Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2015, 19:19   #10
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację




“Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza. Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity. Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy.”
-Psalm 23






W świecie w którym przyszło im żyć zaufanie nigdy nie przychodziło łatwo. Ludzie przyzwyczaili się do tego, że nikt nigdy nie robił nic bez ukrytego celu, czy dobroci serca. Wszyscy oszukiwali. Wszyscy kradli i zabijali, dbając przede wszystkim o siebie oraz o dobro własnych interesów. Wyścig szczurów urządzany po trupach trwał w najlepsze i gdziekolwiek obróciłoby się głowę, dało się dostrzec wciąż ten sam ponury obraz, malowany barwami zawiści, bestialstwa, zdziczenia i czystego okrucieństwa. Aby przeżyć człowiek musiał się dostosować, przejmując po części cechy środowiska w którym egzystował. Z dnia na dzień wypalało się w nim to co dobre, pozostawiając popękaną skorupę. Pustą w środku. Czasem gdzieniegdzie tliły się w niej resztki człowieczeństwa, lecz podobne abominacje stanowiły przypadek równie częsty, co istnienie kurwy-dziewicy.

A teraz obca sobie trójka pokiereszowanych, zagubionych w mroku podziemnych korytarzy istot ludzkich musiała obdarzyć się choć szczątkowym zaufaniem, o ile chcieli przeżyć. Nie mieli wyjścia, nie mieli czasu, ani pojęcia co prócz zamknięcia i amnezji im zafundowano. Kolejne minuty nie przynosiły ze sobą nic poza coraz dokuczliwszą migreną i rosnącą irytacją. Obserwowali uważnie każdy swój ruch, węsząc zagrożenie w pozornie błahych gestach lub słowach. Jak mieli zaufać komuś, o kim nie wiedzieli nic prócz tego, co widziały piekące oczy? Mogli snuć wszelkie możliwe fantasmagorie i bujdy, albowiem weryfikacja jakichkolwiek faktów pozostawała na tą chwilę poza zasięgiem udręczonych amnezją umysłów.

Doszli jednak do porozumienia i mimo piętrzących się przeciwności ułożyli plan - prosty, jasny. Dający nadzieję. Planowanie i ustalanie harmonogramu najbliższych działań pozwalało się skupić na teraźniejszości, wprowadzając tak wytęsknioną namiastkę normalności i ładu w otaczającym ich chaosie.

William z trzymanym na muszce Czartem zajęli się sprawdzaniem reszty pomieszczeń, Abigail wróciła do swojej komory. Każde z nich skrupulatnie wzięło się za wykonywanie swoich zadań. Spieszyli się, ich ruszy pozostawały nerwowe, głowy co chwila zerkały w kierunku ciemności gnieżdżącej się w dalszej części korytarza.

Rola Prometeusza przypadła w udziale wciąż drżącej blondynce. Nie przejmując się konwenansami i czymś tak prozaicznym jak szacunek dla zmarłych, kobieta zrzuciła zwłoka z krzesła i pochwyciwszy je mocno za oparcie, uderzyła kilkakrotnie o ścianę, odłamując aluminiowe nóżki. Z lekkim obrzydzeniem ściągnęła też z denata pobrudzony fartuch i owinąwszy metalowe rurki pasami materiału, zmajstrowała na szybko prowizoryczne pochodnie. Szału nie było, projekt dupy nie urywał, ale był funkcjonalny i w przybliżeniu winien spełnić swoją rolę.

Gorzej sprawa miała się z ogniem. Blondynka potrzebowała dobrych pięciu minut, nim wybebeszony komputer sterujący procesem hibernacji, z podłączonymi byle jak kablami zaskwierczał w proteście, posyłając w powietrze snop drobnych iskier i strużki gryzącego, czarnego dymu. Do mieszaniny znajomych woni dołączył swąd palonego plastiku, lecz Abigail nie przejmowała się tym, szybko podtykając pod syczącą wrogo maszynę owinięty szmatami pręt. Wstrzymała oddech i wypuściła powietrze z płuc dopiero, gdy drobny płomyczek objął większość tkaniny. Z zadowoloną miną i uniesioną wysoko nad głową pochodnią podążyła do pozostałych.

W tym czasie eksploracja trwała w najlepsze. Dwójka mężczyzn w milczeniu przetrząsała pozostałe sale licząc po cichu na znalezienie czegokolwiek, co pozwoli im rzucić metaforyczne światło na zaistniałą sytuację. Ostatnia z komór hibernacyjnych powitała ich znajomym już widokiem mruczącej cicho aparatury i lodowego sarkofagu, oświetlonych dyndającą na kablu pod powałą żarówką. Prócz nieożywionej maszynerii pomieszczenie było puste. Wieko trumny uchylono, lecz gdzie znajdował się człowiek uprzednio w niej śpiący pozostawało zagadką. Pomieszczenie wyglądało na pospiesznie przeszukane, bok jednej z szafek odczepiono, zabierając ukryte tam dobra. Jak i przede wszystkim kiedy - mogli tylko snuć domysły.

Wrócili na korytarz i przekroczywszy ostatnie drzwi, odnaleźli resztę zamrożonych. Ta sala była zdecydowanie większa niż widziane poprzednio i lepiej wyposażona. Pośrodku umieszczono rząd pięciu szklanych łóżek z tą różnicą, że te nie zostały otwarte… przynajmniej nie w konwencjonalny sposób. W mdłym świetle sączącym się spod sufitu dostrzegli że pierwsza, druga i trzecia są zniszczone - ich boki rozbito w drobne drzazgi zaścielające podłogę kryształowym dywanem, podbarwionym na paskudny brunatny kolor starej zaschniętej krwi. Identyczna barwa królowała również w środku trumien, a wraz z sączącym się przez uszkodzone ściany mrozem na zewnątrz wypełzały poszarpane resztki mięsa. Pośród nich ujrzeli bielsze fragmenty strzaskanych kości, równie drobne co szklane okruchy na posadzce. Czy mieli do czynienia z ludzkimi szczątkami? Rodzaj i stopień zniszczenia nie pozwalał na jednoznaczną identyfikację, choć może lekarz dałby radę postawić diagnozę, gdyby zagłębił się i swoje dłonie w czerwono-białej, zamrożonej masie mięśni, chrząstek i kości.

Czart wydawał się równie radosny co podczas wycieczki po plaży w słoneczny dzień. Jeżeli krył w sobie negatywne odczucia świetnie je maskował. Lekkim, prawie tanecznym krokiem zbliżył się do dwóch pozostałych Sarkofagów i przetarłszy ręką ich wieka, cicho zagwizdał. Potrzebowali oka medyka.

“Tylko czy Abigail wytrzyma podobny widok” - Lennox w to powątpiewał. Widział jak dziewczyna trzęsie się i rozbieganym, średnio przytomnym wzrokiem wodzi po okolicy, próbując doprowadzić do ładu strzępki w swojej głowie. Czuł wymiociny na podłodze i nieufną niechęć jaką obdarzała całą okolicę. Cieszył się po cichu, że znalazła sobie inne zajęcie, nie narażające jej na podobne niespodzianki.

Światło nie dla wszystkich okazało się zbawienne. Rozpraszający mrok blask z każdą sekundą i ruchem zbliżającym trzymającą pochodnię blondynkę do dwójki towarzyszy niedoli wciąż przeszukujących porzucone przez życie komory, wystawiał Sanderu na niebezpieczeństwo wykrycia. Już nie mógł dalej kryć się w cieniu i obserwować oraz przysłuchiwać się reszcie towarzystwa. Przed sobą miał starą szafkę, za sobą ścianę, zaś światło zdawało się prawie dotykać jego skóry. Wycofanie bez zauważenia przez kobietę było równie realne co wycieczka boso i bez spluwy od jednego wybrzeża Zasranych Stanów do drugiego. Czas uciekał, czerń w jego okolicy się kurczyła, lecz wciąż posiadał wybór. Przy akompaniamencie zduszonego i szczerze zaskoczonego kobiecego westchnienia powstał na równe nogi, obracając się twarzą w stronę światła.



 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline