Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2015, 17:15   #15
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Blondynka leżała na białej sofie i zaczytywała się w swoją nową rolę. Nie mogła się doczekać, kiedy ponownie stanie na teatralnych deskach, kiedy znowu olśni swym blaskiem publikę, aż tłumy będą skandować jej imię.
- Czemu, mój drogi? Czy nie jestem dla Ciebie wystarczająco doskonała? - zajęczała sztucznie, a potem się zaśmiała i rzuciła plikiem kartek, wyrzucając je w powietrze.
- Matko, co za żenada. - skomentowała przerzucając oczami i podniosła się do pozycji siedzącej. Wyciągnęła ręce wysoko w górę, by przeciągnąć każdy szczegół swojego drobnego ciała.
- Czemu, mój drogi? - zapiała ponownie - Głupiś czy ślepy?

Wstała z kanapy i poczęła przechadzać się po pomieszczeniu. Na zewnątrz widniała piękna noc, a Lisa miała ochotę się w nią zanurzyć. Gdyby nie to, że obiecała Kasadianowi, że nie będzie sama wychodziła, już dawno urwałaby się i zatonęła w tłumie wielbicieli. Oparła się barkiem o szybę i przykleiła się do okna skronią. Objęła się rękami w pasie, przymknęła oczy i włączyła muzykę, przypominając sobie pierwsze spotkanie z Kasadianem... We wspomnieniach wyglądało to przyjemniej, niż w rzeczywistości.
Chciała by już do niej wrócił.

Niezwykły duet nasz
usłyszy noc,
bo mam nad tobą już
nadludzką moc,
a choć odwracasz się
spoglądasz w tył.
To ja
to upiór tej opery
mam we władzy sny

Kto widział Twoją twarz
ten poznał strach,
dla świata maskę masz.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0IHBcPpGlkM[/MEDIA]


Lisa & Kasadian
Przemiana i Nauka

Spotkanie w Operze

Lisa uwielbiała wszelakie gale i bale. Kiedy dostała zaproszenie, jej słodkie ego urosło natychmiastowo, a ona nie miała żadnych wątpliwości, wiedziała, że zaszczyci wszystkich swym lśniącym blaskiem.
Przekraczając próg opery starała się by wszyscy obecni od razu zwrócili na nią uwagę, z marszu wręcz witając się głośno z pobliskimi znajomymi oraz uśmiechając się szeroko. Hipnotyzujące kołysanie bioder sprawiło, że wzrok każdego odprowadził blondynkę po schodach, dzięki którym mogła się uda na swoje VIPowskie miejsce, z którego była niesamowicie dumna. Nie dziwiło jej to, że każdy ją wielbił, w końcu i ona, wielbiła samą siebie.
Miejsce w loży dla Vipów które znajdowało się na bilecie Lisy mieściło tylko dwa miejsca, na wielkich wygodnych fotelach w pogrążone w półmroku pomieszczeniu nie była jednak sama, a na miejscu sąsiadującym z jej siedział jakiś mężczyzna w masce operowej LINK pod maską nosił czarna kominiarka z termoaktywnego materiału więc nie mogła dostrzec jego twarzy , zza maski przebijały się za to przenikliwe oczy o nienaturalnie żółtej barwie, a Lisie wydawało się, że lekko świecą, aczkolwiek może to tylko gra świateł….
Gdy kobieta dotarła na swoje miejsce skinęła głową mężczyźnie siedzącym na drugim fotelu.
- Witam. Dziękuję za zaproszenie. – podziękowała uroczo, swoim kobiecym, lekko ściszonym głosem. Poprawiła blond pukle i zgrabnie zajęła miejsce tuż obok. Tylko kątem oka zerknęła na towarzysza, a kącik jej ust leciutko uniósł się w subtelnym uśmiechu. Miała wrażenie, że owy Pan jest fanatykiem spektakli, a być może jej największym fanem. Jego żółte soczewki wydawały jej się być wołaniem o chwilę uwagi, uwolnieniem swojej ekspresji i obsesji na punkcie sztuki. Lisa smukłymi dłońmi wygładziła swoją czarną, mocno przylegającą sukienkę, która długością sięgała do kolan i założyła nogę na nogę. Bransoletki zdobiące jej nadgarstek zadzwoniły na chwilę ocierając się metalem o siebie nawzajem, co miało zwrócić uwagę towarzysza. Westchnęła usatysfakcjonowana i zwróciła swoją buzię w kierunku mężczyzny, zerkając na niego zalotnie.
Zamaskowany mężczyzna zwrócił się w stronę Lisy i przez sekundę czy dwie pozwolił sobie świdrować ją wzrokiem i już gdy kobieta zaczynała czuć się nieswojo w końcu przemówił.
- Witam cię piękna - powiedział krótko lecz w jego głosie nie było ani czułości ani fascynacji czy spięcia jakie postać Lisy zazwyczaj wyzwalała w mężczyznach.
- Kasadian Vouge - przedstawił się krótko i kontynuował - zorganizowałem to wydarzenie z nadzieją, że zdołam cię wreszcie spotkać osobiście - mówił wpatrując się swoimi dziwnymi oczami w twarz towarzyszki. Wbrew temu do czego Lisa była przyzwyczajona nie miał on problemów z utrzymaniem kontaktu wzrokowego. Wręcz przeciwnie Aktorka miała wrażenie, że ich spojrzenie nie łączy pusta przestrzeń, a dwa stalowe filary które zdawały się trzymać oczy kobiety w uścisku tak, że nie była w stanie odwrócić wzroku. Uczucie to jednak natychmiast minęło po tym jak Kasian pozwolił sobie spojrzeć na scenę.
- Zaczyna się - powiedział, a jakby na komendę w sali zapanował mrok rozświetlany blaskiem sceny. “ Ostatnie dni Hrabiny Ashford” właśnie się rozpoczęły.
Lisa jedynie uśmiechnęła się subtelnie i zamrugała powiekami. Jegomość znał jej godność, więc nie widziała potrzeby przedstawiania się. Duma rozpierała ją na tyle, że prostując się na krześle, wypięła pierś do przodu, która to uniosła się w teatralnym geście ponownego westchnienia.
- Miło mi więc, że to nastąpiło. - odparła powściągliwie, jakby chciała wykazać nadmiar kultury, gracji i klasy, którą to miała w nadmiarze. Przynajmniej sama tak uważała. Spojrzenie Kasadiana było dla niej hipnotyzujące i interesujące. Była ciekawa twarzy pod maską, jak wygląda taki maniak sztuki? Dopiero kiedy ten odwrócił wzrok, blondynka poczuła, że może zrobić to samo. Uczucie, jakie jej towarzyszyło przy kontakcie wzrokowym z mężczyzną, było dziwne i nietypowe, ale w pewien sposób ekscytujące.
Kiedy spektakl się rozpoczął, Lisa z udawanym zainteresowaniem poczęła go oglądać. Uważała, że to totalna szmira z jednego, prostego powodu; na scenie zabrakło jej majestatycznej osoby. Mimo wszystko, cieszyła się, że nie dostała oferty grania w tym przedstawieniu, bo i tak by odmówiła. Była lepsza niż “to”! Przechyliła głowę lekko w bok, pozwalając swoim włosom opaść miękko na ramię. Nie odezwała się tylko dlatego, by nie przeszkadzać osobie siedzącej obok siebie, choć prawda była taka, że miała ochotę, by to na nią patrzono i nią się interesowano, a nie jakimś beznadziejnym przedstawieniem, w którym nawet nie grała.
Sztuka rozbrzmiała w dole sceny odziana w strój z minionej epoki śpiewaczka wystąpiła na scenę i głębokim tonem swego głosu zdawała się wprawiać w drżenie całą salę. Scena przedstawiała dni Hrabiny, luksusy i adoratorzy, nic nie było w stanie zadowolić swawolnej Panny. Jednakże w głębi sceny pojawił się ktoś jeszcze, z mroku wyłoniła się postać upiora, odziany w czerń mężczyzna zaśpiewał mocnym głosem i wezwał Hrabinę do siebie.
- Powiedz mi Liso - odezwał się w końcu Kasadian korzystając z krótkiej przerwy w śpiewie mężczyzny wciąż wpatrując się w przedstawienie - Do czego inspirujesz ? Kim pragniesz zostać ? -
Lisa zaśmiała się krótko pod nosem. Ta Hrabina to miała tupet, jak można być tak zadufanym w sobie? Główna bohaterka ewidentnie miała problemy ze swoim wybujałym ego i myślała, że nikt w życiu nie jest w stanie jej zadowolić, ponieważ żadna osoba nie spełnia jej wygórowanych wymagań, próg postawiony został wysoko. Blondynka nie widziała podobieństwa do swej osoby, była zbyt pewna siebie, by myśleć, że mogłaby być taką osobą. Uważała raczej, że po prostu jest, naprawdę jest, wspaniała. Piękna, inteligentna i utalentowana, cały świat powinien klękać do jej stóp. Dostawała szału gdy ktoś zabierał jej publikę, gdy nie mogła być w centrum uwagi. Można by powiedzieć, że Lalka toczyła wewnętrzną walkę sama ze sobą, ponieważ chciała być lepsza, tylko źle to z siebie wydobywała.
Kiedy Kasadian się odezwał, kobieta niemalże natychmiastowo spojrzała na niego, lustrując go błękitem swych tęczówek. Nie bardzo miała czemu się przyglądać, ponieważ wszystko było zasłonięte, jednak wystarczyło jej to, jakie wpływy i bogactwo ma ten człowiek oraz sam fakt, że się nią interesuje, że obchodzi go również sztuka.
- Ach, świetne pytanie - zaczęła melodyjnie uśmiechając się przy tym niezwykle urokliwie. Trzeba było przyznać, że uśmiech miała olśniewający i nadzwyczaj słodki, zupełnie jak całą buzię, a ponętne usta przyciągały spojrzenia.
- Chciałabym dążyć do perfekcji, stać się kimś… Podziwianym. Najlepszym. Chciałabym częściej widywać takie spojrzenie, jak Pana - czarowała go słowami jakby chciała wpleść je w swoje sidła, w które to pragnęła pochwycić mężczyznę.
- Skierowane w moją stronę. Bez względu na to, której części mnie by się przyglądano. - kontynuowała z wyraźnym zadowoleniem w głosie, którego kobiecy tembr brzmiał na tyle melodyjnie, że potrafił wciągnąć i wprowadzić w chwilowe zapomnienie.
- A Pan, Kasadianie… Powie mi, czemu pragnął mnie poznać? - pytanie dla niej retoryczne, jednak naprawdę chciała słuchać tych pochlebstw. Była na nie przygotowana. Lalka przegryzła lekko dolną wargę, która z jasno różowej, zrobiła się bardziej soczysta i barwna.
- Mam nadzieję, że to moja sztuka Pana zafascynowała. - dodała po chwili, by zrzucić z siebie podejrzenia o bycie próżną kobietą. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w świecie aktorów zdobyła już dużą sławę, że ludzie ją podziwiali za śpiew, urodę i talent do gry emocjami. Była przeurocza tylko dlatego, że na taką się kreowała. Jej stoicki spokój i perfekcyjność nadawało przyjemnej atmosfery. Jednakże jak każdy kryształ również Lisa pokryta była rysami niedoskonałości.
- Najlepszym… - powtórzył słowa Lisy - Perfekcji … Wierzysz w takie słowa ? Uważasz, że mając to co masz teraz, możesz osiągnąć te rzeczy. Uważasz, że starczy ci czasu puki pozostaniesz młoda i piękna ? Tutaj, na tym końcu świata, otoczona przez tą czarną hołotę. - mówił Kasadian cicho i spokojnie by nie zagłuszyć śpiewu Hrabiny targującej się z upiorem. Jego głos był jednak silny i wprawny niczym znanego Menagera który próbuje rekrutować młody talent by wynieść go do prawdziwej wielkości.
- Jestem częstym gościem tu w operze i okolicznych teatrach, i miałem przyjemność widzieć wiele twoich sztuk. Wyglądasz tu niczym nieoszlifowany diament ciśnięty w stertę gnojówki. Była byś gotowa opuścić ten świat by stanąć między innymi podobnymi sobie ? By wyostrzyć swe krawędzie ocierając się o inne szlachetne kamienie i stać się prawdziwym brylantem ? Chociażby i splamionym kroplą szkarłatu. - Kasadian zakończył swą małą przemowę i znowu skierował swoje spojrzenie na Kobietę. Z ich świetlistych kręgów Lisa wyczytała ,że właśnie nadszedł czas na decyzje identyczną jaką Hrabina musiała podjąć na scenie gdy Upiór żądał jej duszy. W tej rozmowie nie pojawią się umowy, kwoty czy benefisy, mężczyzna w masce czekał na jedno słowo, Tak bądź Nie.
- Co chcesz w zamian za to, że będę najlepsza? I przede wszystkim, czy jesteś pewien, że potrafiłbyś mi to zagwarantować? - spytała mając go za zwykłego, albo niezwykłego, łowcę talentów, który dostając coś w zamian chętnie by ją wypromował.
- Staniesz się moja i tylko moja - odpowiedział zamaskowany nieznajomy i ponownie pozwolił by ich spojrzeniom się połączyć. Odpowiedział tylko na pierwsze z jej pytań ale z jego postawy wyczytała odpowiedź na drugie i jej wątpliwości w tym temacie natychmiast się rozwiały.
- Jeśli chce mnie Pan uwieść, musi się Pan bardziej postarać - wycedziła udając oburzenie i odwróciła głowę w stronę sceny. Poczekała aż Hrabina przestanie tak głośno wyć, po czym dodała.
- Nie jestem kurtyzaną, Panie Vouge - dodała wzdychając ciężko. Udawanie przygnębienia szło jej zaskakująco dobrze, oby tylko Kasadian posiadał jakiekolwiek uczucia i pospieszył z przeprosinami, nim słodziutka blondynka wstanie i ucieknie z łezkami ukrytymi w swych szafirowych oczach.
- Ha ha ha ha - głęboki tubalny śmiech wydobył się z gardła Kasiana którego rozbawiło powstałe nieporozumienie.
- Zapewniam cię moja droga, że fakt z kim i po co się kładziesz leży daleko poza moim polem zainteresowania. - powiedział po chwili znowu spokojnym głosem.
- Interesuje mnie ścieżka twej kariery Moja Droga. - powiedział patrząc w oczy Lisy.
- Więc w jakim sensie mam byc "Twoja"? - spytala nieglosno jakby przygnebiona. Kto wiedzial, ktora jej emocja byla szczera? Chociaz kto sie nad tym zastanawial...
-Chce Pan mieć korzyści z tego, że zawsze pojawi się obok mnie i nikt inny prócz Pana nie skorzysta już z mego uroku? Czy ma Pan inne motywacje? - za dużo pytań, czuła to. Na początku chciała wstać i teatralnie stad wyjść, by mężczyzna musiał się za nią uganiać, jednakże jakaś dziwna siła sprawiła, ze wciąż tu siedziała i rozmawiali, czując się przy tym coraz bardziej zmieszana.
- Jestem pod wrażeniem Liso - powiedział Kasadian pierwszy raz zwracając się do kobiety po imieniu.
- Grasz słowami niczym jeden ze spokrewnionych, a przecież nie miałaś nawet szansy spotkać jednego z nich. - mówił dalej ciągle wiążąc kobietę siłą swego spojrzenia.
- Jednakże ta gra zaczyna mnie nużyć. Odpowiesz teraz na moje pytanie - powiedział tym dziwnym hipnotycznym głosem - Ile jesteś w stanie poświęcić, by wyrwać się z tej nory i poznać świat o którego istnieniu nawet nie śniłaś. -
Nie rozumiała co Kasadian miał na myśli mówiąc o spokrewnieniu. Chodziło mu o jego rodzinę? Czyżby pasja do sztuki była u nich przekazywana z pokolenia na pokolenie? Przyparta do muru Lisa nie miała już żadnych szans by grac swój dramat dłużej, niż Pan Vouge sobie tego zażyczył.
- Wszystko. Umarłabym i powstała na nowo, jeśli to miałoby sprawić, ze będę ponad każdym. - odpowiedziała mechanicznie, zgodnie z prawda, lecz mimo to jej ton głosu wciąż był taki słodki i melodyjny, ze chciałoby się słuchać go więcej.
- Kiedyś poluźniłam deski na scenie tylko po to, by przejąć główna rolę. Złamana noga, co prawda nie moja, ale czego się nie robi dla sławy - dalsze słowa nie były już mówione pod przymusem, a mimo to czuła potrzebę podkreślenia, że idzie po trupach, aż do celu i zdolna jest do wielu poświeceń. Choć zazwyczaj ograniczały się one do poświecenia czyjegoś ciała, a nie jej własnego.
- “Umarłą bym i powstała na nowo” - powtórzył jej słowa Kasadian, a pod skrywającą jego twarz tkaniną pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
- W takim razie niech tak będzie …. - powiedział i zawiesił się na chwilę.
- Dokończymy tą rozmowę po spektaklu Moja Droga, a póki trwa nacieszmy się jego przebiegiem - Lisa znów była wolna Pasjonat sztuki uwolnił jej spojrzenie, a przy tym i ciało, a sam znów zwrócił swoje spojrzenie na scenę. Widać było, że z jego perspektywy rozmowa właśnie się zakończyła, a spektakl właśnie stał się jego głównym zainteresowaniem. x

Hrabina miotała się po scenie jak poparzona żelazkiem. Raz po raz przenosiła się biegiem od jednego końca sali, do drugiego, płacząc i jęcząc nad swoim losem. Może i według Kasadiana między nią a Lisą było podobieństwo, jednak słodka blondynka póki co nie potrafiła go dostrzec. Hrabina była dla niej zbyt miękka, zbyt płaczliwa i zbyt mało zachłanna. Nie szanowała siebie, ponieważ nie chciała sprzedać swojej duszy dla słusznej sprawy. Przecież gdyby to zrobiła od razu, jej życie byłoby znacznie prostsze, a tak to skakała, pałętała się i lamentowała przez dwie godziny. Lalka była już tym wszystkim znudzona, z trudem powstrzymywała się od ziewnięcia. Jednakże w trakcie tej szopki zdążyła już poprawić włosy i makijaż, by być piękniejszą i zdobyć od Pana Vouge’a to, czego potrzebowała.
Na scenie ciągły dramat nareszcie dobiegał końca, kiedy to odziana w czarny płaszcz postać, ujęła Hrabinę w swe ręce i złożyła na jej ciele nieśmiertelny pocałunek. Zabawna fantazja autora spektaklu, czyż nie?
Kasadian nie skorzystał jednak z sytuacji. gest był by co prawda cudownie dramatyczny ale wbrew temu co inne klany mogły myśleć o potomkach Malkava, nie potracili oni do reszty rozsądku. Nowo powstały członek rodziny zasiał by panikę, której nic nie było by w stanie opanować.
Kurtyna zapadła, a Kasadian wraz ze swą wybraną, pozwolili sobie na parę oklasków. Oboje wiedzieli, że przedstawienie nie było najistotniejsze, choć jedno z nich nie wiedziało nawet jak bardzo.
- Czy zechciała byś zaszczycić mą osobę przyjmując zaproszenie na kolacje, Moja Droga ?
Lisa zerknęła na niego i uśmiechnęła się ładnie z grzeczności. Choć gest ten był sztuczny, wyglądał wciąż kusząco urokliwie, nie zdradzając, by w głowie tej blondynki zasiany był jakikolwiek rozum. Cóż, słodkie i głupiutkie dobrze się sprzedaje, do zbyt bystrych media mają wiele “ale” i kariera nie kręci się dostatecznie perfekcyjnie.
- Kolację? - powtórzyła pytaniem prostując się i zdjęła uprzednio założoną nogę ze swego kolana, ukazując wyraźnie ich zgrabność.
- Jakieś konkretne propozycje? Muszę przyznać, że spektakl odebrał mi apetyt. Teraz będę przeżywać te emocje. - skłamała subtelnie, a jej urokliwy uśmiech rozpuściłby nawet najtwardszą czekoladę.
- Piwnice mojego dworu zawierają zapas win, które uradzą i na tą przypadłość - powiedział Kasadian i podał kobiecie rękę by pomóc jej wstać z fotela. Następnie ofiarowawszy jej swoje ramię zaczęli wspólnie schodzić do szatni.
Nie opierała się, a co lepsze przy tym, Kasadian nie musiał używać już żadnej ze swych mocy. Lisa znacznie chętniej zgodziła się na jego propozycję, tym bardziej jeśli miałoby to poprawić jej karierę i popularność, a na tym właśnie jej zależało, czyż nie? Dlatego też grzecznie zeszła razem z mężczyzną, by udać się tam, gdzie ją zabierze. Oby tylko było to bogate i piękne miejsce oraz żeby paparazzi ją śledziły i zrobiły zdjęcia tuż przy willi.
Po odzyskaniu wierzchniej odzieży Kasadian poprowadził Lisę do innego wyjścia niż to którym wchodziła z resztą gości do opery. Na wewnętrznym ogrodzonym parkingu pojawiło się kilkunastu gości i po odbyciu kilku krótkich rozmów i przywitań rozeszli się do samochodów. Pojazdy które stały na parkingu nie miały żadnych oznaczeń sugerujących, że były by to taksówki ale odziani w garnitury cisi kierowcy i piękne wykonane z wysoko gatunkowych skór i drewna wnętrza mówiły same za siebie to samochody firmy PRIV. Wysokiej klasy luksusowych taksówek dla bogaczy i jeżeli się nie myliła, była tu cała flota ich samochodów.

Podróż nie trwała długo i Lisa szybko się zorientowała, że jadą w stronę lotniska. Jednakże chwilę przed samym wjazdem do terminali odbili oni w pokrytą kocimi łbami uliczkę oświetloną delikatnymi lampami na poboczu.

Willa była gigantyczna, sam podjazd z łatwością pomieściłby cały dom Lisy łącznie z działką na której stał, a sala jadalna zdobiona obrazami tysiąca autorów i stylów nadawała jej wyjątkowy trudny do opisania klimat zwłaszcza , że prócz Kasadiana Lisa nie widziała żadnej innej żywej osoby. Gospodarz odsunął jedno z krzeseł na szczycie stołu i gestem zaprosił Lisę by usiadła, a następnie zniknął na kilka minut w czeluściach swej posiadłości.

Kasadian wrócił ze słodkim, czerwonym winem, mając nadzieję, że ten aromatyczny bukiet zasmakuje Lisie. Do pięknie zdobionych kieliszków nalał czerwony trunek, który majestatycznie zawirował w naczyniu, wypełniając go kuszącym jego oczy szkarłatem. Postanowił, że wpierw porozmawia z aktorką, spróbuje ją poznać i uspokoić wewnętrznie. W końcu mężczyzna z maską mógł wydawać jej się niepokojący, choć kobieta tego nie zdradzała. Świetna gra, która skrywała prawdziwe emocje. Dopiero po pewnym czasie postanowił wrócić do konkretów i spytał ją ponownie
- Wracając do naszej rozmowy w operze.... Jesteś pewna swojej odpowiedzi ? - spokojny ton głosu Vouge’a był naprawdę przyjemny i nie wzbudzał żadnych obaw.
- Oczywiście, przecież zwykła umowa mnie nie zabije, nie podpisuję cyrografu. - zażartowała, nie wiedząc jak bardzo nietrafnie ujęła słowa.
- Naturalnie, mówiąc w przenośni. Wydajesz się być nader ekscentryczny, by formalnie i zwyczajowo dawać umowy. Więc? Jak taka zależność i układ zostaną zawarte? - uśmiechnęła się subtelnie bawiąc się kieliszkiem. Przez to wino nie mogła się powstrzymać od dalszego mówienia - Mamy udawać, że coś nas wiąże i wtedy i Ty będziesz zadowolony mając z tego korzyści i ja, będąc bardziej sławną osobą? -
- Nie moja droga, teraz już nic nie musisz - powiedział i zdjął swoją maskę ukazując twarz dobrze utrzymanego pięćdziesięcio latka. Oprószone siwizną długie do łopatki włosy spięte były w kucyk . Była to twarz mężczyzny który do tego co posiada doszedł ciężką pracą, a każda zmarszczka i niedoskonałość zdawały się nie tylko nie szpecić jej, a wręcz dodawać jej powagi i uroku, dręczącą Lisę kwestią pozostały tylko oczy które teraz wyraźnie lśniły żółtym światłem niczym oczy wilka. Krzesło zaskrzypiało cicho gdy Vouge wstał od stołu. Swobodnym krokiem podszedł do Lisy i oparł jedną dłoń na oparciu jej krzesła, a drugą na krawędzi stołu. Wielki wykonany z ciężkiego drewna stół odsunął się z drogi Kasadiana niczym wykonany ze styropianu tak , że ten stał teraz bezpośrednio przed swą ofiarą.
- Oto i moja oferta - powiedział i szybkim niczym kobra ruchem wgryzł się w szyję Lalki nie dając jej nawet szansy na odpowiedź.

Langdon była zbyt zaskoczona, by zdążyć zareagować. Nie mówiąc już o tym, że sam mężczyzna wykazywał nienaturalną szybkość i siłę. Gdy wpił się w jej szyję, każdy mięsień jej ciała napiął się gwałtownie, a sama kobieta wyprostowała swoje ciało unosząc je lekko ponad krzesło. Przymknęła oczy, gdyż pomału zaczynała słabnąć, początkowy ból przemieniał się w coś na granicy przyjemności i szaleństwa, nie mogła skupić swoich myśli, nie potrafiła nawet dostrzec tego, co tak naprawdę się działo. Jej ciało stawało się lekkie i bezwładne, jednak dzięki silnym ramionom Kasadiana, nie runęła na podłogę. Tętno kobiety wzrosło, a jej oddech zdecydowanie przyspieszył. Nie wiedziała, co z nią robi, ale chciała by robił to długo i nie przestawał, a nawet, jeśli skończy, by powtarzał to dzień po dniu. Miękkie wargi Lisy rozwarły się lekko, a z jej gardła wydobywało się ciche, acz dostatecznie wyraźne pojękiwanie. Wpiła paznokcie w jego ramię, a jej mięśnie po raz kolejny mocno się napięły. Czuła pulsacje, na tyle silne, że jej ręka co raz to mocniej trzymała ramię mężczyzny, a ciało kobiety zostało zalane falą gwałtownego gorąca, które oblało ją całą.
Utrata krwi sprawiła, że dezorientacja mieszała się z bezsilnością, a obrazy zdawały się być za mgłą. Mimo, iż chciała przetrzeć oczy by wyostrzyć wzrok, nie potrafiła unieść ręki. Była na tyle słaba, że nie mogła zrobić nic.
Cichy jęk wydobył się z jej ust, a po nim nastąpiło płytkie westchnienie. Widok przed jej oczami zmieniał się i choć Lisa nie czuła, by samodzielnie się przemieszczała, bez wątpienia była przenoszona w zupełnie inne miejsce. Nie mogła nic zrobić, a nawet gdyby mogła, to chyba nie wiedziałaby nawet, co.
Kiedy świat przestał wirować, poczuła pod swoim ciałem miękki materac, a jej głowa spoczęła na poduszce. Odwróciła głowę w bok mrużąc oczy, jakby to miało jej pomóc cokolwiek dostrzec z lepszą ostrością, jednak dopiero gdy twarz wampira poczęła się do niej zbliżać, potrafiła ujrzeć kolor jego tęczówek. To była ostatnia rzecz, jaką zapamiętała. Potem nastąpił ból, tak niewyobrażalnie tępy i silny, że przysięgłaby, że zaraz umrze, z samego jego czucia. Krzyczałaby, gdyby tylko mogła, jednak brak sił pozwolił jedynie, by z jej oczu popłynęły łzy.
Metaliczny posmak płynu w ustach o dziwo smakował dobrze. Nadzwyczaj dobrze. Język Lisy z wielką chęcią zgarnął każdą pojedynczą kroplę krwi, która spłynęła na wargi. Czuła, że mogłaby pić to zawsze, chciała więcej nawet i teraz, tylko, że była taka słaba. Zasnęła.
Kiedy ponownie otworzyła oczy czuła potężny głód. Powodował u niej niezwykle nieprzyjemne uczucie, jednak nie było ono porównywalne z ludzkim głodem. Początkowo błądziła wzrokiem po otaczających ją rzeczach, starając się sobie przypomnieć, gdzie jest i czemu tutaj trafiła. Mimo wszystko głód był tak niewyobrażalnie ogromny, że nawet nie potrafiła skupić myśli. Wstała z łóżka gwałtownie, szybko ogarniając całe pomieszczenie. Czuła, że narasta w niej swego rodzaju wściekłość, którą mogłaby opanować jedynie poprzez wyeliminowanie przyczyny, a to zdawało się nie być takie trudne. Wiedziona instynktem wyszła z pokoju, w którym była. Nie zastanawiała się długo, po prostu szła tam, gdzie czuła, że iść powinna. Mijała kolejne osoby z niebywałą obojętnością, gdyż inni od dawna mało ją obchodzili. Póki co, nie potrafiła określić co czuje, prócz tego potwornego głodu, nie odczuwała żadnych emocji… Ach, jeszcze ta nieukierunkowana złość.
Kiedy przemierzała szybkim tempem scenę, mijając tym samym kolejne sekcje z przeróżnymi istotami, w piątej z nich natrafiła na Kasadiana, siedzącego przy kimś. Energicznym krokiem znalazła się tuż obok nich, spojrzała na mężczyznę z początkową obojętnością, choć gdzieś w głębi czuła coś więcej, tylko nie potrafiła się teraz na tym skupić. W ciągłym milczeniu zbliżyła się do wampira, nie odrywając od niego wzroku, jednak gdy była już wystarczająco blisko, zignorowała go. Rzuciła krótkim spojrzeniem na łóżko, na którym leżała małą, słodka dziewczynka. Urocza kruszynka, przypominała Lisie o miłym dzieciństwie, o dawnej niewinności, naiwności i poczuciu dobra tego świata. Lalka padła na kolana, tuż przy łózku małej istoty. Pogłaskała ją po włosach, a oszalały ból szybko o sobie przypomniał, choć ciężko powiedzieć, by choć na sekundę dał o sobie zapomnieć. Otóż nie dał. Kobieta instynktownie z agresją drapieżnika wbiła się w ofiarę śpiącą na łóżku i piła, piła, piła…. Tak długo i zachłannie, że nie mogła stwierdzić, kiedy poczuła, że jej wystarczy. O ile w ogóle potrafiła to określić. Nie zapomniała kim się żywi, jednak nie mogła przestać. Zdawało jej się, że wyssała z tego dziecka całe tętniące w nim życie. Z jej lazurowych ocząt płynęły łzy w trakcie gdy spijała gorącą krew dziewczynki. Chciała umrzeć, a jedyne co nastąpiło, to to, że zasnęła na tym samym łóżku, co jej ofiara.

Noc 2- Lisa: Nauka

Wampir kroczył korytarzami swojej willi wsłuchując się w odgłosy domu. Cichy skrzyp desek pod stopami, delikatne dzwonienie żyrandoli, atmosfera domu zmieniła się jednak. Służba ciągle co prawda pozostawała cicha i zamknięta w swych pokojach jak Kasadian nakazał im czynić co noc ale czuł w domu kogoś jeszcze, jego potomkini choć przebywała w jego domu zaledwie od paru godzin już zdawała się odcisnąć na nim swoje metafizyczne piętno. Sama zresztą powinna zaraz się obudzić, a Kasadian chciał być przy tym momencie.
W początkowej fazie Lisa chciała się obudzić, ale tak na poważnie. Obudzić się i stwierdzić, że to, co działo się wcześniej, było zwykłym koszmarem, że wcale nikogo nie zabiła, jak zwykły drapieżnik bez uczuć. Fakt, poziom jej empatii był minimalny, ale mimo wszystko, to co się stało zostawiło na niej jakiej piętno. Mimo wszystko, wolała w to nie wierzyć.
Gdy otworzyła swoje zmęczone oczy, w półmroku dostrzegła postać, tak dobrze znaną jej z wczoraj. Długo na niego patrzyła w zupełnym milczeniu, w pamięci miała jeszcze jego prawdziwą twarz, a nie tą zakrytą, jednakże tłumaczyła to sobie, jego artystycznym wnętrzem i chęcią uzewnętrzaniania się pod tym właśnie kątem.
- Miałam koszmary. - zaczęła podpierać się rękami by wstać i móc usiąść, jednak w ostateczności jedynie przekręciła się na bok, kładąc się twarzą w kierunku mężczyzny.
- Kiedy zasnęłam? - spytała cicho ocierając dłonią czoło i przymknęła oczy.
- Na scenie moja droga, nie pamiętasz ? - odparł cicho jej towarzysz i choć jego głos był ciepły i spokojny treść którą przekazywały usta, za cienką czarną tkaniną, kryły w sobie lód.
- Nie byłam na scenie… - zaprzeczyła kategorycznie marszcząc brwi, zupełnie jakby nie chciała dopuścić do swych myśli prostego faktu. Dopiero po krótkiej chwili zastanowienia przypomniała sobie, że to, o czym mówi Kasadian, mogło być tym, co wzięła za realistyczny sen. Musiała się unieść i usiąść, zaciskając dłonie na pościeli, patrzyła w podłogę.
- O czym Ty mówisz? - spytała chłodno.
Dłoń Wampira uniosła się delikatnie i wskazała na Lisę, głowa za to wykonała delikatne skinienie jakby Kasadian sam spojrzał na swoje odzienie.
Kobieta odczuła stres i lekkie zdenerwowanie. Zapewne gdyby wciąż żyła, jej serce by przyspieszyło, a oddech stał się niespokojny, gdyż za sekundę miała rozwiązać się cała ta tajemnica jej snu a rzeczywistości. Błądząc za dłonią wampira, zerknęła na swoją sukienkę, w sumie na każdy szczegół siebie, jaki mogła ujrzeć patrząc w dół.
Z ust kobiety wydobył się przeraźliwy krzyk towarzyszący jej gwałtownym ruchom. Lisa wstała niespodziewanie gwałtownie z łóżka.
- O mój Boże, o Boże, kurwa! – w jej głosie dało się odkryć nie tylko strach, wstręt i odrazę, ale i rozpacz. Miotała się wokół własnej osi wymachując rękami, krzycząc, przeklinając i wzywając Boga, w którego i tak nie wierzyła. Z obrzydzeniem ściągnęła sukienkę i rzuciła nią w Kasadiana, zostając w samej bieliźnie.
- Coś Ty ze mną zrobił?! – wykrzyczała patrząc na niego i zakryła usta dłonią, by uniknąć szlochania. Początkowo miała ochotę się rozryczeć.
- Spełniłem naszą umowę - odparł zakładając nogę na nogę - dałem ci wielkość której pragnęłaś całe życie. Przeniosłem cię do świata w którym nie jesteś już jedną z owiec na rzeź, a wilkiem, panem swego losu i losu innych. - mówił tym samym spokojnym tonem którym zaczął rozmowę - a w zamian odebrałem ci wszystko. Duszę, życie i słońce.
Lalkę strasznie złościł jego stoicki spokój. Im więcej mówił, tym bardziej czuła, że zaraz wybuchnie.
- Wielkość?! Jaką, kurwa, wielkość? – zdenerwowała się, a gestykulacja jej rąk stała się co raz bardziej niekontrolowana i nadmierna w swej ekspresji.
- Pozwoliłeś bym zabiła dziecko! Dziecko… Czemu ja w ogóle … - nie dokończyła, zamiast tego kopnęła w pobliski mebel, a potem tylko zacisnęła mocno dłonie w pięści.
- Jesteś chory. – wycedziła przez zaciśnięte z wściekłości zęby, patrząc na niego spode łba.
- Nie rozumiesz i nie wierzysz to zrozumiałe. - odpowiedział Kasadian widząc atak złości Lisy - ale wsłuchaj się w swój oddech, przyłóż dłoń do piersi i poczuj swoje serce - mówił - nie wiesz czemu pozwoliłem ci zrobić co zrobiłaś , ale zrozumiesz…. bo teraz jesteś wilkiem.
Jego słowa były dla niej bez sensu, a propozycje sprawdzania pulsu podobnej treści. Jedyne, co teraz odczuwała, to złość. Przeogromna złość i wściekłość, która tylko narastała i zdawało się, że nie ustąpi, póki Lisa nie da im upustu. Zamachnęła się ręką, by wymierzyć Kasadianowi solidny policzek, a każda próba obrony lub uniku, jedynie nasilała jej agresję.
Gdy z całej siły uderzyła go w twarz, ta automatycznie odwróciła się w bok, a osłona w postaci maski spadła na ziemię, odbijając się od niej ze stukotem.
- Auć – mruknęła mechanicznie, mimo, iż nie poczuła żadnego bólu. Zauważyła na dłoni ranę, która powstała od uderzenia w brzeg maski Kasadiana. Lisa ściągnęła brwi przyglądając się rozcięciu z uwagą, a krew z rany nie chciała płynąć. Pokręciła z niezrozumieniem głową, a jej usta rozwarły się niemo. Nie potrafiła nic powiedzieć, ani wytłumaczyć. Złość ustąpiła miejsca żalowi.
- Nie czujemy właściwie bólu - mówiła postać o świetlistych oczach besti - w naszych piersiach nie gra oddech ani serce - mówił dalej coraz silniej, podniósł się z krzesła i zaczął górować nad swą podopieczną - nie musimy jeść jak ludzie i nie znamy ani zmęczenia , ani miłości. Ale żyjemy wiecznie - przemawiał z coraz większym ożywieniem - Każdy z nas może mieć siłę dziesięciu mężów i szybkość geparda. Teraz ty jesteś jedną z nas moja mała Drakulina. Młody wampir……
Znowu mówił, z tym samym spokojem co na początku. Nie ruszyło go to, że Lisa go uderzyła, nie bronił się, ani nie zrobił jej z tego powodu krzywdy. Nie wspomniał o zdarzeniu, jakby wcale nie miało miejsca. Dzięki temu, blondynka zaczynała z powrotem panować nad wybuchami.
Kiedy wstał z miejsca, spojrzała w górą i dała jeden, niepełny krok w tył.
- Ale ja nie chcę nikogo zabijać. – spuściła głowę w dół i załkała łamiącym się głosem. Przyłożyła otwartą dłoń do swojej piersi, jakby chcąc potwierdzić prawdziwość słów mężczyzny.
- Boję się. – szepnęła słabo i ponownie spojrzała na wampira. Nie potrafiła poskładać myśli, zrozumieć i czerpać z tego radości. Nie wiedziała czy będzie chciała tak żyć.
- Jesteś wampirem moja mała - powtórzył obejmując ją ramieniem - wilkiem wśród owiec. A głód który czułaś tamtej nocy nie był do opanowania, jedna mała owca musiała upaść by wilcze szczenie mogło żyć. Teraz czeka Cię czas nauki, poznasz wielkość tego kim się stałaś. Poprowadzę cię przez twoje pierwsze noce ma córko.- kontynuował podnosząc jej brodę tak, że musiała spojrzeć w jego żółte tęczówki - i zapewniam Cię, że gdy tak jak ja przejdziesz już przez setkę lat nieśmiertelności zobaczysz, że byłaś ledwie cieniem i skorupą tego kim jesteś teraz. - x
Lisa z ogromnym przygnębieniem wtuliła twarz w tors mężczyzny. Jego słowa wciąż ledwo do niej docierały, ich sens się zamazywał, jednak to tylko w tej chwili. Wiedziała, że prędzej czy później przypomni sobie tę rozmowę, a skoro już zgodziła się na takie życie, to czy mogła z niego zrezygnować? Czasu nie cofnie, ale… Ale pamiętała, czemu to chciała, pamiętała to wszystko. Miała być lepsza, najlepsza. Tylko czy bycie lepszą polega na zabijaniu? Tego nie było w umowie.
Dyskretnie palcami własnej dłoni przesunęła po górnych zębach, w poszukiwaniu kłów. W końcu wspomniał coś o byciu wampirem, a z wielu Sztuk i Ról, w jakie się wcielała, doskonale znała te legendarne wręcz istoty.
- Teraz czuję się jak cień, Kasadianie – odparła patrząc z przymusu w jego bystre oczy. - A miałam być wspaniała…
- To minie mała, nic nie rodzi się doskonałe , nawet ty - mówił by wzbudzić jej ego i delikatnie odsunął ją od swej piersi.
- Chodź - powiedział idąc w stronę drzwi - czas przeżyć pierwszą z nocy jako drapieżnik. -
Bolesne ukłucie słów, od osoby, do której czuło się podziw sprawiło, że Lisa odsunęła się na krok od wampira. Jej mięśnie żuchwowe napięły się w lekkiej złości, a usta wykrzywiły w grymasie niezadowolenia.
- Czyli Twoje twory nie są doskonałe? – spytała wyniośle i chwyciła go za dłoń. Po drodze podniosła maskę z podłogi. Mimo, iż kominiarka będąca na jego twarzy rodziła nowe pytania, Lisa nie chciała teraz ich zadawać. Być może wstydził się tego, że jest stary?
Ścisnęła mocniej dłoń w jego ręce, wplatając usilnie szczupłe paliczki między jego palce, zupełnie jakby się bała, że zostanie sama.
- Nie wiem Liso Langdon, pokaż mi. Jedni pozostają pod opieką ojca przez setkę lat, inni dziesięciolecia. Pokaż mi, że ty jesteś ideałem, ucz się szybciej niż ktokolwiek. -
Dzięki tym słowom, Lisa poczuła się zdeterminowana. W końcu mogła udowodnić nie tylko jednej osobie, ale i całemu światu, że jest najlepsza.

 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 30-10-2015 o 20:57. Powód: Względy estetyczne.
Nami jest offline