła - Kurwa!

Ładnie ją pochlastali, tak profesjonalnie. Cokolwiek jej robiono, uczyniono to ręką chirurga lub kogoś przynajmniej po porządnym przeszkoleniu medycznym. Kolejny element układanki wskoczył na swoje miejsce. Kobieta w panice podwinęła podkoszulkę i sprawdziła dokładnie skórę na brzuchu i torsie.
-Jezu…- wyjęczała a pod powiekami zapiekły łzy. Nigdy nie była religijna, ale widząc szeroką, zaczerwienioną bliznę ciągnącą się od biodra do biodra naraz przypomniała sobie klepane w dzieciństwie zabobonne wierszyki. Co jej wycięli, macicę? Do nerki mogli się dobrać z boku - prościej, szybciej i wygodniej. Znała się na tym doskonale, sama wyszukiwała ludzi i pozbawiała ich co ważniejszych organów żeby potem je sprzedawać. A teraz ktoś jej za to odpłacił. Lista wrogów była długa i rozbudowana. Ci którzy przeżyli jej zabiegi, rodziny i przyjaciele tych którzy zeszli kobiecie na stole. Na czuja i macanego nie szło dojść czy pierwsza diagnoza jest poprawna, potrzebowała odpowiedniego sprzętu. Może skoro dziwaczną salę wyposażono w lodówkę i całą resztę szpeju do podtrzymywania człowieka w fazie hibernacji, gdzieś dalej natknie się na coś dla siebie.

Towarzysz jej niedoli należał do tych milczących i nieśmiałych. Nic dziwnego - martwi nie mówiły, nie wprost. Przekazywali informacje w inny sposób, wystarczyło tylko poświęcić im odrobinę uwagi. Pokonując obrzydzenie i ból głowy, Abigail raz jeszcze rzuciła na niego okiem. Wąska żuchwa, żeby zachowane w dobrym stanie, drobny kościec i resztki długich jasnych włosów - młoda kobieta. Jak i dlaczego zginęła było na razie nieistotne. Ważniejsze co zostawiła po sobie. Żywa blondynka potrzebowała czegoś do obrony i jakichkolwiek informacji na temat tego miejsca.

Na pierwszy ogień poszła plakietka. Odpięła ją ostrożnie od pobrudzonego lekarskiego kitla, wytarła z kurzu i brudu. Kawałek laminowanego plastiku zrobił się biały a odwrócony zadrukowaną stroną ku górze ujawnił swoją treść - ”A.Ryan”. Ryan…
-C-co do… - sapnęła w niedowierzaniu, wgapiając się w nazwisko. Swoje nazwisko. Pierwsza litera imienia też się zgadzała a nie przypominała sobie żeby ktoś z jej rodziny mógł się tak identyfikować -To jakieś jaja…

Przyszło jej na myśl, że została częścią pokręconego eksperymentu, mającego na celu badanie ludzkich zachowań i odruchów w stanie silnego uniesienia. Jeżeli w pokoju ukryto kamerę i patrzono teraz na nią, zapisując wszelkie ruchy...aż się wzdrygnęła na podobny scenariusz.

Trzeba było się stąd wydostać, ale z gołymi rękami daleko nie zajdzie. Przepełniona determinacją wytoczyła się z sarkofagu na podłogę i syknęła kiedy bose stopy zetknęły się z obrzydliwie zimnymi kafelkami. Obeszła szklane ustrojstwo, przetrzepała kieszenie trupio-lekarskiego uniformu. Plakietkę ukryła w kieszeni własnych spodni, resztę fantów ułożyła na podłodze i klęcząc zaczęła je segregować. Najbardziej ucieszyła się na widok leków przeciwbólowych. Od razu wpakowała do ust dwie tabletki i z trudem, ale przełknęła je na sucho. Burdel w jaki zmieniono jej głowę nie pomagał się skupić.

Szlag by to trafił! Nic do siebie nie pasowało, kompletnie nic! Te nędzne szczątki które udało się Agibail sobie przypomnieć w niczym nie pomagały. Na dodatek obskurna sala w której nie wiadomo od jak dawna ją składowano, nie poprawiał coraz paskudniejszego nastroju. Klęcząca na podłodze kobieta przekładała nerwowymi ruchami te kilka drobiazgów jakie udało się jej znaleźć. Leki, sprzęt medyczny...z pozoru śmieci, ale w kryzysowych sytuacjach nie wolno było narzekać tylko korzystać z tego co miało się pod ręką.

Planowanie i oglądanie sprzętu przerwało jej brutalne szarpnięcie. Ktoś bezceremonialnie unieruchomił ją i zatkał usta. Zaraz tuż przy uchu usłyszała ochrypły głos. Wydawał się...znajomy, jakby Ryan już kiedyś go słyszała.
- Nie krzycz, rozumiesz? Nie chcę Cię skrzywdzić, ale jak zaczniesz krzyczeć mogę to zrobić. Kiwnij głową jeśli rozumiesz.

Kiwnęła więc głową, niezdolna poruszyć żadnym innym mięśniem. Czy ktoś kto ją tu zamknął wrócił żeby dokończyć robotę? Bała się tego, bo mimo beznadziejnej sytuacji, luk w pamięci i obcego terenu bardzo nie chciała umierać.

William poluzował minimalnie chwyt na twarzy nieznajomej kobiety:
- Podnieś obie ręce, tak żebym je widział - głos miał spokojny, ale zimny.

Blondynka wykonała polecenie, wbijając wzrok w ścianę przed sobą.
- Ja nic nie wiem, nic nie mam. Proszę...nie musisz mnie krzywdzić. Nie jestem dla ciebie żadnym zagrożeniem - wyszeptała nerwowo wyrzucając z siebie kolejne słowa.

- Puszczę Cię, tylko nie rób głupot. Ja też przed chwila wyszedłem z takiego sarkofagu, wygląda, że siedzimy w tym gównie razem - poluzował chwyty i wypuścił ja, jednoczenie dając krok do tylu. Gdyby chciała go zaatakować, byłby poza zasięgiem jej rak. Sam uniósł lewe przedramię, gotów zablokować potencjalny cios.

Kobieta prychnęła z wyraźnie wyczuwalną złością, potrząsnęła głową i wolno obróciła się w stronę nieznajomego
- Nie mogłeś tak od razu tyl…- głos uwiązł jej w gardle kiedy zobaczyła jego twarz. Nie...to się nie trzymało kupy, to musiał być kolejny majak. Schodziły z niej resztki chemicznych środków usypiających i chuj wiedział czego jeszcze. Odwaliło jej, mózg doznał uszkodzeń podczas fazy wybudzania z krio-snu. Albo zwyczajnie jej odbiło. Znała go, doskonale kojarzyła gębę stojącego naprzeciwko faceta, wychudzoną i z nowymi szramami, ale jednak tą samą którą widywała niejednokrotnie.Nabrała gwałtownie powietrza, otworzyła szerzej oczy i wydukała - W-will?

Znał ten głos, jak przez mgłę kojarzył tembr i barwę wymowy, twarz okolona burzą blond włosów. To wszystko składało się na obraz postaci, która kiedyś znał. Z Otchłani pamięci i wspomnień, przy niemałym dodatku bólu głowy, przypomniał sobie imię:
- Abigali? - jego twarz musiała być chodzącą emanacją zdziwienia i szoku.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline