Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2015, 22:10   #26
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Druga po Tobie, kochany? - spytała Lisa wyniośle i prychnęła z pogardą. Druga? To tak, jakby była już nikim. Blondynka straciła całkowity szacunek do tej kobiety, a tym bardziej biorąc pod uwagę, że była kobietą.
Odepchnęła się tyłkiem od biurko i ze stukotem swych nieśmiertelnych jak ona obcasów, podeszła do Kasadiana, a podczas tej krótkiej chwili, jej biodra zakołysały się hipnotyzująco.

- Druga, to tak, jakby żadna - skomentowała krótko po czym jej ton głosu zmienił się znowu na słodziutki - Musimy z Tobą jechać? To znaczy, czy Ty w ogóle musisz jechać? Nie możemy sobie tutaj zostać, sami? - spytała, ale jego spojrzenie było wystarczającą odpowiedzią. Jak zwykle odsunął się od niej, by nie dać się zmanipulować jej dotykiem. Zawsze pchała te swoje smukłe łapki w jego kierunku, a on nic sobie z tego nie robił, czym ją złościł. Wolał więc dać krok w innym kierunku, by nie musieć znowu uspokajać Lisy.

Blondynka jak zwykle była niezadowolona, bowiem co by ją zadowoliło? Chyba tylko uwielbienie wśród tłumów, to by był raj i marzenie. Bez pytania i pozwolenia udała się do siebie, by wygrzebać z szafy jakąś kreację na ten wieczór. Co by pasowało najbardziej? Chyba coś oficjalnego.
Wyciągając czerwoną suknię, zamyśliła się z uśmiechem na twarzy. To w niej po raz pierwszy udała się na polowanie, najadła się do syta i ponownie mogła korzystać z mocy poprawiania wampirzego wyglądu. Mogła być piękna, zawsze.

Lisa miota się po willi. Kasadian nie pojawił się od dwóch nocy, wcześniej zamykając ją w jednym ze skrzydeł willi. Skrzydło to było "podejrzanie" podobne do więzienia. Okna były małe, zakratowane, drzwi grube z wieloma metalowymi klamrami.
Lisa z jednej strony była wdzięczna Kasadianowi, że ją tutaj zamknął, a z drugiej miała mu to za złe. Chciała wszędzie z nim być i by on był z nią, nie rozumiała, czemu on teraz tego nie chce. Przecież ją chciał, chciał by była razem z nim i dzieliła to życie. Życie w nieżyciu, które blondynce póki co przysporzyło więcej smutków niż radości. Przez dwie, samotne doby Lisa dużo myślała. Mimo, iż starała się skupiać na rzeczach pozytywnych, wciąż przed oczami miała małą dziewczynkę, litry krwi na białej pościeli, na własnych rękach i ubraniu. Usprawiedliwiała się myślami o tym, że to dziecko musiało być chore, umierające i bezdomne. Pewnie nie miało rodziców i być może taki los był dla niego ulgą.
- Muszę zapomnieć. - mówiła do samej siebie, bo nikogo innego tutaj nie miała. Zniknięcie ze świata żywych na pewno nie obeszło świata, jej myśli mieszały się, raz o karierze, innym razem o zabijaniu niewinnych istot. Szukała po pokojach książek, które oczyściłyby jej poczucie winy. Religijnych, mitycznych, o legendach, opowieści o tym, że nie ma ludzi niewinnych. W ostateczności sięgała po książki o zwierzętach. Na nieszczęście, ich treść najbardziej pasowała.
Lalka próbowała z początku żyć za dnia, robić sobie kawę, jeść, wszystko jak zawsze. Mimo to, nigdy nie spożyła tego, co zrobiła, a same poranki były dla niej męczące, senne i nużące.
Tylko raz, ponieważ nigdy już później nie powtórzyła swojego błędu, kiedy o świcie weszła do kuchni, poczuła się niezwykle dziwnie. Lekkie, poranne, słoneczne przebicia przez kotarę, które Lisa dostrzegła przekraczając próg, sprawiły, że młoda wampirzyca krzyknęła z przerażenia. Kobieta rzuciła się w szaleńczym szale w tył, chwytając wszystko co miała pod ręką i rzucając krzesłami w źródło, które sprawiało jej krzywdę, mimo, iż póki co blondynka nie czuła jej fizycznie. Jej psychika miała ochotę najpierw zamordować ukrywające się za grubymi zasłonami światło słoneczne, a potem uciec jak najszybciej. Żabki karniszy pomału puszczały zasłonę, kiedy uderzały w nią garnki i połamane kawałki mebli, a słupy światła poczęły otaczać sufit kuchni. Kiedy Lisa zdemolowała znaczną część pomieszczenia, intuicyjnie wyczuła, że nie wygra ze wschodem słońca. Wybiegła z pokoju uciekając do sypialni i chowając się pod kołdrą. Cała roztrzęsiona, zasnęła i tam też spędziła cały dzień.
Kiedy nocą się obudziła, czuła się znacznie lepiej. Wyjrzała spod kołdry jakby przestraszona, nieśmiało spoglądając na wystrój sypialni.
W tej części willi było cicho i spokojnie. Lisa czuła jakąś dziwną pustkę wewnątrz swojego ciała, obawiała się tego. Podobne uczucie towarzyszyło jej, gdy zabiła tę małą dziewczynkę… Słodka kruszynka, napawała ją wstrętem do samej siebie.
- Znowu to samo… - zamarudziła ze zrezygnowaniem i wypełzła spod kołdry. Udała się do kuchni, która po dniu wyglądała jak składowisko starych mebli. Zniszczonych w dodatku. Westchnęła smutno i podeszła do okna. Za szybami dojrzała piękny księżyc i cudowną noc. Chciałaby wyjść teraz, pokazać się światu. Nie wiedząc co ze sobą robić, postanowiła przypiąć ponownie zasłony i nigdy więcej nie próbować dotykać kotar. Nigdy.
Nie mogła się doczekać powrotu Kasadiana.
Malkavian pojawił się niespodziewanie, Lisa z racji braku zajęcia poszła do biblioteki, a tam na jednym z foteli siedział jej stwórca przeglądając karty starej księgi która zdaniem Lalki była zapewne napisana łaciną. Widzą, że jego podopieczna weszła do pomieszczenia odłożył ją na stolik i spojrzał w stronę swojej podopiecznej twarzą ukrytą pod kolejną maską.
- Witaj moja piękna - powiedział wstając z fotela.
Lisa poczuła radość i ulgę, widząc mężczyznę, jednak jej buźka naburmuszyła się, a gestykulacja kobiety sugerowała, że była obrażona.
- Zostawiłeś mnie samą. – zamarudziła teatralnie, podchodząc do niego blisko. Miała ochotę się wtulić w jego przyjemne, męskie ciało, jednak nie mogła tego zrobić. Według niej, to on powinien pierwszy pokazać, jak bardzo jest dla niego ważna.
- Nie złość się córko - powiedział i delikatnie dotknął włosów potomkini, w jego głosie nie było jednak przepraszających tonów - każdy z nas gdy przechodzi do naszego świata, musi poznać kim jest, a to można wykonać tylko samemu. - mówił dalej patrząc na młodą spokrewnioną.
- Powiedz mi, jak się teraz czujesz moja droga.
Lalka strąciła jego rękę ze swoich włosów.
- Nie chcę być Twoją córką, Kasadianie. – oznajmiła stanowczo i spojrzała w jego oczy, bo tylko to mogła dostrzec zza maski. Wyciągnęła dłoń w stronę jego twarzy, ale nie z zamiarem ściągnięcia maski, a dotknięcia jej na policzku.
- Teraz dobrze. – odpowiedziała grzecznie, a na jej ustach wykwitł słodki, czuły uśmiech - Bez Ciebie bardzo źle.
Kasadian zatrzymał jej rękę nim zdołała dotknąć jego twarzy i sprowadził ją w dół.
- Cieszy mnie, że to słyszę - powiedział i wrócił na swój fotel wskazując Lisie drugi - ale nie o to pytałem - mówił dalej bez żalu czy rozdrażnienia w głosie - jest to twoja trzecia noc od ostatniego pocałunku, co czujesz ?
Kobieta z nietęgą miną usiadła ostentacyjnie na wskazanym fotelu i założyła ręce krzyżem na piersiach. Znowu wyglądała na obrażoną, choć tym razem nie takie miała odczucia. Tym razem nic nie udawała
- Nie mogę powiedzieć, bym była w pełni zadowolona. - odparła szczerze biznesowym tonem, jakby przeprowadzała rozmowę z własnym menedżerem.
- Miałam być cudowna, wspaniała, piękna… A nie się ukrywać przed światem. Poza tym… - przerwała na chwilę i zaczęła bawić się paznokciami - Znowu męczy mnie to uczucie, które przypomina mi o tym dziecku. A ja nie chcę ponownie tego przeżywać. Wolę już być tutaj zamknięta na zawsze. - dokończyła patrząc w podłogę i nie zaszczycając mężczyzny swoim spojrzeniem.
- W ogóle żaden to pocałunek, według mojego słownika - skwitowała zmieniając szybko temat, gdyż tamten nie przypadł jej do gustu i dopiero teraz powróciła wzrokiem do oczu mężczyzny.
- Pamiętasz prawda jak mówiłem ci, że jesteśmy niczym wilki wśród owiec prawda - zaczął starszy Malkavian i przerwał aż zobaczył skinienie głowy swej rozmówczyni - ale czy czujesz się wilkiem moja piękna, czy czujesz teraz rozrywający głód, pragnienie którego nie da się opanować ? Nie, wiem, że nie. Ale jeżeli pozostaniesz tutaj ten głód powróci, a wtedy nawet ja cię nie powstrzymam, są jednak inne sposoby. - powiedział i znów zrobił pauzę i pozwolił jej zadać pytania.
Lisa niespiesznie i z gracją wstała z fotela. Zrobiła kilka kroków, roznosząc odgłos stukotu swoich obcasów, który w milczeniu był niezwykle wyraźny. W końcu stanęła na wprost Kasadiana lustrując go wzrokiem z góry.
- Jakie sposoby? - spytała szybko bez cienia uśmiechu.
- Istnieję już od ponad dwóch stuleci - zaczął Vouge absolutnie nie przejmując się faktem, że jego uczennica patrzy na niego z góry - a w ciągu tego czasu zabiłem dla krwi ledwie kilka razy. Z czego znaczną większość w pierwszych latach mego istnienia gdy bez Mentora kroczyłem przez noc. - mówił a jego oczy świdrowały Lisę - Żywimy się krwią ludzi Moja droga, od tego nie ma ucieczki ale nie pożądamy jej dla jakichś konkretnych białek, nie potrzebujemy żelaza ani hemoglobiny. Ale potrzebujemy Vitae siły życiowej innych by przedłużyć naszą egzystencje i niczym demony z powieści nie musimy brać wszystkiego. Tego cię właśnie dziś nauczę moja droga. Polowania, tego jak zwabić ofiarę, i jak się nią pożywić w taki sposób, by nie zginęła ona i by nie naruszyć najważniejszego z naszych praw, Maskarady.
Na buzi Lalki zagościł subtelny uśmiech, który po chwili przerodził się w wyraźnie widoczną radość i ulgę. Kasadian mógł mieć pewność, co do prawdziwości tych emocji.
- Naprawdę? - spytała zupełnie retorycznie i nachyliła się nad mężczyzną by zrównać poziom ich spojrzeń. - Bardzo bym tego chciała. - szepnęła kuszącym tonem głosu i pamiętając, że wampir nie chce by dotykać jego maski, położyła dłoń na jego ramieniu i przesunęła ją w kierunku szyi, by ją pogładzić. Nigdzie nie jednak nie mogła wyczuć delikatności jego skóry, co sprawiło, że lekko się zawiodła.
- Mogę usiąść? - spytała krótko.
Kasadian nie zareagował na pieszczotę kobiety i nie dał się wieść jej grom jego dłoń wysunęła się w jej stronę i już gdy myślała, że ją obejmie zatrzymała się i Lisa uświadomiła sobie, że Wampir wskazał jej na powrót fotel z którego przed chwilą wstała, a gdy ta naburmuszona wróciła na niego zapytał.
- Powiedz mi piękna, czy domyślasz się czym jest Maskarada ?
Oczywiście, że Lisa była zła. W końcu nie mogła mieć tego, co chciała, a to zawsze sprawiało, że się złościła. Nie powodowało jednak to w niej nadmiaru agresji, a po prostu pokazywała, jak bardzo się obraziła, a jej niechęć do wszystkiego, przypominała momentami fochy dziecka. Choć sama kobieta uważała, że jest ponad to.
- Balem przebierańców - prychnęła niezadowolona, takim tonem głosu, jakby chciała ukarać Kasadiana - Zapewne jest to jakaś gra pozorów. Z takimi błahostkami nie będę miała najmniejszych problemów - uniosła się arogancko i westchnęła teatralnie. Aż nad wyraz, co dało się zauważyć bez specjalnego wysiłku. Założyła nogę na nogę, a jej buzia naburmuszyła się jeszcze bardziej, jakby chciała coś powiedzieć, ale powstrzymywała się. x
- Cudownie - odparł Kasadian jednakże jego ton pozostał spokojny - rozumiem więc, że twój Menager nie szuka cię teraz po mieście i nie dobija się do twego mieszkania bo zniknęłaś ze świata żywych na trzy dni, nie dając znaku życia … - zakończył wiedząc dokładnie, że Lisa nic nie zrobiła w tym kierunku chociaż nie dało się tego wyczuć po tonie jego głosu - powiedz mi proszę jak to załatwiłaś - kontynuował, a jego ton nie wyrażał nic prócz delikatnej ciekawości.
- On przynajmniej się mną interesuje, nie to, co Ty! - wybuchnęła, gwałtownie powstając z fotela. Mało brakowało, ażeby jeszcze tupnęła nogą. To by był szczyt pokazu.
- Tylko ciągle się mnie ciepiesz i traktujesz jak kretynkę! To, że jestem blondynką, nie znaczy, że jestem bezgranicznie głupia i możesz tak ze mną postępować. - zeźliła się i odeszła parę kroków dalej, stając tyłem do wampira. Fuknęła jeszcze pod nosem i gapiła się w ścianę. Po niedługiej chwili strąciła ze stolika wazon, który z trzaskiem rozbił się o dębowy parkiet.

Wampir nie zareagował na nagły atak wściekłości, znał swą podopieczną zbyt dobrze by przejąć się czymś takim.
- Nigdy nie śmiał bym tak stwierdzić moja piękna, obserwowałem cię od ponad dekady czekając aż osiągniesz pełnię tego do czego może aspirować śmiertelniczka. Piękna niczym róża,niebezpieczna niczym kobra ale i przy tym niezwykle inteligentna jak na swój wiek. - mówił i pozwolił w tym zdaniu wkraść się między słowa odrobinie zachwytu. - Jednakże muszę ci pokazać czym jest Maskarada, to nie tylko gra pozorów to całe nowe życie, życie kłamstw i oszustw. Twoim managerem już się zajęłam. Czeka spokojnie na twój telefon bo jesteś w innym mieście na przesłuchaniu i będzie czekał w nieskończoność jeśli trzeba, ale resztę swego życia będziesz musiała ukrywać to, że jesteś jedną z nas Sama, bo chociaż stoimy ponad ludźmi są ich miliardy, a nas niewielu i mogli by nas przygnieść i zmiażdżyć samą masą swych ciał
Wciąż stała odwrócona do niego plecami i milczała. Jakoś ani jej się śniło odwracać, choć im dłużej go słuchała, tym bardziej się bała tego, że jak się odwróci, jego już tam nie będzie. Mimo wszystko jej duma nie pozwoliła na to, by się odwróciła czy też do niego podeszła, zamiast tego jednak, nieco spuściła z tonu.
- Życie kłamstw i oszustw - powtórzyła za nim i się zaśmiała krótko. - Mam nadzieję, że nie robisz tego w stosunku do mnie - dokończyła swoją myśl i przerzuciła oczami, jednak wciąż stała tak, jak poprzednio.
- Rozumiem, że musisz teraz o mnie dbać? Czy nie musisz? Bo niby mówisz, że od zawsze mnie chciałeś, a nagle się zachowujesz, jakby było inaczej. - powiedziała z żalem.
- Tak moja droga muszę, ale powiedz mi czy pragnęła byś bym zabrał cię na polowanie już pierwszej nocy po przemianie, nim zdołałaś poczuć czym jest wzbierający głód ? Poszła byś ze mną ?- w głosie Kasadiana słychać było, że nie skończył jeszcze czekał tylko na krótką odpowiedz “Nie” i On i Ona wiedzieli, że tak ona brzmi. Nie poszła by, nie wtedy gdy w pamięci wciąż miała suknie skąpaną we krwi.
- Pragnęłam innych rzeczy, ale i tego nie dostałam - skłamała, ponieważ wtedy nie chciała od niego zupełnie niczego. I mimo, iż na myśli miała swoje aktualne pragnienia, odpowiedziała według własnych reguł.
Nagle poczuła ze swoimi plecami obecność Kasadian, nie usłyszała jednak jak wstał z fotela ani przestąpił pokój, wrażenie było takie jakby pojawił się zaledwie krok za nią.
- Więc chodź teraz - powiedział krótko.
Jeszcze przez chwilę udawała, że się zastanawia nad tym, czy gdziekolwiek z nim pójść. Prawda jednak była taka, że czekała na niego dwie noce i nie chciała teraz by ją zostawił i znowu została sama.
- W porządku. - przytaknęła w końcu i odwróciła się przodem do wampira, jednak tym razem nie pochwyciła go za rękę, jak zrobiła to ostatnio.
- Wyjdziemy więc za 30 min moja piękna, przygotuj się jak uważasz za stosowne spotkamy się przy wejściu do tego skrzydła - powiedział i zapraszającym gestem wskazał jej drzwi prowadzące na powrót na korytarz. Część jej rzeczy dostarczył tu już pierwszej nocy więc choć wybór był ograniczony, było z czego wybierać.
Kiwnęła twierdząco głową i w milczeniu udała się do siebie. Trzydzieści minut to nie było zbyt wiele czasu, w dodatku nie miała tutaj swojej stylistki i kosmetyczki, ale skąd facet mógł wiedzieć, że ona tak żyje. Westchnęła posępnie i doceniła jego starania, krocząc przez korytarz niczym księżniczka, zupełnie jakby zasłużyła na czerwony dywan.
- Polowanie… Łowy… - mruczała sama do siebie stojąc na wprost szafy w samej bieliźnie i zastanawiając się. Głupia była, że nie spytała na czym dokładnie to polega, czy będą biec jak dzikie wiewiórki za orzechem, strzelać z łuku jak myśliwy, czy jeszcze coś innego? Cóż, Lisa wolała sugerować się swoim ulubionym filmem o wampirach, którego tytuł brzmiał “Wywiad z wampirem” i dlatego też w jej głowie zakwitł obraz wykwintnego polowania. Uśmiechnęła się arogancko na samą myśl o tym i wygrzebała z szafy swoją ukochaną, czerwoną sukienkę. Przynajmniej miała pewność, że w razie ubrudzenia, krew na materiale nie będzie nadto widoczna. Do tego beżowe futro, wysokie buty koloru cielistego i tego samego koloru torebka. Miała tylko nadzieje, że takie rzucanie się w oczy nie sprawi, że Kasadian pogoni ją kijem i się nie naje. Bardzo chciała jeść, choć nie tak bardzo, jak te parę dni temu.
Szybki makijaż, nie trwający dwie godziny, oraz poprawienie włosów sprawiło, że wyglądała doskonale. Dzięki wampirzemu pięknu, nie potrzebowała już pomocy kosmetyczki do tego, by wyglądać doskonale i świeżo. Pierwszy raz od chwili przemiany mogła poczuć, że ta jej służy. Cuda kosmetyków były zbawienne, a jako człowiek, musiała nakładać znacznie więcej warstw.
Minęło co najmniej pięć minut więcej, niż chciał Kasadian, a blondynka pojawiła się tam, gdzie tego chciał. Cóż, każdy się spóźniał czasem.
Kasadian stał koło drzwi które pierwszy raz od kiedy Lisa się tu zjawiła stały otworem, nigdy wcześniej nie widziała jak wchodził czy wychodził ze skrzydła, gdy spojrzenie Kasadiana padło na Lisę nie była w stanie stwierdzić co myśli o jej stroju. słowa jednak mówiły wszystko.
- Oto i królowa piękna wśród nieumarłych…. - powiedział Kasadian, a Lisa znowu wychwyciła w jego głosie nutkę zachwytu - jednakże jeszcze coś wymaga poprawy. - i wyciągnął ramie by ta mogła się na nim wesprzeć, ramie które było ciepłe.
Aktorka po raz kolejny mogła się poczuć lepsza i ponad każdym, mogła poczuć to, czego zawsze pragnęła. Na samą myśl o wyjściu, o tym, że będzie mogła pojwić się obok tak fascynującego mężczyzny, rozpierała ją energia. Miała ogromną ochotę wyjść i pokazać światu, że to ona, najlepsza i najwspanialsza.
Na przemiłe słowa Kasadiana uśmiechnęła się szczerze. Nawet przez głowę jej nie przeszło, że on mógłby czasami mieć jej dosyć, jakby mógł mieć? Przcież to niemożliwe. Na wzmiance o tym, że coś mogłoby wymagać poprawy, przechyliła głowę w bok i zmrużyła oczy wpatrując się w wampira, jednak gdy ten po prostu wyciągnął ramię, Lisa bez wahania je pochwyciła. Chciałaby móc zrobić więcej, ale też nie mogła pokazywać swoich zachcianek. Poszłaby z nim gdzie tylko by zechciał, cała w skowronkach i z zachwytem.
Kasadian jednak wbrew jej oczekiwaniom cie wyprowadził jej ze skrzydła, wręcz przeciwnie zawrócił i na powrót zaprowadził ją do pokoju. Na miejscu usadowił ją przed toaletką i na powrót włączył oświetlającą ją lampkę która Lisa wyłączyła wychodząc.
- Zamknij oczy moja droga - powiedział stojąc za nią z dłońmi na jej ramionach.
Kobieta nie była ani zadowolona, ani niezadowolona, jedyne co pozostało, to zaskoczenie, ale mimo to wykonała polecenie wampira.
- Pamiętasz jaka byłaś przed przemianą moja Piękna? Nie tak jak teraz zimna niczym głaz i nie biała niczym marmur. Serce biło w piersi, a w płucach grał oddech, rzęsy przemykały przez twe lazurowe oczy niczym czarne błyskawice, pamiętasz?
Na ustach Lisy cisnęło się “to trzeba było mnie nie przemieniać”, ale przemilczała. Ponieważ lekko poczynała się irytować, przegryzła delikatnie dolną wargę.
- Tak… Pamiętam. - odparła z trudem.
- Zapragnij więc tego. - powiedział tak jakby całość miała minąć i odmienić ją niczym zaklęcie - nie masz w sobie już swej Vitae, siły życia. Odebrałem ci ją byś stała się tym kim jesteś, ale posiadłaś nową. Użyj jej, poczuj ją w sobie i użyj by oddała ci to co miałaś

ożywienie wyglądu
koszt: 7-humanity[4]=3
Pula krwi: 14 -5[5xprzebudzenie] -3 =6

- Złoszczą mnie Twoje wymagania - przyznała szczerze, choć owej złości w jej głosie nie dało się wyczuć. Wciąż miała zamknięte oczy, nie chciała ich otwierać, póki odpowiednio się nie skupi na tym, co zostało jej zasugerowane. Obawiała się, że jeśli jej się nie uda, Kasadian będzie zły i pójdzie bez niej, poza tym… Przecież musiała udowodnić, że potrafi on tworzyć ideały, ale tylko dzięki temu, że wybrał ją, a przecież ona jest doskonała.
Po pewnym czasie Lisa wzięła wdech i otworzyła oczy. Patrząc w lustro czuła się, jakby oglądała zdjęcie, cudowne zdjęcie sprzed paru lat. Zapewne tylko jej się wydawało, bo w porównaniu z poprzednim obrazem, teraz wyglądała o stokroć lepiej.
- Śliczna. - stwierdziła nieskromnie.
- Z pewnością - odparł Malkavian z wyraźnym zadowoleniem w głosie - popraw makijaż by lepiej pasował do karnacji i wychodzimy
Lisa nie czuła złości, a wdzięczność. Cieszyła się, ze Kasadian zaczął o nią dbać, choćby w takim stopniu. Małymi kroczkami, ale do celu. Zrobiła to, co jej zasugerował, jednak wciąż czuła niedosyt. Brak kosmetyczki odbijał się na jej samopoczuciu, które póki co było dobre.
Poszła z powrotem do mężczyzny i natychmiasto wpiła się ręką w jego ramie, obejmując je.
- A może mogłabym mieć jakąś kosmetyczkę? Zawsze miałam - spytała uroczo na niego spoglądając. Była gotowa do wyjścia i na to teraz czekała.
- Oczywiście - odparł krótko Kasadian i zaczął prowadzić swą potomkinie w stronę głównej części willi.
- Jeżeli dziś cie się powiedzie, będę pewny, że jesteś już dość dojrzała jako spokrewniona by odzyskać wielką część swej wolności. Prosił bym cię jednak byś pozostałe jeszcze w willi. - powiedział i wyprowadził ją w noc….

Kilkanaście minut póżniej
Kasadian i Lisa siedzieli w luksusowej taksówce firmy PRIV kierowca znajdował się a dźwiękoszczelną ścianką więc mogli rozmawiać swobodnie.
- Więc gdzie chciała byś jechać moja droga ?
- Chciałabym, byś zrobił mi niespodziankę. Zrobił byś to dla mnie? -
- Z przyjemnością moja droga - powiedział i wcisnął guzik interkomu - Na bulwar zachodniej dzielnicy proszę
- Jak sobie Pan życzy - odparł głos z mikrofonu a samochód ruszył -
- Jest to twoje pierwsze polowanie Liso i chciał bym zobaczyć jak się do tego zabierasz. Wiedz też , że mimo tego, że będę nieustannie ledwie krok od Ciebie, ani ty, ani nikt inny nie zdoła mnie dostrzec - mówił wampir bawiąc się w dłoni pustym kieliszkiem szampanowym który wyjął z samochodowego barku.
- Jak to nikt nie zdoła Cię dostrzec? Chciałabym by inni Cię widzieli - odparła poważnie przechylając głową w lewą stronę.
- A jak powinnam się zabrać? Bo chyba każdy zobaczy, że robię z kimś coś dziwnego… Nie bardzo chyba potrafię. - dodała wykrzywiając usta i wątpiąc w siebie.
- Pomyśl chwilę, a z pewnością znajdziesz rozwiązanie Moja Droga.- mówił Starszy dodając rezonu swej podopiecznej - Musisz zanęcić jakiegoś głupca w postronne miejsce,a tam się nim pożywić. Do zaułku, swego mieszkania, toalety w klubie gdziekolwiek gdzie nikt was nie zobaczy. Ekstaza pocałunku uniemożliwi mu ucieczkę. Jeżeli będziesz miała wątpliwości wypowiedz na głos moje imię, a przemówię do Ciebie pod inną postacią.

Lisa niemal natychmiast obejrzała się za siebie, chcąc coś jeszcze powiedzieć Kasadianowi, jednak nie zdążyła. Znikł on szybciej, nim blondynka otworzyła usta. Pozostała teraz sama sobie, ale nie czuła się z tym źle. Jej pewność siebie, zarozumiałość i arogancja, były dobrymi motywatorami, pomagającymi aktorce w samodzielnym i niezależnym życiu. Jak się okazało, nawet i teraz owe cechy okazały się przydatne.
Kobieta odziana w elegancką, czerwoną suknię, wysokie buty oraz białe futro, przekroczyła próg ekskluzywnego klubu, który wybitnie selekcjonował przybyłych tutaj gości. W końcu mogła odetchnąć pełną piersią, czuć się jak ryba w wodzie, być wielbioną, podziwianą. Już w pierwszych kilku minutach poproszono ją o autograf, w kolejnych robiono sobie z nią zdjęcia.
Lalce dość szybko wrócił humor i nastrój, zapominając nawet o Kasadianie, jednak owo zapomnienie nie trwało zbyt długo. Przyciśnięta pod naporem głodu zaczęła myśleć bardziej instynktownie i jednokierunkowo.
Swym czujnym i bystrym spojrzeniem starała się wyłapać najlepszy pokarm, zapach ludzkiego ciepła i tętniącej krwi tłumiony był przez nadmiar używanych perfum, z czego każda osoba musiała użyć innego; bo jakby inaczej.
Po niedługim czasie, owca sama podeszła do wilka. Był przystojny, czarujący i chyba bogaty. Wydawał się być nieco zadufany, a jego pewność siebie na pewno większa była, niż długość penisa. Po stokroć. Mimo to, Lisa nie miała zamiaru dalej poszukiwać. Uważała, że skoro mężczyzna sam do niej przyszedł, to sam też się o to prosił. Od słowa do słowa, od kieliszka do kieliszka, a szum w głowie stawał się większy. Mętne spojrzenie nowopoznanego „przyjaciela” dawało jasny sygnał do działania, a jego natrętne ruchy, gesty i słowa, wręcz zapewniały o braku oporu, który to Lisa miała zamiar wykorzystać. Nakazała mężczyźnie udać się do toalety dla niepełnosprawnych i tam też na nią miał czekać. Sama blondynka przyszła znacznie później, dzięki niewidzialności starała się ten raz nie zwracać na siebie uwagi.
- Jak jeść, by go nie zabić, Kasadianie? – spytała jakby eteru, ale ufając wampirowi czuła, że ten gdzieś z oddali jej odpowie.
- To wielce proste moja droga - odparł nieznany jej głos zza jej pleców, a gdy się obejrzała okazało się, że wypowiedział je jakiś nastolatek w zwykłej koszuli w kratę i aparacie na zębach.
- Po prostu nie pij zbyt wiele, jeżeli odpijesz około litr, zaspokoisz pierwszy głód, a twa ofiara będzie tylko osłabiona, ale uważaj twój kandydat jest pijany. Alkohol w jego krwi podziała też na ciebie. Nie zapomnij zalizać też rany.
Toalety dla niepełnosprawnych niemal zawsze świeciły pustkami. Ich obecność w lokalu była wymogiem, choć wiadomo, że rzadko kiedy ktoś z nich korzystał.
Zachłanny mężczyzna niemal natychmiast rzucił się na blondynkę, gdy ta weszła do przestrzennej kabiny.
- E, e. Pomalutku. – uśmiechnęła się subtelnie i złożyła jeden pocałunek na policzku, by móc stopniowo schodzić niżej i dobrać się do szyi, która to już innym pocałunkiem, została obdarzona. A Lisa karmiła się nim, tylko tak długo, jak mogła, niekoniecznie jakby chciała.
Kiedy ofiara zaczęła słabnąć w jej rękach, blondynka oderwała się od niej, jednak nie zdążyła utrzymać w pozycji pionowej. Mężczyzna osunął się na podłogę, a próbująca go podtrzymać aktorka, obniżyła się razem z jego ciałem. Musiała, tak jak powiedział Kasadian, zaleczyć jeszcze ranę po wgryzieniu.
Kiedy już upewniła się, że zrobiła wszystko, jak należy, wyszła z kabiny i udała się do luster przy umywalkach, by móc się poprawić i doprowadzić do porządku. Niewielka, czerwona plamka widniała na materiale otaczającym jej piersi, jednakże wystarczająco zlała się barwą z suknią, przez co nie rzucała się w oczy.
Dumna z siebie Laleczka czujnie i ostrożnie opuściła toalety, a potem sam klub, mając nadzieję, że gdzieś przy drodze, będzie czekał na nią samochód, z siedzącym w środku Kasadianem.



Rzuciła czerwoną sukienką na łózko, zdecydowanie wykluczając ją z wyboru na dziś. Przesuwając ręką wieszaki, w końcu znalazła. Elegancka, krótka, czarna, obcisła, z dekoltem... To była idealna kreacja. Klasyczna sukienka, w której zdobyła serce Kasadiana. A przynajmniej tak jej się zdawało, że zdobyła.
Szybko wbiła się w swój seksowny strój, dobierając do niego czerwony żakiet oraz buty tego samego koloru.
- Jestem gotowa, Kasadianie. - mruknęła uroczo wyłaniając się zza framugi drzwi, z pożądliwym i kuszącym spojrzeniem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline