Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2015, 19:20   #191
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Theodor powoli wstał z łóżka.

-Panienka, co? Dobrze - przerwał na chwilę - Co ty masz z tym mieczem?

- Powiedziałem ci, że chłopcy także już są, nie? - skrzywił się wyraźnie - I nie są w dobrym nastroju.

-Co ty nie powiesz? - Moneta przeczesał palcami swoje niemodnie długie włosy - Zaprowadzisz mnie?

- Mogę cię zaprowadzić, ale widzisz… Chłopcy są od tego, którego wszyscy wielbimy i kochamy, szefa kasyn i pana hazardu. Arnelius jest bardzo niepocieszony, a szukają ciebie, byś pewnie przywitał się z Machą. - odparł mężczyzna dość lekko.

-Bardzo chętnie, ale może nie teraz - mruknął Greycliff - Co zrobimy?

- Jesteś w dość dobrze skrytym miejscu. - wzruszył ramionami ochroniarz - Jeżeli nie zaczną mocno szukać, to się pewnie nie doszukają. Niemniej naraża to Arneliusa na koszta, bo Macha ma też wątpliwości co do niego, a jeżeli będzie miał pewność, że mój szef cię kryje… Pewnie stracę robotę na dobre.

-Przestań kręcić - warknął Theodor czując wzbierającą irytację - Pytałem co zrobimy z chłoptasiami Machy. Odpowiedz jeśli łaska.

- Przydałoby się ich pozbyć na dobre, ale nie wiem czy to najlepszy pomysł… Oczywiście, jeżeli zaczęliby robić większe problemy to jasne, że Arnelius by zareagował i takie pozbycie się byłoby uzasadnione, ale nie może wyjść, że ty tu byłeś. Rozumiesz? Jak się pozbywamy, to na dobre, całkowicie. Możemy też, jak mówiłem, przeczekać ich. Wybór jest twój, ja zaraz wracam tam.

Theodor skinął głową.

-To rozumiem. Ilu ich jest?

- Trzech przy szefie, dwóch przy wejściu, upewniają się, że nikt więcej nie wejdzie. Na razie tych trzech próbuje przegadać szefa. Próżny trud.

Theodor nie zastanawiał się długo. Dwie pieczenie na jednym ogniu...

-Pożycz mi miecza. I pokaż jakieś bezpieczne wyjście. Wyjdę i wejdę z ulicy jakby nic. Załatwię tą bandę co do jednego, a wy nie będziecie w to wplątani. Dobra?

- Dobra. - z góry rozniósł się dźwięk tłuczonego szkła - Trzymaj. - ochroniarz podał Theodorowi miecz i dodał - Sam znajdę coś dla siebie, tak na wszelki wypadek. Myślisz, że dasz radę piątce? - powątpiewał mężczyzna i skinął, aby Greycliff poszedł za nim.

Moneta zważył w dłoni miecz. Nieco zbyt ciężki.

-Dam radę. Chodźmy.


~~~~~~~~~~~~~~


Ochroniarz wyprowadził Theodora z karczmy jakąś krętą drogą pod deskami jej podłogi. Kiedy już Greycliff znalazł się na zewnątrz zobaczył, że jest na tyłach Trzech Srebrniaków. Ochroniarz jedynie skinął mu głową i ponownie ruszył tym tylnym wejściem do środka, do swojego szefa.

Moneta wykonał kilka głębokich wdechów i wydechów dotleniając mieśnie by zapobiec ich zmęczeniu w zbliżającym się starciu. Pięciu frajerów, bywało gorzej.

Szybkim zdecydowanym krokiem Greycliff obszedł karczmę zbliżając się do drzwi gotów w każdej chwili okryć się płaszczem cienia. Pięciu. Może być ciężko. Ale dwie pieczenie…

Plan był prosty. Podejść pod osłona niewidzialności do pierwszych dwóch machowców i zdjąć ich w miarę możliwości po cichu. Pięciu…

Wpierw to Greycliff zobaczył psy Machy, a nie one zwęszyły jego.

Dwóch stało pilnując wejścia, ale bardziej zainteresowani byli tym, co się dzieje w środku, niż tym, co na zewnątrz. Theodor usłyszał, jak jeden z nich mówi:

- Zacznie zaraz gadać.

Plan miał szansę się udać, ale było tyle niewiadomych, że mógł upaść na tak wielu frontach…


Wszystko zdarzyło się szybko. Theodor pod osłoną własnej niewidzialności zdołał się dostać do obu oponentów i zaczął wykonywać swój prosty, a jednocześnie skomplikowany plan. Cienista garotta oplotła się wokół gardła jednego z machowców zaczynając go dusić. Drugi z nich słysząc, co się dzieje odwrócił głowę w stronę kolegi tylko po to, aby otrzymać cios pożyczonym mieczem od Theodora. Krzyknął z zaskocznia i bólu, gdy ostrze zagłębiło się w jego boku, czyniąc spustoszenie. Duszonego ten manewr nie zdołał zabić, więc teraz krztusząc się trzymał miecz gotowy do ataku… a może raczej obrony.


I najwyraźniej rozważał, co powinien teraz zrobić, ale widząc drugiego z pracowników Machy powoli wykrwawiającego się na ziemi najwyraźniej doszedł do wniosku, że pora albo zawołać o pomoc, co było niemożliwe w stanie jego gardła, albo uciekać.

Oba te wyjścia były...trudne do zrealizowania. O podniesieniu alarmu nie było mowy, a próbę ucieczki Theo skasował jednym celnym ciosem.

Cios faktycznie był celny i zdołał swą siłą przebić się aż do serca mężczyzny, który padł jak długi bez życia. Theodor usłyszał jeszcze, jak drugi krztusi się krwią, a kiedy spojrzał na niego zobaczył pełen przerażenia wzrok skierowany na oprawcę.

Jednym pchnięciem...Raz.

W momencie, gdy Theodor zakończył życie drugiego napastnika usłyszał ze środka wściekły, głosny ton Arneliusa:

- Zrób to, suczy synu, jeszcze raz…

- A co, naplujesz mi w twarz? - rozległy się śmiechy i odgłos uderzenia.

Moneta zdecydowanie i mocno uderzył pięścią w drzwi po czym uchylił je samemu zaczajając się za nimi. Istniała pewna szansa, że któryś z tamtych podejdzie do wyjścia by przekonać się co się wyprawia. Greycliff miał szczery zamiar pokazać temu komuś, że ciekawość to pierwszy stopień do Hadesu…

- Co do cholery… Idź to sprawdź. - Theodor usłyszał te słowa i poirytowane przekleństwa, a po chwili kroki zmierzające w jego stronę.

“Jeszcze dwa kroki, jeszcze jeden...” Gdy mężczyzna stanął w drzwiach Theodor wyskoczył zadajac proste pchnięcie w brzuch

Zaskoczony mężczyzna nie zdołał się obronić przed atakiem, ale jego zbroja przyjęła większość obrażeń na siebie. Zatoczył się do tyłu krzycząc:

- Tu jest ten suczy syn! - po czym zaatakował Theodora, ale jego cios przeszedł bez zagrożenia obok Greycliffa, gdy ten mimo nieprzyjemnego uczucia promieniującego z boku uskoczył przed nim.

Kolejne kilka chwil upłyneło na ostrym rąbaniu. Theodor miał szczery zamiar zabić machowca nim pozostali włączą się do walki. Stojąc w drzwiach miał przynajmniej tą przewagę, że walczył tylko z jednym przeciwnikiem, a tamten nie mógł w pełni wykorzystać, prawdopodobnie, większej siły. Zadając sztych od dołu, w gardło, Theo modlił się do Tymory by ta walka skończyła się jak najszybciej.

Jego przeciwnik, podobnie jak tamci dwaj, nie był bardzo doświadczonym wojownikiem. Czy to uśmiech Tymory, czy po prostu lepsze umiejętności sprawiły, że ostrze szybko zagłębiło się w gardle zanim którykolwiek z ciosów mężczyzny miał szansę dosięgnąć celu. Theodor zobaczył jeszcze dwóch, którzy patrzyli w osłupieniu na Greycliffa, ale jeden z nich trzymał silnie pobitego Arneliusa z mieczem przy gardle.

- Rzuć broń. - odezwał się do Theodora.

-Ciekaw jestem - wycedził Moneta - jak zamierzacie wybrnąć z tej patowej sytuacji. Ja widzę dwa wyjścia. Pierwsze, puścicie Arneliusa i wypieprzacie stąd do Machy. Drugie, zabijecie go. A chwilę później wasza krew pięknie zabarwi ściany i sufit…

- Ja też widzę dwa wyjścia. - mruknął przytrzymujący Arneliusa napastnik - Albo rzucisz teraz broń i twój przyjaciel przeżyje, albo, cóż, stracisz przyjaciela. Jak to widzisz?

- Idiota… - syknął Arnelius.

Theodor przez chwilę trawił słowa.

-Arneliusie, co ty na to?

- Jeżeli mnie zabiją obiecuję ci - nie wypłacisz się do końca życia. - furknął Arnelius.

-Daję wam pięć sekund żeby stąd wyjść. Z życiem. Rozumiecie? Zginiecie tutaj. Już powiedziałem, są tylko dwa wyjścia. Ostatnia szansa.

- W takim razie zaryzy… - w tym momencie mężczyzna urwał i puścił Arneliusa, kiedy niewielki sztylet został wbity przez pana i władcę trzech Srebrniaków w brzuch napastnika.

- Jesteś martwy! - drugi rzucił się na Arneliusa,który ledwo, ledwo co zdołał odskoczyć poza zasięg ostrza.

Theodor nie zwlekał ani chwili. Używając swej nowo odkrytego talentu teleportował się błyskawicznie tak aby stanąć między Arneliusem, a ostatnim z machowców. Po czym wyprowadził szybki sztych w serce.

Sztych został wykonany idealnie, wręcz zbyt idealnie. Mężczyzna na miejscu padł martwy, zaś Arnelius pzycisnął nogą do podłogi krwawiącego z brzucha drugiego napastnika.

- Kto wyniesie śmieci, Theodorze?

-Może twoi niezastąpieni ochroniarze. Niech się na coś przydadzą - Moneta przerwał na chwilę mierząc Arneliusa wzrokiem - Nie doceniłem cię. I oni chyba też nie.

Arnelius uśmiechnął się krzywo.

- Na ładny uśmiech nie zyskałem tego, co mam. - skrzywił się bardziej - Cholerne dziwki, teraz bolą mnie żebra.

-Chyba ze śmiechu - wykrzywił się Theodor - Pozbądźmy się tej padliny i przejdźmy do interesów. Podobno moja lady przyszła do mnie.

- A, przyszła, przyszła. Jak zobaczyłem kto włazi do mojej domeny kazałem jej iść do jednego z pokoi. - wyszczerzył się - I gratulacje. Jednak lubisz nie tylko Elerdrina.

-Pewnie. Oprócz chłopców mam czasem smaka na kobietę - burknął Moneta - Gdzie ona jest?

- Na górę i trzecie drzwi po lewej. - podszedł do Monety i klepnął go w ramię - Dobra robota, doceniam, może nawet małą zniżkę dam.

-Łaskawyś - skinął głową Theo - Pilnuj się. A ja idę na spotkanie z femme fatale.


~~~~~~~~~~~~~~


"Femme fatale" faktycznie znajdowała się w tym pokoju, który Theodorowi wskazał Arnelius. Na widok Greycliffa uśmiechnęła się nieznacznie, ale raczej z czystej kurtuazji niżeli z radości.
- Jak słyszę, kłopoty się ciebie trzymają, Theodorze.
-Kłopoty to moje trzecie imię. A może czwarte? Bo na drugie mam Bezczelność - Theo uśmiechnął się uprzejmie - Lady, potrzebuję informacji. Pewien mój znajomy, w zamian za pomoc, chce informacji o Azulu Gato. Wszystkich jakie są mozliwe do odkrycia. Da się to załatwić?
 
Jaśmin jest teraz online