Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2015, 20:37   #3
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Rozjedź każdego, kto ci stanie na drodze. - Głos Stonera był całkowicie obojętny i nie zawierał w sobie nawet odrobiny emocji. Nawet zdenerwowania na Sama, który wszak pytał o rzeczy oczywiste.
Teoretycznie nie każdy, kto stanie na drodze opancerzonej ciężarówki, jest Głodnym. W praktyce zaś... W praktyce każdy, kto usiłuje zatrzymać ciężarówkę jest albo wrogiem, albo idiotą. Ani jednego, ani drugiego nie należy żałować.

Kruz popatrzył z niedowierzaniem na mówiącego.
- Ale przecież... - zaczął.
- Każdego. Nawet jeśli na twej drodze stanie goła panienka. Rozumiesz? I patrz na drogę.
Sam zarumienił się. Trudno powiedzieć, czy na myśl o rozebranej dziewczynie, czy na skutek uwagi na temat pilnowania drogi.

Przez jakiś czas panowała cisza, co w niczym Stonerowi nie przeszkadzało, w końcu jednak Sam ponownie przerwał milczenie.
- Który to twój kurs? - spytał. - Ile ich zrobiłeś?
Stoner uniósłby oczy ku niebu, gdyby nie to, że bacznie obserwował okolicę.
- Dużo.
Lakoniczność Stonera jakoś nie powstrzymywała Sama. Może bał się, ze gdy tylko on zamilknie, to jego pasażer i ochrona, dwa w jednym, zaśnie. I oczywiście wtedy zdarzy się nie wiadomo co - trzęsienie ziemi, gradobicie, napad - a ochrona nie zareaguje.
- Często wyruszasz w trasę?
W tym wypadku Stoner ograniczył się do krótkiego "Yhm".

Sam mówił i mówił, a Stoner udawał, że słucha, z rzadka udzielając bardzo krótkich odpowiedzi, co jednak w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało jego rozmówcy, który gadał jak nakręcony.



Podróż przez bezdroża wcale nie jest taka niebezpieczna, jak to się wydaje mieszczuchom - tym, co nie wystawiją nosa poza bezpieczne mury miast czy obozów.
Głodni, wbrew licznym opowieściom, nie czają się za każdym drzewem i za każdą zaspą, zaś plotki o liczących setki osób hordach, przemierzajacych pustkowia i atakujących wszystko, co się rusza, można było śmiało wrzucić między bajki.
Mimo tego zdarza się od czasu do czasu, że na drodze wędrowca pojawi się ktoś mniej przyjaźnie nastawiony. Jeśli nie da się go ominąć, to należy go wyeliminować.
Z tym ostatnim akurat Stoner nie miał najmniejszych problemów. Niektórzy mówili, że raczej ma problemy z omijaniem...
Stoner nigdy nie zaprzeczał.

Dobry Głodny to martwy Głodny, bowiem każdy kto uległ Głodowi, był niebezpieczny. Każdy zarażony prędzej czy później zaczynał zabijać. Gdyby Głodni załatwiali to we własnym gronie... Niestety (według Stonera) tak dobrze nie było.
On sam, zanim dotarł do Arkadii, widział dostatecznie dużo, by mieć o Głodnych jak najgorsze zdanie. A od tamtej pory nie miał jakoś okazji, by to złe zdanie zmienić.
Najgorsze było to, że na pierwszy rzut oka trudno było odróżnić Głodnego od Czystego, no chyba że organizm był wyniszczony nałogiem. Krążyły co prawda plotki o przenośnych analizatorach, sprawdzających obecność notyny w wydychanym powietrzu, ale takiego Stoner jeszcze nie widział.


- Gdzie się zatrzymamy? - kolejne pytanie przerwało rozmyślania Stonera.
Tym razem zdecydował się odpowiedzieć, chociaż był pewien, ze smarkacz musiał na kursie zdobyć podstawy choćby wiedzy.
- Jedziemy dopóki widzimy drogę - wyjaśnił jak dziecku. - Nigdy nie zatrzymujemy się w tych samych miejscach. Ci, co tak robili, już nie jeżdżą.
- Wąchają kwiatki od korzonków - uprzedził kolejne pytanie.
- Kwiatki? Aha... Rozumiem.
Na moment zapanowała cisza.
Niestety, nic nie trwało wiecznie.


Noc upłynęła spokojnie, podobnie jak kolejna. Nikt ani nic większego od królika nie usiłowało się przedostać przez rozstawioną wokół obozowiska sieć czujników.
Gdy w końcu dotarli do Arkadii, mieli za sobą zmianę koła, dwukrotne wykopywanie samochodu z zaspy i jedną poważną dziurę w moście, którą tymczasowo załatali deskami, wiezionymi w tym właśnie celu na dachu ciężarówki.

Gdy wreszcie brama zamknęła się za ciężarówką Stoner skinięciem głowy powitał strażników, podetkał przepustkę pod nos Oresta, podał Maggie rękę, by strażniczka przeprowadziła test notynowy, po czym rzucił krótkie "jedziemy" do Sama, który najwyraźniej uznał, że w tym miejscu czas płynie inaczej.

Kolejna brama, kolejni strażnicy, ponowna kontrola przepustek. Trochę męczące, ale Stoner potrafił zrozumieć te utrudnienia. Głodnym można było wiele zarzucić, ale Czyści również do aniołków nie należeli. Przynajmniej wielu z nich, o czym Stoner mógłby osobiście zaświadczyć (gdyby go kto o to spytał).
W końcu przekazał ciężarówkę (i jej kierowcę) w odpowiednie ręce, po czym poszedł się przebrać, po drodze witając się z nielicznymi znajomymi.
Tacy jak on, ci, co jeździli jako ochrona konwojów lub kurierzy, zwani przez niektórych szaleńcami albo samobójcami, mieli w dzielnicy magazynów swoją "siedzibę" - miejsce w podziemiach, gdzie przebierali się, zostawiali broń, rzeczy przydatne w podróży. Tam też, podczas - nie da się ukryć - nielicznych spotkań, można się było wymienić informacjami na temat warunków podróży, po te wszak co chwila się zmieniały.


Slumsy miejscem zbyt bezpiecznym nie były. I chociaż teoretycznie wszelka broń - od noży po karabiny - była zakazana, to pomysłowość ludzka była nieograniczona.
Stoner, chociaż na siłę i sprawność swych dłoni nie narzekał, również korzystał z różnorakich narzędzi, które służyły do obrony. Gdy więc zamknął w swej szafie karabin i rewolwer, zabrał sporządzone przez siebie nunczako. Co prawda już od dawna żaden z okolicznych watażków go nie zaczepiał, ale pamięć ludzka była ulotna i nigdy nie było wiadomo, czy któryś z młodych zarozumialców nie zechce zdobyć sławy i chwały...

O swój pokój Stoner nie dbał w najmniejszym stopniu. Jedynym elementem świadczącym o tym, że mieszkaniec tego lokum, dumnie i z przesadą zwanego mieszkaniem, jest żywym człowiekiem, a nie fantomem, był stojący na parapecie kaktus - jedyna roślinka, która mogła przerwać tygodniowe nieobecności lokatora. I która nie stanowiła żadnej pokusy dla ewentualnych włamywaczy.
Stoner otworzył na chwilę okno, podlał roślinkę, upichcił coś z przyniesionych zapasów, po czym położył się na mającym swoje lata tapczanie. Co prawda stać go było na lepszy, ale taki wydatek zdał się Stonerowi wyrzuceniem pieniędzy. Wszak można je było wydać na coś lepszego. Na przykład kamizelkę kuloodporną albo porządny paralizator...


Od skomplikowanego zajęcia, jakim było wpatrywanie się w sufit, oderwało Stonera stukanie do drzwi.
- Pan Stoner Ruger? - Mimo potwierdzającej odpowiedzi posłaniec porównał fizys gospodarza z trzymanym w ręku zdjęciem, po czym wręczył Stonerowi kopertę. - Wezwanie do Rady - rzucił jeszcze, nim zamknęły się za nim drzwi.
Stoner dokładnie obejrzał opatrzone pieczątkami papiery.
Jedna przepustka, druga. Wyglądały na autentyczne.
Czego, na demony, chcieli?
Cóż... z pewnością mu powiedzą.
 
Kerm jest offline