Wątek: Rozdarcie
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2015, 01:44   #1
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Rozdarcie

W karczmie Lodowy Upiór nie działo się dobrze, górne piętra spłonęły, w porę ugaszone przez straż ogniową, która wpadła do przybytki wraz ze strażnikami miejskimi. Moronzgul dawno nie widziało takiej walki magów, albowiem Ci woleli raczej po Rozdarciu nie zawisnąć na suchej gałęzi. A magowie po rozdarciu, nie ważne czy należeli do Trybunału Magii, przez rozwścieczone tłumy zawisali często. O dziwo, potem te nastroje nieco się ociepliły, a co za tym idzie magowie coraz częściej pokazywali się wśród ludzi i służyli swoimi magicznymi umiejętnościami. Za to wojownicy, nie ważne jakim orężem się posługiwali, zyskali na znaczeniu, a najemnictwo stało się bardzo popularnym rzemiosłem. Nic dziwnego że i teraz w karczmie ich nie brakło. Nie brakło również magów.

Drzwi do gospody stały otworem, nikomu nie paliło się ich zamknąć, dlatego teraz lecący z nieba śnieg nieco niepewnie, jakby się wstydził, z pomocą wiatry wchodził do środka. Coraz głębiej i głębiej. Stary ork będący właścicielem i karczmarzem złorzeczył i przeklinał mieszając wspólny język z jego rodzimym, orkowym narzeczem. W odmiennej sytuacji była gnolka, kelnerka, która skomlała na jednym z krzeseł wiedząc że teraz wypłata znacznie się skróci, a w tych czasach pieniądze były bardzo potrzebne. Lodowego Upiora czekały ciężkie czasy, a co za tym stoi podróżnych którzy stracili na jakiś czas jeden z lepszych przybytków w osławionej stolicy północy.

Świeży śnieg przed gospodą zostawał coraz bardziej ubity przez zbierających się gapiów i ciekawskich, którzy coraz gęściej gromadzili się przed budynkiem. Im ktoś był wyższy tym więcej mógł zobaczyć, im ktoś był bardziej śmiały wtykał głowę przez futrynę drzwi by zobaczyć martwą elfkę, minotaura oraz dwójkę w czarnych płaszczach. Nie trwało to długo, zostawali natychmiast przeganiani przez strażników miejskich w jasnych, prawie białych kirysach oraz talerzowych hełmach z grawerowanym symbolem miasta. Wielkiego renifera stojącego dumnie na szczycie góry, przez tego renifera też straż zwana była rogaczami lub rogasiami. Oczywiście można było za to zarobić w zęby lub spędzić dzień w dybach, ale kiedy strażnicy nie słuchali takie nazwy krążyły wśród mieszkańców.

Kapitan straży miejskiej, człowiek, Edgar Rollostr przebił się przez ciżbę stojącą przed karczmą, by stanąć w nieco bogatszym kirysie w drzwiach Lodowego Upioru. Wzrok miał surowy, karcący. Budowa ciała musiała budzić respekt nawet u umięśnionych troglodytów czy orków. Stalowe wzmocnienia kirysu chrzęściły z każdym krokiem. Strażnicy będący niżej w hierarchii ustępowali przejścia swojemu kapitanowi. Zatrzymał się dopiero przy wystygłym truchle elfki. Spojrzał na zebranych, swoim spojrzeniem zaszczycił nawet karczmarza, następnie skierował oczy w stronę przelewanego dla pewności wodą pogorzeliska.
- A taka to była ładna gospoda… – powiedział ze smutkiem zdradzając swoje upodobanie do tego miejsca – Dobrze. Kto mi powie co tu się stało?
- Magowie stoczyli ze sobą walkę w pokojach dla przyjezdnych. Magowie i jeden minotaur, według świadków ten nie posiadał magicznych umiejętności. – z widocznym szacunkiem, a może i strachem odezwał się jeden z podwładnych.
Kapitan pokiwał głową, pochylając się nad ciałem elfki. Bez kozery wsadził jej rękę w ranę po zaczarowanym, zatrutym ostrzu. Fosforyzującemu, zmieszanemu z krwią płynowi pozwolił skapać z palca na drewnianą, nierówną podłogę.
- Jad istot z Rozdarcia, nie ma niego skutecznej odtrutki. Sądzę że nie dowiemy się dlaczego się pozabijali. Ci w płaszczach to jakieś znajome twarze?
- Tylko człowiek, został rozpoznany jako pracownik portu, podobno przybył tutaj dwa lata temu. Elfa nie znamy.
Ta rozmowa, zbieranie informacji i pogłosek zajęło na tyle dużo uwagi kapitana, że jego uwadze uszła torba którą Marenwen wcisnęła osobie stojącej najbliżej, czyli [b]Reeva[/i]. W środku nic wielkiego, trochę kosmetyków, jakieś wywary nieznanego pochodzenia i przeznaczenia, zapewne jakie parszywe magiczne eliksiry. I niewielki, oprawiony w skórę, zapisany wyraźnym acz nieco pochyłym pismem. Na nieszczęście był pisany po trochu wspólnym, po trochu elfickim. I te elfickie krzaczki i przysadziste bryły zawierały w sobie najwięcej informacji – na szczęście w mieście białych elfów było w brud. Wystarczyło zebrać drużynę i ruszyć ku przygodzie.

Ale kapitan nie miał zamiaru nikogo wypuścić, a za wszelkie próby opuszczenia lokalu bez wyjaśnień groził mamrem. Legendy krążyły o lochach pod miastem, podobno nim nordowie zdobyli Moronzgul śnieżne elfy właśnie zbudowały to miasto, a w podziemiach przetrzymywali orków którzy najechali miasto w czasach Orkowej Wiosny. To co nie udało się orkom, kilkanaście wieków później udało się ludziom. Do dzisiaj w różnych kronikach krążą plotki o tym co tam znaleźli, setki pojmanych orków konających z głodu lub jedzących siebie nawzajem, zezwierzęconych. Orków wybito, a lochy służyły obecnej władzy do tego samego co poprzednim właścicielom. Może tylko na mniejszą skalę. Jakby nie było czasy były nieco bardziej cywilizowane, a za murami miast wszyscy mieli wspólnego wroga – Rozdarcie.

Reeva chyłkiem zerknęła na te zapiski, które mogła przeczytać.

Cytat:
”25 dzień, Szary, 20 rok Rozdarcia

Jestem w stanie przysiąc, że wiem jak zamknąć Rozdarcie, zdobyłam nawet od starego Eskila kawałek klucza, niestety artefakt jest martwy, rozładowany, pozbawiony życia. Jedyny magiczny przedmiot jako udało się stworzyć Trybunałowi, a te błazny użyli do szukania innych wymiarów, ot, i proszę. Dostali, czego szukali. Żałuje tylko że tak ochoczo przystałam na prośbę tego starego morloka bym i ja poszła z nim otwierać tę pieprzoną dziurę. Powinna być zatkana, powinna nigdy się nie otworzyć na ten świat. Pieprzony morlok.

30 dzień, Szary, 20 r.R.

Studiując prastare teksty, natrafiłam na ślad wspominający o trzech przedmiotach, przejawiających magiczne właściwości. Za wcześnie jest otwieranie najlepszych butelek wina, ale jeżeli istnieją z pewnością udałoby się naładować nimi Klucz. Resztę dla bezpieczeństwa zapiszę w rodzimym języku.

(reszta nieczytelna)

16 dzień, Fiolet, 20 r.R.

Zamknięcie tego przeklętego okna do piekła nie będzie takie proste, jak myślałam. Zapiski tylko wspominają artefakty, nie wspominają niestety gdzie ich szukać. Ale wiem gdzie szukać odłamków Klucza. Według moich badań i znajomości, pozostałe kawałki Klucza posiadają:
- parszywy trog, mag wodny, Gel spod Tkal, bęcwał który wciągnął mnie w tą kabałę – ukrywa się pod krasnoludzkim miastem w Gryfich Stokach - Bekkevold
- ohydny ghul, nekromanta a jakże, Harith Abraha Harb, idiota który nawet w Trybunale musiał roznosić woń padliny – ukrywa się gdzieś wśród wydm na Pustyni Sarskiej, ale znając jego upodobania kulinarne z pewnością będzie gdzieś koło nekropolii,
- gangrenowaty minos, mag energii, Hörður Böðvarsson, chędożony i niezdarny osobnik postury enta – ukrył się wśród dzikich lasów wschodzie Granitu, niedaleko miasta Thi Đắc.
- nędzny łosiek, mag przemiany, Ibeabuchi, nieokrzesany jak zwierzęta z którymi ucinał sobie pogawędki – ostatnio był wśród driad w zagajniku Cunha
Reszta odłamków prawdopodobnie nadal spoczywa na szczycie Palca Bożego, w rękach poległych głupków którzy mieli nadzieję od razu zamknąć Rozdarcie, a jeżeli któryś z nich uciekł nie jest znane jego miejsce ukrycia.
Reszta lektury została przerwana. Kapitan zaczął krzyczeć do straży by pojmali jakiegoś nieszczęśnika który próbował opuścić karczmę, został zdzielony pałką w łeb – i upadł na ziemię zmroczony – i od razu wciągnięty na powrót do karczmy.
- Nikt nie wyjdzie bez złożenia wyjaśnień. – zaryczał ochryple w kierunku zgromadzonych, a pod tyłek nogą przysuwając sobie zydelek. Zbroja zachrzęściła gdy siadał. – Kto pierwszy? Mam czas.
Nie było mowy by uciekać, straż w tym mieście była silna, przykładali uwagi do jej szkolenia i zaprawy. To nie była chłopska milicja czy zaciąg z mieszczan. Więcej wspólnego mieli z najemnymi zbirami i dlatego to kapitan Edgar Rollostr im przewodził. Kogo innego by się nie bali, roznieśli miasto na cztery wiatry i zostali nagie, bezbronne. Tylko dlatego nadal stało, bezpieczne, z codziennie płonącym przed miastem stosem z potworów który rzuciły się na największe na północy miejskie osiedle.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline