Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2015, 21:29   #192
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
No tak… kasta urzędnicza. Nawet organizacja magów nie mogła działać bez paru biurokratów porządkujących jej sprawy.
- Bynajmniej.- stwierdził czarodziej splatając ramiona razem.- Chciałem wiedzieć, czy Zakon przypadkiem nie powstał po to, by pilnować magów działających w Waterdeep. W końcu po coś płacę te składki, prawda?
- Oczywiście, że powstał po to i te składki są płacone na tą rzecz. - odparł gnom unosząc wzrok znad księgi - Czy jest jakiś problem?
- Dlaczego więc się dowiaduję, że jakieś obce elfy rzucają zaklęcia na prawo i lewo przy aprobacie straży miejskiej?- rzekł z rozdrażnieniem Gaspar.- Co to za lekceważenie naszej organizacji?!
- Przy aprobacie straży miejskiej? - gnom wyglądał na zaskoczonego na tyle, że odłożył na bok księgę.
- Właśnie. Jakiż sens jest działalność tej… naszej organizacji, gdy jej obowiązki są lekceważone!- oburzał się głośno Wyrmspike.- I czemu ja mam płacić całkiem spore roczne składki, skoro najwyraźniej każdy może sobie rzucać czary na terenie miasta i NIKT tego nie kontroluje! W mieście dokonano zbrodni w której uczestniczyli obcy magowie, a potem kolejni obcy magowie zajęli się jej badaniem. A więc ja się pytam, czy Zakon jeszcze do czegoś służy, bo widzę że jesteśmy ordynarnie ignorowani! Czemu ty się temu dziwisz? Co to nasi szacowni przywódcy zakonu nie wiedzą co się dzieje w mieście?!-
Pisarz krzyczał głośno i dramatycznie, starając się zrobić wokół siebie tyle szumu i hałasu ile się dało. I ściągnąć na siebie jak największą uwagę... kogo tylko się dało.
Kto jak kto, ale dramaturg wiedział jak zrobił wokół siebie sporo szumu.
- Spokojnie, porozmawiajmy spokojnie, panie Wyrmspike… - gnom próbował załagodzić sytuację widząc, że robienie hałasu przez Gaspara sprawiło, że już część obecnych osób zwróciła na niego swoją uwagę. - Zaraz wszystko sobie wyjaśnimy…
- My?! To miasto … to rada powinna wyjaśnić swoje gierki względem naszej organizacji. Czyż nie działamy dla dobra Waterdeep?!- Gaspar wpadł w demagogiczne uniesienie przez moment dając przedsmak gnomowi tego co go czeka, by po chwili podesłać mu promyk nadziei.- Ale może Khondar wyjaśni moje wątpliwości, albo Mhair przynajmniej udowodni mi że jeszcze mamy nad czymkolwiek kontrolę w tym mieście.
- Och, tak, oczywiście, oczywiście… - gnom przywołał gestem jednego z pomniejszych członków zajmujących się zakonem i polecił mu, aby ten sprawdził czy Mhair może porozmawiać z panem Wyrmspikiem, co ten zrobił niezwłocznie - Nie wątpię, że pańskie wątpliwości zostaną rozwiane tak szybko, jak to tylko będzie możliwe… - dodał gnom do Gaspara wyraźnie woląc, aby to ktoś inny musiał się zmierzyć z pieklącym się dramaturgiem… z dala od uszu innych.
- Oby oby! Magowie mają prawo być szanowani za to co robią dla dobra Waterdeep!- krzyknął gromko Gaspar, nawet jeśli jedyne co on robił to opłacał na tyle wysoką składkę by wymigać się od wszelkich obowiązków wobec miasta.
- To zrozumiałe... - przytakiwał gnom nie chcąc zaognić sytuacji i niecierpliwie oczekiwał na powrót wysłanego mężczyzny.
Powrót posłańca nastąpił jednak szybko, naprawdę szybko, jako że i sam posłaniec rozumiał powagę sytuacji i to, że z poetami, a tym bardziej z kimś takim jak Gaspar Wyrmspike się nie zadziera.
- Pani Mhair z wielką przyjemnością pana przyjmie. - odezwał się lekko zdyszany posłaniec.
Gaspar tylko uśmiechnął się wyrozumiale i ruszył mijając posłańca. Wiedział wszak gdzie Mhair i Khondar urzędują.


Bez zbędnych problemów Gaspar został zaproszony do gabinetu Mhar. Ta drobna, czarnowłosa kobieta patrzyła, jak Wyrmspike wchodzi z nieodgadnionym wyrazem.
- Panie Wyrmspike, cóż za niespodzianka. - odezwała się spokojnym głosem, a w jej ruchach nie było ni grama zdenerwowania - Proszę, usiądźmy. Czy zechciałby pan się czegoś napić?
- Z przyjemnością.- mruknął uprzejmym tonem Gaspar uśmiechając się cierpko.- Zapewne słyszałaś pani o zbrodni w posiadłości Wildhawków?
- Tak. - kobieta otworzyła kredens i wyjęła z niego butelkę przedniego wina oraz dwa kieliszki - Słyszałam, straszna tragedia. - nalała Gasparowi i sobie cudownie pachnącego trunku i usiadła naprzeciw Azul Gato bez maski.
- Straszna tragedia w której to po stronach potencjalnych przestępców i straży stali magowie. I co zabawne… żaden z nich nie należał do naszego Zakonu.- mina Gaspara świadczyła o tym, że nie było mu do śmiechu.- I pewnie nikt nie raczył nas powiadomić co… stawia pod znakiem zapytania sens naszej organizacji. Mamy zmienić nazwę z Zakonu Czujnych Magów i Obrońców, na Zakon Nieuświadomionych Magików i Ignorowanych Czaromiotów?
- Proszę mi wybaczyć pytanie, ale skąd informacje, że po stronie straży stali niezarejestrowani magowie?
- Od samego Amandeusa.- stwierdził Gaspar i westchnął.- Jego narzeczona… czy może dziewczyna… wszystko jedno. Jego ukochana nalegała, żebym z nim się rozmówił. Więc się rozmówiłem… i przy okazji usłyszałem takie rewelacje.
- Wraz ze strażą faktycznie przybyli dwaj magowie, jednak byli oni zarejestrowani i należeli do straży. Wysłano ich, kiedy magicznie została wyważona brama rezydencji, więc spodziewano się magicznych kłopotów. Straż nie dysponowała pomocą innych czarodziejów.
- Doprawdy? A kim oni byli?- zapytał zaskoczony Wyrmspike.
- Magiczną siłą przydzieloną do straży na jej prośbę, Arvis Meneos i… - zamyśliła się na chwilę - Korniveris Diec. Może ich pan nie kojarzyć, panie Wyrmspike, ale zapewniam, że są oni zarejestrowani. - pokiwała głową Mhair.
- Elfy?- zapytał podejrzliwie Gaspar.
- Nie, ludzie. - splotła dłonie przed sobą - Może młodemu Wildhawkowi coś się pomyliło?
- A możliwe że były także i magowie elfów… i ten fakt zatajono przed gildią.- mruknął z ironicznym uśmiechem Wyrmspike.- Ciekawe dlaczego. Czyżby Zakon nagle stracił zaufanie straży?
- Podejrzewam, że zaszło nieporozumienie, pomyłka. - odparła spokojnie Mhair - Sądzę, że wiem jakich "elfich magów" może mieć pan na myśli i zapewniam, że nie mieli żadnego powiązania ze strażą.
- Doprawdy? A niby jakich to elfich magów mam na myśli?- nie ustępował Wyrmspike.
- Tych, którzy dzielą teraz pobyt w lochu z Amandeusem Wildhawkiem, jak mniemam.
- Nie wydaje mi się… elfy miały być po obu stronach.- rozważał Gaspar na głos.- Jest dużo pytań… Zakon powinien mieć jakichś przedstawicieli przy śledztwie w związku z tymi kwestiami.
- A co miały te elfy po stronie straży robić? Brać udział w obławie? Proszę mi wybaczyć pytania, ale chcę mieć dobry obraz sytuacji.
- Rzecz w tym, że ja też nie wiem. - rozłożył szeroko ręce Gaspar.- Dlatego przybyłem tutaj, licząc że Zakon wytłumaczy mi sytuację i zapewni, iż opłacanie składek ma sens. I żaden czaromiot nie łamie bezczelnie prawa.
- Mam nadzieję, i tak sądzę, że to tylko nieporozumienie, i szybko uda się je wyjaśnić ze strażą. - odpowiedziała Mhair kojącym głosem.
- Oby, oby…- mruknął Gaspar dodając.-... w innym przypadku autorytet naszej gildii byłby podważony.
- Niemniej dziękuję za zgłoszenie. Czy to nieporozumienie, czy też nie - warto je sprawdzić, tak dla pewności.
- O tak, tak… to… już nie przeszkadzam.- odparł Gaspar próbując w głowie skojarzyć imiona magów z twarzami i miejscami. W końcu musiał ich znaleźć, ale to już tak… nieformalnie.
Problem polegał na tym, że Wyrmspike nie znał tych magów, nigdy o nie słyszał i nie miał żadnych punktów zaczepienia. Poza jednym… że okazjonalnie pracowali dla straży. Ale to było za mało. Każdy czarodziej zakonu mógł zostać powołany do odsłużenia paru godzinek,no cóż... każdy który opłacał najtańszą składkę. Pisarz zaś nie mógł zbytnio wypytywać ani tutaj, ani w siedzibie straży miejskiej. Taka gorliwość byłaby podejrzana. No i… nie był pewien, czy rozmowa z tą dwójką magów dałaby jakieś rezultaty. Postanowił więc zrobić coś innego po pożegnaniu się z Mhair.


Gaspar przyszedł do przybytku Sharess bez nadziei, że zastanie tu kogokolwiek. Istniała nawet możliwość, że sama świątynia została już zamknięta. Ale też i nie miał nic innego do roboty. Nie miał nastroju do pisania, do przedstawienia było jeszcze trochę czasu… za mało by ułowić jakąś ślicznotkę do flirtu, a płatna miłość… cóż, musiałaby mu wpaść w oko jakaś wyjątkowa kurtyzana. Wyrmspike… był pozbawiony tropów, po których mógłby podążać i trochę zmęczony tym dniem. Rany nie do końca wyleczone, jeszcze trochę mu dokuczały, zwłaszcza po nocnych zabawach z dziką Faliną. Nie była taką stonowaną służbistką, gdy dosiadała go dziko domagając się więcej i więcej.
Kiedy Gaspar pchnął drzwi świątyni zrozumiał, że nie jest ona zamknięta, co budziło pytania… szczególnie, kiedy jego uszom dotarły dźwięki przemieszczania się kogoś wraz z pobrzękiwaniem zbroi. Już na wejściu pierwszym, co zaatakowało Wyrmspike'a były dwa,spragnione miłości koty,które miauczały głośno do nowo przybyłego.
- Won, won… nie mam ryby. I nie lubię zwierząt. Dlatego nie mam chowańca. -burknął bez przekonania Gaspar. Ale nawet nie próbował przepędzić łaszących się futrzaków. W końcu były świętymi zwierzętami jego bogini, ale poza tym… co on niby miał z nimi robić? Wszedł dalej próbując je ignorować.
Uparte zwierzęta, jak to koty, plątały mu się pod nogami i miauczały przeciągle, aż zwróciło to czyjąś uwagę. Ze strony komnat kapłańskich wyłonił się członek straży miejskiej i to nie byle jaki.
Falina.
- Gaspar? - odezwała się zaskoczona kobieta trzymająca dłoń na mieczu.
-Tego się nie spodziewałem. Nie powinnaś wyznawać bardziej porządne bóstwo?- zapytał żartobliwie Wyrmspike.
- Jakbyś nie zauważył, żartownisiu, jestem tu służbowo. - uśmiechnęła się Falina - A teraz spowiadaj się, co tu robisz?
- Przyszedłem na chwilę medytacji i modlitwy. - wzruszył ramionami czarodziej dodając po chwili żartobliwie. - I może cię po to by cię porwać zaraz po służbie, bo czemu nie?
- Jasnowidzu, nie wiedziałeś, że tu będę. - uśmiechnęła się kobieta, ale zaraz spoważniała - To miejsce jest zamknięte, wybacz. Badamy sprawę kapłanki.
-Ach… nie wiedziałem. I jesteś tu sama? Mogę być twoim przewodnikiem. Są tu bardzo ciekawe pokoje, pełne mięciutkich poduszek.- rzekł niewinnym tonem, ale z jakże bezczelnym uśmiechem mag.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? Powinnam cię aresztować za przeszkadzanie w dochodzeniu.
- Dobry pomysł. Ale wpierw najpierw ci poprzeszkadzam, a potem mnie aresztujesz, co?- spytał czarodziej podchodząc do strażniczki i kładąc swą dłoń na jej dłoni opierającej się o broń,- Jak wiesz potrafię być twórczy… w przeszkadzaniu.
- Wtrącę cię do lochu wraz z tym magiem, porozmawiacie sobie, może coś z niego wyciągniesz, powiesz mi o tym, a ja awansuję. Jak ci się to widzi?
- Cóż… tu w świątyni też mają lochy, z kajdanami… znacznie wygodniejsze.- mruknął czarownik i spoglądając w oczy Faliny.- A u owego maga już byłem. I niestety wątpię bym wyciągnął z niego cokolwiek innego, niż to co już powiedział.
- Byłeś? Wątpliwe, nie miał jeszcze gości, co mnie zupełnie nie dziwi. - wzruszyła ramionami Falina.
- Ma za to zatroskaną dziewczynę, która ubzdurała sobie że mogę mieć na jego jakikolwiek wpływ.- stwierdził z przekąsem Gaspar.- Wygląda na to, że ktoś za cenę ugody… chce go zmusić do przyznania się do winy.
Falina zamrugała.
- O kim ty… ach. Mówisz o Amandeusie Wildhawku?
- To ilu wy tam tych czarusiów trzymacie w tych lochach?- zapytał żartobliwie mag i drugą ręką otoczył Falinę, tuląc ją zaborczo do siebie i mówiąc dramatycznym tonem głosu.- Czy mam się czuć zazdrosny?
- Z tego co mi wiadomo młody Wildhawk ma w sobie tyle magii, co typowy stołek albo tak dobrze się z tym kryje. - spojrzała na Gaspara - Mógłbyś się czuć, gdybyśmy byli razem, a tak… co najwyżej zawiedziony tym, że nie jesteś sam. - uśmiechnęła się złośliwie Falina.
- Niemniej nie odpowiedziałaś mi… czy jesteś sama tutaj… w świątyni?- Gaspar nachylił się mrucząc do ucha te słowa. Po czym dodał. -Czy wiesz że wyglądasz bardzo kusząco w mundurze strażniczko Falino?
- Jestem sama, ale co nie znaczy, że bezbronna. - mruknęła Falina - Jestem na służbie.
- I dlatego tak kusisz… zakazany owocu.- mruknął czarodziej nadal tuląc dziewczynę i szepcząc jej do ucha.- To cóż ciekawego znalazłaś w świątyni? Odkryłaś wszystkie jej sekrety?
- Cokolwiek odkryłam raczej nie pomoże kapłance Orissie. - westchnęła strażniczka.
- Skąd wiesz…- mruczał czarodziej muskając wargami delikatnie szyję Faliny.- Czasami drobne błahostki mogą stać się kluczowe.
- Dobrze wiem do czego zmierzasz, zbereźniku, ale muszę się skupić na poszukiwaniach. Czy nie chcesz tego?
- Mam straszne… dylematy… w tej chwili.- wymruczał Gaspar rozkoszując się jej obecnością w swych objęciach.- No i muszę ci zaostrzyć na mnie apetyt. Niemniej ponawiam moją propozycję… dobrze znam świątynię i jej sekrety. Przydam ci się jako przewodnik.
- I myślisz, że gdzieś tutaj mogą znajdować się odpowiedzi?
- Nie wiem… ale przynajmniej pogapię się na twój zgrabny tyłeczek, a kto wie co jeszcze tu odkryjesz.- zasugerował z uśmiechem czarodziej.
- Niech ci będzie, niech ci już będzie, ale nie przeciągajmy tego. Mam jeszcze randkę. - odparła lekko Falina.
- Lubisz się ze mną tak droczyć… paskudo najsłodsza, co?- wymruczał czule czarodziej i bezczelnie przycisnął swe usta do jej warg całując namiętnie i drapieżnie.
Przez chwilę kobieta odwzajemniała pocałunek, aby w końcu odsunąć delikatnie Gaspara.
- Mówiłam. Jestem na służbie.
- Wiem wiem… chodźmy.- mruknął w odpowiedzi Gaspar wypuszczając ją całkowicie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline