Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2015, 16:17   #29
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Stephen Herman, Matthew Welsh

- Skoro tak mówisz, mój młodzieńcze... - starszy mężczyzna odwzajemnił uśmiech, świadomy kłamstwa lub nie

- Nie, nie agentów specjalnych - ci będą na scenie i tak. Detektywów-konsultantów, jeżeli jesteście choć trochę oczytani - obaj słuchacze byli na tyle obeznani z figurami retorycznymi iż widzieli że mówi jedynie abykupić sobie czas na przemyślenie czegoś ważnego- Nie podejrzewa was. Ja was nie podejrzewam - w końcu wyrzucił z siebie tą myśl - faktycznie, karkołomną przy ich obecnej wiedzy - W kilku słowach: jesteście dzikimi kartami w większej rozgrywce. Mniej dzikimi dla mnie, bardziej dzikimi dla niego... -
- Nie interesuje mnie samo efekt śledztwa; nie interesuje mnie nawet sam zamach. Chcę żebyście dowiedzieli się kto będzie próbował wpływać na prace, w jakikolwiek sposób. Prowokujcie, kolaborujcie, odwracajcie uwagę - no holds barred, przynajmniej tak długo jak nie naruszycie żadnych Praw -

Stephen Herman, Matthew Welsh, David Akerman

Kiedy goście w końcu wysiedli z samochodu Matthew, przyszedł czas na powitania. W ciasnym przejściu knajpki nastąpiły formalne powitania. Zajęły tylko kilka minut, po którym i generał i ambasador zamknęli się w chłodni, zostawiając "młodzież" samą sobie w otoczeniu kilku stojących bezmyślnie żołnierzy. Co, w oczywisty sposób, zachęcało do konfrontacji.

[***]

Po kilkunastu minutach starsi w końcu opuścili malutkie pomieszczenie. Sir Dwerryhouse kilka kroków za generałem; obaj z marsowymi minami i śladami stresującej dyskusji - choćby dopiero co wymiętymi klapami munduru. Omietli wzrokiem zastaną sytuację, choć najwyraźniej komentarze zostawili sobie na później.

- Panowie - pierwszy odezwał się Trevis - Klan Ventrue podjął oczywistą decyzję wsparcia Księżnej w polowaniu, a jako szeryf i jej pełnomocnik przyjmuję tą pomoc - formalny język brzmiał dziwnie w ustach tego niechlujego oficera - Mówiąc prościej, a treściwiej: każdy z nas ma wziąć czynny udział. Koordynacja i przygotowanie do łowów - wskazał na siebie

- Zgodnie z ustaleniami, zajmę się przesłuchaniem zamachowca - sir Dwerryhouse lekko się skłonił, gładko wchodząc przedmówcy w słowo

- A wy trzej, wraz z Tremere który zaraz tu przyjedzie, uderzycie na resztę współpracowników tego skurw.. - urwał, jakby uznał że zbytnio się rozpędził

- Przez "uderzycie" generał miał na myśli usuniecie wszelakie ślady ich istnienia przed przybyciem tam śmiertelnych śledczych - na twarzy ambasadora nie było spodziewanego kpiącego uśmieszku

- Adres, zdjęcia całej piątki... - szeryf odbierał kolejno od żołnierzy trzymane przez nich przedmioty i rzucał je na barowy stolik pomiędzy niedojedzonego hamburgera a coś co wyglądało jak plama krwi - Sami ustalcie sobie łańcuch dowodzenia, chcę go znać przed wyjściem - czwarty członek zespołu najwyraźniej odpadł w przedbiegach

- I, oczywiście, nagroda, czym byłby wyścig bez nagrody? - Dwerryhouse zatrzymał całą scenę w bezruchu

- Mała Domena, łaska księżnej przy ubieganiu się o wolne stanowisko i pół miliona z mojej kieszeni -



Stephen: wyścig jest słowem-kluczem. Z tego co Stephen miał z nimi doświadczenie, śmiertelni śledczy już powinni być na miejscu, a jeżeli ich nie ma to znaczy że ktoś kupuje wam czas. Czyli płaci za każdą jedną minutę.



Adam, Berevand, Devon Ravens, Carolina Diaz, Dawid Whetstone

Andrew Norton, najmłodszy potomek księżnej, będąc wywołany przestał wpatrywać się kolejne twarze przy stole i obrócił się przodem do Starszej.
- Trzy godziny temu, o 17.05 dokonano zamachu na prezydenta. Niecałą godzinę przed zmierzchem. O 19 zadzwoniła do mnie księżna Newton, prosząc o moją osobistą ochronę dla pani Bland, kontrkandydatki prezydenta. Przekazałbym ci tą informację już przez telefon, pani Diaz, gdyby nie fakt że najwyraźniej ostatnimi czasy maniery odpadły z listy kryteriów wyboru twoich sekretareczek - pozwolił sobie dodać wywód poza tematem.
- Moje zdanie, skoro jesteśmy we własnym gronie? Ktoś odwraca naszą uwagę. Od czego? Nie wiem. Ale całą pewnością wiem że gdybyś to Ty, pani, chciała żeby ktoś w tym kraju zginął, byłoby to zrobione do końca, a nie mam powodu szacować możliwości innych Starszych wiele niżej. Więc, zamach nie był celem sam w sobie. Nie żeby miało to jakieś znaczenie: głównym problemem jest naruszenie Maskarady -


Rzucam i wpisuję jak np. ktoś pytał o coś konkretnego. Jak o kimś zapomniałem/nie zauważyłem, dopominać się!
Adam: masz co nieco pojęcia o takich akcjach, a tego co nie wiesz możesz się domyślić. Zamach na prezydenta za dnia? Na bank nie typowy postrzał z jadącego samochodu. Skoro udało się to jak na razie ukryć, to pewnie gdzieś na uboczu. Najpewniejszy strzał to pałac prezydencki w górach nad Port-of-Spain albo podczas tajnego spotkania z VIPem. Inside job albo zdrada! (dużo innych opcji, opisuj do woli, ale te dwie wydają się być najbardziej prawdopodobne)
Devon: blado-pomarańczowa aura. Wyjątkowo blady kolor, ale przecież nie widziałeś ich znów aż tak dużo.
Carolina: o ile mimika Andrew jest niemal perfekcyjne (tj, starannie martwa jak zwykle) a irytacja najwyraźniej prawdziwa, to jest nerwowy, zerkna na drzwi, jakby obawiał się czegoś i chciał stąd wyjść




Kasadian Vouge, Lisa Langdon, Isobel Donovan


"El Cerro del Aripo" zajmowało znaczną część molo. Klub był rozpalcelowany w tuzinie magazynów, na kilku jachtach i w odrestaurowanym, olbrzymim zbiorniku paliwa. W myśl zasady "każdemu według potrzeb" poszczególne obiekty były dość zróżnicowane w ... możliwościach. Znalezienie kogoś w tym kompleksie było niemal niemożliwe - tak więc "markiza" Harriet czekała na gości na nabrzeżu, tuż obok pierwszego z statków. Wysunęła się z cienia, wychodząc naprzeciw przybyszom.

- Starszy Kasadianie, witam cię w moim domu - formalny ukłon może i był daleki od elegancji której próbował ją nauczyć, ale przynajmniej szczery. Podnosząc się dodała - Jak i witam twoje towarzyszki, kimkolwiek by nie były - jeżeli są twoimi gośćmi, tego wieczoru są także moimi - czyli zorientowała się już że obie były spokrewnione, choć wciąż szukała czegoś na twarzy Lisy. Szybko jednak wyszła z sztywnej formy - Nawet niewielu z gości "El Cerro" może pochwalić takimi podbojami jak ty, Kasadianie - dodała z dziwną nutą w swoim ciepłym głosie; przyganą ...albo zazdrością - Liso Langdon, poznaję cię, słodka laleczko tego kraju. Widzę cię każdej nocy o kilka razy za dużo - kobieta o licznych zmarszczkach i zapracowanych dłoniach obróciła się w końcu do Isobel - A ty, trzecia w parze, kim jesteś? - zazwyczaj praktyczna i bezpośrednia Harriet wyraźnie unikała bezpośredniego pytania o przyczynę ich nagłego przybycia; może nie chciała rozmawiać w tym miejscu, a może w tym czasie.

- Witaj Harriet - odpowiedział Kasadian ukłoniwszy się w odpowiedzi - zaproś nas proszę do środka, mamy poważne sprawy do omówienia -

- Isobel Donovan - przedstawiła się dziewczyna, przypatrując uważnie kobiecie. Wyglądała na starą, ale mówiła.. dziwnie, nie jak staruszka, ale aktorki w tych czarno - białych filmach, które oglądała mama.

Lisa udała, że nie dostrzegła w głosie pomarszczonego pudła negatywnej nuty
- Witam. - odparła jedynie z subtelnym uśmiechem - Tego co dobre, nigdy za wiele - dodała z uśmiechem, rzucając słodkim “żarcikiem”, jakich to się używało często w większym gronie. Byle tylko pudło nie odparło czymś kąśliwym.

Harriet wskazała ręką w kierunku pierwszego budynku na molo - jedynego z normalnym, jasnym oświetleniem.
- Zapraszam do mojego biura, myślę że w ten sposób faktycznie nie będzie za dużo ...dobrego - rzuciła porozumiewawcze spojrzenie mężczyźnie. Narzuciła żwawe tempo i po krótkim marszu byli już w podziemnej sali z prostym, drewnianym stołem na środku i setkami pamiątek w gablotach wzdłuż ścian.
- Zamieniam się w słuch, Kasadinie, bo z tego co widzę to tym razem nie jesteś tu żeby sprawić mi przyjemność. Czym mogę ci służyć? -

- Powiedz mi proszę Herriet, wiesz czemu się tu zjawiłem w tą piękną letnią noc? - odpowiedział Kasadian usiadłszy na jednym z krzeseł. Chciał wiedzieć czy Markiza słyszała już plotki o zamachu, wszak gdzie można usłyszeć więcej niz w "El Cerro del Aripo".

- Nie. Choć możliwości jest sporo, choćby na przykład te dwie piękne buźki koło ciebie potrzebują uświadomienia? -

- Wprowadzę Cię w tym razie. - zaczął Vouge - Nie chodzi tu niestety o nasze drogie Panie, w ostatnich dniach doszło do zamachu w świecie śmiertelnych. Zamachu na urzędującego prezydenta, który podobno zostawił po sobie ślady nadnaturalnej aktywności. - mówił Kasadian swym zwyczajnym spokojnym głosem - mam nadzieję, że nie masz z tym nic wspólnego moja Droga - to zdanie wypowiedział jednak inaczej, był w nim lód.

- Mam lepszą świadomość niż wielmożna Pani. - odpaliła Lisa z urokliwym uśmiechem, a w jej głosie brzmiał ton słodkości i umiłowania, ani krzty nieprzyjemnego wydźwięku. Babsko było iście denerwujące.

Kasadian spojrzał na Lise karząco, ale nic nie powiedział czekając na odpowiedź Herriet.

Zerknęła jedynie na niego z przymrużonymi oczami i dała krok w bok, jakby przechadzając się po pomieszczeniu i rozglądając. Udawała, że podziwia wszelaką sztukę; w jakiejkolwiek postaci. Paskudne pamiątki, tandetne i totalnie zero gustu. Lisa potrzebowała się wyłączyć, by przypadkiem nie trafił jej szlag.
Wśród “tandetnych pamiątek” Lisa dość szybko wyłowiła jedną specyficzną. Swoje zdjęcie, co najwyżej sprzed kilku lat.

- Nie mam - przez tą sekundę było w głosie słychać słabsze odbicie tonu starszego -w ciągu ostatnich dni? To jest, dawniej niż dziś, a ja wciąż nic nie wiem? - dziecięce oburzenie Lisy zostało zignorowane. Gospodyni lekko obróciła się w stronę Isobel, jakby czekając na jej reakcję

- Przepiękne pamiątki, madame! - rzekła Lisa, naturalnie mając na myśli wyłącznie swoje zdjęcie, ale po co się wdawać w szczegóły
- Kolekcja warta obejrzenia. - dodała po chwili. Nie liczyła na odpowiedź, po prostu, skoro już tutaj była, to czemu by troszkę nie zwrócić na siebie uwagi.

Starszemu wystarczyła taka odpowiedz korpus wycofał się, a plecy swobodnie oparły o oparcie. Dopiero teraz dwie towarzyszące mu młode wampirki spostrzegły jaka szybka i gwałtowna była to zmiana. Dzika bestia wróciła do wiezienia w tym co zostało z duszy Malkaviana. Powrócił pasjonat sztuki i osoba w gościach u znajomych.
- Nie zdajesz sobie nawet sprawy jak wielce cieszą mnie twe słowa Herriet - odparł Kasadian - a twoja chęć by dowiedzieć się jak najwięcej o zdarzeniu z pewnością, mam nadzieje, zostanie zaspokajana jak najszybciej. Przekaż mi wtedy co się dowiedziałaś jeśli łaska -

- Im więcej wiem, tym łatwiej mi znaleźć kolejne informacje - Isobel, mogłabyś dopilnować żeby Lisa nie zawędrowała w jakieś nieprzyjemne miejsce w czasie naszej rozmowy? -

Dziewczyna pokiwała, mechanicznie, głową.
Nie bardzo rozumiała, po co się tu znaleźli ani o czym - w sumie - rozmawia Kasadian ze starsza kobietą. Chciała zapytać, ale wiedziała, ze wampir nie będzie zadowolony. Nie lubił, kiedy pytała zbyt dużo. Lisa - jak to Lisa, wykorzystywała czas, zeby zabłysnąć, ściągnąc na siebie uwage wszystkich. Isobel po prostu się nudziła.

- Spokojnie, madame. Faktycznie, można z zapomnienia powędrować tutaj w różne zakamarki, ale jakoś daję radę. - odrzekła urokliwie, nie dając po sobie poznać, jak bardzo ją drażni zachowanie kobiety. Odwróciła się w kierunku Harriet z przepięknym i przeuroczym uśmiechem, który sprawił, że wyglądała jak błyszcząca, cudowna gwiazda, jak cud natury, ruchomy obrazek, od którego nie dało się oderwać wzroku.
- Och, piękny naszyjnik. - skomentowała dając krok w stronę rozmówczyni Kasadiana. Z każdym zbliżeniem się, jej stukot wysokich obcasów dawał o sobie znać, a obcisła, czarna sukienka, wprawiała ciało Lisy w hipnotyzujące kołysanie. - Od Michaela Spiersa? - spytała, wymieniając najbardziej znanego z ludzi, wśród wyrobu biżuterii.
- Serdecznie przepraszam, że tak bardzo nie na temat i przerywam, jeśli bym mogła, chętnie bym się dołączyła do rozmowy, najlepiej milczeniem i uważnym słuchaniem. Mogę? - spytała słodko wskazując ręką na pobliski fotel i uśmiechając się do Harriet przekonująco. Po prostu chciała ją oczarować, ażeby ułatwić Kasadianowi zadanie. Być może wampirzyca coś wie, tylko po prostu to ukrywa, a dzięki drobnym gestom i zachętom, w sekrecie zdradzi małą tajemnicę.
- Dziwi fakt, że takiej pięknej kobiecie, żaden mężczyzna nie szepnął choćby słówka czy plotki. -
- Możesz, kochana, możesz. Zwłaszcza ten fragment z milczeniem - najwyraźniej zachęty miały efekty przeciwne do pożądanych. Jak babcia upominająca wnuczkę

- Widzę Panie, że mówicie jednym językiem - wtrącił się starszy udając nieświadomości wojny na przyjemności którą toczyły kobiety - pozostawię was zatem. Lisą bądź tak miła i wprowadź Herriet w szczegóły. My z Isobel opuścimy was za to na godzinę, dwie. Muszę dopełnić względem niej obowiązków mentora - powiedział i delikatnym ruchem zagarnął nastolatkę do wyjścia - Zadzwoń gdy zakończycie temat Moja Piękna - dodał jeszcze całując dłoń Lisy na pożegnanie. - Żegnaj Herriet, przyjemnością było Cię znów zobaczyć -

- Twoja nowa zabawka przyucza się na emisariuszkę? - “markiza” była wyraźnie rozbawiona - A może … - zatrzymała w pół zdania, jakby coś do niej dotarło - Oczywiście, zajmę się nią. Mam godzinę wedle mojego uznania, tak? - w oczach kobiety było widać żywe iskierki.

- Nie rozpanosz się tylko proszę zbytnio - odparł krótko Kasadian przekroczył drzwi i opuścił salę.

- Och, jakże bym śmiała -




Lisa Langdon

Lisa uśmiechnęła się szeroko zakładając nogę na nogę, odsłaniając swoje zgrabne uda.
- To co? Już sobie wielmożna dama przypomniała o wszystkim? - spytała uroczo, jak typowa, głupia blondyneczka, a jej uśmiech ciągle promieniał. Zarzuciła włosy na plecy i westchnęła teatralnie oglądając swoje paznokcie.
- Nie rozumiem, czemu niektórzy tak się pysznią, kiedy są tylko “drudzy z kolei”. To tak, jakby być nikim, nie sądzisz? - spytała niewinnie, nie zwracając na kobietę nadmiernej uwagi.

Harriet ciągle milczała, z smutnym uśmiechem siedząc w swoim fotelu. Ona, dla odmiany, całą uwagę poświęcała grymaszącej dziewczynie. Skupione spojrzenie nie schodziło z Lisy nawet na moment, jakby przewiercała się przez ciało na drugą stronę.

Lisa wstala chwile po tym, jak wampir wyszedl.
- Dowiedz sie wszystkiego o tym zamachu i przekaz informacje Kasadianowi. Ja nie mam czasu na pogawędki z kimś drugiego rzędu. Żegnam. -

- Jesteś moim gościem, więc nie będę cię zatrzymywać. Ale od tej pory nie masz tu wstępu - pierwszy raz w głosie Harriet przebiła się irytacja. Za wychodzącą blondynką szczęknął zamykany zamek.
Korytarz prowadził na tyły biura, w kierunku reszty budynków. Gdzie, ledwie kilkanaście metrów od siebie, zauważyła dziewczynę. Z jej fryzurą, jej sukienką oraz...całkiem podobną twarzą. I pomimo faktu że właśnie zobaczyła swojego sobowtóra, znudzonym krokiem idącą w stronę morza.


Kasadian Vouge, Isobel Donovan

- Lisa właśnie zerwała rozmowę i wyszła- telefon od Harriet rozbrzmiał nawet jeszcze zanim zdążyli zacząć polować - Twoja śliczna podopieczna jest więcej niż bezczelna. Tak, spełnię twoje prośby, obie, choć tą drugą też mogłeś wyrazić osobiście. O szkodach które Lisa wyrządzi podczas tej godziny...porozmawiamy post factum- w tle było słychać polecenie które Harriet wydawała jakimś mężczyznom - Ale nie stanie się jej krzywda aż wrócicie, Ty i Isobel -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 09-11-2015 o 16:40.
TomBurgle jest offline