Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2015, 17:29   #20
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Nie musiała długo czekać. Czas ma to do siebie, że w momentach, gdy chciałoby się go zatrzymać pędzi jak szalony. Gdy jednak wolelibyśmy coś przyspieszyć, ten płata figla i rozwleka się niemiłosiernie, uwydatniając boleśnie każdą mijającą leniwie sekundę.
Czas włada ludźmi. Kto myśli, że jest odwrotnie niewiele jeszcze przeżył.

- Maggie Johnson - powiedziała wyciągając rękę do nieobecnej podczas wczorajszego zebrania kobiety.

- Wiem - odparła podając dłoń. - Lucy Lakis ale wystarczy Lucky. Gotowa?

- Gotowa - odpowiedziała bez chwili zawahania.

Nie musieli silić się na sztywne rozmowy, czy sztuczne wymiany uprzejmości, które w tym momencie byłyby co najmniej śmieszne, bo gdy tylko wszyscy zjawili się na miejscu ich oczom ukazały się imponujące środki transportu. Meggie miała nadzieję, że dane jej będzie siąść za kierownicą każdego z pojazdów.

- Kto prowadzi? - spytała, gdy tylko dowiedziała się, gdzie została przydzielona a monstrualny transporter ukazał się jej oczom.

- Dopóki droga będzie prowadzić przez pewne tereny, ja prowadzę. Gdy zaczniemy się przedzierać przez terytorium Głodnych, siądziesz za kółkiem. Nie powinno ci to sprawić problemu, mam rację? - rzucił Sander, kierując się w stronę transportera.

- Masz - odpowiedziała uśmiechając się lekko. Lubiła siedzieć za kierownicą. Podniosła z ziemi swój plecak i ruszyła za Sanderem. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że jej postawa różniła się znacznie od tej prezentowanej wczoraj.

Droga była długa i nudna, minęła na przeglądaniu przygotowanego dla nich sprzętu. Jak na złość trafiła jej się ekipa mruków, którzy nijak nie rwali się do umilania czasu rozmową, co jeszcze bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że w czasie tej samobójczej wyprawy nie spotka jej nic przyjemnego.

Szybko okazało się, że była w błędzie. Jedzenie w centrum meteo było lepsze niż w Arkadii. Do tego ciepła kąpiel, łóżko cisza i spokój, dzięki którym szybko zasnęła.

Jednak jak to mówią wszystko co dobre szybko się kończy.

Alarm. Ten dźwięk zawsze stawiał ją na nogi. Przez moment wydawało jej się, że zaraz spotka swoich kolegów pospiesznie zakładających na głowy hełmy strażackie, że usłyszy głos przełożonego wydającego polecania. Zerwała się na równe nogi.

Było prawie tak, jak myślała. Prawie.

- Co się dzieje? - spytała gdy tylko hełm zapewniający łączność znalazł się na jej głowie. Czekając na odpowiedź i ewentualne polecania zaczęła się szybko ubierać.

- Mamy towarzystwo - odpowiedział jej głos Lucky.

- Yhm - mruknęła - tego się domyśliłam. Gdzie jestem potrzebna?

- Znajdź sobie dobre miejsce strzeleckie, najlepiej na drugim piętrze i czekaj na rozwój sytuacji. Jeszcze nie wiemy z kim mamy do czynienia - padła odpowiedź, tym razem wypowiedziana głosem Sander’a.

Zrobiła dokładnie to, co jej polecono. Praca nauczyła ją, że z przełożonymi się nie dyskutuje. Zazwyczaj.

Z bronią snajperską utkwioną w szczelinie otwartego okna łazienki na drugim piętrze czekała na rozwój sytuacji. Serce waliło jak szalone. Nigdy nie strzelała do człowieka.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline