Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2015, 13:50   #7
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Budynku, w którym mieściła się oficjalna siedziba rady, nie dało się przegapić. Wysoki, szklany blok, który miał za zadanie pokazać wszystkim, że Czyści się nie ugną, że trwają i trwać będą bez względu na to, co działo się za murami. Opinia ta niewiele jednak miała wspólnego z faktami. Dla większości mieszkańców był to tylko niepotrzebny i kompletnie zbędny pokaz czegoś, co ma podstawę domku z kart.

Każdy mieszkaniec Arkadii przynajmniej raz musiał przekroczyć jego próg. To właśnie tu wydawano zezwolenia na pobyt w mieście, pobierano próbki DNA, skanowano siatkówki i odciski palców. Tu także znajdowały się siedziby przewodniczących każdego z sektorów.

Ruch przy wejściu panował znaczny, jednak nie było w nim znamion chaosu. Nad wszystkim bowiem czuwały jednostki specjalne, rozlokowane w strategicznych miejscach, pod bronią i z nakazem jej użycia w razie kłopotów. To, że takie przypadki miały miejsce w przeszłości, było wiadome każdemu. Rada nie kryła się ze swoją bezwzględnością w przestrzeganiu zasad. Można by wręcz rzec, że była z tego dumna i od czasu do czasu lubiła o tym przypomnieć tym, którzy na moment zapomnieli o świecie, w którym przyszło im żyć.

Grupa, która została wezwana tego wieczoru, każdy z osobna i w różnym czasie, została odesłana do windy, która obsługiwana była przez uzbrojonego strażnika. Nikt bez odpowiednio wysokich uprawnień nie miał prawa się w niej znaleźć. Najwyraźniej jednak im te uprawnienia wydano, gdyż bez żadnych problemów pozwolono im przekroczyć próg windy i zjechać nią na poziom 5G.

5G. Poziom podziemny, jeden z dziewięciu. Szare korytarze, chłodne, niebieskie światło, szeregi na głucho zamkniętych drzwi. Niektórzy, ci co nieco bliżej władzy miasta się znajdowali, wiedzieli, że był to ostatni poziom, na który wpuszczani byli cywile. Co kryło się na niższych? O tym wiedzieli tylko ci, którzy siedzieli głęboko w tajnych operacjach.





Sala, do której każdy z wezwanej piątki został zaprowadzony, ostro gryzła się z rzeczywistością, w której żyli. Eleganckie wnętrze, gustowne oświetlenie, skórzane fotele. Nawet na delikatny, artystyczny akcent nie zabrakło w niej miejsca.

Jedyną osobą, która czekała na ich przybycie, był wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o krótko przyciętych, ciemnych włosach i ledwie widocznym, jednodniowym zarostem.



Gdy wszyscy się zebrali, a rzec należało, iż czasu nieco niektórym to zajęło, dołączył do nich Meral, w towarzystwie Beri. Generał zatrzymał się na chwilę by zmierzyć wzrokiem ową grupę, na barki której miał zrzucić niepewne i zdecydowanie mogące zakończyć się ich śmiercią, zadanie. Jego mina jasno świadczyła o tym, że wcale nie jest tym, co ujrzał, zadowolony.
- No dobrze - westchnął podchodząc do fotela u szczytu stołu i siadając na nim. - Nie mamy czasu więc przejdę od razu do rzeczy. Panno Takino?
Beri, która w międzyczasie zaczęła bawić się klawiaturą laptopa, skinęła głową. Ekran za nią obudził się do życia, pokazując mapę Kanady oraz Stanów Zjednoczonych, upstrzoną niebieskimi i czerwonymi punktami. Tych drugich było znacznie więcej i zajmowały niemal każde większe miasto obu krajów.
- Tak się sytuacja przedstawia na dzień dzisiejszy. Nasze przyczółki istnieją, jednak ich liczba spada z każdym dniem. Głód i ci, którzy dbają by miał się dobrze, są liczniejsi, nieraz też lepiej uzbrojeni. Ich działania nie są co prawda zbytnio zorganizowane, jednak sama siła wystarcza byśmy tracili ludzi.
Przerwał, skinął głową, w odpowiedzi na co na ekranie pojawiło się zbliżenie na stan Alabama, konkretnie zaś na Montgomery. Czerwona kropka w samym centrum miasta niemal nie pozwalała na dostrzeżenie małego, zielonego punktu o nazwie Hope Hull.
- Dostaliśmy informację, która skłoniła nas do wybrania grupy odpowiednio przygotowanych osobników. - Zakreślił dłonią koło, obejmując nim zebranych. - Waszym zadaniem będzie dotrzeć do Hope Hull. W mieście znajduje się laboratorium, w którym pracował profesor Self, twórca notyny. Wierzymy, że przed swoją śmiercią zdołał stworzyć lek, który da nam szansę wygrania tej wojny. Jak sami widzicie, wasze zadanie do łatwych należeć nie będzie, jednak w razie jego powodzenia…
Zamilkł, pozwalając by sami doszli do możliwych skutków, jakimi zaowocowołaby owa niespodziewana misja, gdyby im się udało.
- Szczegóły misji otrzymacie jutro rano, wtedy też wyruszycie. Zarówno Takino jak i Sander będą wam towarzyszyć.
- Lucy Lakis, generale
- przerwała mu Beri, najwyraźniej nie dbająca zbytnio o konsekwencję takiego czynu. Konsekwencje, które najwyraźniej miały zostać odłożone w czasie lub zwyczajnie nie zaistnieć.
- Tak… Oraz Lakis - potwierdził. - Macie noc na pożegnanie się z bliskimi. Dobrze wykorzystajcie ten czas - dodał, podnosząc się z fotela.
- Pytania możecie kierować do Takino i Sandera. Czas jednak płynie, a nie macie go zbyt wiele. Oczekuję, że dacie z siebie wszystko i wykonacie powierzone wam zadanie. - Nieme “albo zginiecie próbując” zawisło w powietrzu. Marel skinął jeszcze głową, po czym z krótki “obowiązki wzywają” opuścił pokój.
Bez wątpienia, mimo iż nie zostało to wypowiedziane na głos, wyboru im nie dano. Czy się zgodzą czy też nie, czekał na nich świat za murem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline