Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2015, 12:05   #18
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Czwarta noc przed powrotem Kasadiana z rady + poranek

Kasadian ze spokojem przypatrywał się jak Isobel stara się wydostać z pomieszczenia. Tylko jedne drzwi pozostały do sprawdzenia, te które znajdowały się na plecami Malkaviana ale nastolatka może ze strachu, a może ze względu na nowo odkrytą fascynacje nie zdecydowała się odepchnąć swego nowego mentora.
- Spokojnie maleńka - odparł łagodnie wampir gdy dziewczyna zagroziła mu policją - twojej matce nic nie jest, zesłałem tylko na nią spokój. A jesteśmy w moim domu i nie wyjdziesz stąd póki nie pojmiesz czym i dla czego się stałaś
- Wszystko rozumiem - wzruszyła ramionami. - Jestem spokojna. Zdejmij.. to coś z mojej mamy. Musimy wracać. Jak będą jakieś inne klany do walki, czy coś, to pomogę. Teraz musimy iść.
- Nie zdołasz mnie okłamać dziecko - powiedział widząc, że Isobel zrobi teraz wszystko by tylko Kasadian ją wypuścił.
- Twoja matka będzie mogła odejść. Ale my musimy porozmawiać.
- Nie kłamię - zapewniła go. - są dwie możliwości : odurzyłeś mnie czymś, wtedy różne rzeczy się dzieją - rzuciła okiem na matkę, ale ta nie dopytała, ze zwykłą czujnością "skąd wiesz?". Isobel posmutniała. - Albo to wszystko w Zaćmieniu to nie bzdury.. Czyli jestem wampirem. Będę żyć wiecznie, pić krew saren i takie tam. Serio jestem nadludzko silna? - szarpnęła fotel, żeby sprawdzić co się stanie. Mebel drgnął jednak tylko delikatnie nie wskazując na żadną nadludzką siłę nastolatki. Prychnęła, jak rozzłoszczony kociak.

~Tyle słów~ pomyślał Kasadian, wiele nocy minęło odkąd ostatni raz spotkał ludzkie szczenię, a teraz miał je wychować. Osobę, która nie dorosła jeszcze jako człowiek miał poprowadzić ku nieśmiertelności.
- Chodź za mną Isobel - powiedział i odwrócił się do drzwi - odpowiem na wszystkie twoje pytania ale nie tutaj.
- Nie mam żadnych pytań. Gdzie mamy iść? - zapytała, przecząc sama sobie, ale poszła za mężczyzną. Była ciekawa. Ale przyznanie się do tego - podobnie jak do strachu, niewiedzy, czy tej dziwnej fascynacji tym facetem - było obciachem. Dużo większym, niż chodzenie półnago.
Kasadian szedł spokojnie korytarzem, a młoda wampirka podążała za nim czuł jej niepewność, strach i znów przypomniał sobie dlaczego czekał z przemianą Lisy tak długo. Znalazł ją przecież już dekadę temu, ale wtedy i ona była nastolatką. Malkavian zaprowadził dziewczynę do małego saloniku. Sam rozsiadł się w wielkim fotelu z drewna różnego, a Isobel wskazał ten stojący po jego lewej stronie tak że dzielił ich mały stolik kawowy.
- Mówisz, że wiesz kim się stałaś. - powiedział do nastolatki - opowiedz mi więc.
- No więc… - Isobel usiadła, podwijając nogi pod siebie. Była bystrą nastolatką, ale intelekt nie przekładał się na umiejętność dookreślenia siebie. Nie wiedziałaby nawet co odpowiedzieć na takie pytanie, gdy była jeszcze człowiekiem . Nigdy się nad tym nie zastanawiała. No właśnie , człowiekiem! - Więc jestem nieżywa, ale żywa. Nie mam nadludzkiej mocy, choć powinnam - spojrzała z wyrzutem na mężczyznę. - Co jeszcze.. wampiry muszą pić krew. Będę żyć wiecznie. No. - zakończyła.
- Powiedz mi wierzysz w to co mówisz…. albo inaczej, wierzyłaś ?- wspomniał tajemniczy mężczyzna.
Przygryzła kciuk, mocując się sama ze sobą. Oczy rozszerzyły się jej ze zdziwienia, kiedy odkryła, że ma kły.
- Nie wiem - powiedziała w końcu. - Znaczy.. wampiry to bajka, tak jak Święty Mikołaj. W moim wieku nie wierzy się w takie rzeczy. Nie wiem. Piłam krew. To było na raz obrzydliwe i świetne. Smakowało mi, choć to obrzydliwe. Rozumiesz? - spojrzała z nadzieją na Kasadiana, coraz bardziej skołowana.
- Tak rozumiem, bo Ja, tak jak i Ty moja droga jestem wampirem. Spokrewnionym. Ale nie wierzysz…. Zostaniesz tu aż do świtu. - powiedział jakby kończył rozmowę ale nie ruszył się z miejsca nie zmieniwszy nawet pozycji na fotelu - a ja razem z tobą, ile tylko będę mógł. To skrzydło - mówił dalej i wykonał ruch ręką jakby chciał ogarnąć nią cały budynek - jest do twojej dyspozycji. Wróć tu jeżeli będziesz miała pytania, a ja na nie odpowiem.
- Mogę już iść , tak? - spytała, wstając. - Teraz jest noc, tak? czyli nie będę świecić. Powiedz mamie, żeby ze mną poszła.
- Pójdzie, ale nie dziś - powiedział Wampir - Dziś musisz zostać sama inaczej nie pojmiesz tego co niezbędne
- Nie rozumiem, czego chcesz - przyznała w końcu.
- Ale zrozumiesz, zapewniam cię. Spójrz proszę na drzwi
Posłuchała, a gdy obróciła z powrotem głowę w stronę fotel ten był już pusty, a z korytarza dobiegł ją cichy głos.
- Idź, przeżyj tę noc, o świcie poznasz odpowiedz której szukasz.

“Bla, bla, bla” - pomyślała . - “Gada jak nawiedzony. Sekta, jak nic”.

Wyszła z saloniku i wróciła do pomieszczenia, gdzie sie obudziła. matki już nie było, zaczęła więc przeglądać zawartość szaf, komód i inne rupiecie. Nigdzie nie było jej komórki! Większość drzwi też była pozamykana, okna małe i wąskie , jak w warownym zamku. Nie było jak wyjść. Poczuła się tak bezradna, jak ostatnio w hangarze, kiedy ojciec zmuszał jej ciało, żeby robiło to wszystko… Zmusił ja, bo sama nie wiedziała, co dla niej dobre - zracjonalizowała szybko jego postępowanie . Odnalazł ja i chciał być tylko z nią , razem. Dał jej coś, co ojcowie rzadko oferują córkom… Nieśmiertelność . Cokolwiek to miało znaczyć. Zatęskniła do niego, bardzo mocno. Jednocześnie pojawiała się złość na Kasadiana. Jak on mógł, kto dał mu do tego prawo, aby mieszać się w sprawy jej i ojca!
W koncu znalazła łazienkę, gdzie z ulga zrzuciła poszarpane ubranie i weszła pod prysznic. Woda zmywała krew z jej ciała. Musiała to być krew tych osób z “obrazu”. Czy one nie żyją ? Pewnie tak, chyba że tez stały się wampirami. W Zmierzchu nie było to dojaśnione. Pomyślała, ze to szkoda, że umarły, ale żal był przelotny - musi przecież coś jeść, prawda? Poza tym - to ojciec im to zrobił, nie ona. Po chwili stanęła przed lustrem, przyglądając się sobie uważnie .
Była bledsza niż zwykle, zawsze miała ciemna karnację, dodatkowo skóra była mocno opalona. Teraz wyglądała, jakby ktoś przysypał ją bardzo jasnym pudrem. Bardzo jasnym, prawie białym. Zbliżyła twarz do lustra i wpatrywał się w siebie z uwagą. Coś jej nie pasowało… Dopiero po chwili uświadomiła sobie, ze jej powieki nie poruszają się - nie mrugała. Zamrugała kilka razy szybko, na próbę, a potem znów przestała. Nic się nie działo - oczy nie zaczęły łzawić, nie pojawiało się żadne napięcie w gałce. To było dziwne.
Przesunęła dłońmi po skórze - pod gorącą wodą prysznica tego nie czuła, ale teraz zorientowała się, że jej skóra jest nie tylko blada, ale też zimna. Bardzo zimna. Dotknęła klatki piersiowej, a potem przegubu. Znowu nic. nie czuła tętna, jej serce nie biło. Nie żyła. Nalała wody do umywalki i zanurzyła twarz. Nie oddychała. Po chwili przekonała się, że wcale nie potrzebuje oddychać.
Ale jednocześnie żyła. Poruszała się, mogła myśleć… Nie zyskała, co prawda, nadludzkiej siły ani - co gorsza - nadludzkiej urody. W lustrze widziała to samo chude ciało ze sterczącymi kośćmi obojczyków, drobne piersi i włosy, które ciągle nie chciały błyszczeć i nie dawały się porządnie uczesać. Westchnęła. Z siły mogła by - ewentualnie - zrezygnować, ale fakt, ze nie stała się nieziemsko piękna i seksowna był na prawdę nie fair! Naciągnęła znaleziona w jednej z szaf koszulkę i wróciła do saloniku.

- Hej! - zawołała. - Jesteś tu?
- Nie oddycham i nie bije mi serce - poinformowała go.- Wygląda na to, ze rzeczywiście jestem zombie. Tylko dlaczego nie mam tych wszystkich nadludzkich mocy? No, i nie stałam się oszałamiająco piękna - spojrzała na niego oskarżycielsko i z wyraźnym wyrzutem.
Kasadian nie odpowiedział od razu właśnie czytał jakieś skrypty wydrukowane na zwykłym biurowym papierze i spięte u góry dużym zaciskiem. Posłał młódce karzące spojrzenie, a ona w odpowiedzi przewróciła oczami, ale jednak odpowiedział.
- Jesteś młodym wampirem, dziecko, i młodym człowiekiem więc podobnie jak jeszcze niedawno uczyłaś się chodzić czy mówisz teraz będziesz musiała nauczyć się jak stać się spokrewnioną, a co do oszałamiającego piękna które tak namiętnie kłopocze twą głowę….. Spokrewnienie zamraża nas w czasie, a nie czyni pięknymi. Można zmienić, ale na to musisz jeszcze poczekać. - dokończył tajemniczo.
- To kicha - mruknęła, siadając na podłokietniku drugiego fotela. - Myślałam, że ojciec mnie spokrewnił, i już jestem wampirem, po prostu. Czego mam się uczyć, jak to się już zadziało? I dlaczego go zabiłeś? On mógł mnie wszystkiego nauczyć... -
- Nie zabiłem twojego ojca. - odparł Kasadian całkowicie wybijając Isobel z rytmu - postawiłem go przed obliczem Szeryfa i to on go zgładzi
- Przecież widziałam! - zaprotestowała dziewczyna, podrywając się na nogi.
- Prawda przebiłem jego serce - odpowiedział na oskarżenia Malkavian, bez cienia skruchy w głosie. - Ale czy to go zabiło ? Jak myślisz ?
Zastanowiła się.
- Trzeba mu odciąć głowę? - zaryzykowała w końcu odpowiedź . - Ale skoro żyje, to zawieźć mnie do niego, bardzo proszę - zajrzała Kasadianowi w twarz. - Muszę go zapytać o tyle rzeczy...
- Nie mogę, jego los nie jest w moich rękach, ale złożono w nie twój…. JA jestem teraz twoim ojcem moja droga, twoim ojcem i nauczycielem.
- Bzdura - Prychnęła znów. - Jak w końcu odnalazłam ojca, to nie potrzebuję drugiego. Ale dlaczego ten... Szeryf ma go zabić? Dlaczego? Pojedziemy tam?
- Nie, ale zamiast tego posłuchasz co mam ci do powiedzenia i poznasz kogoś kto jest w podobnej sytuacji do ciebie. - powiedział stary wampir zdecydowanie karcącym tonem. - Ale to wszystko jutro, nużą mnie twoje ciągłe pytania dziecko. Ofiarowano ci nieśmiertelność, cierpliwość będzie cechą której szybko musisz się nauczysz. - dodał i wrócił do lektury.
Przykuliła ramiona. Nie wiedziała dlaczego go posłuchała, zwykle nie pozwalała, żeby inni mówili jej, co ma robić. Chciała dopytać jeszcze o inne rzeczy - np. o swoja komórkę - zamiast tego po cichu zwinęła się z saloniku.

Nie bała się , było jej po prostu nudno. Już dawno nie doświadczyła takiego uczucia, zwykle coś robiła, a tutaj - nie było co. Nie miała komputera ani telefonu. Nie była basenu ani sali fitness. Pękała się, bez wyraźnego celu, po willi, sprawdzała drzwi, szafy i starała się wyglądać przez wąskie, zwykle pozasłaniane ciężkimi kotarami, okna. Chciała ustalić, gdzie jest.
W końcu ciemność za oknem zaczęła się przerzedzać i ustępować miejsca szarości świtu. Isobel ucieszyła się - lubiła oglądać zachody słońca, wschodów nie widziała często, zwykle sypiała o tej porze. Pomyślała, że wschód musi też być pięknym widowiskiem. Wpatrywała się w jaśniejący mrok. Świat powoli, bardzo powoli nasycał się kolorami, ale dziewczyna czuła, ze zajmuje ją coraz większy niepokój, który powoli przeradza się w lęk. Coraz silniejszy lęk. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Może adrenalina opada i pojawia się szok? Ale przecież chyba nie miała juz adrenaliny, prawda? Próbowała się uspokoić, ćwiczenia oddechowe nie przynosiły spodziewanego skutku, ciało zaczęło drżeć w niekontrolowany sposób. Odskoczyła do tyłu wpadając na fotel i przebiegła do pokoju obok. Promień wschodzącego słońca wpadł do pomieszczenia. Dziewczyna wrzasnęła przeraźliwie, miała wrażenie, że przez okno dostają się płomienie, ze budynek stoi w ogniu. Nie czuła zapachu dymu, tylko narastającą panikę. Szarpnęła drzwi, wpadła do kolejnego pomieszczenia, drzwi wyjściowe były zamknięte. Zaczęła szarpać klamkę, krzycząc coraz głośniej i głośniej, ale zamek nie puszczał. Zrozumiała, że zaraz tu zginie, choć przecież była nieśmiertelna. Szarpnęła drzwi od potężnej, dębowej szafy, zamknęła się w środku. Ściągnęła ubrania z wieszaków i zrzuciła pod drzwi licząc, że zatrzymają dym. Panika zmniejszyła się nieco, przestała krzyczeć, spazmatycznie łapała powietrze. Dopiero potem przypomniała sobie, że nie musi oddychać. Przestała, podciągnęła kolana pod brodę i skuliła się opierając plecy o tylną ścianę mebla. Minęło sporo czasu zanim uświadomiła sobie, że to nie ogień ją przeraził. I że budynek nie płonie. Lęk ciągle ją paraliżował. Zrozumiała, że już nigdy nie będzie pływać w basenie w południe. A nigdy w jej przypadku na prawdę znaczyło “nigdy”. Że życie, które znała i kochała odeszło bezpowrotnie. Poczucie straty i żalu wzmocniły strach i przejęły nad nią kontrolę. Ciało dziewczyny trzęsło się w niekontrolowany sposób, wstrząsnął nią suchy szloch, zasłoniła twarz dłońmi i zaczęła rozpaczliwie płakać. Płacz szybko zmienił się w jęk, a potem w bezradne, pierwotne wycie zranionego śmiertelnie zwierzęcia.

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline