Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2015, 14:36   #105
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Nathan stał przed Missisipi Hotel nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić. Rzędy drogich aut i ich wymuskanych właścicieli ciągnęły się wzdłuż czerwonego, pluszowego dywanu otoczonego barierką z wypolerowanych słupków, owych małomiasteczkowych symboli luksusu. Nalane twarze i niewyszukane maniery elity Keokuk, na którą składali się potentaci handlu rybami i torfem, zderzone z wyuczonym znudzeniem dzieciaków ubranych za pieniądze swoich rodziców tworzyły doprawdy odstraszającą mieszankę. Najlepszy garnitur, który ostatnich kilka lat przeleżał w szafie wisiał na Westonie nadając mu wygląd zabiedzonego dozorcy muzeum. Jeszcze raz przeczesał wzrokiem tłumek ludzi zgromadzonych przy wejściu bezskutecznie próbując wyłowić jakieś znajome twarze.

Dlaczego się zgodził? Tylko idiota by się nie zgodził, nawet jeżeli ceną było spełnianie zachcianek pani du Hourtewane. Z drugiej strony im dłużej tkwił w miejscu i im więcej ludzi zaczynało mu się pogardliwie przyglądać tym bardziej narastało w nim wrażenie, że stał się ofiarą jakiegoś niewybrednego żartu. Tylko po co to wszystko? Ah tak, bo gdzieś w Plymouth straszą duchy. Byłby zapomniał. W końcu, gdy zegar nieuchronnie wybił godzinę czwartą nie mógł już dłużej odwlekać i ruszył w stronę rozgadanego gwaru.

Ludzi było sporo. elegancko ubrani w drogie, letnie garnitury lub wręcz przeciwnie, w luźne stroje podkreślające ich "luz". Rozpoznawał twarze wpływowych ludzi miasta - ważnych lokalnych polityków, finansistów, duchownych oraz przedstawicieli świata sztuki. Zobaczył ją z daleka. Ona jego też bo pomachała dłonią.

Nathan poprawił krawat, który nagle zdał mu się za ciasny. Zbliżył się niespiesznie powstrzymując narastającą panikę, jak to zwykle bywało przed spotkaniami z nowymi ludźmi.

- Dzień dobry. - rzekł z lekkim ukłonem czekając aż zostanie przedstawiony.

- Co tak oficjalnie? - uśmiechnęła się przyjacielsko. - Chodź, napij się. Poznasz kilku ludzi. Udawaj ekscentrycznego artystę, a będziesz się czuł jak u siebie.

- Ekscentrycznego artystę - powtórzył za nią machinalnie - to chyba nie powinno być trudne.

Nagle zdał sobie sprawę, że w ciągu ich krótkiej znajomości nawet nie zapytał o jej imię. Rzucił okiem na pannę Hourtewane jakby spodziewał się, że znajdzie przyczepioną gdzieś plakietkę z danymi osobowymi, jednak poza nonszalanckim spojrzeniem jakim obdarzała go teraz kobieta nie było tam niczego nowego.

- To kameralna kolacja, czy zaproszony jest ktoś jeszcze?

- Jakaś setka gości. A co, trema?

Nathan zamilkł, potem uśmiechnął się blado i przestał poprawiać mankiet, który od dłuższej chwili zdawał się zajmować większość jego uwagi.

- W żadnym wypadku. Prowadź.

Poprowadziła go przez obwieszoną obrazami salę, pomiędzy eleganckimi gośćmi. Weston próbował dzielnie znosić lawinę uśmieszków i taksujących spojrzeń w drodze do stolika. Od razu wyczuł na sobie wzrok jakiegoś mężczyzny, który obserwował ich jakiś niezbyt wysoki, lecz postawny mężczyzna. Widać było, że raczej nie jest przychylny Nathanowi, mimo że nigdy się nie spotkali.


Nieprzyjemny grymas na twarzy grubawego jegomościa wyglądał jak nieme wyzwanie rzucane pod adresem informatyka. Skądś się znali? Może zwyczajnie nie spodobało mu się towarzystwo Nathana przy pani Hourtewane? W kilku krokach technik zrównał się ze swoją towarzyszką.

- Zna może pani tego człowieka? - Weston zerknął przez ramię na nalaną gębę znikającą w tłumie.

- Tak. To mój ojciec.

Nathan poczuł się nagle dziwnie nieswojo, jakby przeczuwał, że wieczór, który od początku budził w nim wątpliwości miał zakończyć się cokolwiek nieprzyjemnie. Ocenił różne za i przeciw pomysłu by obrócić się na pięcie i opuścić lokal, niby przypadkiem zahaczając spojrzeniem o zgrabne nogi pani Hourtewane, po czym powziął decyzję by zostać. Kobieta zdawała się chyba nie zauważyć jego zmieszania, bo ciągnęła dalej.

- Trochę się panem posłużyłam, by zrobić mu na złość. Niedawno zerwałam zaręczyny z człowiekiem, którego on niemal traktował jak syna. Ernest okazał się być jednak draniem, co prawda nie pozbawionym zalet, ale draniem. I skończyło się nasze planowanie ślubu, domu i dzieci. Staruszek do dzisiaj mi tego nie wybaczył. Ernest szybko znalazł sobie pocieszenie w ramionach jednej ze swoich licznych kochanek ale i to nie przekonało ojczulka. Cóż, chyba cię przedstawię.

- Jasne. - mruknął informatyk bardziej do siebie, nie siląc się nawet by poinformować towarzyszkę, że wcale mu się nie podoba rola narzędzia w jakiś prywatnych gierkach jakie prowadzi ze swoim ojcem.

Perspektywa spędzenia przyjemnego wieczoru z temperamentną dziewczyną miała swoje niewątpliwe zalety, jednak uległość mogła dać mu w tym momencie dostęp do informacji. Jakiekolwiek by miały nie być.
 
Dziadek Zielarz jest offline