Świat zewnętrzny. Taki realny. Taki…
Piękny.
To nic, że w zasięgu wzroku znajdowały się ruiny cywilizacji, to nic, że wiatr przeszywał zimnem. Wreszcie zobaczyłam świat! słońce, niebo, rośliny i tę całą resztę. Z głupią miną wpatrywałam się w te ptaki. Przyroda żyła. A więc ta cała paranoja z niewychodzeniem była przesadzona. Nie widziałam innej możliwości obecnie, po znalezieniu się na zewnątrz. Głęboko wciągnęłam powietrze do nosa. Pachniało czymś nieokreślonym, czego nigdy w życiu jeszcze nie czułam. Z ciekawości poklikałam po tym śmiesznym zegarku, starając się sprawdzić szkodliwe substancje. Nie pokazywało nic niepokojącego. Tętno mi przyspieszyło.
Głos Beth wybudził mnie z tych zachwytów. No tak, zadanie.
Postawiłam plecak, wyjmując mapę z bocznej kieszeni. Ciekawe, czy tylko mi ją dali, czy raczej jako pierwsza zrobiłam ruch w celu jej wyjęcia. Malkins jakby też tym faktem została zaskoczona. Rozejrzałam się i znajdując duży głaz wyglądający na odpowiedni do tego zadania, rozłożyłam na nim mapę i przycisnęłam kamieniami na rogach. Wiatr i tak ją szarpał, ale było można prześledzić trasę.
Odnaleźliśmy kropki. Jedna to my, na północny-zachód od miasta. Inne pokazywały na miasto. Ciekawe jak dobrze ludzie pamiętali, gdzie leżały apteki i hurtownie leków. Niedaleko naszej pozycji widniała kreska symbolizująca drogę stanową. Rozwidlała się kilometr dalej, jedna odnoga prowadziła na obwodnicę i przedmieścia, druga do centrum. Niemała wyprawa dla moich nieprawionych nóg i pleców. Uniosłam spojrzenie na zrujnowane wieżowce. Ciekawe czy zdziwiło ich, że odezwałam się jako pierwsza?
- Wygląda na to, że lepiej spróbować od przedmieść. Downtown nie wygląda zachęcająco. |