| Czwarta noc przed powrotem Kasadiana z rady + poranek Kasadian ze spokojem przypatrywał się jak Isobel stara się wydostać z pomieszczenia. Tylko jedne drzwi pozostały do sprawdzenia, te które znajdowały się na plecami Malkaviana ale nastolatka może ze strachu, a może ze względu na nowo odkrytą fascynacje nie zdecydowała się odepchnąć swego nowego mentora.
- Spokojnie maleńka - odparł łagodnie wampir gdy dziewczyna zagroziła mu policją - twojej matce nic nie jest, zesłałem tylko na nią spokój. A jesteśmy w moim domu i nie wyjdziesz stąd póki nie pojmiesz czym i dla czego się stałaś
- Wszystko rozumiem - wzruszyła ramionami. - Jestem spokojna. Zdejmij.. to coś z mojej mamy. Musimy wracać. Jak będą jakieś inne klany do walki, czy coś, to pomogę. Teraz musimy iść.
- Nie zdołasz mnie okłamać dziecko - powiedział widząc, że Isobel zrobi teraz wszystko by tylko Kasadian ją wypuścił.
- Twoja matka będzie mogła odejść. Ale my musimy porozmawiać.
- Nie kłamię - zapewniła go. - są dwie możliwości : odurzyłeś mnie czymś, wtedy różne rzeczy się dzieją - rzuciła okiem na matkę, ale ta nie dopytała, ze zwykłą czujnością "skąd wiesz?". Isobel posmutniała. - Albo to wszystko w Zaćmieniu to nie bzdury.. Czyli jestem wampirem. Będę żyć wiecznie, pić krew saren i takie tam. Serio jestem nadludzko silna? - szarpnęła fotel, żeby sprawdzić co się stanie. Mebel drgnął jednak tylko delikatnie nie wskazując na żadną nadludzką siłę nastolatki. Prychnęła, jak rozzłoszczony kociak.
~Tyle słów~ pomyślał Kasadian, wiele nocy minęło odkąd ostatni raz spotkał ludzkie szczenię, a teraz miał je wychować. Osobę, która nie dorosła jeszcze jako człowiek miał poprowadzić ku nieśmiertelności.
- Chodź za mną Isobel - powiedział i odwrócił się do drzwi - odpowiem na wszystkie twoje pytania ale nie tutaj.
- Nie mam żadnych pytań. Gdzie mamy iść? - zapytała, przecząc sama sobie, ale poszła za mężczyzną. Była ciekawa. Ale przyznanie się do tego - podobnie jak do strachu, niewiedzy, czy tej dziwnej fascynacji tym facetem - było obciachem. Dużo większym, niż chodzenie półnago.
Kasadian szedł spokojnie korytarzem, a młoda wampirka podążała za nim czuł jej niepewność, strach i znów przypomniał sobie dlaczego czekał z przemianą Lisy tak długo. Znalazł ją przecież już dekadę temu, ale wtedy i ona była nastolatką. Malkavian zaprowadził dziewczynę do małego saloniku. Sam rozsiadł się w wielkim fotelu z drewna różnego, a Isobel wskazał ten stojący po jego lewej stronie tak że dzielił ich mały stolik kawowy.
- Mówisz, że wiesz kim się stałaś. - powiedział do nastolatki - opowiedz mi więc.
- No więc… - Isobel usiadła, podwijając nogi pod siebie. Była bystrą nastolatką, ale intelekt nie przekładał się na umiejętność dookreślenia siebie. Nie wiedziałaby nawet co odpowiedzieć na takie pytanie, gdy była jeszcze człowiekiem . Nigdy się nad tym nie zastanawiała. No właśnie , człowiekiem! - Więc jestem nieżywa, ale żywa. Nie mam nadludzkiej mocy, choć powinnam - spojrzała z wyrzutem na mężczyznę. - Co jeszcze.. wampiry muszą pić krew. Będę żyć wiecznie. No. - zakończyła.
