Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2015, 00:43   #20
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
21 stycznia, 2015

Adam Berevand
Ostatnie noce były więcej niż niezwykłe. Były szalone.
Człowiek który wprowadził go w świat wampirów, naobiecywał przeprowadzić za rękę przez te niebezpieczne wody - zniknął jak dobry sen. Jedyny znany mu adres który w ogóle wiązał go z światem tych krwiożerczych istot był adresem biura księżnej. Strzępki informacji które zdążył wydusić z tamtego człowieka szkicowały hierarchię zwodniczo podobną do osławionej mafii z jego rodzinnego kraju - a ta kobieta była na czele. Bez jej zgody nie można było działać na jej terenie.

Wbrew oczekiwaniom, zgodę otrzymał. Widział haczyki w umowie którą zawarli - były bolesne, ale w jego sytuacji akceptowalne. Jeden ze sług księżnej spędził z nim kolejną dobę, oceniając jego samokontrolę. A wieczorem...
Wieczorem zadzwonił obiecany telefon.

- Carolina Diaz zaprasza na spotkanie u siebie za godzinę. Wielkim nietaktem byłoby spóźnienie się. Czekamy -

Stephen Herman, Matthew Welsh
Pomimo właśnie zakończonego spotkania wyglądał na absolutnie trzeźwego - coś co wcale nie było dla niego normą.
- Po co, Matthwew? Dla zdobycia przewagi w wyborach. Są kluczowe dla sytuacji w kolejnych latach. To ta oczywista część. Ciekawszym pytaniem jest kto miałby tą przewagę zdobyć i jak - uśmiechnął się kiedy obaj "młodzieńcy" zauważyli jedną szczególną karteczkę przy stole. W końcu wybrał ich, między innymi, ze względu na ich ponadprzeciętną, nie, wybitną, spostrzegawczość.
- Zgadza się, gościłem tu sénior Regalado, drugiego z kandydatów. I, na tyle na ile mogłem stwierdzić pomimo konieczności wyjazdu do księżnej, on sam nic o sprawie nie wiedział. Ale wróćmy do problemu - urwał temat...choć przekorny uśmiech wyraźnie mówił że wie jak wiele pytań mają jego podopieczni - W zamachu brał udział ktoś z nas, manipulując zamachowcem w nadnaturalny sposób. I, jak to zwykle przy sprawach tego kalibru, sprawę koncertowo zawalił. Zostawił ślady. Nagle sprawa z interesującej - w końcu leży nam na sercu przyszłość tego kraju - zmieniła się w żywotną. -

[***]

- Stephen. Słyszałeś coś w radiu, powiadasz. Prasa nic nie wie, agencje rządowe milczą...księżna osobiście tuszuje sprawę. Mamy więc trzy opcje: masz doskonałe dojścia, ktoś z primogenu niestarannie obchodził się z tą informacją lub kłamałeś żeby wywrzeć dobre wrażenie. Która jest tą prawdziwą? - pytanie było zadane lekkim tonem, ale sprawa była odrobinkę zbyt poważna na żarty

[***]

- Generał Trevis, Starszy naszego klanu i szeryf tej domeny, zażądał spotkania z nami - tym ton był poważny; zwykle odniesieniom do generała towarzyszyła co najmniej lekka kpina - To jego prawo, a w takiej sytuacji i obowiązek. Co więcej, spodziewam się że będzie oczekiwał pomocy w śledztwie. Kogoś kto bystrym okiem i lotnym umysłem oceni sytuację...a wie, że nie potrafi odsiać kłamstwa od prawdy z moich ust. W takim razie, będzie to jeden z was. Na koń panowie, na koń. Zmitrężyliśmy tu już dość czasu rozmawiając, czas przesunąć was nieco bliżej akcji. Port-of-Spain!-

Pablo Rael, Salvatore Hale

- Akolici, do mnie. Reszta, wynocha - głos Regenta przemiótł porządek w sali. Czarnoskóry mężczyzna pod 40stkę w marszu zrzucił jasną marynarkę - młodzi Tremere pierwszy raz widzieli swojego mentora pod bronią - Gdzie jest Roger? - fakt że nikt nie był w stanie powiedzieć mu gdzie jest ostatni z akolitów wcale nie poprawił mu humoru - Krótko, bo sytuacja jest taka że sam będę musiał do niej siąść - co, jak już zdążyli się przekonać, było synonimem "high risk-high gain" - Ktoś przeprowadził zamach na prezydenta. Nie był to żaden Tremere. Będzie śledztwo, a my mamy unikalne środki do jego prowadzenia. Wiem że żaden z was nawet nie miał możliwości tego zrobić, - cóż, jako akolici pierwszego kręgu mieli drastycznie ograniczone swobody - więc możemy pominąć przesłuchanie. Tak więc...Rael, przysięga Tremere i Tradycje! Hale, prawa i obowiązki akolitów drugiego kręgu! - znienacka wyrwał ich do odpowiedzi jak studentów na swoich wykładach. Choć ton wyraźnie mówił że to nie rutynowe maglowanie - od klasy ich odpowiedzi coś zależało, i było to coś dużego.
[***]

- Oprócz waszego awansu do drugiego kręgu, dla ułatwienia działań na rzecz Klanu Tremere, oficjalnie zezwalam wam na kontakty z wampirami innych klanów bez wcześniejszych uzgodnień. Zarządca Fiora wie o waszych zadaniach i udostępni wam potrzebne komponenty do ewentualnych rytuałów. - szybko przeszedł przez sprawy formalne.
- Akolita Rael, zgłosisz się do akolitki Bryan, wprowadzi cię do zespołu śledczego organizowanego przez szeryfa Trevisa. Godnie reprezentuj Klan Tremere, wspomagaj śledztwo i zbieraj wszystkie możliwe dane o swoich współpracownikach. Akolita Salvatore, także zgłosisz się do akolitki Bryan - przez ułamek sekundy Hale zobaczył w oczach regenta coś złowieszczego - i będziecie współpracować wyciskając ile tylko się da z tropu który znalazła. Na ulicach, bez wsparcia, najlepiej dyskretnie. Obaj meldujecie co godzinę, telefonicznie. Wszystko jasne? -

David Akerman

- David, mój as w rękawie - żarty generała może nie były najwyższych lotów, ale przynajmniej próbował - Powiedz mi, próbowałeś może ostatnio zabić prezydenta? - drapieżne spojrzenie które Akerman napotkał wybiło go z tropu na tyle że odruchowo zaprzeczył - Jeden problem z głowy, doskonale. Jedzie tu Dwerryhouse z swoimi pupilkami, będą mi wciskać kit że nie mają pojęcia o czym do nich mówię. Plan jest taki: zrobię z was zespół, a ty będziesz w nim bo stary Neema ci kazał. Masz oko do ludzi, wyciągnij z nich co się da. Dla twojej i mojej korzyści - szeryf pomimo swojego wieku wciąż lubił bezpośrednie podejście - coś co można było lubieć. Po chwili zauważył spojrzenie rozmówcy - Któryś z wampirów dokonał zamachu na prezydenta Carmonę, każdy Starszy sprząta w swoim domu, ale i puszczamy kilka grup śledczych z mniej podejrzanych osobników. Grupa Bryan, wasza i Andrew. - najwyraźniej wysoko cenił wiedzę Davida; niesłusznie, bo z wymienionych kojarzył on tylko innych Ventrue i dr Bryan, prawą rękę generała - To twój pierwszy karnawał z innymi wampirami, wiem o tym. Zbuduj sobie markę, będzie nam potrzebna w kolejnym kroku - wskazał na skrzynkę w rogu, jakby była związana z tematem. I była, w środku oprócz dokumentów identyfikujących go jako oficera żarmanderii, dwustronicowe who-is-who opisujące wampiry w mieście. Z odręczną notatką "spal zanim wejdą".

David Wheatstone

Nagłe przerzucanie funduszy wywołało uzasadnioną panikę; rada nadzorcza natychmiast poprosiła o wyjaśnienia. Na szczęście protokół w tych kwestiach był dość luźny, więc David miał jakiś tydzień na znalezienie obejścia problemu.



W słuchawce zdążył tylko usłyszeć oburzone "Kto...?" zanim się rozłączył. Andrew Norton, przynajmniej według listy.
Drugi, Adam Berevand, odebrał i nawet zdążył odrzucić ripostę.

Neema Akabi, Alexandra Martinez
Może mimo wszystko docenili kunszt gestu, a może po prostu uznali ją za zbyt kłopotliwą - w każdym razie obaj zniknęli jak sen złoty, zostawiając ulicę Panka nieco cichszą.
Chwilę później na miejsce przybył jej mentor - i miał jej coś do przekazania. Choćby zalecenie szeryfa aby każdy klan, oprócz szukania zdrajcy wśród siebie, przyczynił się do wspólnego śledztwa.

Carolina Diaz, David Whetstone, Leon Bouchard, Devon Ravens, Adam Berevand

Nagłe zebranie klanu Torreador miało nadzwyczajną frekwencję; spośród ósemki członków klanu formalnie podlegających Starszej nikt go nie zignorował, a piątka wręcz była osobiście obecna.
Jak można się było spodziewać, archont Teg nie mógł się pojawić, zajęty sprawami Camarilli w Kanadzie - niemniej przekazał więcej niż godne ubolewanie z tego tytułu i obiecał przy najbliższej okazji "dać dowód szacunku". Drugą nieobecną osobą była Isobel Donovan; najmłodsza wampirzyca w mieście...z jakichś powodów pod opieką Starszego Malkavian, Kasadiana Vogue - coś co z całą pewnością było dyskusyjną polityką księżnej. Może była to równowaga dla Devona w rękach Caroliny...a może odwrotnie.

- Pani Klanu i tej domeny, witam cię - Andrew, jak zwykle, sztywno trzymał się etykiety. Czego innego można spodziewać się po młodym człowieku który i za życia, i po śmierci kurczowo trzymał się zabytków? - I przybywam na twoje wezwanie. Mój pachołek odebrał je od twojego nieledwie godzinę temu, ale nawet to nie zdołało mnie powstrzymać. - rozejrzał się z ciekawością po zebranych - o ile znał już samo lokum, to ostatnie poluzowanie regulacji potomstwa obrodziło czterema nowymi twarzami przy stole.

Devon Ravens
Andrew, ten stary-młody człowiek który ledwo zmieścił się w wyznaczonym czasie. Skąpany w bladym pomarańczu, jakby ktoś sprał wizytówkę banku i wstawił go na to tło.
Z całą pewnością nie spodziewał się tylu osób na spotkaniu, ale też wyraźnie kogoś szukał, jakby chciał dopasować do kogoś coś co wie.


Kasadian Vogue, Lisa Langdon, Isobel Donovan
"El Cerro del Aripo" zajmowało znaczną część molo. Klub był rozpalcelowany w tuzinie magazynów, na kilku jachtach i w odrestaurowanym, olbrzymim zbiorniku paliwa. W myśl zasady "każdemu według potrzeb" poszczególne obiekty były dość zróżnicowane w ... możliwościach. Znalezienie kogoś w tym kompleksie było niemal niemożliwe - tak więc "markiza" Harriet czekała na gości na nabrzeżu, tuż obok pierwszego z statków. Wysunęła się z cienia, wychodząc naprzeciw przybyszom.
- Starszy Kasadianie, witam cię w moim domu - formalny ukłon może i był daleki od elegancji której próbował ją nauczyć, ale przynajmniej szczery. Podnosząc się dodała - Jak i witam twoje towarzyszki, kimkolwiek by nie były - jeżeli są twoimi gośćmi, tego wieczoru są także moimi - czyli zorientowała się już że obie były spokrewnione, choć wciąż szukała czegoś na twarzy Lisy. Szybko jednak wyszła z sztywnej formy - Nawet niewielu z gości "El Cerro" może pochwalić takimi podbojami jak ty, Kasadianie - dodała z dziwną nutą w swoim ciepłym głosie; przyganą ...albo zazdrością - Liso Langdon, poznaję cię, słodka laleczko tego kraju. Widzę cię każdej nocy o kilka razy za dużo - kobieta o licznych zmarszczkach i zapracowanych dłoniach obróciła się w końcu do Isobel - A ty, trzecia w parze, kim jesteś? - zazwyczaj praktyczna i bezpośrednia Harriet wyraźnie unikała bezpośredniego pytania o przyczynę ich nagłego przybycia; może nie chciała rozmawiać w tym miejscu, a może w tym czasie.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 03-11-2015 o 11:58.
TomBurgle jest offline