Alex odczuła nagłą, wewnętrzną potrzebę zrobienia sobie mocnej, czarnej kawy ze spirytusem zamiast wody – nawet, jeśli miałaby ona skończyć w zlewie. Spojrzała z niemym wyrzutem w niebo. Nie odpowiedziało.
- Jasne - powiedziała do trzymanej przy uchu słuchawki głosem tak pełnym jadu, że mógłby równie dobrze zacząć skapywać na ziemię. - Brzmi jak świetny sposób spędzenia wolnego czasu... Pozwolisz, że pójdę teraz artystycznie poopierać się o jakąś latarnię, zapowiada się równie wesoło. Roger out.
Wściekle dziabnęła ikonę czerwonej słuchawki na ekranie. Mogła nie wychodzić z mieszkania i spędzić ten wieczór we własnym towarzystwie, z książką w ręce i słuchawkami na uszach. Zamiast tego szwendała się w środku nocy po ulicy, a w tle słyszała tylko trzeszczącą, psującą się lampę gdzieś po lewej. Gwałtownym ruchem odgarnęła z czoła zagubiony czarny loczek. Cała ta sceneria napawała ją równie wielką chęcią do dalszego spaceru co stojąca przed nią dwójka chłopaków.
Westchnęła ciężko i raz jeszcze skierowała umęczony wzrok w górę. Pewnie nikt oprócz niej nie doceni artyzmu jej dramatycznych gestów, ale cóż mogła na to poradzić?
- Naprawdę nie mam dziś humoru na zadawanie się z towarzystwem waszego pokroju - zwróciła się w końcu do swoich, erm, amantów, przelewając w swój ton całą niechęć, jaką odczuwała obecnie do świata. - Więc może zgłoście się w innym terminie. Bye!
Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w stronę, z której przyszła. Chyba ulica, którą miała znaleźć, była gdzieś w tamtej okolicy... |