- Powiedz mi wierzysz w to co mówisz…. albo inaczej, wierzyłaś ?- wspomniał tajemniczy mężczyzna.
Przygryzła kciuk, mocując się sama ze sobą. Oczy rozszerzyły się jej ze zdziwienia, kiedy odkryła, że ma kły.
- Nie wiem - powiedziała w końcu. - Znaczy.. wampiry to bajka, tak jak Święty Mikołaj. W moim wieku nie wierzy się w takie rzeczy. Nie wiem. Piłam krew. To było na raz obrzydliwe i świetne. Smakowało mi, choć to obrzydliwe. Rozumiesz? - spojrzała z nadzieją na Kasadiana, coraz bardziej skołowana.
- Tak rozumiem, bo Ja, tak jak i Ty moja droga jestem wampirem. Spokrewnionym. Ale nie wierzysz…. Zostaniesz tu aż do świtu. - powiedział jakby kończył rozmowę ale nie ruszył się z miejsca nie zmieniwszy nawet pozycji na fotelu - a ja razem z tobą, ile tylko będę mógł. To skrzydło - mówił dalej i wykonał ruch ręką jakby chciał ogarnąć nią cały budynek - jest do twojej dyspozycji. Wróć tu jeżeli będziesz miała pytania, a ja na nie odpowiem.
- Mogę już iść , tak? - spytała, wstając. - Teraz jest noc, tak? czyli nie będę świecić. Powiedz mamie, żeby ze mną poszła.
- Pójdzie, ale nie dziś - powiedział Wampir - Dziś musisz zostać sama inaczej nie pojmiesz tego co niezbędne
- Nie rozumiem, czego chcesz - przyznała w końcu.
- Ale zrozumiesz, zapewniam cię. Spójrz proszę na drzwi
Posłuchała, a gdy obróciła z powrotem głowę w stronę fotel ten był już pusty, a z korytarza dobiegł ją cichy głos.
- Idź, przeżyj tę noc, o świcie poznasz odpowiedz której szukasz. “Bla, bla, bla” - pomyślała . - “Gada jak nawiedzony. Sekta, jak nic”.
Wyszła z saloniku i wróciła do pomieszczenia, gdzie sie obudziła. matki już nie było, zaczęła więc przeglądać zawartość szaf, komód i inne rupiecie. Nigdzie nie było jej komórki! Większość drzwi też była pozamykana, okna małe i wąskie , jak w warownym zamku. Nie było jak wyjść. Poczuła się tak bezradna, jak ostatnio w hangarze, kiedy ojciec zmuszał jej ciało, żeby robiło to wszystko… Zmusił ja, bo sama nie wiedziała, co dla niej dobre - zracjonalizowała szybko jego postępowanie . Odnalazł ja i chciał być tylko z nią , razem. Dał jej coś, co ojcowie rzadko oferują córkom… Nieśmiertelność . Cokolwiek to miało znaczyć. Zatęskniła do niego, bardzo mocno. Jednocześnie pojawiała się złość na Kasadiana. Jak on mógł, kto dał mu do tego prawo, aby mieszać się w sprawy jej i ojca!
W koncu znalazła łazienkę, gdzie z ulga zrzuciła poszarpane ubranie i weszła pod prysznic. Woda zmywała krew z jej ciała. Musiała to być krew tych osób z “obrazu”. Czy one nie żyją ? Pewnie tak, chyba że tez stały się wampirami. W Zmierzchu nie było to dojaśnione. Pomyślała, ze to szkoda, że umarły, ale żal był przelotny - musi przecież coś jeść, prawda? Poza tym - to ojciec im to zrobił, nie ona. Po chwili stanęła przed lustrem, przyglądając się sobie uważnie .
Była bledsza niż zwykle, zawsze miała ciemna karnację, dodatkowo skóra była mocno opalona. Teraz wyglądała, jakby ktoś przysypał ją bardzo jasnym pudrem. Bardzo jasnym, prawie białym. Zbliżyła twarz do lustra i wpatrywał się w siebie z uwagą. Coś jej nie pasowało… Dopiero po chwili uświadomiła sobie, ze jej powieki nie poruszają się - nie mrugała. Zamrugała kilka razy szybko, na próbę, a potem znów przestała. Nic się nie działo - oczy nie zaczęły łzawić, nie pojawiało się żadne napięcie w gałce. To było dziwne.
