Carolina nie dała po sobie poznać irytacji po przytyku Andrew. Odpowiedziała lekkim tonem:
- Och, Andrew, jak zapewne się domyślasz, w sytuacjach alarmowych jak ta liczy się czas, więc mogły się trafić luki spowodowane zbytnią nadgorliwością. Sądzę, że gdyby zlecenie ochrony było natchmiastowe poinformowałbyś mnie o tym na przykład oddzwaniając bezpośrednio do mnie. Skoro tak się nie stało, zakładam, że jeszcze nie objąłeś nowych obowiązków – zmrużyła lekko oczy – Od kiedy zatem masz przejąć stanowisko ochroniarza? – dorzuciła niewinnym tonem. – I z kim masz współpracować?
Po czym kontynuowała:
- Zakładając, że zamach sam w sobie jest zasłoną dymną mającą na celu zwrócenie uwagi na nieumarłych, kto może mieć w tym interes? Sabbat? Nie było ostatnio żadnych raportów na ten temat. Przeciwnicy księżnej? Sugestie co do dalszego postępowania?
Carolina spojrzała kolejno na Davida i Adama.
- Davidzie, Adamie, wiem, że dla Was to nowa sytuacja. Jakieś przemyślenia?
Oceniający wzrok Toreadorki spoczął na Adamie, jednym z najnowszych dodatków do klanu. Ciekawa była obserwacji własnego potomka i siedzącego opodal młodzika.
Oczekując na reakcję wywołanej dwójki, obserwowała Andrew spod rzęs. Poruszyła leniwie nogą założoną na nogę i w widoczny sposób rzuciła okiem na zegarek na swoim nadgarstku, jak gdyby oczekiwała kogoś jeszcze. Ciekawa była reakcji wampira. Liczyła, że prowokacja pozwoli Devonowi na odczytanie dalszych informacji. Planowała również porozmawiać z Andrew na osobności. |