Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2015, 09:38   #30
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Los się plótł jakoś tak przedziwnie, że za każdym razem, gdy Thyri znalazł się w potrzebie i sięgnąć musiał do pradawnych słów, z pokolenia na pokolenie przekazywanych i sekretnych, a jemu powtórzonych przez sędziwego dziadka... za każdym razem, nim z jego ust spływały zaklęcia w języku, którym dzieci Durina mówiły tylko między sobą – najpierw Thyri musiał biegać. A czynności tej serdecznie nie znosił – męczyła go zawsze setnie, a do tego pośpiech i zajęcze susy były wbrew godności krasnoludzkiego rzemieślnika.

Thyri biegł, z oczami utkwionymi we wrota, którymi troll zamknął wejście do swej jaskini. Poniekąd, było lepiej niż ostatnim razem. Wtedy nie było nawet twardego gruntu, a tylko stłoczone w kanale przed zawartą bramą łodzie, pełne dużych, małych i całkiem malutkich Esgarotczyków, podłoże ruchome i nader niepewne. I wtedy wszystko wokół płonęło, a przestworzach szalał złotooki smok... w porównaniu ze Smaugiem Wspaniałym sierżant Cyrnan, który zastawił teraz Thyriemu drogę z mieczem, był przeciwnikiem małym, niezbyt groźnym i brzydkim.

Mistrz budowniczy uskoczył w bok, schylił się niemal do ziemi, nurkując prawie do ziemi pod wznoszonym do ciosu mieczem. Nieścigany, pognał dalej. Wspomnienie smoka, pięknego w swojej grozie i strasznego w swoim pięknie, Smauga Wielkiego, powróciło jakby pożar Miasta na Jeziorze zdarzył się wczoraj. Złote oko gada zdawało się patrzeć z tamtych minionych lat i widzieć wszystko.

Thyri biegł, by zamknąć wrota, tak jak wtedy biegł, by otworzyć zatrzaśniętą bramę. Jedno i drugie mogło ocalić wiele istnień. Ale wtedy w Esgaroth Thyri myślał tylko o rodzinie przyjaciela i o tym, by samemu nie zginąć, nie pójść pod wodę, bo nie znajdzie miejsca między łodziami, by się wynurzyć. A teraz myślał – troll schował się szybko i chętnie. O, pewnie ma tam coś więcej niż beczułki z kradzionym winem i stare portki. Zamknę drzwi i nie rzucę nawet okiem, co za marnotrawstwo i szkoda niepowetowana.

Drzwi za którymi skrył się troll, wyglądały na dno rzecznej barki. Jednak do skały przytwierdziły je ręce krasnoludzkich rzemieślników, tego Thyri był pewien. Cóż tu było... może spichlerz, może magazyn lub schronienie dla flisów spławiających towary lub drewno rzeką... kto to dziś wiedzieć może? Zza wrót nie dobiegał ani jeden dźwięk. Musi być, uznał zdyszany mistrz Thyri, że poczwara zdążyła poutykać po szczelinach co cenniejsze dobra i przyczaiła się w oczekiwaniu na atak.

Śmierć cię znajdzie na tych skarbach, pomyślał Thyri. Ona jedna przejdzie przez drzwi zapięczętowane tajemnymi zaklęciami rodu Durina.

Wziął pierwszy równy oddech i wyszeptał słowa. Niby nic się nie zmieniło. Wrota stały jak stały wcześniej, zza nich dobiegała ta sama głucha cisza, a jednak Thyri wiedział, że troll ani nikt inny tą drogą jaskini już nie opuści. Choćby tłukł w drewno sto lat, wrota nie puszczą.

W zagrodzie toczyła się walka, a zza skały biegło już dwóch zagubionych bandytów, zdyszanych po pogoni w lesie za uciekinierami, którzy postanowili uciekać w inną stronę. Nagle w zagrodzie padł jak podcięty sierżant zbójców. Na ten widok młodszy z nadbiegających odwrócił się na pięcie i pomknął w las jak zając, a starszy, którego Cyrnan odznaczył wielką śliwą pod okiem za połaszczenie się na złoto w mało odpowiednim momencie, zacisnął zęby i mocniej chwycił broń.

Thyri się uśmiechnął i wyszedł mu naprzeciw. Pilniczek świsnął w powietrzu. Puklerza nie przebił, ale co obił, to jego. Zbój zdążył się jeszcze zamachnąć na krasnoluda i chybić, gdy nagle wokół zaroiło się od towarzyszy Thyriego, a z zagrody nadleciała wypuszczona przez Hilly strzała. Bandyta padł.


- Jeden uciekł – zaznaczył od razu Thyri. - Sprowadzi innych. Ludzi. I trolle.

Choć czasu było mało, przywitał się wreszcie godnie z ziomkami, starannie omijajając wzrokiem poszarpaną brodę Vidara. Wszyscy trzej krasnoludowie byli w kiepskim stanie, Anar leżał, opatrywany przez Gondril, Vidar ledwie trzymał się na nogach, a Ginar wyglądał, że też z chęcią by się położył. Wszyscy uparcie jednak twierdzili, że trolla zabić trzeba, i że muszą odzyskać swoją broń i zbroje. Ot, taka natura już tego plemienia, że nawet z łoża śmierci się jeszcze zwlecze, by znienawidzonym trollom i innym pomiotom Cienia łomot spuścić i co swoje odebrać. Jednak ani się oni do walki twarzą w twarz z trollem nie nadawali, ani raniony Malborn.

- Za mało nas na otwartą walkę – ocenił trzeźwo mistrz budowniczy. - I za mało czasu mamy, by pułapki zgotować. Troll zamknięty jest i nie wyjdzie tą drogą, oby nie miał tam innej, dość dużej, przez którą się przeciśnie. Może jednak znajdzie się drugie wejście. Małe wejście, dla bardzo małej osoby. Hobbita włamywacza z kraju hobbitów włamywaczy – spojrzał na Hilly, w szarych oczach zamigotały wesołe i świetliste jak złoto skry. - Pójdę poszukać. Dozbrójcie się na razie na nich – wskazał braciom pokonanych bandytów, a potem przez jego pulchną twarz przebiegł szybko płaczliwy wyraz. - I gdybyście mogli odnaleźć moją sakiewkę. Lubię ją. Szczęście mi przynosi.


 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 28-10-2015 o 19:05.
Asenat jest offline