Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2015, 22:40   #17
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
David wziął swoją listę zaproszonych i bez słowa oddalił się. Wyjął swojego smartfona i wybrał pierwszy z listy numer.
Przez okno spoglądał na swój samochód. Stał na swoim miejscu. Z urwanym lusterkiem i rozbitą przednią szybą. Pamiątka jego upodlenia.
Żeby o tym nie myśleć odwrócił się plecami do okna.

Ktoś po drugiej stronie odebrał. David rzucił tylko:

- Carolina Diaz zaprasza na spotkanie u siebie za godzinę. Wielkim nietaktem byłoby spóźnienie się. Czekamy.

Odłożył słuchawkę. Nie był od wyjaśniania, ani od odpowiadania na pytania. Jego mentorka miała ugruntowaną pozycję w klanie. Harpii się nie odmawia.

W życiu Davida zmieniło się wszystko od tamtej nocy... od nocy spokrewnienia.



Ogromna komnata w kształcie sześcianu. W samym centrum pomieszczenia znajdowało się wielkie łoże zasłane atłasową pościelą w kolorze rubinu. Ściany i podłogi są w stanie surowym - zimny, trochę wilgotny kamień, który jeszcze pamiętał czasy świetności tychże katakumb.

Na równoległych do siebie ścianach - lewej i prawej od łoża - znajdują się ogromne lustra, a nad samym łożem wisiał ekstrawagancki i zapewne niesamowicie drogi żyrandol.
Charakteru dodają porozstawiane i pozawieszane świeczniki, stanowiące jedyne źródło światła, ponieważ żyrandol pełnił tylko funkcję ozdobną.

David, otworzył oczy i pierwszym wrażeniem był szok, porażenie oczu. Jaskrawe kolory, ostre odbicia światła w lustrach… ból w oczach. Zasłonił je ramieniem, próbując odgrodzić się od bodźców. Powoli igiełki szoku mijały, zaczynały dochodzić do niego ciche szurania, jakby materiał o materiał, skóra o skórę...nie to dotyk dłoni o jego czoło i cichy, jednostajny, uspokajający głos dobiegający jakby z dala… powoli przedzierał się do świadomości:
- Ciii, wszystko jest w porządku.- rozpoznał kobiecy głos.
W pierwszej chwili David myślał, że przedawkował kokainę. Te kolory i obrazy. Czuł, że się poci... A może mu się zdawało.
- Co... - głos mu się nagle zawiesił. Wziął wdech - co się dzieje? Co żeście mi podali?
- Och to długi temat - spokojny kobiecy głos dochodził zza jego głowy - spróbuj usiąść. Leon pomóż. - kobieta dodała rozkazująco.
David usłyszał wtedy zbliżające się do niego kroki i poczuł czyjeś, z pewnością męskie, dłonie chwytające go za ramiona.
David w końcu z pomocą usiadł. Bił się z myślami. Chciał się rozejrzeć, jednak oczy bolały.
- O co chodzi? Co było w tej kokainie? Czemu wszystko tak świeci... Wyłączcie to!
- Czy ja też tak zrzędziłem, jak stara baba? - spytał niski, całkiem przyjemny dla ucha, męski głos.
Za plecami Davida rozległ się kobiecy śmiech. Całkiem radosny, co sfrustrowało oślepionego jeszcze bardziej.
- Leonie, nie chcesz znać odpowiedzi na to pytanie. - kobieta wstała, a Whetstone poczuł zmianę nacisku na łóżku. - Davidzie, skoncentruj się na bólu jaki teraz odczuwasz. Powiedz sobie, że oczy nie bolą, skoncentruj się… i nie przestawaj aż poczujesz, że ból mija.