Przesunęła dłońmi po skórze - pod gorącą wodą prysznica tego nie czuła, ale teraz zorientowała się, że jej skóra jest nie tylko blada, ale też zimna. Bardzo zimna. Dotknęła klatki piersiowej, a potem przegubu. Znowu nic. nie czuła tętna, jej serce nie biło. Nie żyła. Nalała wody do umywalki i zanurzyła twarz. Nie oddychała. Po chwili przekonała się, że wcale nie potrzebuje oddychać.
Ale jednocześnie żyła. Poruszała się, mogła myśleć… Nie zyskała, co prawda, nadludzkiej siły ani - co gorsza - nadludzkiej urody. W lustrze widziała to samo chude ciało ze sterczącymi kośćmi obojczyków, drobne piersi i włosy, które ciągle nie chciały błyszczeć i nie dawały się porządnie uczesać. Westchnęła. Z siły mogła by - ewentualnie - zrezygnować, ale fakt, ze nie stała się nieziemsko piękna i seksowna był na prawdę nie fair! Naciągnęła znaleziona w jednej z szaf koszulkę i wróciła do saloniku.
- Hej! - zawołała. - Jesteś tu?
- Nie oddycham i nie bije mi serce - poinformowała go.- Wygląda na to, ze rzeczywiście jestem zombie. Tylko dlaczego nie mam tych wszystkich nadludzkich mocy? No, i nie stałam się oszałamiająco piękna - spojrzała na niego oskarżycielsko i z wyraźnym wyrzutem.
Kasadian nie odpowiedział od razu właśnie czytał jakieś skrypty wydrukowane na zwykłym biurowym papierze i spięte u góry dużym zaciskiem. Posłał młódce karzące spojrzenie, a ona w odpowiedzi przewróciła oczami, ale jednak odpowiedział.
- Jesteś młodym wampirem, dziecko, i młodym człowiekiem więc podobnie jak jeszcze niedawno uczyłaś się chodzić czy mówisz teraz będziesz musiała nauczyć się jak stać się spokrewnioną, a co do oszałamiającego piękna które tak namiętnie kłopocze twą głowę….. Spokrewnienie zamraża nas w czasie, a nie czyni pięknymi. Można zmienić, ale na to musisz jeszcze poczekać. - dokończył tajemniczo.
- To kicha - mruknęła, siadając na podłokietniku drugiego fotela. - Myślałam, że ojciec mnie spokrewnił, i już jestem wampirem, po prostu. Czego mam się uczyć, jak to się już zadziało? I dlaczego go zabiłeś? On mógł mnie wszystkiego nauczyć... -
- Nie zabiłem twojego ojca. - odparł Kasadian całkowicie wybijając Isobel z rytmu - postawiłem go przed obliczem Szeryfa i to on go zgładzi
- Przecież widziałam! - zaprotestowała dziewczyna, podrywając się na nogi.
- Prawda przebiłem jego serce - odpowiedział na oskarżenia Malkavian, bez cienia skruchy w głosie. - Ale czy to go zabiło ? Jak myślisz ?
Zastanowiła się.
- Trzeba mu odciąć głowę? - zaryzykowała w końcu odpowiedź . - Ale skoro żyje, to zawieźć mnie do niego, bardzo proszę - zajrzała Kasadianowi w twarz. - Muszę go zapytać o tyle rzeczy...
- Nie mogę, jego los nie jest w moich rękach, ale złożono w nie twój…. JA jestem teraz twoim ojcem moja droga, twoim ojcem i nauczycielem.
- Bzdura - Prychnęła znów. - Jak w końcu odnalazłam ojca, to nie potrzebuję drugiego. Ale dlaczego ten... Szeryf ma go zabić? Dlaczego? Pojedziemy tam?
- Nie, ale zamiast tego posłuchasz co mam ci do powiedzenia i poznasz kogoś kto jest w podobnej sytuacji do ciebie. - powiedział stary wampir zdecydowanie karcącym tonem. - Ale to wszystko jutro, nużą mnie twoje ciągłe pytania dziecko. Ofiarowano ci nieśmiertelność, cierpliwość będzie cechą której szybko musisz się nauczysz. - dodał i wrócił do lektury.
Przykuliła ramiona. Nie wiedziała dlaczego go posłuchała, zwykle nie pozwalała, żeby inni mówili jej, co ma robić. Chciała dopytać jeszcze o inne rzeczy - np. o swoja komórkę - zamiast tego po cichu zwinęła się z saloniku.
Nie bała się , było jej po prostu nudno. Już dawno nie doświadczyła takiego uczucia, zwykle coś robiła, a tutaj - nie było co. Nie miała komputera ani telefonu. Nie była basenu ani sali fitness. Pękała się, bez wyraźnego celu, po willi, sprawdzała drzwi, szafy i starała się wyglądać przez wąskie, zwykle pozasłaniane ciężkimi kotarami, okna. Chciała ustalić, gdzie jest.
W końcu ciemność za oknem zaczęła się przerzedzać i ustępować miejsca szarości świtu. Isobel ucieszyła się - lubiła oglądać zachody słońca, wschodów nie widziała często, zwykle sypiała o tej porze. Pomyślała, że wschód musi też być pięknym widowiskiem. Wpatrywała się w jaśniejący mrok. Świat powoli, bardzo powoli nasycał się kolorami, ale dziewczyna czuła, ze zajmuje ją coraz większy niepokój, który powoli przeradza się w lęk. Coraz silniejszy lęk. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Może adrenalina opada i pojawia się szok? Ale przecież chyba nie miała juz adrenaliny, prawda? Próbowała się uspokoić, ćwiczenia oddechowe nie przynosiły spodziewanego skutku, ciało zaczęło drżeć w niekontrolowany sposób. Odskoczyła do tyłu wpadając na fotel i przebiegła do pokoju obok. Promień wschodzącego słońca wpadł do pomieszczenia. Dziewczyna wrzasnęła przeraźliwie, miała wrażenie, że przez okno dostają się płomienie, ze budynek stoi w ogniu. Nie czuła zapachu dymu, tylko narastającą panikę. Szarpnęła drzwi, wpadła do kolejnego pomieszczenia, drzwi wyjściowe były zamknięte. Zaczęła szarpać klamkę, krzycząc coraz głośniej i głośniej, ale zamek nie puszczał. Zrozumiała, że zaraz tu zginie, choć przecież była nieśmiertelna. Szarpnęła drzwi od potężnej, dębowej szafy, zamknęła się w środku. Ściągnęła ubrania z wieszaków i zrzuciła pod drzwi licząc, że zatrzymają dym. Panika zmniejszyła się nieco, przestała krzyczeć, spazmatycznie łapała powietrze. Dopiero potem przypomniała sobie, że nie musi oddychać. Przestała, podciągnęła kolana pod brodę i skuliła się opierając plecy o tylną ścianę mebla. Minęło sporo czasu zanim uświadomiła sobie, że to nie ogień ją przeraził. I że budynek nie płonie. Lęk ciągle ją paraliżował. Zrozumiała, że już nigdy nie będzie pływać w basenie w południe. A nigdy w jej przypadku na prawdę znaczyło “nigdy”. Że życie, które znała i kochała odeszło bezpowrotnie. Poczucie straty i żalu wzmocniły strach i przejęły nad nią kontrolę. Ciało dziewczyny trzęsło się w niekontrolowany sposób, wstrząsnął nią suchy szloch, zasłoniła twarz dłońmi i zaczęła rozpaczliwie płakać. Płacz szybko zmienił się w jęk, a potem w bezradne, pierwotne wycie zranionego śmiertelnie zwierzęcia.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |