Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2015, 00:12   #15
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ciemnoskóra dziewczyna podążyła za twoim wzrokiem, mrużąc oczy. Niebo zaczynały przesłaniać chmury, ale słońce nadal mocno raziło nieprzyzwyczajone do niego oczy.
- Nic nie widzę - powiedziała po chwili, wracając na ciebie spojrzeniem. - Jesteś pewna? Co dokładnie widziałaś?
Chłopcy wchodzili właśnie na gruzowisko pozostałe po podjeździe, ale zatrzymali się, widząc waszą rozmowę.
- Nie… nie wiem. Wydaje mi się, że było spore... - twoja odpowiedź wywołała skrzywienie na jej niezwykłej twarzy. Westchnęła, jeszcze raz zerkając w stronę drzew. Walczyła ze sobą, na pewno nie do końca wierząc w niezawodność twoich zmysłów.
- Teraz i tak nic z tym nie zrobimy. Przyglądaj się, w razie czego będziemy się martwić później. Nawet jak to jakieś zwierzę to na tej drodze powinniśmy być względnie bezpieczni. Nie panikuj, mała - uśmiechnęła się, może nawet szczerze, kończąc tę wymianę zdań.

Gruzowisko zostało spore i nie było większego trudu z podsadzeniem się i wciągnięciem ostatniej osoby - Beth. Keith nie darował sobie, aby przy podnoszeniu twojej skromnej osoby, nie chwycić przez moment za biodra, pośladki w zasadzie i wypchnąć w ten sposób. I nic sobie nie zrobił z późniejszego komentarza i spojrzenia. Tak czy inaczej, wkrótce wszyscy znaleźli się już na górze i wznowiliście podróż, kierując się tak jak prowadziła droga stanowa Illinois. Godziny mijały, słońce przesuwało się po niebie powoli zasnuwanym chmurami, silny wiatr nie ustawał, a ciała się męczyły, ale to była prawdopodobnie najłatwiejsza część całej wyprawy. Dało się to stwierdzić nie znając nawet dalszej jej części.
Bo co mogło być łatwiejszego od spaceru popękanym asfaltem?
W kilku miejscach zawalił się, w innych niebezpiecznie było stawiać kroki, lecz prowadził was pewnie, a w większości miejsc pozostał wystarczająco równy. Nawet kilka zastawionych skorodowanymi samochodami odcinków nic nie zmieniało, bo przejścia były wystarczająco szerokie. Świadomość obecności nie minęła, ale intensywność uczucia zmalała. Najbliższe drzewa oddalone były spory kawałek od drogi.

Wreszcie luksusy się skończyły. Autostrada zakręcała, według mapy wyginając się, aby okrążyć Chicago od południa. Wy natomiast musieliście skierować się w stronę miasta, którego zabudowania niemal cały czas pozostawały widoczne. Miejsce było całkiem wygodne do zejścia z obwodnicy, bo tu już nie znajdowała się na podwyższeniu i całość operacji polegała na zmianie kierunku i wybrania jednej z mniejszych dróg.
- Według mapy dojdziemy tędy prawie pod samą hurtownię - stwierdziła Beth, kiedy zerkałyście ponownie na ten kawałek papieru.
Pojawiły się też pierwsze zabudowania, takie na wyciągnięcie ręki, a nie tylko widoczne na horyzoncie.



Niedaleko od bocznej drogi stały długie, piętrowe budynki, których przeznaczenia nie było łatwo ustalić. Widok nie był piękny - odrapane ściany, potłuczone okna, brak drzwi i strzaskane meble - i na dodatek nie ostały się żadne praktycznie oznaczenia czym to miejsce było wcześniej. Może jakimś osiedlem dla biednych, może prostym motelem przy drodze.
- Zostaniemy tu na odpoczynek - zaproponowała Malkins, chociaż brzmiało to prędzej jako polecenie. Nikt nie zamierzał zresztą protestować. Nigdy wcześniej żadne z was tyle nie przeszło i twoje nogi paliły boleśnie, podobnie jak barki i plecy, w które wżynał się plecak. Miałaś wrażenie, że jak usiądziesz, to już nie wstaniesz.
I wtedy powróciła obecność, wwiercając się w mózg intensywniej. Nie potrafiłaś określić kierunku, ale niepokój wzmógł się. Rozejrzałaś się, ale jedyne co zobaczyłaś to para czworonożnych zwierząt - saren? - stojąca na drodze pięćdziesiąt metrów dalej i przyglądająca się zjawisku jakim dla nich byliście. Trwały tak chwilę, aż nagle zerwały się do szaleńczego biegu, znikając ci z oczu.
 
Sekal jest offline