Słowom towarzyszył szum materiałów, gdy Carolina zaczęła się ubierać.
David zasłaniał oczy prawą dłonią. Skupiał się na nich. Zdawało mu się, że zamiast oczu ma dwa ciężkie kamienie osadzone głęboko w czaszce. Skupiał sie na nich coraz mocniej. Stawały się jakby lżejsze. Ból ustępował. Odsunął dłoń. Wzrok chyba zaczynał się przyzwyczajać.
- Co mi zrobiliści? Leon? Carolina? O co chodzi? Czemu czuję się tak dziwnie?
Gdy tylko wzrok przestał szwankować zaczął szukać swoich nowopoznanych "przyjaciół".
Carolina kręcąc biodrami i odsuwając włosy z twarzy, podeszła do Leona i przytuliła się bez większego zażenowania. Wsunęła dłoń w rozchylony szlafrok, popatrzyła w górę na mężczyznę a potem z uśmiechem na Davida. Gładząc tors Leona wyjaśniła:
- Podarowałam Ci coś.. - powiedziała z kuszącym uśmiechem - czego zwykli śmiertelnicy nie mają szans posiąść. - odsunęła się od Leona i podeszła do Davida - dałam Ci szansę na długie, długie lata hmm.. istnienia. - Nagle jakby znudzona gierką powiedziała prosto z mostu - zostałeś przemieniony. Jesteś wampirem. A to co odczuwasz teraz to efekt uboczny.
Dla Leona brzmiało to jak powtórka z rozrywki, tyle tylko, że teraz obserwował zamiast brać czynny udział.
- Ból oczu to efekt uboczny. Różni ludzie, różnie reagują. Ale zanim zaczniesz kwestionować to co mówię - czy kiedyś wcześniej, samo skupienie się na bólu sprawiło, że on minął?
David powoli przypominał sobie co zaszło. Ich pokaz na łóżku. Później wspólna zabawa. Wcześniej narkotyki.
- Wampi... Czym? Co to za wkręt?
Pamiętał ich zapach. Drogie perfumy. Takie przyjemne. Takie wyraźne.
- Ból mógł mi się tylko zdawać. Są takie psychotropy. Wtedy myślenie działa jak placebo.. Sam się leczę.
Mówił pewnym głosem, zaprzeczając wszystkiemu co usłyszał, ale mimo wszystko przejechał językiem po swoich zębach, sprawdzając długość kłów. Miał nadzieję, że nic się w nich nie zmieniło.
Zanim się zorientował, poczuł ramię Caroliny wokół swojej szyji. Zobaczył ich odbicie w lustrze: średniego wzrostu, drobnej budowy latynoska z burzą ciemnych oczu i pałającymi oczami, stojąca na łóżku za jego plecami i ramieniem otulającym jego szyję, wpatrująca się w jego zszokowane odbicie w lustrze.
- Zaneguj to - wyszeptała mu do ucha i polizała jego płatek, po czym wciąż wpatrując się w lustro, nie pozwalając mężczyźnie odwrócić głowy otworzyła usta. Zobaczyłeś jak kły się wydłużają i jak w powolnym geście wgryza się w swój nadgarstek. Odsunęła usta i oblizała wargi z kilku kropel krwi. Ugryziony nadgarstek podsunęła Ci pod nos. Zapach sprawił, że nowo stworzony wampir warknął z głębi trzewi… Nie był w stanie się powstrzymać.
- Patrz! - nakazała ostro i zobaczył swoje odbicie… Wydłużające się kły wysuwające się z lekko łaskoczących dziąseł. Poczuł głód i widział jak jego własna twarz wykrzywia się dziko. Szarpnął się, ale ta drobna kobieta trzymała go mocno.
Zalizała rankę na nadgarstku, a potem go pocałowała. Poczuł zaledwie echo smaku krwi.

Piękny zapach perfum był niczym przy woni krwi Caroliny. Uczucie dziwnego pożądania i głodu było zupełnie nowe. Późniejszy pocałunek choć zawierał tylko cień smaku krwi wydał się Davidowi lepszy niż jakikolwiek alkohol. To co wcześniej wypierał stało się oczywiste. Dłoń powędrowała do ust. Kciukiem dotknął kła. Jednak szybko się otrząsnął. Nie chciał zachowywać się jak dziecko. W prawdzie sytuacja była dla niego nowa, ale pewna etykieta obowiązywała zawsze. Choć ciarki przechodziły go po plecach, gdy myślał o swoim wykrzywionym obliczu w lustrze. Teraz już się uśmiechał. Nawet jeśli był spięty, to nie chciał tego po sobie pokazywać.
- Istnienia. Powiedziałaś "długie lata istnienia". Czy ja żyję?
Spoglądał w oczy kobiety, a prawym kciukiem sprawdzał puls na lewym nadgarstku.
Leon tylko zaśmiał się cicho, dając wypowiedzieć się Carolinie.
Carolina puściła Davida i usiadła na łóżku obserwując to Davida to Leona. Tego ostatniego szczególnie ciekawie, zainteresowana jak dobrze on kontroluje już swoją bestię przy takiej bezpośredniej prowokacji. Pokiwała z uznaniem głową i mrugnęła do “syna”.
- Nie, Davidzie, nie żyjesz. Nie masz pulsu, a Twoje narządy hmm cóż obumarły podczas przemiany. Aby istnieć musisz się pożywiać, jedyne co zaspokoi Twoją bestię to krew. W głębi duszy każdy z ludzi jest bestią, tyle tylko, że teraz ten potwór jest nieco bliżej powierzchni.
Carolina dała czas Davidowi na przyswojenie faktu.
- Powiedziałam istnienie i długie lata, bo nie jesteś nieśmiertelny. Możesz zginąć lub zostać zabity. Światło słoneczne to bardzo bolesny ale skuteczny sposób na zakończenie istnienia. Jeden z wielu.
Kobieta się odsunęła, a David nadal chciał ją pocałować. Chciał poczuć jeszcze chwilę ten cień smaku krwi. Zacisnął jednak szczęki. Zaczął zastanawiać się nad swoim życiem. Nad tym co zostawił. Nie był to moment, w którym chciał słuchać o tym, że może zginąć wychodząc na słońce.
- A co z moim dotychczasowym życiem? Co z firmą? Co z moją żoną?
- Przez jakiś czas będziesz mógł kontynuować swoje stare życie, zajmować się firmą. Z resztą doskonale, że o firmę pytasz, bo mam co do Ciebie i firmy plany. Ale musisz zdawać sobię sprawę, że to nie potrwa długo. Ludzie zaczną dostrzegać, że się nie starzejesz. I zaczną zadawać pytania. Do tego nie można dopuścić. Będziesz musiał zmienić miejsce zamieszkania, nazwisko, i w końcu porzucić firmę i żonę. Miej to na uwadze. W przeciwnym razie prawa społeczności nieumarłych zostaną naruszone a za to grozi ostateczna śmierć.
Carolina pogładziła Cię po policzku czułym gestem:
- Na teraz zapamiętaj to: jesteś potomkiem Caroliny Diaz, z klanu Toreador, Harpii Trinidad i Tobago. A to - wskazała Ci Leona - jest Twój starszy brat krwi. Wasze czyny rzutują na moją osobę. Za wszystko co robicie, jestem osobiście odpowiedzialna do odwołania. - położyła palec wskazujący na brodzie Davida, zmuszając do popatrzenia w dół na nią - więc masz być grzeczny i posłuszny. - rzuciła spojrzenie na Leona - Obaj macie być.
- Będziesz musiał się również przeprowadzić do mnie. - ciągnęła nie pozwalając mu przerwać sobie mimo, że widziała pytania cisnące się na jego usta - Wymyśl jakąś historię dla żony by nie zadawała pytań. U mnie będziesz mieszkał i szkolił się w tym co to znaczy być wampirem z klanu Toreador. Leonie, coś chciałbyś dodać?
Leon spojrzał na Carolinę, później na Davida.
- Czeka cię ostra jazda na tym wampirzym rollercoasterze - powiedział, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.
Davidowi cisnęło się pełno pytań na usta. Najpierw o społeczność nieumarłych. Później o klan Toreador. O Harpię. Jednak w tym wszystkim był skupiony na dotykającej go dłoni. Najpierw przyłożył na niej swoją dłoń i przycisnął ją do swojej twarzy. Później zaczął składać na niej delikatne pocałunki. Dużo delikatniejsze niż w czasie ich wcześniejszego wspólnego aktu miłosnego. W końcu dotarł do nadgarstka, który nadal pachniał krwią. Przepełniało go bardzo miłe uczucie. Nieporównywalne z niczym co czuł do tej pory. Przez chwilę znowu poczuł łaskotanie w dziąsłach. Przełknął głośno ślinę i rzekł tylko:
- Tak, przeprowadzę się.
Odwrócił się w stronę swego brata krwi, nadal dzierżąc rękę Caroliny niczym świętą relikwię, dla której byłby gotów poświęcić życie. Uśmiechnął się i rzucił:
- Jestem bardzo ciekaw tej ostrej jazdy



Tak... to właśnie wtedy powiedział. Jakoś nie przypuszczał, że ta "ostra jazda" może prowadzić do rannych lub zabitych. Jakież to wspomnienie było inne od późniejszych dni.

Tymczasem sytuacja polityczna w Tobago była nieciekawa. Wiedział już, że wyniki wyborów przesądzą o wyniku finansowym Ferrostal. Wiedział też, że jego mentorce z jakiegoś powodu zależało na przemienieniu właśnie jego. Cóż, wszystko wskazywało na to, że w ciągu najbliższych siedmiu dni wiele rzeczy dla Davida Whetstone'a się rozjaśni. Tymczasem niczym posłuszna sekretarka zapraszał kolejne wampiry.


-----------------------------------------------------------------------------------
EDIT: Podziękowania dla corax za popełnienie tej retrospekcji, oraz dla Pana Elfa za gościnny udział. Specjalne podziękowania dla Nami, która przysłużyła się do wyglądu posta, a inne podziękowania jej nie satysfakcjonowały.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 31-10-2015 o 22:43.
Mi Raaz jest offline